Prezes Trybunału Konstytucyjnego znalazł zamach stanu i gdy tylko go dojrzał, natychmiast poszedł ze swoim odkryciem do prokuratury. Tak się złożyło, że doskonale trafił i z kopyta ruszyło śledztwo. Zamachnął się — co wydaje się oczywiste — premier.
Bogdan Święczkowski nie umie co prawda gotować, sadząc po tym, że służbowego kierowcę Trybunału wysyłał do sklepu po pół litra i kiełbasę, ale za to umie sprawić, że prezes Kaczyński jest bardzo zadowolony. Święczkowski dostrzegł bowiem w polskiej rzeczywistości politycznej zamach stanu, co jest spełnieniem marzeń prezesa. Jarosław Kaczyński calusieńki rok czekał, aż przyjdzie ktoś, kto potraktuje poważnie jego słowa. W końcu przyszedł Bogdan Święczkowski nazywany Godzillą i sprawił, że prezes znowu się uśmiecha.
Pełzający zamach stanu
„Długo zastanawiałem się nad tym, co należy uczynić. Uznałem jednak, że istnieje obowiązek prawny, który muszę zrealizować. Dlatego 31 stycznia podpisałem 60-stronnicowe zawiadomienie o uzasadnionym podejrzenia przestępstwa przez Prezesa Rady Ministrów, Ministrów, Marszałka Sejmu, Marszałka Senatu, posłów i senatorów koalicji rządzącej, Prezesa Rządowego Centrum Legislacji, niektórych sędziów i prokuratorów i inne osoby. Przestępstwa polegającego na tym, że w okresie od 13 grudnia 2023 roku do dnia dzisiejszego w Warszawie oraz innych miejscach Polski osoby te działają w zorganizowanej grupie przestępczej, w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, mając na celu zmianę konstytucyjnego ustroju RP oraz działają w celu zaprzestania działalności konstytucyjnych organów RP, w tym Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego. Podjęły w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tychże celów przemocą oraz groźbą bezprawną, poprzez wyeliminowanie możliwości funkcjonowania TK oraz innych organów konstytucyjnych, w tym KRS i SN” — oświadczył prezes Trybunału.
– To nie jest zamach stanu polegający na wyprowadzeniu wojska na ulice, jest to pełzający, ustrojowy zamach stanu – sprecyzował.
Tak się złożyło (życie to ciąg przypadków), że niemal natychmiast zostało wszczęte śledztwo. To za sprawą prokuratora Michała Ostrowskiego nieustannie piastującego funkcję zastępcy prokuratora generalnego. Michał Ostrowski jest obok Bogdana Święczkowskiego jednym z ostatnich ziobrystów dzielnie trwających na posterunku. Prezes Trybunału zaadresował swoje podejrzenia wprost do prokuratora Ostrowskiego, żeby przypadkiem jego wniosek nie trafił w jakieś niezaangażowane ręce. Ostrowski odebrał pismo i wszczął śledztwo. Natychmiast. Oświadczenie Święczkowskiego oczywiście transmitowała Telewizja Republika, ale najważniejszy — jak zawsze — był głos prezesa, który przemówił osobiście.
– Prezes Trybunału Konstytucyjnego złożył dzisiaj oświadczenie odnoszące się do popełnienia przestępstwa z art. 127 Kodeksu karnego, mówiącego o zmianie ustroju siłą. To nie jest pierwsza tego rodzaju diagnoza. Legalni prokuratorzy tę sprawę podjęli i toczą się działania procesowe. To jest właściwa reakcja na stan rzeczy, który mamy w Polsce. Mamy do czynienia z sytuacją, w której instytucje państwowe – telewizja publiczna, prokuratura, KRS – zostały przejęte siłą. Mamy do czynienia ze stanem, w którym prawo przestało obowiązywać – mówił Jarosław Kaczyński, który pojawił się na konferencji niemal natychmiast po informacji, że sprawą już zajął się Ostrowski. Głos zabierał też prezydent Andrzej Duda, ale o nim nie mówmy, bo już dawno przestał spełniać marzenia prezesa i głównie kluczy.
Cała ta historia pokazuje doskonale nie tyle anatomię zamachu stanu, ile metodę działania PiS przez lata. Trybunał, prokuratura, prezes (albo odwrotnie) plus usłużne media. Wszystko skoordynowane i w rozsądnych odstępach czasowych.
Historia marzenia prezesa
Ale przecież to nie Święczkowski ani nie Ostrowski wpadli na pomysł z zamachem stanu. Pomysłodawcą tej koncepcji już rok temu był sam prezes, a zatem wystarczyło tylko poczekać na kogoś, kto przypomni sobie o tajemniczej kartce będącej dowodem na zamach.
Dokładnie 7 lutego 2024 Sejm był świadkiem scen, które dzisiaj pewnie by nas tak bardzo nie zaskoczyły, ale wtedy były sensacyjne. Dwóch byłych posłów osadzonych w zakładach karnych i w końcu uniewinnionych przez prezydenta (ponownie) zaplanowało swój triumfalny powrót do Sejmu. Maciej Wójcik i Mariusz Kamiński otoczeni kordonem wymachujących legitymacjami poselskimi kolegów z klubu przyszli pod sejmowe drzwi. Był show, ale bez ostatniego aktu, bo finalnie do Sejmu nie weszli. Za to prezes poszedł do Straży Marszałkowskiej i otrzymał niezbity dowód na zamach stanu.
— Naszym celem było uzyskanie od Straży Marszałkowskiej pisma, w którym mowa o poleceniu Szymona Hołowni, żeby obu posłów nie wpuszczać. Takie pismo na dokumencie SN — który jest dokumentem wskazującym, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są posłami, ponieważ decyzja pana marszałka została uchylona — otrzymaliśmy — oświadczył prezes PiS po wizycie u komendanta straży.
Oczywiście jak to bywa u prezesa, nie było to żadne pismo ani dokument, tylko odręczna notatka.
„Otrzymałem postanowienie, zgodnie z obowiązującymi przepisami i poleceniem marszałka Sejmu, bez odpowiednich upoważnień do wejścia na teren Kancelarii Sejmu. Powyższe dotyczy panów Wąsika i Kamińskiego. Nie zostaną wpuszczeni. Obowiązujące przepisy to Ustawa o Straży Marszałkowskiej” — napisał komendant straży rok temu.
Wtedy właśnie pojawił się w planach prezesa artykuł 127 kodeksu karnego, czyli ten o zmianie ustroju siłą. Przez rok nie znalazł się nikt, kto by zamysł prezesa umiał zrealizować, aż w końcu przyszedł Bogdan Święczkowski i marzenie prezesa spełnił. A przynajmniej obiecał, że spełni, a to już bardzo dużo. Przy okazji można by także wznowić śledztwo w sprawie puczu z 16 grudnia 2016 roku, bo nieustannie nie została porządnie wyjaśniona kwestia, kto tego dnia zamówił kanapki.
PiS nie chce bronić państwa przed zamachem
A teraz przez moment absolutnie poważnie, bez głupich żartów z absurdalnych pomysłów PiS. Prawo i Sprawiedliwość przez 8 lat przemocą zmieniało ustrój państwa, na wszystkie alarmistyczne uwagi odpowiadając „mamy większość, mamy prezydenta i co nam zrobicie?. Uchwałami sejmu uznawało sędziów TK za niewybranych, chociaż wybrani byli. Zmieniło ustawę o KRS, która w obecnym kształcie uzależnia całe polskie sądownictwo od polityków. Zabetonowało swoich prokuratorów na najwyższych szczeblach prokuratury krajowej. Wszystko po to, żeby raz zdobytej władzy nie oddać nigdy.
Można oczywiście krzyczeć, że to demokratycznie — identycznie jak PiS — wybrana większość dąży do zamachu stanu, ale te krzyki byłyby zdecydowanie bardziej wiarygodne, gdyby PiS nie zostawiło nam gruzów w miejsce najważniejszych instytucji demokratycznego państwa. PiS i jego ostatni żołnierze nie bronią państwa przed zamachem, bronią siebie, bo towarzyszy im nieustanny niepokój, że jeśli państwo zacznie znowu działać, to oni nie wrócą do władzy nigdy.