50 procent ludzi z klasy średniej nie ma żadnych oszczędności, 25 procent szacuje je na równowartość 3 pensji. Duża część żyje więc od pierwszego do pierwszego.
NEWSWEEK: Ilu Polaków łapie się do klasy średniej?
Dr. hab. Jacek Tomkiewicz: – Radzę zrobić eksperyment wśród znajomych i zapytać, czy czują się klasą średnią. Założę się, że aż 99 procent powie, że tak, bo każdy z nas zna takich, którzy zarabiają więcej od nas, ale też takich, których dochody są mniejsze. Widzimy się w środku, a więc w przysłowiowej klasie średniej.
Zasadniczo w naukach społecznych uznaje się, że za klasę średnią uchodzą ci, którzy mają fundusze nie tylko na zapewnienie podstawowych potrzeb typu jedzenie, mieszkanie, ale też na przyjemności, kulturę czy wypoczynek. Dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią, że problem z pojechaniem na tygodniowe wakacje raz w roku ma 34 procent Polaków. Czy to znaczy, że reszta łapie się do klasy średniej? Prawie 30 procent Polaków zarabia między 5700 a 11000 zł. Powyżej tej granicy 9 procent. Czyli 60 procent Polaków zarabia poniżej 5700 brutto.
Czy coś łączy te 30 procent ludzi?
– Gdybyśmy zapytali socjologa, czy antropologa kultury, powiedziałby, że klasa średnia to nie tylko kwestia dochodów, ale też sposobu zachowania, stylu życia. Przedstawiciel klasy średniej ceni sobie dobra wyższe typu: kultura, podróżowanie. Od państwa oczekuje nie tyle świadczeń finansowych w rodzaju 500 plus, ale sprawnych instytucji i infrastruktury. I to nie tylko tej zapewniającej codzienne funkcjonowanie, ale też potrzeby wyższe. A więc nie tylko dobre drogi, ale też teatry, szkoły, lotniska, służbę zdrowia i biblioteki.
Zresztą mam wrażenie, że w Polsce panuje lokalny wyznacznik klasy średniej. To ci, których stać na kupowanie usług, które w rozwiniętym kraju powinny być zapewnione przez państwo, czyli mogą sobie pozwolić na prywatną służbę zdrowia, edukację. Żeby było jasne, oni nie muszą posyłać dzieci do prywatnych szkół, żeby być nazwanym klasą średnią, ale wystarczy sam fakt, że mogliby to zrobić, czyli wyjąć bez kłopotu kilkaset złotych na prywatną wizytę u lekarza lub tysiąc złotych miesięcznie na czesne dla dziecka w szkole prywatnej.
Od jednego z socjologów słyszałem ciekawe kryterium: o przynależności do klasy średniej można mówić, kiedy rodzinę stać na wysłanie dziecka na płatne studia na zachodnią uczelnię.
– Coś w tym jest, bo to oznacza, że poza spłatą raty kredytu na mieszkanie, rodzina ma jeszcze fundusze na „cele wyższe”. A poza tym klasa średnia bardzo sobie ceni wykształcenie swoich dzieci, ale też ciągłe sama się dokształca.
Mamy w Polsce boom na studia podyplomowe.
– Ludzie nawet na wysokich stanowiskach i z dużymi pensjami zapisują się na kolejne kursy, żeby się dokształcić, pokazać, że podnoszą kwalifikacje. Moim zdaniem wykształcenie będzie miało coraz większe znaczenie w klasie średniej. Bo im ludzie będą bardziej się bogacić i kumulować kapitał, to na znaczeniu będą zyskiwały niematerialne oznaki statusu społecznego, jak choćby prestiż uczelni, jaką się skończy, kierunek studiów. Przecież znamy już podobne procesy z historii bogatych krajów Zachodu. 150 lat temu, jak Żydzi przyjeżdżali do Ameryki z biednych regionów Europy, to musieli ciężko pracować, żeby w ogóle przeżyć. Następne pokolenia szły już na studia prawnicze czy lekarskie i budowały pozycję oraz kapitał rodzin. I ich potomkowie, spokojni o materialną egzystencję, mogli już zapisywać się studia, które dawały im prestiż społeczny (artyści, wykładowcy akademiccy), a nie gwarancję utrzymania, którą już mieli zapewnioną.
W Polsce na razie to nie działa.
– Polska sytuacja jest specyficzna – mamy setki tysięcy dobrze wykształconych ludzi pracujących za stosunkowo niskie pensje. To prawie cały sektor publiczny. Nauczyciele, bibliotekarze, muzealnicy, urzędnicy – to świetnie wykształceni ludzie, którzy zarabiają relatywnie mało. Choć trzeba przyznać, że w sektorze publicznym płace są średnio wyższe niż w sektorze prywatnym.
Co z oszczędnościami? Czy prawdziwe jest stwierdzenie, że w Polsce klasę średnią od bezdomności dzielą 2-3 raty kredytu?
– 50 procent ludzi, którzy zaliczają się do tej warstwy, nie ma żadnych oszczędności, 25 procent szacuje je na 3 pensje. Duża część żyje więc od pierwszego do pierwszego. Ci ludzie, owszem, mają wysokie dochody, ale są bardzo zadłużeni. Bywa, że kilkanaście tysięcy pensji w większości idzie na raty rozmaitych kredytów. Zresztą ma to swoje konsekwencje. Polska klasa średnia jest podszyta wielkim lękiem. Ona nieustannie się boi.
Dlaczego?
– W krajach, gdzie kapitalizm ma dłuższą tradycję niż u nas, klasa średnia kumulowała swój kapitał przez pokolenia. Jak popatrzymy na Polskę to, do czego dorobili się rodzice dzisiejszych 30-40 latków? Mieszkania w bloku i to raczej nie 100-metrowego, auta, ale nie z górnej półki, ogródka działkowego w mieście, a w ekskluzywnej wersji jakiegoś domku letniskowego pod miastem, gdzie spędzają letnie miesiące. A ich dzieci, które weszły 10-15 lat temu na rynek pracy, często żyją już na innym poziomie: mieszkania w kamienicach, apartamentowcach, strzeżonych osiedlach, albo domy pod miastem. Drogie hobby, auta w leasingu, egzotyczne wakacje… Oni doszli do takiego standardu w nieproporcjonalnie szybkim tempie: kilku, kilkunastu lat. Cieszą się tym, ale jednocześnie zdają sobie sprawę z kruchości tego stanu. Bo za nimi nie stoi kapitał budowany przez pokolenia.
W Polsce średni poziom majątku gospodarstwa domowego to 500 tys. zł, przy czym w to wchodzą nieruchomości. Ciekawe, że 40 procent gospodarstw, które mają majątek powyżej miliona to emeryci, którzy mają swoje mieszanie i to już nie na kredyt.
Czego właściwie się boją dzisiejsi 40-latkowie z klasy średniej?
– Ich dotychczasowe życie było oparte na ciągłym wzroście, przyzwyczaili się, że pensja jest coraz większa, jak zmieniają auto to na lepsze, a mieszkanie na większe. A jednocześnie zdają sobie sprawę, że to nie może trwać wiecznie. Widzą na przykład, że dostali dobrą pracę, bo wielkie koncerny 20 lat temu zastosowały outsourcing z krajów rozwiniętych do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Ale dzisiaj już widać, że kapitał ucieka do jeszcze tańszych krajów. I za chwilę firmy działające u nas, mogą zostać przeniesione do Bangladeszu, Indii czy Rumunii.
Klasa średnia zaczyna uświadamiać sobie, jak kruche są podstawy poczucia ich bezpieczeństwa?
– Przyzwyczaili się myśleć, że wszystko zawdzięczają sobie, swojej ciężkiej pracy. A to nie do końca prawda. Widzą, w jakim kierunku idzie rynek pracy, jak duża jest presja na wzrost wydajności. Pan jako dziennikarz też wie o tym dobrze. Kiedy pan ostatnio dostał dwa, trzy tygodnie na napisanie tekstu? A kiedyś taki termin były przecież normą. Dzisiaj trzeba pisać „na jutro”, jak się nie godzisz, na twoje miejsce czekają już inni.
Polska jest krajem chłopskim. Czy taki szybki awans społeczny wpływa na poczucie bezpieczeństwa klasy średniej?
– Dużo osób ma korzenie ludowe i chce się od nich odciąć, bardzo jest czuła na tym tle. Ci ludzie wiedzą, że nie tylko widoczne dobra materialne świadczą o przynależności do określonej klasy i dają poczucie bezpieczeństwa. Przecież auto, które stoi przed domem, może być w leasingu, a sam dom na kredyt. Moim zdaniem dobrym wyznacznikiem przynależności klasowej jest to, jak spędzamy wolny czas: gdzie jeździmy na wakacje, jakie mamy hobby, czy korzystamy z dóbr kultury, czy wreszcie, uprawiamy sport i jaki.
Powiedz mi, jaki uprawiasz sport, a powiem ci, kim jesteś?
– Jeszcze kilkanaście lat temu menadżerowie firm albo ich właściciele na spotkaniach biznesowych prezentowali swoje złote, eleganckie, zegarki szwajcarskie. Dzisiaj ludzie na tych samych stanowiskach w 90 procentach mają wypasione smartwatche, które mierzą im tętno i inne czynności życiowe, ale też wskazują, że posiadacz jest wysportowanym, dbającym o zdrowie człowiekiem.
*Dr. hab. Jacek Tomkiewicz — dziekan Kolegium Finansów i Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.