Większość z nas myśląc o „doświadczeniu Zagłady”, ma w głowach stereotypowe wyobrażenia – do obozu wkraczają wyzwoliciele, a szczęśliwi ocaleńcy świętują odzyskanie wolności. Okazuje się, że w rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej, a więźniom częściej od radości towarzyszył wielki smutek…
Dla tych, którzy przeżyli pobyt w Auschwitz, Majdanku, Dachau, Mauthausen, Buchenwaldzie, Bergen-Belsen i tysiącach innych hitlerowskich obozów, doświadczenie wyzwolenia było powolną, wyczerpującą podróżą powrotną do życia. Wbrew panującemu powszechnie przekonaniu koszmar więźniów nie zakończył się od razu po otwarciu bram obozów – ich los oczywiście znacząco się odmienił, gdyż nie byli już zdani na łaskę i niełaskę nazistowskich strażników oraz ich kolaborantów, ale jeszcze długo po wyzwoleniu zmagali się z fizyczną, psychiczną i emocjonalną traumą. Dzięki dostępnym na rynku opracowaniom, z których jednym z najbardziej wnikliwych i rzeczowych wydaje się książka Dana Stone’a „Wyzwolenie obozów. Koniec Holocaustu i jego pokłosie”, mamy okazję przekonać się, jak długa i bolesna była droga od więźnia do ocalałego. Urodzona w Polsce Bela Braver, która wyzwolenia doczekała w Lichtewerden, położonym na terenie Czech podobozie Auschwitz-Birkenau, tak relacjonowała moment otwarcia bram obozu:
„Jeden ze strażników przyszedł, żeby otworzyć bramę. Powiedział: «Jesteście wolni, możecie opuścić obóz». Inni strażnicy, których do tej pory spotykało się na każdym kroku, poznikali. Jak gdyby nigdy nie istnieli. […] Wkrótce przybyli Sowieci. Byliśmy słabi i chorzy, nikt nie wyszedł im na spotkanie. Nikt się nie śmiał, nikt się nie cieszył. Pogrążyliśmy się w apatii. Zjawił się sowiecki generał. Okazało się, że jest Żydem. Nie posiadał się z radości, bo wcześniej w żadnym z obozów, które wyzwalał, nie natrafił na żywych ludzi. Zaczął płakać. Myśmy nie płakali. On płakał, a my nie”.
Inni więźniowie – nie dowierzając, że alianci przyszli ich oswobodzić – węszyli podstęp hitlerowców:
„Nadciąga świt, a przy bramie nie ma nikogo, żadnych Niemców. Jak okiem sięgnąć, żywej duszy. Mówię im: «Nie wychodźcie, to podpucha. Wyjdziecie i zaczną strzelać». To był ranek 9 maja. Nagle słyszymy, że ktoś łomocze do bramy. Widzimy sowieckie pojazdy. I wtedy już wiedzieliśmy. Powiedzieli nam: «Jesteście wolni». Najpierw uciekliśmy. Byle dalej od obozu. Byliśmy głodni. Czuliśmy okropny głód”.
Wyzwolenie nadeszło zbyt późno
„Brytyjczycy nas wyzwolili, ale nikt nie wiwatował”, pisze Freddie Knoller we wspomnieniach z Belsen. „Panowała niepokojąca cisza. Byliśmy zbyt słabi i zbyt wiele przeżyliśmy, żeby móc odczuwać radość. Dopiero kiedy dostaliśmy po misce ryżu i kubku gorącego mleka, zrozumieliśmy, że być może pewnego dnia znów staniemy się ludźmi”. O tym, jak niejednoznacznym doświadczeniem okazało się wyzwolenie obozów, można przekonać się na podstawie relacji dotyczących późniejszych wydarzeń. Dobrym podsumowaniem będą słowa Hadassah Rosensaft:
„Euforia i histeria szybko przeminęły. Tak, cieszyliśmy się: byliśmy przecież wolni, otwarto bramy, ale dokąd mieliśmy pójść? Wyzwolenie nadeszło zbyt późno, nie tylko dla zmarłych, ale i dla nas, żywych. Straciliśmy rodziny, przyjaciół, domy. Nie było dla nas miejsca na ziemi, nikt na nas nie czekał. Przeżyliśmy. Zostaliśmy uwolnieni od śmierci i od strachu przed śmiercią, teraz jednak nadszedł strach przed życiem”.
Foto: Frederick Wallace Unsplash
Dan Stone, specjalizujący się w tematyce Holocaustu, w książce „Wyzwolenie obozów. Koniec Holocaustu i jego pokłosie” proces wyzwalania obozów przedstawia z różnych punktów widzenia. Wydarzenia towarzyszące wyzwalaniu obozów należy rozpatrywać w szerokim kontekście, ponieważ – jak pokazał czas – miały one fundamentalne znaczenie dla powojennej Europy, zimnowojennej geopolityki oraz – ze względu na rolę, jaką odegrała Palestyna – dla imperium brytyjskiego, a także dla Bliskiego Wschodu. „Wyzwolenie to most między latami wojny a powojniem. Europejscy Żydzi, którzy przetrwali to, co później określono mianem Zagłady, czyli masową eksterminację przeprowadzoną przez nazistów, nosili w sobie strach i gniew, ale też nadzieję. W obliczu polityki, którą prowadzili wobec nich alianci, znaczna część z nich uznała, że w Europie nie ma dla nich przyszłości i że jedyną szansę na lepsze jutro stanowi Palestyna. Nieżydowscy ocaleńcy, zwłaszcza obywatele Związku Sowieckiego lub terenów, które po wojnie znalazły się pod kontrolą Sowietów, przekonali się, że są przedmiotem targów między coraz bardziej skonfliktowanymi aliantami z Zachodu i ze Wschodu”.
„Nie potrafiłam pojąć, po co przeżyłam…”
Wbrew temu, czego byśmy sobie życzyli, wyzwolenie wcale nie oznaczało końca cierpień. Wielu ocalonych odzyskało z czasem zdrowie, lecz wspomnienia o tym, co im zrobiono, prześladowały ich do końca życia. Oto poruszające słowa jednego z ocaleńców podające w wątpliwość sens ich wyzwolenia: „Dlaczego przetrwaliśmy? Uczucie beznadziei sprawiało, że oblewał mnie zimny pot. […] Nagle musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie teraz będę żył. Ciążyło mi ono, jak gdybym dźwigał ogromną górę”.
Jednak ze wszystkich bolączek, które doskwierały wyzwolonym, najgorsza była przytłaczająca samotność. Trudno sobie wyobrazić – a zwłaszcza opisać – ból człowieka, który orientuje się, że cały jego dotychczasowy świat się rozpadł. Jedna z ocalonych więźniarek wyznała: „Nikogo nie miałam, byłam całkiem sama. Przez całą noc leżałam i płakałam. «Co teraz pocznę? Jestem sama jedna, bez domu, bez ojca, bez matki. A teraz przyszła wolność. Po co przetrwałam?»”.
Inny były więzień, który przeżył pobyt w Theresienstadt, a później został rabinem, mówił o podobnym uczuciu:
„Pamiętam, że po wyzwoleniu cierpiałem z powodu samotności. Bardziej niż podczas Holocaustu. […] Mówiłem sobie: tak, przeżyłem, ale to wszystko. Nic się nie liczyło. Nie miałem żadnych ambicji. Po co? Dla kogo miałbym się starać? Nie wykazywałem inicjatywy. Każą mi stać, więc wstaję. Każą mi siadać – siadam. Tak to wyglądało przez bardzo długi czas”.
„Dowiedzieliśmy się, że spotkał nas znacznie gorszy los, niż wcześniej sądziliśmy. Dużo widzieliśmy, spodziewaliśmy się najgorszego, ale nadal mieliśmy nadzieję, nadal snuliśmy marzenia. Przez wszystkie te lata, kiedy dzień po dniu, godzina po godzinie walczyliśmy o przetrwanie, nie było czasu, żeby rozmyślać o skali naszej tragedii. Teraz zmierzyliśmy się z prawdą. Nie mieliśmy już rodzin, nie mieliśmy domów, do których moglibyśmy wrócić. Dla nas zwycięstwo nadeszło zbyt późno, zdecydowanie zbyt późno”.
Foto: Marcin Czerniawski Unsplash
Inna ocalała, Eva Roubíčková, spędziwszy sześć tygodni w szpitalu w getcie, gdzie leczyła tyfus, pisała w posłowiu swojego pamiętnika:
„Opuszczenie Theresienstadt oznaczało wolność, pierwszy raz od czterech lat. Powinnam się radować. Nie mogłam. Byłam bardzo nieszczęśliwa, kompletnie otępiała. Zdawało się, że życie straciło sens. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego przeżyłam. Początkowo miałam nadzieję, że odnajdę kogoś z rodziny, potem jednak spotkałam ludzi przybywających z Polski, pierwszy raz usłyszałam o komorach gazowych i obozach zagłady, a wtedy pojęłam, że zostałam sama i nigdy już nie zobaczę bliskich”.
Można powiedzieć, że jako jedna z niewielu osób miała szczęście: odnalazła swojego dawnego chłopaka, który przeżył wojnę w Anglii w czechosłowackich oddziałach. W sierpniu 1945 roku wzięli ślub.
Wstrząsające relacje wyzwolicieli. „Kiedy przeszedłem przez bramę, zobaczyłem żywe trupy. Czegoś takiego nie da się zapomnieć”
Traumę przeżyli także żołnierze wyzwalający nazistowskie obozy. Widoki, jakie zastali, odcisnęły piętno na ich psychice: „To, co zobaczyliśmy, nie mieściło się w głowie. Mimo wielu miesięcy spędzonych na froncie najzwyczajniej w świecie odrzucały nas te koszmarne sceny i smród zwłok. Patrząc na więźniów, czułem litość, gniew, wstręt i przerażenie, ujrzałem bowiem kompletnie bezbronne istoty ludzkie”.
Louis Blatz z 80. Dywizji Piechoty kiedy ujrzał ocaleńców z Buchenwaldu, zrozumiał: „Nazistów ani trochę nie obchodził los tych ludzi. Potraktowano ich jak zwierzęta. Było to okropne. Trudno się oddychało, ten zapach, ten smród, to powietrze… Krematoria… W niektórych nadal dopalały się ciała, czuliśmy ich woń. Ulżyło nam, kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę, ale czegoś takiego nie da się zapomnieć, po prostu nie da się zapomnieć”. Tego samego dnia pewien dwudziestolatek z Kalifornii z niedowierzaniem patrzył na ludzi z obozu. „Niektórzy mieli jedynie niewielki kawałek koca, żeby się przyodziać. Ich nogi to tylko kości i skóra. Ich żebra… Okropny widok. […] Mieli tu też piece. I ten zapach… Kiedy o tym myślę, nadal go czuję”.
Jeden z wyzwolicieli Mauthausen niedaleko Lambach w Austrii, sierżant sztabowy Albert J. Kosiek nie potrafił znaleźć słów. „Gdybym nie widział tego na własne oczy, na pewno bym nie uwierzył. Nigdy nie miałem do czynienia z tyloma martwymi ludźmi i nigdy nie sądziłem, że człowiek jest zdolny potraktować w taki sposób drugiego człowieka. Zastanawiałem się, jakim cudem niektórzy ocaleli. Co trzymało ich przy życiu? Przecież zostały z nich tylko skóra i kości”, przyznał.
Ważna lekcja dla naszych czasów
Można by sądzić, że wyzwolenie obozów było czymś, na co z niecierpliwością czekali ci, którzy przeżyli tam najboleśniejsze momenty swojego życia. Okazuje się jednak, że nasze wyobrażenia mają niewiele wspólnego z prawdą – możemy się o tym przekonać, czytając książkę Dana Stone’a. Wielu uznanych historyków „Wyzwolenie obozów” uważa za najlepszą publikację na ten temat. Nie ulega wątpliwości, że ten bogaty w świadectwa ocalałych i wyzwolicieli, przejmująco szczery reportaż nie tylko wypełnia luki w naszej wiedzy na temat złożoności procesu wyzwalania hitlerowskich ośrodków zagłady, lecz również zawiera ważne lekcje dla naszych czasów.
Foto: Wydawnictwo Czarna Owca
Cytowane w tekście fragmenty pochodzą z książki „Wyzwolenie obozów. Koniec Holocaustu i jego pokłosie” autorstwa Dana Stone’a w przekładzie Jana Dzierzgowskiego (Wydawnictwo Czarna Owca, 2025).
