Karol Nawrocki może zostać ojcem chrzestnym tego porozumienia. I wówczas to on będzie rozdawał karty.
Więcej ciekawych historii przeczytasz na stronie głównej „Newsweeka”
Jarosław Kaczyński może sobie podać rękę z Rafałem Trzaskowskim — politycznie, ale także życiowo trudno zaliczyć mijający rok do szczególnie dla nich udanych. Trzaskowski brawurowo przegrał to, co wydawało się nie do przegrania, a Kaczyński — choć wykreował kolejnego prezydenta — pewnie nie przypuszczał, namaszczając Karola Nawrockiego, że ten tak szybko zdetronizuje go z zaszczytnej funkcji lidera prawicy. W tym sensie zarówno prezydent Warszawy, jak i prezes PiS są największymi politycznymi przegranymi AD 2025.
Niespełna cztery miesiące zajęło Nawrockiemu, żeby to on, a nie Kaczyński, stał się głównym przeciwnikiem premiera Donalda Tuska i nadzieją prawicy na przyszłe rządy. To Nawrocki wetuje, zwołuje, ogłasza. Udało mu się zapędzić prezesa w kozi róg do tego stopnia, że ten musiał publicznie zadeklarować, iż podtrzyma prezydenckie weto w sprawie tzw. ustawy łańcuchowej, mimo że wcześniej do spółki z Tuskiem i koalicją 15 października głosował za uwolnieniem psów z łańcuchów. Los zwierząt zresztą autentycznie leży Kaczyńskiemu na sercu, wszak w ostatnich latach kilka razy próbował przeforsować zmiany w prawie mające ulżyć zwierzakom. Trudno o bardziej dobitny dowód tego, że dziś to Karol Nawrocki kreuje politykę po prawej stronie, a zarazem dyktuje Kaczyńskiemu i jego partii, co mają robić.
Nawrocki, największy wygrany 2025 r.
Patrząc na to, jak sobie poczyna w pałacu bokser z Gdańska, Trzaskowski musi mieć sporego kaca. Tym bardziej że Tusk i jego rząd dwa lata czekali z różnymi ustawami na swojego prezydenta. Premier osobiście sporo zainwestował w Trzaskowskiego, który wydawał się wymarzonym kandydatem na głowę państwa. Władający kilkoma językami salonowiec, bez ambicji rozgrywania w polityce, mógł być gwiazdą politycznych salonów, a przy okazji sporo dla Polski załatwić. Jednak w życiu, także politycznym, często wygrywają nie ci, którzy mają najlepsze kompetencje, ale najbardziej zdeterminowani. Używając sportowego języka — bliskiego zarówno Tuskowi, jak i Nawrockiemu — żeby wygrać, trzeba gryźć trawę na boisku. Bokser Nawrocki rozumie to doskonale, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, który czekał chyba, aż go wniosą do pałacu w lektyce.
Nawrocki jest największym wygranym mijającego roku w polityce. Z nieznanego szerzej historyka z Pomorza w ciągu kilku lat stał się jedną z kluczowych osób w kraju. Na razie w PiS budzi podziw, ale główni gracze z licznych frakcji „maślarzy”, „harcerzy” i „ziobrystów” szybko zorientują się, że bokser z Gdańska może pokrzyżować ich plany związane z sukcesją po Kaczyńskim. Nawrocki, upojony sukcesem, na razie testuje granice swoich kompetencji, próbując rozpychać się w konstytucyjnym gorsecie prezydenta. Ale już widać, że jego ambicje są o wiele większe niż sypanie piachu w tryby Tuskowi. Chętnie przystał na patronowanie ewentualnemu paktowi senackiemu PiS i Konfederacji (z dodatkiem Brauna), co będzie wstępem do przyszłej koalicji. A jeśli to Nawrocki zostanie ojcem chrzestnym porozumienia, to on będzie rozdawał karty.
Czarzasty trzęsie Sejmem, Ziobro stał się zwierzyną łowną
Zbigniew Ziobro, który marzył o tym, że kiedyś przejmie PiS po Kaczyńskim, ambicje może włożyć sobie w buty. Nie tylko dlatego, że musi uporać się z prokuratorskimi zarzutami. Uciekając na Węgry przed ministrem Waldemarem Żurkiem, pokazał, że nie nadaje się na politycznego przywódcę. Okazał się zwykłym miękiszonem, co drzewiej przypisywał Mateuszowi Morawieckiemu. Ziobro jest kolejnym wielkim przegranym tego roku.
W kontrze do tej porażki rysuje się sukces Włodzimierza Czarzastego, nowego marszałka Sejmu. Czarzasty nie tylko po latach przerwy wprowadził Lewicę do rządu, ale został drugą osobą w państwie. Wiele wskazuje na to, że jeśli tylko będzie chciał, zostanie ponownie wybrany na szefa Nowej Lewicy. Tym razem już jedynego lidera, który nie będzie musiał, jak do tej pory, dzielić się władzą w partii z Robertem Biedroniem. Ten awans Czarzastego, przed laty jednego z bohaterów afery Rywina, musi doskwierać Ziobrze. Wszak to on ćwierć wieku temu, zasiadając w komisji śledczej ds. afery Rywina, wskazał Czarzastego w raporcie końcowym komisji jako jednego z inspiratorów korupcyjnej propozycji dla koncernu medialnego Agora. Historia lubi płatać figle. Po 25 latach od tamtych wydarzeń role się odwróciły. Dziś to Czarzasty, który kiedyś był ścigany, trzęsie polskim Sejmem, a Ziobro, niegdyś pierwszy śledczy III RP, stał się zwierzyną łowną.