40-latkowie, którzy zostali singlami po wieloletnich relacjach, muszą na nowo uczyć się randkowania. Od czasu, kiedy robili to po raz ostatni, wiele się zmieniło. „Ratunku! Gdzie mam poznać tę osobę? Wypadłam z rynku, wracam po latach, nie wiem, jak to się robi!” – pytają.
Jak ja się cieszyłam na ten czas randkowania – uśmiecha się kwaśno Łucja (45 l.). Od roku rozwódka. Matka dwóch córek. Jej małżeństwo byłoby świetne, jak mówi, gdyby nie alkohol. Poznała męża na studiach, w klubie. Połączyło ich sarkastyczne poczucie humoru i muzyka ludowa (nikt więcej jej nie lubił z najbliższego otoczenia). Wkrótce on zaczął popijać, z roku na rok było coraz gorzej. Ostatnie lata małżeństwa to już awantury, kłótnie z rękoczynami i wizyty policji w domu. Łucja zakończyła związek głównie ze względu na dobro córek.
– Byłam już bardzo zmęczona walką, nerwami i wstydem, że mam męża alkoholika, a także ukrywaniem tego. Postanowiłam, że jak tylko się rozwiodę, odżyję. Kupiłam rower, którym dojeżdżam do pracy, schudłam 8 kg, odważyłam się na pomarańczową sukienkę i złote szpilki. Pomyślałam, że teraz czas na mnie. Córki, nastolatki, mają swoich chłopaków i przyjaciół, wreszcie mogę randkować ja. Założyłam, że chcę wejść w nowy związek, ale nic na siłę – mówi Łucja.
Koleżanki z pracy poradziły jej aplikacje randkowe, zainstalowała dwie. Poza tym zaczęła bywać co piątek w klubach. I co? – Poznaję niedojrzałych albo niedorzecznych mężczyzn. Takich, którzy chcą tylko iść do łóżka albo szukają opiekunki, albo służącej. Sztuka flirtu? Nic z tego. Konkret, kawa na ławę. Ewentualnie długie rozmowy na temat polityki czy Kościoła. To mnie spotyka na randkach. Odechciewa się! – żali się.
40-latkowie na randce
– Od 17. roku życia do trzydziestki randkowałem jak szalony – przyznaje Albert (40 l.). – A potem… Potem zakochałem się jak nigdy w życiu. Zmieniłem dla niej wszystko, cały styl bycia. Tworzyliśmy wspaniałą patchworkową rodzinę: ona, jej syn, moje dwa psy. Przez kilka lat uważałem się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Koledzy nie wierzyli, że to się dzieje. Wcześniej, mówiąc wprost, zaliczałem kolejne przygody łóżkowe, nie przejmowałem się uczuciami innych. Aż mnie trafiło, i to jak – Albert milknie.
Cztery lata temu jego ukochana zginęła w wypadku samochodowym. Wracała od swoich rodziców. Zostawiła im syna na kilka dni. Zaplanowała wyjazd z Albertem i z psami, w góry. Po wypadku to dziadkowie przejęli opiekę nad dzieckiem jedynej córki.
Albert do tej pory nie otrząsnął się z tej tragedii. Bierze leki antydepresyjne, przeszedł dwuletnią terapię. Raz po raz odwiedza syna ukochanej; kiedy widzi, jak chłopak pięknie się rozwija, czuje jeszcze większy ból i tęsknotę. Jest przekonany, że tamte sześć lat były najpiękniejszymi w jego życiu.
Z okazji niedawnej czterdziestki rodzina i przyjaciele zafundowali mu wakacje w hiszpańskim kurorcie. Siedział tam trzy tygodnie, z kolegami na zmianę. Ostro imprezowali. Poznawali każdego dnia wiele kobiet. Kilka z nich Albert zaprosił na randkę. – Śliczne były, miłe, uśmiechnięte. Ale ja, patrząc na nie, tęskniłem za kimś, kogo straciłem. Nie wiem, czy to się kiedykolwiek zmieni. Tracę nadzieję, chociaż nie chcę do końca życia być sam – podkreśla.
Czerwone lampki i eksperymenty
Psycholożka i terapeutka Agata Wilska zna sporo takich historii jak Łucji czy Alberta. Przypomina, że 40-latkowie mają już zwykle bagaż doświadczeń: często bolesnych, trudnych. To sprawia, że w randkowaniu mogą być mniej ufni, bardziej ostrożni, analizujący.
– W wieku 20 lat randkowanie przypomina eksperymentowanie: to w dużej mierze poznawanie siebie, swoich potrzeb i gustów. Potem staje się bardziej ukierunkowane: wiemy już, kogo szukamy, a kogo nie, jakie mamy priorytety w relacji. Ponadto w młodzieńczym wieku najczęściej nie szukamy jeszcze współmałżonka, rodzica dzieci, ale po trzydziestce to się zmienia. Kiedy mamy 40 lat, zazwyczaj więcej wiemy o sobie niż 20 lat wcześniej – komentuje.
Obecnie pracuje w terapii z kobietą, która jest rozwódką i powróciła po latach do randkowania. Pacjentka postrzegała swojego męża jako mało wspierającego, niezaradnego. Efekt? Wystarczy, że ktoś na randce wykaże się jakimkolwiek (w jej opinii) elementem niezaradności, a kobiecie zapala się czerwona lampka i ma ochotę uciec… Co przecież nie znaczy, że ten nowy mężczyzna też taki jest. Ale odzywają się w niej doświadczenia i związane z tym obawy.
Konkurencja i ciasny rynek
„Ratunku! Gdzie mam poznać tę osobę? Wypadłam z rynku, wracam po latach, nie wiem, jak to się robi!”. Wiele takich wiadomości otrzymuje na instagramową skrzynkę psycholog, seksuolog i terapeuta Michał Sawicki. Piszą głównie kobiety w wieku trzydziestu kilku, czterdziestu kilku lat. „Wszędzie tam, gdzie są inni ludzie”, radzi terapeuta, na co część osób się obrusza. Jak się okazuje, niepotrzebnie.
– Ostatnio jedna pani wyznała mi na Instagramie, że mężczyznę, z którym umówiła się na randkę, poznała w dziale warzyw w Biedronce. Inni państwo zapoznali się w siłowni, a jeszcze inni na kursie odnawiania mebli – mówi Sawicki.
Rynek matrymonialny otwiera się na 40-latków. Przybywa ich w aplikacjach randkowych, ale także na specjalnie organizowanych wyprawach dla singli i singielek czy po prostu w klubach i barach.
W samym 2022 r. rozwiodło się blisko 61 tys. par małżeńskich w Polsce. Z analiz Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że przeciętny wiek rozwódki to 39 lat, zaś rozwodnika — 41 lat (i mówimy o pierwszym rozwodzie, bo te późniejsze, kończące kolejne małżeństwa, też się zdarzają).
To oznacza, że co roku pojawiają się tysiące „wolnych” osób około czterdziestki. Bywa i tak, że ludzie, którzy przez kilkanaście lat pięli się po szczeblach kariery, teraz nagle wcielają w życie „projekt rodzina” albo „projekt małżeństwo”. Niemało jest kobiet, które nagle orientują się, że to ostatni moment, aby zajść w ciążę, więc decydują się na poszukiwania przyszłego ojca dziecka i (choć nie zawsze) męża. Nic dziwnego, że na rynku robi się ciasno, a konkurencja depcze po piętach.
A czym się różni randkowanie po czterdziestce od tego wcześniejszego?
– Jest zwykle bardziej stresujące, obarczone większym ryzykiem i emocjami – komentuje Michał Tęcza, seksuolog i edukator seksualny. – Zazwyczaj takie osoby były już w dłuższej relacji albo czują ze strony otoczenia presję, że powinny się z kimś związać. Co najbardziej stresuje? Oczekiwania. I własne, i czyjeś. Większość osób obawia się, że będą zbyt wysokie. Wiele zależy od tego, czy obie strony oczekują tego samego. Czy chcą zakładać rodzinę, czy szukają długoterminowej relacji, czy wolą znajomość opartą na seksie, a może krótki romans? Niektórych stresuje świadomość, że pierwsza młodość im minęła („już nie jestem atrakcyjny/a, młody/a”), co ich zdaniem nie ułatwia znalezienia odpowiedniej osoby.
Wstydzimy się podobnie
W gabinecie Agaty Wilskiej w Łodzi, a także podczas sesji online, które prowadzi z osobami z całej Polski, często dyskutowany jest temat randek. – Znam wiele 40-latek, które randkują. Powtarza się wiele tez i sformułowań: „Już wiem, czego chcę”, „Wiem, kogo chcę, a kogo nie”, „Nie mam czasu na długie testowanie czy czekanie”, „Boję się wejść w nowy związek, mam złe doświadczenia”, „Niepokoi mnie, że po latach bycia z jednym mężczyzną mam teraz rozmawiać, całować się czy iść do łóżka z innym”. Lista lęków i obaw jest dość podobna, niezależnie od miejsca zamieszkania, statusu czy wykonywanego zawodu – zauważa psycholożka.
Z jej perspektywy terapeutycznej mężczyźni rzadziej sygnalizują problem dotyczący randkowania. Mniej mówią o obawach. – Mam poczucie, że podobnie się wstydzimy, obawiamy, tylko w różnych obszarach. Benne Brown, amerykańska psycholożka, wskazuje na różne obszary wstydu. Np. kobiety wstydzą się głównie swojego ciała, także na randkach, a ich czułym punktem jest bycie lub niebycie matką. Mężczyźni zaś mają kompleksy na punkcie zaradności życiowej i pieniędzy. Moje gabinetowe doświadczenie do pewnego stopnia to potwierdza, choć wszystko jest indywidualne – mówi ekspertka.
Kiedy ma się dzieci, zagmatwaną historię związkową czy własną, siłą rzeczy patrzy się na randki inaczej. – To powoduje, że nie chcesz zmarnować już żadnego wieczoru na spotkanie, które nie spełni twoich oczekiwań – mówi Michał Tęcza. – Masz znacznie więcej obowiązków, a co za tym idzie, mniej czasu i mniej chęci na ryzykowanie. Szczególnie jeśli w tle są dzieci, rodzice, którymi się trzeba opiekować, a do tego trudna relacja z byłym czy z byłą… Randkowanie po rozwodzie oznacza często większy ciężar i więcej do stracenia. A zatem nic dziwnego, że rodzi dużo większe oczekiwania.
Desperacja wrogiem randkowania
Magda (41 l.): – Brak męża i dzieci to moja pięta achillesowa. Parę lat temu rozstałam się z kimś, kto mnie notorycznie zdradzał, nie szanował. Zamiast wsparcia usłyszałam od rodziców, że „znowu będę starą panną”. Dla nich ważniejsza byłaby obrączka na moim palcu; dwie starsze siostry mają po dwójce dzieci, a ja co? Najgorsze jest to, że ja marzę o byciu żoną i matką. Mam swoje mieszkanie, dobry zawód, niezłe oszczędności. A wieczorami płaczę, kiedy robię dla siebie kolację. Chciałabym zjeść ją z bliskimi. Płaczę z samotności. Nigdy w życiu nie zaloguję się na Tinderze, umarłabym ze wstydu, ale koleżanki mnie swatają z braćmi, kuzynami i kolegami. Poznałam też paru ciekawych mężczyzn w pracy. Mam dwie, trzy randki w miesiącu i co? Nikt nie proponuje mi kolejnych spotkań. Może popełniam błąd, kiedy mówię od razu, że marzę o założeniu rodziny i nie chcę już czekać? – zastanawia się głośno.
Trzeba jasno powiedzieć, że desperacja to wróg randkowania. Często to właśnie kobieta czuje, że musi się z kimś jak najszybciej związać, szczególnie jeśli chce zajść w ciążę, a zegar biologiczny tyka. – „Nie wpędzaj się w lata”, mówią bliscy. „Wciąż jesteś sama?”, dopytują znajomi. Rówieśnicy są już dawno po ślubach. Pojawia się wielka presja, aby nie być dłużej singielką – mówi Michał Tęcza.
Randki z Tindera i nie tylko
Terapeuci znają przypadki osób, które randkują tylko dla randkowania… Oficjalnie kogoś niby szukają, lecz wolą być solo. Albo bardzo chcą być w związku, ale w wyniku traum czy trudnych przejść sabotują to, zwykle podświadomie. Może się za tym kryć lęk za bliskością, jak mówi Michał Sawicki. Albo zbyt wysokie wymagania wobec drugiej strony, których nijak nie da się spełnić.
Zdarzają się także osoby „uzależnione” od randkowania. – Po to przecież powstały aplikacje randkowe – mówią Sawicki i Tęcza. Ich panel na ten temat, zorganizowany podczas olsztyńskiego Campusu Polska Przyszłości 2023 r., przyciągnął ponad 100 osób. Większość z nich korzysta z Tindera i innych apek. Czy zawsze po to, aby znaleźć tę mityczną drugą połówkę? – Nie, bo nie po to stworzono aplikacje randkowe – mówi Michał Tęcza. – One są po to, aby przebywać tam jak najdłużej. Przeglądać dostępne opcje, nawiązywać liczne kontakty, poznawać ciągle nowe osoby, a tym samym pozwalać na wyrzut dopaminy, która pobudza ośrodek nagrody w mózgu. I chce się tego więcej i więcej. Ale kiedy skupiasz się na 10 osobach i konwersacjach z nimi, na umawianiu się na randki z nowymi osobami, nie masz raczej szans znaleźć tej jednej. Może ta kolejna osoba będzie jeszcze lepsza, fajniejsza, milsza, ciekawsza…
Czy zatem istnieje uniwersalna rada dla randkujących osób w dojrzałym wieku? – Moje słowa kieruję głównie do kobiet. Idąc na randkę, rozważają, czy spodobają się konkretnemu mężczyźnie. A ja życzę im i uczę je innego podejścia: sprawdzenia, czy on mi się spodoba? – uśmiecha się psycholożka Agata Wilska. – Radzę też zdjąć z randek ciężar gatunkowy. Niepotrzebne jest projektowanie przyszłości czy przekonanie, że to musi być na długo czy na zawsze. I jeszcze jedno: sprawdzajmy, co „mówi” nasze ciało, bo ono się nie myli! Czy siedzimy na randce w napięciu, na wdechu? Czy mamy ochotę dotknąć tej drugiej osoby, czy raczej chowamy ręce pod stolikiem? Dopiero po zauważeniu sygnałów płynących z ciała, warto zrobić analizę – radzi terapeutka.