W każdym z nas przebiegają granice między tym, co w sobie cenimy, a tym, czego nie lubimy, pomiędzy naszymi wadami a zaletami. Jakie są źródła i przyczyny tej dwoistości w nas? Czy możemy je rozumieć i kontrolować?
Nauczycielka zapytała uczniów: „Gdyby dobrzy ludzie byli biali, a źli czarni, to wy jakiego bylibyście koloru?”. Jedna z uczennic odpowiedziała: „Ja byłabym w paski”… „Jak my wszyscy” – stwierdziła nauczycielka.
Dualizm, dwoistość i pary przeciwieństw istnieją w każdym obszarze świata i naszego życia. Światło i ciemność, zimno i ciepło, północ i południe, dobro i zło. Możemy je sobie wyobrażać jako odcięte granicą lub jako kontinuum, które rozciąga się od jednego krańca do drugiego albo przenika nawzajem swoje jakości, jak w symbolu yin-yang. Takie granice przebiegają również w nas, choć nie zawsze zdajemy sobie z nich sprawę.
Foto: Materiały wydawcy
Powszechny dualizm
Prawa rządzące wszechświatem, a więc i naszym ludzkim życiem, pokazują, że wszystko jest ze sobą połączone, jednocześnie stanowiąc jedność, a każda rzecz ma swoją drugą stronę. Wdech i wydech składają się na cały oddech. Ład i chaos to dwie strony tej samej monety. „Jedno jest ściśle powiązane z drugim i gdy wzmacniamy jedną stronę, rośnie również druga. To dlatego nasz cywilizacyjny sukces okupiony jest dramatyczną destrukcją środowiska naturalnego. Jedno towarzyszy drugiemu i stanowi z nim razem całościowy pakiet. Sukces jest porażką!” – pisze psycholog Ryszard Kulik w książce „Wystarczająco dobre życie”.
W skali jednostkowej jest podobnie – im bardziej idealizujemy siebie lub drugą osobę, tym większego ostatecznie doznajemy rozczarowania. Gdy nie mamy świadomości dualizmu zjawisk, osób, rzeczy i widzimy tylko jedną ich stronę, jesteśmy jak dziecko, które zasłaniając oczy, uważa, że go nie widać.
Oprócz widzenia dwoistości każdej rzeczy, także swojej własnej natury, dobrze jest brać pod uwagę współzależności tych dwóch stron. Gdy chcemy o sobie myśleć tylko pozytywnie – umknie nam prawda o nas samych w obszarze naszego „cienia”, jak opisywał tę część naszej osobowości psycholog głębi Carl Gustav Jung. Prędzej czy później skończy się to jakąś katastrofą. Czasem ucierpimy tylko my sami i bliskie nam osoby, a czasem, mając władzę, pociągniemy za sobą tłumy liczące na proste wyjaśnienia („my jesteśmy dobrzy, nam się należy, a winni są ci inni, obcy”). Od tego zaś tylko krok do „uprawnionego”, a czasem i „uprawomocnionego” krzywdzenia innych. Na zło naklejamy etykietkę dobra i… czujemy się dobrze, czyniąc zło.
Źródła zła w nas
Po II wojnie światowej ludzie zachodzili w głowę, jak mogło do tego dojść. Czy sytuacja wyzwoliła w ludziach zło? Czy zło się stało, bo dobrych ludzi umieszczono w złym miejscu i czasie? Prób wyjaśnienia kwestii skłonności ludzi do zła podjął się amerykański psycholog Philip Zimbardo w słynnym i kontrowersyjnym eksperymencie stanfordzkim, gdzie studenci, mężczyźni, zostali losowo przydzieleni do ról więźniów i strażników. Dodatkowo, w celu upokorzenia więźniów ubrano ich w stroje kojarzące się z kobietami. Biorąc pod uwagę ludzką skłonność do łatwych i nietrafnych ocen i uproszczeń (co na ogół sprzyja krzywdzącym osądom), posłużono się tu stereotypami dotyczącymi płci, gdzie to, co kobiece, było tym, co gorsze.
Eksperyment miał trwać dwa tygodnie, ale zakończono go po sześciu dniach ze względu na eskalację przemocy strażników wobec więźniów. I choć na przestrzeni lat doświadczenie to różnie było interpretowane, do dziś służy dyskursowi o naturze zła w nas, przypominając, że nie jest ono przypisane tylko najbardziej okrutnym osobom, lecz jego potencjał tkwi w każdym człowieku.
Czy zatem jeśli jesteśmy z kimś w bliskiej relacji, oznacza, że będziemy dla tego kogoś dobrzy? Bynajmniej. To, że ktoś nie jest nam „obcy”, nie znaczy, że nie doświadczy z naszej strony destrukcyjnych zachowań. Może się tak stać chociażby wtedy, gdy nasze oczekiwania spotkają się z realnością i nasza idealizacja drugiego człowieka uderzy o bruk. Dopadnie nas wówczas złość, ale nie na własne przekonania, lecz na tę drugą osobę, postrzeganą przez nas jako winną naszego rozczarowania.
Czasem doświadczamy ambiwalencji pomiędzy potrzebą bliskości i autonomii, reagując agresją na zachowanie bliskiego, który nie zaspokaja naszej potrzeby. Na przykład osoba z lękowym stylem przywiązania odbierze oddalenie się partnera jako zagrożenie, z kolei osoba ze stylem unikającym zacznie odczuwać dyskomfort przy zbyt dużej bliskości, bo ta kojarzy się jej z bezbronnością, niebezpieczeństwem. Kiedy indziej to lęk przed odrzuceniem może spowodować chęć ochronienia się przed nim i my odrzucimy pierwsi.
Wiele z tych zachowań, które krzywdzą innych, ma związek z naszymi doświadczeniami z dzieciństwa. Nasze pierwsze relacje z innymi budują bazę pod nasze przyszłe przekonania i zachowania. Część z nich jest wartościowa, a część utrudnia nam funkcjonowanie. Jeśli udaje się nam rozpoznawać (np. podczas psychoterapii) to, co dostaliśmy w emocjonalnym spadku, odzyskujemy wpływ na to, jak teraz chcemy z tego korzystać (np. możemy nie przyjąć części spadku, a z resztą zrobić coś dobrego).
Powszechnie też projektujemy swoje nielubiane i niewygodne cechy na innych. Nierzadko zaczyna się to już w dzieciństwie. „To nie ja, to ona, to przez niego” – przerzucamy winę. Ten mechanizm rozwija się i wzmacnia. Poczucie winy sprawia nam dyskomfort. Zaburza nam obraz siebie. Podobnie jak wstyd. Dlatego robimy wszystko, by tych emocji nie przeżywać. Stąd też wzięcie na klatę swoich błędów czy krzywd wyrządzonych innym nie jest ani powszechne, ani popularne. My i oni. Nieustannie się oddzielamy.
Wierzymy, że „wróg” jest na zewnątrz, gdy tymczasem jest w nas. Czasami ta wiara wynika z odtwarzania tego, co złego spotkało nas samych. Kiedyś będąc ofiarą, w kolejnym etapie życia stajemy się sprawcą lub też dalej nieświadomie odtwarzamy bycie w roli osoby krzywdzonej i bez sprawstwa.
Oczywiście może być też na odwrót. Możemy umieścić w sobie „wroga”, gdy w rzeczywistości jest on na zewnątrz. Kiedy ktoś inny nas krzywdzi, dobrem jest odnalezienie drogi do słusznego gniewu wobec niegodziwości, niesprawiedliwości i zła. Zawalczenie o siebie, o innych, o sprawę.
Pępki świata
Naturalną cechą dziecka jest egocentryzm. Wszyscy tego doświadczaliśmy. Jako dzieci przeżywaliśmy świat, jakbyśmy stali w jego centrum, a on kręcił się wokół nas. Wszystko było w naszym mniemaniu o nas. Jeśli nasz rozwój poszedł w dobrą stronę, oprócz dbania o siebie i swoje potrzeby jako dorośli będziemy w stanie brać pod uwagę potrzeby innych, brać odpowiedzialność za swoje czyny, dbać o innych i o świat wokół nas. Wyrośniemy z myślenia magicznego i zyskamy kontakt z realnością, widząc fakty i współzależności oraz naturę ludzi i rzeczy. Będziemy potrafili patrzeć z dystansem na własne myśli i przekonania, kiedy trzeba, podając je w wątpliwość, ucząc się mądrej pokory.
Jeśli jednak coś poszło nie tak, możemy zatracić się w dążeniu do przyjemności. Zachęcani przez współczesne trendy (bo przecież „jesteś tego wart/a”, „zasługujesz na najlepsze”) możemy przestać zwracać uwagę na koszty, jakie ponoszą inni, świat, przyroda. A zło może czerpać z tego poczucia oddzielenia, które wzmacnia postawy i przekonania skrajnie egocentryczne.
Eliza Michalik i Tomasz Sobierajski w książce „Dojrzałość. Jak się odnaleźć w kulturze zdziecinnienia” opisują właśnie taki sposób przeżywania i konsumowania świata przez osoby formalnie dorosłe, ale nie przejawiające dojrzałych postaw. Obecna kultura indywidualizmu uważa, że „dobre życie jest wtedy, gdy mnie jest dobrze, kiedy interesuje mnie wyłącznie moje własne dobro, a dobro społeczne o wiele mniej lub nawet wcale” – piszą autorzy. Zalewa nas „marketing szczęścia” i wysyp różnych „usług” specjalistów od rozwoju. A bierze się to z naszego oporu przed cierpieniem, oporu przed czuciem dyskomfortu, z poczucia oddzielenia od innych, świata i przyrody. To właśnie współczesne źródła „zła” w nas. Przekonuje się nas, że mówienie tego, co się myśli, jest wyrazem autentyczności, a przecież pod tym może kryć się zarówno brak empatii, jak i zwykłe chamstwo.
Oczywiście nie ma nic złego w dbaniu o siebie na różnych poziomach, natomiast problem pojawia się, gdy zaczynamy zachowywać się jak pępek świata oraz usprawiedliwiać i racjonalizować swoje – krzywdzące innych – zachowania. Jako ludzie lubimy proste wyjaśnienia, choćby nie były prawdziwe. To oszczędza nam czas na rozważania i przyspiesza ocenę lub wybór. I nawet gdy ocena mija się z rzeczywistością, a wybór jest błędny, na pomoc przychodzą nam procesy podecyzyjne, które pozwalają nam nadal myśleć o sobie dobrze bez względu na fakty. Dlatego tak ważne w tym wszystkim jest nasze własne urealnienie.
Kontrolowanie zła
Mamy w sobie zarówno zalety, zasoby, umiejętności, zdolności, doświadczenia, które nas ukształtowały, jak i traumy oraz swój „cień”, swoje wady, krzywdy wyrządzone innym intencjonalnie lub nieświadomie. „Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba zapanować. Trzeba się tego nauczyć” – pisze Andrzej Sapkowski w książce „Krew elfów”.
Nabieranie zarówno odwagi, jak i życzliwej otwartości do konfrontowania się z własnym „cieniem” jest drogą do zrozumienia siebie oraz przejmowania mądrej kontroli nad swoimi przekonaniami i zachowaniami. To krok ku dojrzałości. Nasze dorosłe zadanie polega na integrowaniu różnych części w nas, zarówno tych, które w sobie lubimy i cenimy, jak i tych, którym nie mamy ochoty bić braw. Mądra pokora, zdrowe poczucie winy i poczucie odpowiedzialności oraz współczucie wobec cierpienia mogą być sposobem na dobrą, autentyczną relację zarówno z samymi sobą, jak i z innymi oraz ze światem.
„Aby zatem postępować moralnie, nie trzeba wierzyć w żaden mit, w żadną opowieść. Wystarczy rozwinąć w sobie głęboką świadomość cierpienia. Jeśli naprawdę zrozumiesz, że jakieś działanie wyrządza tobie samej (lub tobie samemu) albo innym niepotrzebne cierpienie, w naturalny sposób będziesz się od takiego działania powstrzymywać” – pisze Yuval Noah Harari w książce „21 lekcji na XXI wiek”.
Hanna Polak-Zając — psycholożka, psychoterapeutka, trenerka. Pracuje w Polskim Instytucie Ericksonowskim oraz w Pracowni Psychoterapii i Twórczego Życia Feniks (www.pracownia-feniks.pl). Prowadzi psychoterapię w nurcie ericksonowskim, psychodynamicznym oraz korzysta z psychodramy i metod pracy z ciałem w psychoterapii. Pracuje również z grupami, prowadzi warsztaty rozwoju osobistego dla kobiet. Autorka opowiadań „W sieci czasów” oraz „Macki rzeczywistości”