Rozliczenie części największych afer PiS wydaje się wymykać z rąk koalicji 15 października. Farsa z przesłuchaniem Zbigniewa Ziobry przez komisję badającą aferę Pegasusa to dobra ilustracja problemu. Jest jednak jeden front, na którym rozliczenia z PiS idą naprawdę nieźle.
Najpierw spektakl z wywiadem w Telewizji Republika, doprowadzenie przez policję do Sejmu i spóźnienie na posiedzenie komisji ds. Pegasusa. A już trzy dni później Zbigniew Ziobro ogłasza, że wraca za granicę na rehabilitację, którą przerwał, by stawić się przed komisją. Jeśli, jak najpewniej się stanie, wyjedzie z Polski, zanim sąd zdąży rozpatrzyć wniosek komisji o karę porządkową 30 dni aresztu – a by to się stało, Sejm musi raz jeszcze przegłosować uchylenie Ziobrze immunitetu – to były minister sprawiedliwości znajdzie się poza zasięgiem komisji. Możliwe, że nigdy nie zostanie przez nią przesłuchany.
Unik zastosował też jeden z najbliższych przez lata współpracowników Ziobry, były prokurator krajowy Bogdan Święczkowski. Dziś kieruje on niespełniającym kryterium niezawisłego sądu Trybunałem Konstytucyjnym i też nie stawił się przed komisją pegasusową. Powołał się przy tym na nieistniejący w obiegu prawnym wyrok TK, który uznał działalność komisji za sprzeczną z polską ustawą zasadniczą. Komisja w odpowiedzi przegłosowała wniosek o przesłuchanie Święczkowskiego przez prokuratora generalnego.
Wszystko to ponownie stawia trudne dla koalicji 15 października pytania o stan rozliczeń z PiS. Poza aferą Pegasusa skupiają się dziś one głównie wokół czterech najbardziej przyciągających uwagę spraw o największym ciężarze politycznym i prawnym: afery w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, afery funduszu sprawiedliwości, wyborów kopertowych, wreszcie losów budżetowej dotacji i subwencji dla PiS w kontekście nadużyć w finansowaniu kampanii tej partii. I być może z wyjątkiem sprawy RARS na wszystkich tych frontach rozliczenia idą jak na razie dość opornie.
To jak dotąd nie jest „polskie Watergate”
Na pewno wielkim rozczarowaniem jest komisja ds. Pegasusa. I nie chodzi tylko o to, co stało się z niedoszłym przesłuchaniem Ziobry 31 stycznia, ale o całokształt. Komisja zaczęła pracę od przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego. Zmieniło się ono w bezsensowną, ciągnącą się potwornie długo pyskówkę, którą wygrał prezes PiS. Komisja była najzwyczajniej w świecie nieprzygotowana merytorycznie do przesłuchania Kaczyńskiego, nie miała informacji, by zadać mu kluczowe pytania, dawała się mu rozgrywać i prowokować. I niestety, później lepiej nie było. Członkom komisji wielokrotnie brakowało przygotowania. W mediach pojawiały się informacje, że CBA bardzo opornie współpracuje z komisją, zwłaszcza jeśli chodzi o przekazywanie koniecznych dla jej pracy informacji. W efekcie trudno wskazać choć jedno przesłuchanie komisji, które ujawniłoby opinii publicznej nowe fakty na temat Pegasusa albo miało istotny polityczny efekt.
W sprawie afery działa też prokuratura i to od niej i od oceniających jej argumenty sądów będzie należało rozliczenie tej afery w sensie prawnym. Na razie z ważniejszych polityków obozu Zjednoczonej Prawicy zarzuty usłyszał tylko Michał Woś, który zdaniem prokuratury przekroczył uprawnienia, bezprawnie finansując zakup systemu Pegasus ze środków mającego pomagać ofiarom przestępstw Funduszu Sprawiedliwości.
To nie jest banalny zarzut, ale nie dotyczy on tego, co w aferze potencjalnie najbardziej oburzające: wykorzystania wyrafinowanego oprogramowania szpiegowskiego do inwigilacji polityków opozycji w trakcie kampanii wyborczej. Gdy informacje o tym zaczęły pojawiać się w mediach, wydawało się, że sprawa Pegasusa ma potencjał stać się polskim Watergate. Ponad rok po zmianie władzy raczej nie widać, byśmy się znacząco zbliżali się do rozliczenia PiS za możliwą inwigilację opozycji, by sprawa stała się dla PiS – a przynajmniej najbardziej zaangażowanych w nią polityków – tym, czym Watergate dla prezydenta Nixona i jego współpracowników.
Robi się gorąco wokół premiera Morawieckiego
Politycznego przełomu nie przyniosły też prace komisji ds. wyborów kopertowych. Choć jej prace przebiegały o wiele bardziej merytorycznie niż tej ds. Pegasusa, to raczej zebrała ona i usystematyzowała to, co wiedzieliśmy o wyborach kopertowych, niż ujawniła jakieś nowe fakty. Jednocześnie w tej sprawie działania prokuratury zaczynają przynosić wymierne postępy.
Prokurator generalny wystąpił do Sejmu z wnioskiem o odebranie immunitetu Morawieckiemu, któremu prokuratura chce postawić zarzut przekroczenia uprawnień w związku z organizacją tzw. wyborów kopertowych w 2020 r. Morawiecki, najpewniej by uniknąć kłopotliwej w okresie kampanii wyborczej debaty w Sejmie, zrzekł się immunitetu. Umożliwiło to prokuraturze dalsze działania i za kilka tygodni były premier najpewniej formalnie usłyszy zarzuty. Postawienie ich tak kluczowemu politykowi PiS będzie niewątpliwie wizerunkowym sukcesem na froncie rozliczeń PiS.
Sprawa wyborów kopertowych jest przy tym potencjalnie prawnie trudna dla byłego premiera, a jednocześnie względnie politycznie wygodna. Morawiecki może bronić się przed trybunałem opinii publicznej, że działał w stanie wyższej konieczności, kierując się wyłącznie troską o to, by Polacy mogli mimo pandemii wybrać prezydenta. Zanim usłyszy wyrok, choćby w pierwszej instancji, może się politycznie wygrać sprawę.
O wiele bardziej kłopotliwa dla byłego premiera i jego środowiska jest sprawa RARS. Informacje, jakimi dysponuje opinia publiczna, wskazują, że w podlegającej bezpośrednio premierowi agencji mogła działać zorganizowana grupa przestępcza, która wyprowadziła z niej kilkaset milionów złotych na konto bliskiego władzy przedsiębiorcy, Pawła Sz.
Sz., po tym, gdy został ściągnięty z Dominikany, poszedł na pełną współpracę z prokuraturą i zeznaje przeciw ludziom z najbliższego otoczenia Morawieckiego. Najpewniej w wyniku jego zeznań zatrzymano byłą szefową biura Morawieckiego Annę W., której prokuratura zarzuca przyjęcie od Pawła Sz. korzyści majątkowej w kwocie 3,5 miliona złotych. Media donoszą, że możliwe są kolejne zatrzymania ludzi z otoczenia byłego premiera.
Nawet jeśli jemu samemu nie zostaną postawione żadne zarzuty w sprawie RARS, to może powstać wrażenie, że wokół polityka zaciska się pętla. Zarzuty dla tak bliskich współpracowników, jak dyrektorka biura premiera z pewnością wyglądają fatalnie dla Morawieckiego. Do tego dochodzi jeszcze sprawa kościelnych działek, na obrocie którymi wzbogacić się miała rodzina premiera – po umorzeniu sprawy w czasach rządów PiS prokuratura ponownie zamierza się nią zająć.
Bezradna PKW
RARS to jak dotąd jedyna afera PiS, której rozliczenia można sprzedawać opinii publicznej jako względny sukces. O wiele gorzej idzie rozliczanie nadużyć PiS w finansowaniu kampanii wyborczej. Na razie sprawa utknęła w pozostawionym po latach 2015-23 chaosie prawnym.
Państwowa Komisja Wyborcza, wyliczając konkretne nadużycia – agitacja na finansowanych przez MON piknikach, finansowany ze środków Ministerstwa Sprawiedliwości de facto kampanijny spot Ziobry itd. – odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS z kampanii, a następnie sprawozdanie partii za cały rok 2023. To powinno skutkować utratą przez PiS większości przysługujących im budżetowych pieniędzy.
PiS odwołał się jednak do niespełniającej wymogów niezawisłego sądu Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Ta uchyliła decyzję PKW. Powstał spór prawny czy to postanowienie jest obowiązujące i czy minister finansów powinien wypłacić pieniądze, czy nie.
Komisja w odpowiedzi na decyzje neoizby wydała uchwałę, którą można było interpretować zarówno jako zobowiązanie do wypłaty PiS pieniędzy, jak i wręcz przeciwnie. Minister Domański zwrócił się do PKW o wykładnię, w poniedziałek Komisja nie była się jednak w stanie porozumieć i wysłała ministrowi kilka alternatywnych wersji odpowiedzi.
To wręcz ośmiesza państwo, a na pewno sprawia wrażenie bezradności wobec tego, co robił PiS i pozostawionego przez poprzednią ekipę chaosu prawno-ustrojowego.
Czy prokuratura stanie na wysokości zadania?
Jednocześnie widać wyraźnie, że PKW w swoim obecnym kształcie po prostu nie ma narzędzi, by radzić sobie z nadużyciami, jakich dopuścił się PiS. Ustawodawcy projektujący Komisję nie przewidzieli, że jakakolwiek partia może tak jechać po bandzie jak Zjednoczona Prawica w 2023 r. Brak narzędzi widać też w wypadku sejmowych komisji śledczych. Ostatni rok z hakiem pokazuje, że kluczowa dla rozliczeń PiS jest prokuratura. I mimo postępów w sprawie RARS, opinia publiczna może mieć wątpliwości czy stanie ona na wysokości zadania.
W sprawie Marcina Romanowskiego – najwyżej postawionego podejrzanego w aferze Funduszu Sprawiedliwości – prokuratura popełniła ewidentny błąd, ignorując konieczność uchylenia chroniącego polityka immunitetu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Gdyby nie ten błąd być może Romanowski nie zdołałby zbiec na Węgry. Jego ucieczka szkodzi politycznie PiS, w oczach części opinii publicznej potwierdza to stawiane mu zarzuty – ale jednocześnie Romanowski gromiący na antenie Telewizji Republika rząd koalicji 15 października staje się symbolem nieskuteczności rozliczeń.
We wtorek 4 lutego prokuratura poinformowała o postawieniu Romanowskiemu dodatkowych zarzutów – co znów umocni przekonanie części opinii publicznej o możliwej winie polityka Zjednoczonej Prawicy, ale wzmocni też wrażenie, że polski wymiar sprawiedliwości nie jest go w stanie dosięgnąć. Jeden z dodatkowych zarzutów dla Romanowskiego ma dotyczyć fundacji powiązanej ze szczecińskim posłem PiS Dariuszem Mateckim, co potencjalnie może zaostrzyć polityczną batalię w tej sprawie.
Prokuratura poinformowała też o skierowaniu aktu oskarżenia wobec sześciu osób uwikłanych w sprawę Fundacji Profeto – to istotny wątek w sprawie Funduszu Sprawiedliwości.
Jednocześnie media donoszą, że w prokuraturze ciągle obecni są ludzie Ziobry, a część prokuratorów boi się zemsty funkcjonariuszy PiS po ewentualnym powrocie tej partii do władzy i ma opory przed pracą nad politycznie wrażliwymi sprawami. Jeśli wybory prezydenckie wygra Karol Nawrocki, to te lęki się wzrosną, a koalicji 15 października nie uda się wprowadzić w życie nowej ustawy o prokuraturze, realnie zabezpieczającej jej niezależność.
Ale nawet po zwycięstwie Trzaskowskiego prokuratorzy będą musieli pogodzić ogień z wodą: społeczne oczekiwanie jak najszybszego rozliczenia PiS oraz wymogi sztuki prokuratorskiej czasami wymagające spokojnego działania i czasu. Sprawa Romanowskiego pokazuje, że lepiej czasem działać wolniej, ale skuteczniej – pytanie, czy politykom koalicji 15 października uda się przekonać swoich wyborców do cierpliwości.