W trzecim roku wojny można odnieść wrażenie cofnięcia się do początku rosyjskiej inwazji. Dominuje niepewność, rosyjska armia znów idzie do przodu i nie wiadomo, kiedy i gdzie uda się ją zatrzymać.
Pod koniec 2024 roku, wbrew rosyjskim planom, Ukraina wciąż istnieje jako sprawne państwo i stara się nawet, na ile to możliwe w sytuacji wojny, normalnie funkcjonować. Wydaje się książki, powstają filmy, a w regionach oddalonych od frontu budowane są nowe przedsiębiorstwa. I kiedy jedziesz przez tę „bezpieczną” część Ukrainy albo chodzisz po Kijowie, gdy nie ma alarmów, to możesz nawet na chwilę zapomnieć o wojnie. Ale to oczywiście nie trwa zbyt długo, bo wojna jest czymś realnym, nawet jeśli jest w tle.
Rosja wciąż w natarciu
Rosyjska inwazja miała być blitzkriegiem. Rosyjskie kolumny 24 lutego 2024 roku ruszyły w głąb Ukrainy. W niektórych miejscach udało im się błyskawicznie zająć znaczne obszary. Tak było na przykład na południu, gdzie okupowały Zaporoską Elektrownię Jądrową i Chersoń.
Rosjanie nie spodziewali się, że ukraiński opór będzie tak silny. Warto przypomnieć dziesiątki tysięcy Ukraińców, którzy od 24 lutego zgłaszali się na ochotnika do armii. I dzięki temu wysiłkowi rosyjską armię nie tylko udało się powstrzymać, ale też zmusić do wycofania najpierw z północnej części Ukrainy, w tym spod Kijowa. A przecież rosyjskie wojska były już faktycznie na rogatkach ukraińskiej stolicy!
Jeszcze tego samego roku Ukraińcy przeprowadzili dwie udane kontrofensywy, odzyskali znaczną część obwodu charkowskiego oraz na południu wyzwolili część obwodu mikołajowskiego i chersońskiego z samym Chersoniem. Niestety kolejna kontrofensywa podjęta w czerwcu 2023 roku w obwodzie zaporoskim nie przyniosła zakładanych rezultatów – nie udało się przerwać wszystkich linii obrony i wyjść w kierunku Morza Azowskiego, nie mówiąc już o Krymie.
Jesienią 2023 roku Ukraina przeszła do obrony strategicznej. W październiku 2023 roku rosyjskie siły rozpoczęły szturmowanie Awdijiwki, którą udało im się zdobyć w lutym 2024 roku. I od tego czasu wojska rosyjskie są cały czas w natarciu. Do października 2024 roku nie sprawdziły się wcześniejsze prognozy ukraińskich ekspertów, że rosyjskie siły wyczepią swój potencjał ofensywny i będą zmuszone przejść na pauzę taktyczną.
W 2024 roku Rosjanie w Donbasie cały czas parli do przodu. Po nieudanym doświadczeniu początku inwazji rosyjskie dowództwo zmieniło taktykę i wykorzystuje przewagę w postaci siły żywej i sprzętu. Rosyjskie kierownictwo jest w stanie poświęcić dużą liczbę żołnierzy, którzy giną lub są ranni w walkach o miejscowości, o których nikt z nich wcześniej nie słyszał. W drugiej połowie 2024 roku rosyjskie straty przekroczyły, według ukraińskich danych, półtora tysiąca żołnierzy dziennie (zabitych, rannych, wziętych do niewoli). Ale Rosja w drugiej połowie 2024 roku cały czas posiadała zasoby ludzkie na potrzeby wojny, miała także większe możliwości, jeśli chodzi o środki rażenia, zwłaszcza w artylerii i lotnictwie. Co prawda w drugiej połowie 2024 roku przewaga Rosji w użyciu pocisków artyleryjskich na polu boju zmalała, mimo że może ona liczyć na dostawy z Korei Północnej. Silnie odczuwalna jest przewaga w powietrzu. W 2024 roku rosyjskie lotnictwo atakowało ukraińskie pozycje przede wszystkim z użyciem bomb szybujących zrzucanych z odległości bezpiecznej dla rosyjskich samolotów. Bomby tego typu w 2024 roku zaczęto też masowo wykorzystywać do bombardowań ukraińskich miast znajdujących się blisko linii frontu lub granicy z Rosją: Charkowa, Chersonia, Sum i Zaporoża.
Ukraina odniosła jednak sukces w walce na morzu. Nie posiadając własnej floty wojennej, potrafiła umiejętnie wykorzystać nowe rodzaje broni: pociski manewrujące Neptun i bojowe drony morskie oraz zachodnie uzbrojenie do zwalczania rosyjskiej floty czarnomorskiej. W drugiej połowie 2023 roku udało się jej zmusić rosyjską flotę do ograniczenia jej działań w zachodniej części akwenu czarnomorskiego i dzięki temu odblokować dostęp do swoich portów w obwodzie odeskim.
W sierpniu 2024 roku ukraińskie siły weszły na teren obwodu kurskiego w Rosji. Celami operacji kurskiej było stworzenie pasa bezpieczeństwa na granicy z obwodem sumskim, odciągnięcie rosyjskich wojsk z frontu w Ukrainie, a także pokazanie, że wojna może również przyjść na ziemię agresora. I chociaż zdania na temat osiągnięcia założonych celów są podzielone, to jednak ukraińska armia pokazała, że jest w stanie wciąż zaskoczyć i przejąć inicjatywę tam, gdzie przeciwnik się najmniej spodziewa.
Brakuje broni i ludzi
W trzecim roku wojny po stronie ukraińskiej wciąż odczuwalne były problemy z bronią i amunicją. Zachodni partnerzy od początku rosyjskiej agresji bardzo powoli reagowali na ukraińskie potrzeby. Wyjątkiem była Polska, która okazała się jednym z pierwszych państw, które przekazało ciężki sprzęt bojowy, w tym czołgi i bojowe wozy piechoty.
W Kijowie oczekiwano dostaw zachodnich systemów walki. Najpierw przekonywano Zachód, żeby dostarczył broń lufową, później udało się otrzymać zgodę na systemy artylerii rakietowej HIMARS, nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej, następnie zachodnie czołgi i bojowe wozy piechoty, a w końcu samoloty (pierwsze F-16 dotarły do Ukrainy latem, a na początku stycznia 2025 roku powinny do nich dołączyć francuskie Mirage 2000-5). Wszystko to trwało bardzo długo i pokazywało, jak Zachód obawia się przekroczenia wyznaczonych przez siebie „czerwonych linii”. Strach przed Rosją i eskalacją wciąż tkwi w podświadomości części zachodnich partnerów Ukrainy. To powoduje, że wiele systemów broni dotarło zbyt późno, aby móc wpłynąć na sytuację na froncie.
Co gorsza, Zachód zbyt wolno zwiększa swoje moce, jeśli chodzi o produkcję uzbrojenia. Wojna z kolei przyniosła gwałtowny rozwój produkcji o charakterze wojskowym w samej Ukrainie. Pojawiło się wiele innowacyjnych firm produkujących różnego rodzaju drony wojskowe. W 2024 roku łączna wartość ich mocy produkcyjnej była oceniona na 20 miliardów dolarów, ale państwo było w stanie zakupić ich tylko za kwotę 6 miliardów dolarów. Dlatego dyskutowano, czy mimo trwającej wojny nie lepiej zezwolić na częściowy eksport takiej produkcji z Ukrainy, co umożliwiłoby rozwój i zachowanie płynności przez tamtejsze firmy. Pewnym rozwiązaniem jest też finansowanie ukraińskiej broni dla potrzeb ukraińskiej armii przez partnerów. W 2024 roku zainwestowano w ten sposób około 705 milionów dolarów (liderem jest Dania, która przeznaczyła na ten cel 436 milionów dolarów).
Do tego dochodzą cały czas „czerwone linie” w postaci braku zgody na przekazywanie przez partnerów (USA i Niemcy) broni dalekiego zasięgu i zgody na jej użycie na terenie Federacji Rosyjskiej. Ale broń to nie wszystko. W trzecim roku wojny Ukraina zetknęła się z być może jeszcze większym problemem – brakiem nowych żołnierzy. W maju 2024 roku weszła w życie ustawa mobilizacyjna, której celem jest usprawnienie procesu pozyskiwania żołnierzy. I chociaż rzeczywiście w kolejnych miesiącach nastąpił pewien wzrost liczby mobilizowanych, to wciąż nie zabezpiecza ona potrzeb frontu.
Wydaje się, że w kwestii pozyskiwania nowych żołnierzy błędy zostały popełnione jeszcze w 2022 roku. Najpierw obserwowaliśmy zryw ochotników. Ale później po sukcesach ukraińskich kontrofensyw kierownictwo i dowództwo skoncentrowało się przede wszystkim na pozyskiwaniu broni od partnerów. Zamiast intensyfikacji programów szkoleniowych ówczesny dowódca naczelny generał Walerij Załużny publicznie mówił, że Ukraina nie potrzebuje więcej żołnierzy, a potrzebuje więcej broni.
Według ONZ od 24 lutego 2022 roku do końca sierpnia 2024 roku zginęło 11 743 cywilów, a 24 614 zostało rannych. Wśród zabitych jest 641 dzieci. Te dane dotyczą tylko potwierdzonych przypadków śmierci i zranień, dlatego ONZ uważa, że rzeczywiste liczby mogą być znacznie wyższe. Dokładne straty wśród ukraińskich wojskowych nie są znane. 25 lutego 2024 roku prezydent Ukrainy po raz pierwszy podał liczbę – 31 tysięcy zabitych ukraińskich żołnierzy. Jednak amerykańska gazeta „The Wall Street Journal” 17 września 2024 roku oceniła ukraińskie straty na 80 tysięcy zabitych żołnierzy.
Wytrzymałe państwo
Ukrainę jako organizm państwowy można określić słowem „stabilność” albo „wytrzymałość”. Państwo ukraińskie przez wiele lat uznawane przez niektórych za pogrążone w totalnej korupcji, czy wręcz upadłe, zdało egzamin w obliczu rosyjskiej napaści.
Do tej pory symbolem wytrwałości są koleje ukraińskie. Pierwszy pociąg ewakuacyjny wyjechał już po południu 24 lutego 2024 roku z Charkowa do Kijowa. Ukraińskie koleje nie tylko prowadziły i prowadzą ewakuację, ale również stały się ważnym elementem logistyki wojskowej, a przy tym wypełniają standardowe zadania, jak regularne przewozy pasażerskie i towarowe przez cały okres wojny. Co więcej, rozwijają sieć połączeń, w tym międzynarodowych.
Ukraiński system bankowy też się nie załamał. Wielu moich znajomych po rosyjskiej inwazji nie wycofało swoich oszczędności z ukraińskich banków, aby nie szerzyć paniki. Owszem Narodowy Bank Ukrainy wprowadził ograniczenia dotyczące transferów, wypłat, ale z czasem były one liberalizowane.
Małym firmom, ale też samym Ukraińcom, pomaga dosyć wysoki stopień digitalizacji wprowadzany w ostatnich latach. Wiele spraw można załatwić po prostu przez internet. Wystarczy spojrzeć na zawartość aplikacji Diia, która dla przeciętnego Ukraińca jest znacznie lepsza niż polski odpowiednik mObywatel.
W większości przypadków zdały egzamin władze samorządowe. Reforma samorządowa (decentralizacja) wprowadzona po 2014 roku jest uznawana za jedną z najbardziej udanych zmian systemowych. Służby komunalne działają mimo niekiedy skrajnie niebezpiecznych warunków. Ale jednocześnie po 2022 roku pojawiała się dyskusja co do zasadności pewnych inwestycji realizowanych przez władze samorządowe w różnych miejscowościach – pytano, czy remonty nawierzchni, trotuarów i innej infrastruktury są pierwszą potrzebą podczas toczącej się wojny.
Ukraińska gospodarka w warunkach wojny wykazała się elastycznością. Po rosyjskiej inwazji w 2022 roku odnotowała ona spadek o 29 procent, podczas gdy międzynarodowe instytucje finansowe prognozowały spadek o 45 procent. Prognoza Narodowego Banku Ukrainy na 2024 rok wynosi 3,7 procent wzrostu PKB. W kolejnych dwóch latach zakłada się przyśpieszenie do pięciu procent. NBU był w stanie opanować wzrost inflacji. Na początku 2023 roku wynosiła 26,6 procent, a w grudniu już tylko 5,1 procent. W 2024 roku odnotowano pewien wzrost, jednak wydaje się, że w 2025 roku uda się osiągnąć docelowy – 5-procentowy wskaźnik inflacji.
Bezrobocie we wrześniu 2024 roku wyniosło 15,4 procent. Powoli rośnie liczba ofert na rynku pracy. Wojna przyczyniła się pogłębienia biedy. Według agencji badawczej Info Sapiens odsetek osób, które zmuszone są do oszczędzania na jedzeniu, we wrześniu 2024 roku wzrósł do 24,2 procent. Wzrost grupy osób biednych widać w stolicy Ukrainy, która i tak może się pochwalić największą liczbą ofert pracy. Najbardziej obrazowy jest wzrost liczby hosteli dla osób pracujących, na których wynajem nie stać pracowników.
Ogromnym problemem jest zależność Ukrainy od finansowania z zewnątrz. Od początku wojny na pełną skalę wszystkie dochody do budżetu są przeznaczane na finansowanie obronności, zaś koszty cywilne są pokrywane z pomocy zagranicznej. W 2024 roku zapotrzebowanie na takie finansowanie z zewnątrz wyniosło 38 miliardów dolarów.
Prognozy zależą od szeregu czynników, z których najważniejszym jest dalszy przebieg wojny. Widać na przykład malejącą produkcję metalurgiczną, która uchodziła za jedną z ważnych pozycji w ukraińskim eksporcie. Całkiem dobrze radzi sobie natomiast ukraińskie rolnictwo. Tym bardziej, że udało się odnowić eksport drogą morską. W sierpniu 2024 roku na porty morskie przypadło 79 procent eksportu ukraińskiej produkcji rolnej, 6 procent zostało wyeksportowane z portów dunajskich, a kolejami wywieziono ponad 10 procent.
Mimo wojny jednym z poważnych problemów pozostaje korupcja. Na Ukrainę można patrzeć jednak w tym kontekście z dwóch perspektyw: albo jako na państwo wciąż skorumpowane, albo na państwo, które walczy z tym problemem. Warto odnotować liczbę wykrywanych spraw korupcyjnych. Co ważne, aktywne w tym procesie jest społeczeństwo obywatelskie, publikowane są śledztwa dziennikarskie, działają aktywiści antykorupcyjni.
Ataki na energetykę
Ogromnym wyzwaniem zarówno dla gospodarki, jak i dla funkcjonowania mieszkańców Ukrainy jest zniszczona energetyka. NBU szacuje, że deficyt energii w 2024 roku przewyższy 7 procent, a w 2025 roku zbliży się do 8 procent. Jednak takie prognozy mają zasadniczą niewiadomą w postaci dalszych rosyjskich ataków wymierzonych w ukraiński system energetyczny.
Ukraina utraciła część mocy energetycznych w związku z okupacją jej terytoriów przez Rosję. Już na początku agresji Rosjanie zajęli Zaporską Elektrownię Jądrową. W październiku 2022 roku Rosja rozpoczęła zmasowane ataki na ukraińską energetykę, które trwały do kwietnia 2023 roku. Szacuje się, że w tym okresie rosyjskie rakiety i drony kamikadze mogły zniszczyć lub uszkodzić około 50 procent różnego rodzaju obiektów energetycznych. Spowodowało to wielogodzinne przerwy w dostawach energii elektrycznej zarówno dla odbiorców indywidualnych, jak i biznesu. Przedsiębiorcy dosyć szybko zaadaptowali się do sytuacji, zakupując różnego rodzaju generatory. Podobną autonomiczność zapewnili sobie Ukraińcy, których było na to stać.
Druga fala zmasowanych ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną rozpoczęła się na początku 2024 roku i trwała aż do końca sierpnia. Jej skutki były jeszcze bardziej wyniszczające – niektóre zaatakowane elektrownie zostały całkowicie zniszczone. W rezultacie już wiosną powróciły przerwy w dostawach prądu, które utrzymywały się przez całe lato.
Według raportu Misji ONZ ds. Monitorowania Praw Człowieka w Ukrainie zimą 2024/2025 roku Ukraińcy będą musieli się zmierzyć z brakiem prądu od czterech do nawet osiemnastu godzin na dobę. Niektóre regiony kraju jednocześnie mogą zostać też pozbawione ogrzewania.
Naprawdę jednak trudno ocenić, jak będzie wyglądała sytuacja energetyczna, ponieważ zależy to przede wszystkim od wspomnianych dalszych działań Rosji. Jesienią 2024 roku obawy dotyczyły możliwych rosyjskich ataków na infrastrukturę ukraińskich trzech elektrowni jądrowych, na których w dużej mierze opiera się obecnie ukraińska energetyka.
Społeczeństwo przechodzi zmiany
Ukraińskie społeczeństwo pokazało na początku wojny dużą odporność, a przede wszystkim ducha oporu. To właśnie dzięki niemu udało się powstrzymać Rosjan. Ukraiński opór zaskoczył zachodnich obserwatorów, którzy dawali Ukrainie najpierw kilka dni, a później kilka tygodni. To była dziwna prognoza, zważywszy na to, że Ukraińcy już udowadniali w poprzednich latach, że są w stanie bronić swojej wolności.
Ukraińskie społeczeństwo od momentu rosyjskiej agresji przeszło kolosalne przeobrażenia. Wymagają one przeprowadzenia dokładnych badań przez ekspertów reprezentujących różne dyscypliny. Dlatego tutaj możemy tylko ogólnie zarysować pewne problemy.
Po pierwsze, część Ukraińców uciekła przed wojną. ONZ szacuje, że w 2024 roku za granicą przebywało 6,7 miliona obywateli Ukrainy. Dziś nie sposób prognozować, ile osób wróci po zakończeniu wojny. Może się okazać, że większość zostanie za granicą. Już teraz niesie to duże wyzwania dla ukraińskiego państwa. Ukraiński biznes wskazuje, że jednym z większych problemów utrudniających funkcjonowanie firm jest brak kadr.
Depopulacja będzie olbrzymim problemem dla powojennej Ukrainy. Może się okazać, że wraz z otwarciem granic jeszcze więcej ludzi zechce opuścić kraj. Według szacunków ukraińskich analityków za mniej więcej trzydzieści lat Ukraina może liczyć 25 milionów mieszkańców – dla porównania przed rosyjską inwazją było ich około 42 milionów.
W ukraińskim społeczeństwie pojawi się wielka grupa weteranów i część z nich zapewne zechce odgrywać aktywną rolę w procesach społeczno-politycznych. Ale jest to też duże wyzwanie dotyczące ich integracji ze społeczeństwem czy ich powrotu do cywilnego życia.
Szacuje się, że tylko w ciągu pierwszych siedemnastu miesięcy wojny około 50 tysięcy Ukraińców straciło ręce lub nogi. Rosnąca liczba inwalidów wojennych będzie też wyzwaniem dla systemu pracy i opieki medycznej oraz społecznej.
Do tego trzeba doliczyć znaczną liczbę mieszkańców Ukrainy, którzy żyjąc w ciągłym zagrożeniu związanym z rosyjskimi atakami terrorystycznymi na ukraińskie miasta, są straumatyzowani wojną.
Przyczyną narastającej polaryzacji w społeczeństwie może być podejście do mobilizacji. Chodzi zwłaszcza o osoby uchylające się od obowiązku mobilizacyjnego. Dla walczących i ich bliskich to kwestia sprawiedliwości. Ważne jest także podtrzymanie wspólnoty między tymi, którzy pozostali w kraju, a tymi przebywającymi za granicą. W przyszłości te różnice mogą się pogłębiać ze względu na odmienne doświadczenia wojenne.
W społeczeństwie ukraińskim, co jest zrozumiałe, widać coraz większe zmęczenie wojną. Przeprowadzone pod koniec września 2024 roku przez Centrum Razumkowa badania socjologiczne wykazały, że odsetek osób uważających, że rozmowy z Rosją są sposobem na osiągnięcie pokoju, wzrósł do 35 procent, natomiast 48 procent obywateli nadal ma przeciwne zdanie.
Wymuszenie wyborów
W 2019 roku Wołodymyr Zełenski zdobył w drugiej turze wyborów prezydenckich 73,2 proc. głosów. W tym samym roku w wyborach parlamentarnych stworzona przez niego pospiesznie partia Sługa Narodu zdobyła 253 mandaty w 460-osobowej Radzie Najwyższej. Dzięki temu prezydent dysponował, jak określano to w Ukrainie, „monowiększością” w parlamencie.
Już przed rosyjską inwazją w 2022 roku notowania Zełenskiego spadały. Wojna przyniosła prezydentowi wzrost popularności, ale przede wszystkim faktyczne jednowładztwo. W warunkach wojennych było to zrozumiałe – parlament, łącznie z opozycją, zgodził się na ograniczenie swojej roli. Polityczna konkurencja została w praktyce zawieszona.
Zełenski, pozostając w Kijowie, pokazał światu, że Ukraińcy są gotowi walczyć. W pierwszych latach wojny odegrało to dużą rolę, jeśli chodzi o zmobilizowanie społeczności międzynarodowej do pomocy Ukrainie.
Co prawda niektórzy przeciwnicy Zełenskiego zarzucali mu, że wraz ze współpracownikami nie przygotował należycie kraju do odparcia rosyjskiej agresji. Jednak oficjalnie wszystkie siły polityczne trzymają się zasady jedności w obliczu rosyjskiej inwazji.
Niemniej już w 2023 roku pojawił się temat przeprowadzenia wyborów. Ustawa o stanie wojennym zabrania organizowania wyborów podczas wojny. Przeważały też argumenty praktyczne popierane przez wszystkich graczy politycznych. Po pierwsze, kwestia bezpieczeństwa głosowania na terenach przyfrontowych, a nawet i w miejscach oddalonych, które też są narażone na rosyjskie ataki powietrzne. Po drugie, w jaki sposób umożliwić oddanie głosu żołnierzom na froncie, ale też ogromnej liczbie obywateli przebywających poza granicami Ukrainy? Po trzecie, jak zapewnić równy udział w kampanii wyborczej. Po rosyjskiej agresji największe stacje telewizyjne zostały połączone w jeden „organizm” przypominający codzienny maraton telewizyjny, którego są uczestnikami.
Wybory prezydenckie powinny się odbyć w 2024 roku i chociaż do nich nie doszło, to zdecydowana większość obywateli Ukrainy nie podważa legalności piastowania przez Zełenskiego stanowiska prezydenta. Dotyczy to też partnerów zachodnich. Sytuacja może się jednak zmienić, ponieważ wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump. Niektórzy parlamentarzyści z partii republikańskiej nalegają na konieczność wyborów w Ukrainie, nawet podczas wojny.
O wyborach myśli coraz częściej sam obóz prezydencki i wydaje się, że zaczyna tam dojrzewać idea, że trzeba będzie je przeprowadzić bez względu na wojnę. Zresztą mówią o tym publicznie niektórzy działacze polityczni. Ołeś Donij, jeden z liderów Rewolucji na Granicie, studenckiego strajku głodowego z 1990 roku, uważa, że wojna może potrwać długo i wybory okażą się koniecznością. Rezygnacja z ich organizacji, jego zdaniem, będzie oznaczać przegraną walkę ideologiczną z Rosją – walkę demokracji z autokracją.
Polityka zagraniczna: sukces pod znakiem zapytania
We wrześniu 2024 roku ponad 80 procent Ukraińców było gotowych zagłosować za przystąpieniem ich kraju do Unii Europejskiej i NATO. To rekord.
Po rosyjskiej inwazji Ukraina otrzymała w czerwcu 2022 roku status kandydata do Unii, a dwa lata później ogłoszono początek negocjacji akcesyjnych. To niewątpliwy sukces ukraińskiej polityki zagranicznej, jednak trzeba mieć na uwadze, że tak krótki okres został wymuszony przez wojnę i poczucie pewnego obowiązku moralnego wobec Ukraińców ze strony państw unijnych.
To, co udało się w przypadku Unii Europejskiej, nie udało się powtórzyć Zełenskiemu z NATO. Oczywiście nikt w Ukrainie nie oczekiwał rozpoczęcia negocjacji ze względu na toczącą się wojnę. Chodziło jednak o wysłanie oficjalnego zaproszenia. Kijów miał nadzieję, że Sojusz wystosuje je jeszcze na szczycie w Wilnie w lipcu 2023 roku. Rok później, podczas szczytu w Waszyngtonie, po stronie ukraińskiej nie było już takich oczekiwań. Ale Zełenski nie zrezygnował z walki o zaproszenie Ukrainy do NATO.
Pod koniec sierpnia 2024 roku ukraiński prezydent ogłosił przygotowanie „planu zwycięstwa”. We wrześniu osobiście zapoznał z nim prezydenta USA Joe Bidena i liderów najważniejszych państw partnerskich. W październiku Zełenski zaprezentował plan w Radzie Najwyżej Ukrainy. Pierwszy punkt planu zwycięstwa dotyczy właśnie natychmiastowego zaproszenia Ukrainy do NATO. Niektóre z państw partnerskich poparły plan Zełenskiego, ale Stany Zjednoczone i Niemcy jesienią 2024 roku okazały się negatywnie nastawione zarówno do kwestii zaproszenia do Sojuszu, jak i punktu dotyczącego zgody na użycie przez Ukrainę zachodniej broni dalekiego zasięgu do ataków na cele wojskowe w Rosji.
Negocjacje z Unią mogą być problematyczne także ze strony Polski. W pierwszym etapie rosyjskiej inwazji Polska stała się liderem pomocy zarówno wojskowej, jak i humanitarnej, jednak w 2023 roku nastąpiła radykalna zmiana w polskiej polityce względem Ukrainy. Doszło do niej z powodu sporu o eksport ukraińskiego zboża na polski rynek. Następnie doszło do blokad granicy z Ukrainą przez polskich przewoźników i rolników, co zostało odebrane jako niespodziewany cios w plecy broniącego się kraju, i to ze strony przyjaciela i sojusznika.
Oczekiwania na zmianę atmosfery po zwycięstwie opozycji w Polsce się nie sprawdziły. W 2024 roku polskie władze w relacjach z Ukrainą zdecydowały się sięgnąć do sporu historycznego. Najpierw minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz oświadczył, że jeśli kwestia Wołynia i uszanowania jego ofiar nie zostanie uregulowana, to Polska zablokuje negocjacje Ukrainy z Unią Europejską. Zostało to podchwycone przez premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, co powoduje, że polsko-ukraińskie relacje są w kryzysie, stały się zakładnikami polskiej polityki wewnętrznej. Ukraińcom trudno zrozumieć, że właśnie teraz, kiedy ich kraj toczy walkę na śmierć i życie, kwestie historyczne są stawiane na pierwszym miejscu. Na dodatek Polska – w porównaniu z innymi partnerami Ukrainy – ograniczyła pomoc wojskową.
Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądać sytuacja podczas trzeciej rocznicy rosyjskiej agresji. Międzynarodowa koniunktura dla Ukrainy ulega pogorszeniu. Decydujący jest wynik wyborów prezydenckich w USA. Jednak niepokojące procesy polityczne zachodzą też w innych państwach partnerskich.
Ukraińscy eksperci i politycy są zdania, że bez względu na wszystko, Ukraina wygrała, ponieważ Rosji nie udało się zniszczyć jej państwowości. Ale dodają również, że cena tej wygranej jest bardzo wysoka i nikt nie jest w stanie stwierdzić, jaka będzie ostatecznie.
Piotr Andrusieczko jest reporterem, korespondentem z Ukrainy i Europy Wschodniej.