– USA przejmą Strefę Gazy. Będziemy odpowiedzialni za rozmontowanie wszystkich zagrożeń, bomb i innej broni na tym terenie, zrównamy teren z ziemią i pozbędziemy się zniszczonych budynków. Stworzymy rozwój gospodarczy, który zapewni nieograniczoną liczbę miejsc pracy i mieszkań dla mieszkańców tego obszaru – oznajmił Donald Trump.
– Mam nadzieję, że to jest pomysł, a nie strategia, która będzie wykonywana. Reperkusje na tego typu działania mogą być bardzo poważne – przestrzega w rozmowie z Interią dr hab. Radosław Bania z Uniwersytetu Łódzkiego.
Czystka w Strefie Gazy? Co miał na myśli Donald Trump?
O co chodzi? – Pierwszy do głowy przychodzi mi sprzeciw militarny ze strony Hamasu. Dodatkowo sam ten pomysł może osłabić relacje między USA a innymi państwami w regionie. Jeżeli Donald Trump mówi także choćby o tym, że będzie się konfrontował z Iranem, to i Iran będzie to wykorzystywał – wylicza naukowiec.
– Mamy do czynienia z zadziwiającymi kwestiami, bo co, prezydent Stanów Zjednoczonych mówi, że będzie prowadzona czystka etniczna? Jakie będą instrumenty? Z drugiej strony Trump mówił podczas inauguracji, że USA nie będą prowadziły wojen, ale wyciszały konflikty. A tutaj może dojść do tego, że w momencie, w którym doszłoby do realizacji tego pomysłu, to użycia siły nie można wykluczyć – przestrzega prof. Uniwersytetu Łódzkiego.
Sam Trump mówił podczas konferencji prasowej, że Palestyńczycy nie powinni mieszkać na tym terenie, który wiąże się dla nich tylko ze „śmiercią i zniszczeniem”. Jego zdaniem powinni zostać przesiedleni do sąsiednich krajów arabskich, które na swój koszt miałyby wybudować dla nich miejsca do zamieszkania. Chodzi o Jordanię i Egipt. Tyle tylko, że pomysł Trumpa niekoniecznie może się spodobać Jordańczykom i Egipcjanom.
– Można się spodziewać, że ani Jordania, ani Egipt nie będą chciały przyjmować kolejnej grupy ludzi. Co równie ważne, przyjmować ich pod presją amerykańską. A przede wszystkim pokazywać oficjalnie, że sprawa palestyńska dla nich się nie liczy. Trudno się tego spodziewać, biorąc pod uwagę relacje z innymi państwami w regionie – mówi dr hab. Bania.
– Już w trakcie pierwszej kadencji Donald Trump przedstawił propozycję pokojową na Bliskim Wschodzie. Było tam wiele zastanawiających zagadnień. I tam był pomysł tworzenia centrów gospodarczych dla Palestyńczyków, ale też kuriozalna kwestia dotycząca stolicy – Palestyńczycy mogli sobie wybrać jakiś obszar, nazwać go Jerozolimą, a to nam rozwiąże problem. To rzeczywiście zastanawiające – nie ukrywa rozmówca Interii.
Trump chce przejąć kontrolę w Strefie Gazy. „To otwiera puszkę Pandory”
Tymczasem Binjamin Netanjahu był pierwszym przywódcą, który został przyjęty przez Trumpa. A to może oznaczać, że prezydent USA bardzo poważnie traktuje sprawę Bliskiego Wschodu. Nie może też ukrywać, że jego najbliższym sojusznikiem w regionie jest właśnie Netanjahu.
– Generalnie ta zapowiedź oznacza, że nowa administracja pokazuje swoje zainteresowanie regionem. Widać też ponowne zbliżenie między Izraelem a Stanami Zjednoczonymi. Sam pomysł, który wyszedł od prezydenta USA, jest mocno zastanawiający. To właściwie rozminięcie się z rzeczywistością, która dotyczy nie tylko Bliskiego Wschodu, ale też międzynarodowych wyobrażeń o polityce zagranicznej samych Stanów Zjednoczonych – podkreśla dr hab. Bania.
– Jesteśmy na początku prezydentury. Podczas inauguracji była mowa o tym, że USA chcą się zbliżyć do regionu, do Arabii Saudyjskiej. Tyle, że ta propozycja już wywołała reakcje Saudyjczyków, którzy uznają ten pomysł za nienajlepszy. Generalnie popierają sprawę palestyńską i kwestię istnienia państwa palestyńskiego w odpowiednich granicach. Może to więc oznaczać, że Stefa Gazy, jako terytorium państwa palestyńskiego, nie podlega dyskusji – uważa rozmówca Interii.
– Analitycy międzynarodowi zwracali uwagę, że atak Hamasu na Izrael był elementem, który miał zniszczyć zbliżające się porozumienie między Arabią Saudyjską a Izraelem. Ale teraz, jeśli Palestyńczycy zostaliby potraktowani tak obcesowo, jak to proponuje Trump, trudno wyobrazić sobie, by Saudyjczycy to zaakceptowali. Biorąc pod uwagę relacje regionalne trudno oczekiwać, by ktoś z entuzjazmem powiedział: „ok, przesiedlamy Palestyńczyków”. To otwiera puszkę Pandory zarówno w relacjach globalnych, jak i relacjach regionalnych – nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Pytanie jednak, co dalej. Kwestia Strefy Gazy raz po raz trafia na czołówki światowych gazet, a każda zapowiedź pokoju w tym regionie zazwyczaj oznacza otwarcie nowego sporu, bądź wybudzenie uśpionych rozejmów. Innymi słowy: na Bliskim Wschodzie nieustannie jest niezwykle gorąco. Czy najbliższe tygodnie coś w tej sprawie zmienią?
– Z pewnością będzie gorąco. Już widzimy, że w pierwszych tygodniach nowej administracji USA podjęto kilka mocnych decyzji. Były cła, teraz Bliski Wschód. Myślę, że czeka nas trochę niepokoju i dużo stresu – przestrzega dr hab. Bania.