Jolanta Kamińska, Interia: Mamy w Polsce dwa przypadki błonicy. Jaki jest stan pacjentów, którzy znajdują się teraz we wrocławskim szpitalu?
Główny Inspektor Sanitarny, dr Paweł Grzesiowski: – Sześciolatek jest w stanie stabilnym, ciężkim, z niewydolnością krążeniowo oddechową, leczony w oddziale intensywnej terapii respiratorem. Drugi pacjent – osoba dorosła – jest w dobrym stanie. Być może wkrótce będzie mógł wyjść ze szpitala, bo po 48 godzinach skutecznego leczenia antybiotykami można pacjenta zwolnić z izolacji szpitalnej, ponieważ już nie zaraża.
Kiedy drugi zakażony miał kontakt z sześciolatkiem?
– W trakcie hospitalizacji chorego dziecka w szpitalu we Wrocławiu. To osoba, która odwiedzała innego pacjenta placówki. Wtedy doszło do przypadkowego kontaktu.
Wiemy, że dziecko nie było szczepione, a błonicą zakaziło się w Afryce podczas pobytu na Zanzibarze. Co z dorosłym? On też nie był szczepiony przeciw błonicy?
– Nie mamy jeszcze pełnej informacji. Możemy polegać tylko na tym, co powiedział pacjent, że najprawdopodobniej był szczepiony jako dziecko, ale z całą pewnością nie brał dawek przypominających. To osoba powyżej 40. roku życia, dlatego nie ma karty szczepień, która zweryfikowałaby tę informację.
Czy sanepid dotarł już do wszystkich, którzy mogli mieć kontakt z zakażonymi?
– W dużej mierze tak. Nasze działania dotyczą pasażerów i załóg samolotów, którzy podróżowali w bliskim otoczeniu sześciolatka. W tej chwili poza granicami pozostaje jeszcze dwóch Polaków, którzy mieli styczność z dzieckiem. Procedurami objęto też rodzinę i wszystkie osoby, z którymi dziecko miało kontakt we Wrocławiu, w tym w przychodni, gdzie dziecko zgłosiło się przed przyjęciem do szpitala.
Te osoby objęto nadzorem sanitarno-epidemiologicznym?
– Sanepid obejmuje nadzorem i działaniami profilaktycznymi te osoby, które miały potwierdzony kilkugodzinny bezpośredni kontakt z chorym. Działamy w trzech obszarach. Po pierwsze informujemy daną osobę, że miała kontakt z chorym na błonicę i sugerujemy rozważenie samoizolacji przez 10 dni od kontaktu. Po drugie, pobieramy wymazy z gardła, żeby wykluczyć zakażenie bezobjawowe, co jest możliwe. Po trzecie podajemy profilaktyczny antybiotyk oraz szczepionkę poekspozycyjną, jeśli dana osoba w ciągu ostatnich pięciu lat nie przyjmowała dawki przypominającej.
Wszystkie wymazy zostały już pobrane?
– To nadal trwa, część wymazów pobrano, część jest w trakcie realizacji. We Wrocławiu objęliśmy nadzorem także odział szpitalny, na którym leży zakażone dziecko, żeby wykluczyć ewentualne zakażenie wśród personelu medycznego.
Kiedy z całą pewnością będzie pan mógł poinformować, że zawleczona do Polski błonica nie rozprzestrzenia się i kryzys został zażegnany?
– Dziesięć dni od ostatniego przypadku. Objawy u drugiego pacjenta wystąpiły około 17 marca, więc jeśli nie odnotujemy kolejnego zakażenia do 27 marca, to będziemy mogli uznać, że ognisko błonicy w Polsce zostało wygaszone.
Błonica to groźna choroba, atakująca układ oddechowy. Czy to prawda, że może prowadzić do śmierci poprzez uduszenie się zakażonego?
– Tak było kiedyś. Śmierć przez uduszenie następuje, kiedy powiększone migdały blokują drogi oddechowe. Obecnie to nie ma prawa się zdarzyć, jeśli pacjent trafi do szpitala, gdzie możemy go zaintubować i użyć respiratora. Dziś największym ryzykiem w przebiegu błonicy jest wtórne uszkodzenie serca, mózgu lub nerek, ponieważ bakteria produkuje toksynę błoniczą, która krąży w tkankach, krwi i w sposób nieodwracalny może uszkodzić narządy wewnętrzne. W tych dwóch przypadkach z Wrocławia udało się zastosować antidotum, poprzez podanie antytoksyny błoniczej, która jest w rządowych rezerwach leków krytycznych. Odtrutka działa u dorosłego i jest więc szansa, że zadziała także w przypadku sześciolatka, ale na razie nie możemy tego stwierdzić, bo nadal jest w śpiączce farmakologicznej.
Lekarze alarmują, że coraz więcej rodziców odmawia obowiązkowego szczepienia dzieci, w tym na błonicę. Czy w związku z tym w Polsce nadal jesteśmy jako społeczeństwo uodpornieni na tę chorobę?
– W większości województw mamy odporność populacyjną na poziomie około 95-97 proc. Choć są regiony, w których jest gorzej.
– W skali kraju najgorzej wpadają trzy województwa: dolnośląskie, gdzie zaszczepiono 86 proc. dwulatków, lubelskie (89 proc. ), podlaskie (90 proc.). Natomiast chcę podkreślić, że nie ma transmisji rodzimej błonicy w Polsce. Od kilkudziesięciu lat nie mieliśmy naszych własnych ciężkich przypadków błonicy u dzieci, dlatego ten obecny uznajemy za absolutny ewenement, przypadek zawleczony z zagranicy. Wciąż nam się wydaje, że jako społeczeństwo mamy populacyjną odporność na błonicę.
Od kwietnia GIS rozpocznie kontrolowanie punktów szczepień w całej Polsce. Czy to znaczy, że dokładnie 1 kwietnia inspektorzy sanepidu ruszą w teren?
– Jesteśmy technicznie gotowi. Czekaliśmy na zmniejszenie fali grypy, bo w przychodniach były tłumy pacjentów. W przyszłym tygodniu z powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych wyjdą powiadomienia o kontrolach, a potem w punktach szczepień, których w Polsce jest ponad 8 tys., pojawią się nasi inspektorzy.
– Karty szczepień. Chcemy ustalić, ile dzieci w Polsce jest zaszczepionych, a ile nie i dlaczego. Czy przyczyny są medyczne czy też nie. Ponadto zamierzamy porównać wskaźniki między punktami szczepień. Już dziś wiemy, że są takie punkty, gdzie zaszczepiono jedynie 20-30 proc. dzieci zapisanych do danego lekarza i takie, gdzie ten odsetek sięga 95 proc. Te ogromne różnice rodzą pytanie o przyczynę i ewentualne działania naprawcze.
Wspominał pan, że są dzieci, które zniknęły z systemu szczepień w Polsce. Jak sanepid zamierza ich szukać?
– Będziemy porównywali liczbę kart szczepień w danym roczniku z liczbą urodzeń. Dziecko może zniknąć z systemu opieki zdrowotnej, ale mając PESEL, nie znika z systemu administracyjnego, co pozwoli nam na dalsze poszukiwania. Ale w zależności od wstępnych ustaleń kontroli, będziemy rozszerzać nasze działania na bieżąco.
Ta powszechna kontrola ma związek z rosnącą liczbą odmów szczepień?
– Przede wszystkim wynika z tego, że brakuje nam baz danych w tym zakresie. System nie jest scyfryzowany, nadal mamy papierowe karty szczepień. Kontrola NIK wykazała wiele uchybień w kwestii sprawozdawstwa o szczepieniach. Dane się gubią. Te kwestie spowodowały konieczność podjęcia powszechnej kontroli i ustalenia stanu faktycznego.
To krok w stronę elektronicznej karty szczepień obowiązkowych, która ma zostać wprowadzona w Polsce?
– Tak. To pierwszy etap cyfryzacji w tym zakresie. Kiedy już zgromadzimy dane wyjściowe, będziemy mogli od początku przyszłego roku wystartować z elektroniczną kartą szczepień, która sprawi, że będziemy mogli na bieżąco monitorować sytuację.