Cóż takiego rosyjskie społeczeństwo zobaczyło w serialu „Słowo pacana. Krew na asfalcie”, że nie może oderwać się od telewizorów, a władza – w popłochu – zdecydowała się na cenzorską ingerencję?
Serial częściowo oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, jego scenariusz bazuje bowiem na książce „Słowo pacana. Kryminalny Tatarstan 1970-2010” autorstwa Roberta Garajewa, który w młodzieńczych latach należał do kazańskiego gangu. Tytułowy „pacan” to nie chłopak, ale – w slangu – po prostu zbir, bandyta.
Producentem jest Fiodor Bondarczuk, twórca m.in. znakomitej „Dziewiątej kompanii” opowiadającej o bezsensie radzieckiej interwencji w Afganistanie, czy „Stalingradu”. Bondarczuk jest zaangażowanym putinistą i jako członek prezydenckiej Jednej Rosji postanowił wyprodukować serial, który spodoba się głowie państwa i nawiąże do wojny w Ukrainie, choć nie w sposób bezpośredni.
Dzieci niczyje
Końcówka lat osiemdziesiątych. Związek Radziecki chyli się ku upadkowi, ale nikt jeszcze o tym nie wie. Planowa gospodarka ledwie zipie, miasta i prowincja pogrążone są w kryzysie, a z Afganistanu przylatują samoloty z ciałami poległych na wojnie radzieckich żołnierzy. Akcja toczy się w kazańskim blokowisku. Wydaje się, że to świat, w którym nie ma już żadnej nadziei na lepsze jutro, dorastająca młodzież odbiera rzeczywistość w czarno-białych barwach. Trzeba się opowiedzieć: jeśli nie jesteś po stronie „naszych” – czyli tytułowych pacanów, jesteś wrogiem.
Andiej – główny bohater opowieści – żyje pod matczynym kloszem i różni się od osiedlowych chuliganów. Starannie ubrany, uczęszcza do szkoły muzycznej. Andrieja ciągnie jednak do „pacanów”. Widzi, że w ich życiu nudę zastępują emocje i adrenalina, wydaje mu się, że jest tam prawdziwa przyjaźń. Sceny walki młodzieżowych gangów wydają się nakręcone ukrytą kamerą i mrożą krew w żyłach. Dziesiątki chłopców wymierzają sobie ciosy (pięścią, zrobionymi z butelki „tulipanami”), skaczą innym do gardeł. Chcą zabijać i są gotowi na śmierć. Andriej wstępuje do pacanów. W środowisko wprowadza go kolega, który musi za niego poręczyć. Andriej idzie do fryzjera, maszynka ścina blond włosy blisko skóry, wraz ze spadającymi na podłogę kosmykami kończy się jego niewinność. Zadaniem będzie teraz „obrona” terytorium przed obcymi, bo młodociane gangi podzieliły miasto na rewiry, walczą o każdy metr kwadratowy tytułowego „asfaltu”. Nie ma ziem neutralnych. Kolega z gangu mówi do Andrieja: „Zapamiętaj sobie – teraz jesteś pacanem. Teraz twoim domem jest ulica, wokół są tylko wrogowie”.
„Słowo pacana” wpisuje się w dzieje współczesnej Rosji, dlatego widzowie oglądają serial jak zahipnotyzowani. Upadek ZSRR wypchnął dzieci na ulicę. W „demokratycznej” Rosji nazwie się ich biezprizorniki, czyli żyjący bez opieki (od ros. prizor). Ich opiekunowie stracili pracę, zapijali się często na śmierć, albo próbując związać koniec z końcem, zarabiali na chleb, handlując na zagranicznych bazarach. Bezdomność dzieci istniała w ZSRR, ale jako zjawisko wstydliwe i utajniane, w latach dziewięćdziesiątych poraziła swoją skalą. Nikomu niepotrzebne dzieci żyły w halach zlikwidowanych fabryk, rurach ciepłowniczych, na porzuconych placach budowy. Kradły, prostytuowały się, wąchały klej, dawały sobie w żyłę, piły alkohol. Blisko im było do świata przestępczego. W „Słowie pacana” część chłopców ma dom, niektórzy żyją na ulicy.
Rosjanie się nie poddają
W serialu ważny jest także kontekst wojny. Brat jednego z pacanów wrócił z afgańskiego frontu. Widział, jak zabija się naprawdę, sam zabijał i zabijanie polubił. Wraz z jego pojawieniem się walki zyskują na sile i okrucieństwie. W końcu padają strzały.
„Słowo pacana” zostało przez rosyjskich krytyków filmowych okrzyknięte fenomenem. Pisano, że Rosjanie mogli „zobaczyć samych siebie”. Uważam, że jest inaczej – mogli zobaczyć część kultury, w której żyli i wciąż żyją. Te obskurne blokowiska, puste sklepy, strudzonych „ludzi pracy” i dzieci, które wychowuje ulica. W Związku Radzieckim język i kultura łagrowa przenikały do kultury masowej. Każda rodzina doświadczyła łagrów i zsyłek. Więźniowie wracający – często po kilkunastu latach odsiadki – do domu, jak gdyby nigdy nic zasiadali przy stole i z panicznego strachu nie mówili o swoich przeżyciach.
Mówili mało, ale zmienił się ich język. Był „blatnoj”, czyli więzienny. Nic dziwnego, że w „demokratycznej” Rosji slang i powiedzenia z filmów o świecie za kratami czy drutem kolczastym wypełniły kulturę popularną. Czyż nie stanowi fenomenu fakt, że piosenka Michaliła Kruga „Władimirskij centrał” opowiadająca o życiu w jednym z najsłynniejszych rosyjskich więzień, wciąż znajduje się na listach hitów i uważana jest za „romantyczną balladę”? Zakochane pary dedykują ją sobie, jakby odsiadka nie była wstydem, a przygodą. Do retoryki i kultury więziennej uwielbia odwoływać się także Władimir Putin. Kiedy po zamachach terrorystycznych w Moskwie powiedział, że ich sprawców „dogoni nawet w kiblu”, nawiązał do rytuału zanurzania w latrynie odbywającego się za kratami. Siergiej Ławrow też lubi publicznie kląć.
W latach 90. piosenki z gangsterskich filmów „Brat” i „Brat 2” słuchane były nad Wołgą bez wytchnienia. Słynna fraza, „Rosjanie się nie poddają”, padająca z ust gangstera zabarykadowanego w otoczonym przez policję, bo akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych, mieszkaniu zakorzeniła się w języku. Podobnie z pytaniem „Jesteście gangsterami?”, na które rosyjska prostytutka Merlin przyłapana na wyciąganiu z torby rewolweru odpowiada: „Nie, jesteśmy Rosjanami”.
W „Bracie” obraz mafii ukazany jest z przymrużeniem oka. Bandyci to niekiedy tłuści i nieokrzesani ludzie, którym z trudem przychodzi sklecenie dwóch zdań, klną na czym świat stoi i piją wódkę z gwinta. Jednak gdy obejrzy się programy dokumentalne dotyczące przestępców, których skazano w Rosji prawomocnym wyrokiem, to częstokroć przypominają tych z „Brata”.
Nie tylko Bondarczukowi prawdziwe wydarzenia posłużyły jako pretekst do stworzenia opowieści o życiu półświatka. Po upadku ZSRR dziennikarz Andriej Konstantinow prowadził rubrykę kryminalną w czasopiśmie „Smiena”. Szybko przekonał się, że przestępcze życie miasta dostarcza mu sporo materiałów na coś więcej niż prasowe notatki. Tak powstała oparta na faktach książka „Bandycki Petersburg”. Kilkusetstronicowy reportaż natychmiast stał się bestsellerem, również poza Rosją. Konstantinow przedstawił „kulturalną stolicę Rosji” z innej strony, gdzie interesy robi się z bronią w ręku. Dziennikarza oskarżano o nierzetelność, mówiono, że szuka sensacji. Jednak starzy mieszkańcy miasta wspominając dawne lata, mówią: „Lepiej o tym zapomnieć”. Przyznają, że w mieście nocą rozlegały się strzały. Strzelali do siebie przedstawiciele zwalczających się gangów, dilerzy narkotykowi. Z cienia wyszły prostytutki i młodociani przestępcy. „Piter” długo będzie walczyć ze złą reputacją, choć przestępczość rozkwitnie także w innych regionach kraju – mniejszych miastach, a nawet na głubince, czyli prowincji.
Rozdeptać jak robaka
Przestępcy rozpanoszyli się nie tylko na ulicach miast, zasiadali także w ławach rosyjskiego parlamentu. W 1998 r. przy ulicy Gribojedowa w centrum Petersburga pada martwa przed drzwiami swojego mieszkania Galina Starowojtowa, deputowana państwowej Dumy, strzały dosięgły także jej asystenta, któremu udało się ujść z życiem.
Śledztwo mające wykryć zleceniodawców zabójstwa poprowadziło wprost do Dumy. Starowojtowej – niestrudzonej obrończyni praw człowieka, tropiącej korupcję i związki władzy ze światem przestępczym – nienawidziła cała rzesza kolegów-parlamentarzystów. Kobieta od dawna odbierała telefony z pogróżkami, a w torebce nosiła gaz. Za spust karabinu maszynowego pociągnęli płatni zabójcy, którzy w toku śledztwa wyznali, że „niczego nie żałują”, bo Starowojtową należało „rozdeptać jak robaka”. Długoletnie śledztwo wykazało, że zleceniodawcą mordu był Michaił Głuszczenko, długoletni deputowany rosyjskiej Dumy. Otrzymał wyrok siedemnastu lat kolonii karnej.
To nie upadek ZSRR obudził w Rosji uśpione demony. Najpełniej pokazuje to słynny „Ładunek 200” Aleksieja Bałabanowa. Kraj Rad jeszcze nie upadł i wydaje się, że państwo wciąż trzyma w ryzach przestępczość zorganizowaną, jednak towarzyszący końcu ZSRR kryzys podstawowych ludzkich wartości sprawia, że ludzie tracą zdolność odróżniania dobra od zła. Równowaga pomiędzy tym, co jest okrutne i tym, co jest dobre, zostaje zachwiana. Milicjant, główny bohater filmu, gwałci, morduje i znęca się psychicznie nad soją ofiarą. Świat wokół przypomina ten przedstawiony w „Słowie pacana”. Jest tam beznadzieja radzieckich blokowisk i niska cena ludzkiego życia.
„Słowo pacana” jest wielką gloryfikacją walki, usprawiedliwieniem przemocy. Być może dlatego serial zrobił taką furorę i bił rekordy popularności na platformach streamingowych. Rosyjskie społeczeństwo mogło zobaczyć wyimek znanego sobie świata. Skonfrontować się z przemocą, która była jedną ze składowych totalitarnego państwa. Okrucieństwo, widoczne w zachowaniu rosyjskich żołnierzy w Ukrainie, pączkowało przez dziesięciolecia.
Młodzi ludzie odczytali serial jako zagrzewający do walki, a w kontekście toczącej się w Ukrainie wojny jest to rosyjskim władzom na rękę. Obraz Bondarczuka jest gotową instrukcją jak się bić i zabijać. Kiedy w samej Rosji grupki młodzieży zaczęły robić ustawki i odgrywać sceny z „Pacana”, państwo zdecydowało się na zabieg cenzorski. Ostatni odcinek serialu pokazuje mniej okrucieństwa.