Marszałek Szymon Hołownia postanowił, że debata o projektach ustaw dotyczących odbędzie się zaraz po wyborach samorządowych. Pytanie, czy na drodze nie stanie jakaś inna kampania. Choćby osobista kampania prezydencka Hołowni.
Koalicja przeżywa wewnętrzne turbulencje. Od początku wiadomo, że partie rządzącej większości nie zgadzają się ze sobą w kwestii aborcji. Problem w tym, że – jak co kampanię wyborczą od 30 lat – temat ten staje się na tyle gorący, że może doprowadzić do poważnych napięć i pęknięć. Na razie kłócą się przede wszystkim Trzecia Droga i Lewica. Donald Tusk i Koalicja Obywatelska stoją trochę z boku. Patrzą, co z tego wyniknie i po której stronie będzie więcej politycznych korzyści.
– Szafuje pan, jako katolik słowem kłamca. Nazwał pan kłamcą pana marszałka Czarzastego, który mówił, że mrozi pan, że blokuje pan, że nie dopuszcza pan do procedowania ustaw gwarantujących prawa do przerywania ciąży – grzmiała z mównicy szefowa klubu Nowej Lewicy Anna Maria Żukowska pod adresem Szymona Hołowni. – zamrażarkę sejmową zamienił pan na uśmiechniętą chłodnię. (…) Nigdy nie jest dobry czas dla mężczyzn rządzących tym krajem, mających władzę. A to wejście do NATO, a to wejście do Unii, a to wybory, kolejne wybory. Po I turze wyborów samorządowych będzie II tura wyborów, potem będą wybory europejskie, potem prezydenckie, a następnie parlamentarne. Dla was nigdy nie jest dobry czas dla kobiet.
Posłowie Lewicy chcieli przerwania obrad i uzupełnienia ich o punkt dotyczący rozpatrywania projektów dotyczących aborcji, ale oczywiście wniosek przepadł. Oczywiście, bo konserwatywna większość w Sejmie nadal trzyma władzę. A marszałek Hołownia broni się argumentem, że przecież niczego w zamrażarce nie zamyka. On tylko przesuwa pracę Sejmu w czasie.
– Została wyznaczona data, kiedy one zostaną rozpatrzone – przekonywał Hołownia. Na co polityczki lewicy odkrzykiwały mu z ław sejmowych, że one nie chcą daty, tylko pracy nad ustawami. – Ale musi być data – ciągnął w dość kaznodziejskim tonie marszałek Sejmu – data musi być, jeśli chcemy rozpatrywać te projekty. To jest proste. Nie można rozpatrywać ich bez daty. Tą datą jest 11 kwietnia. Ta data 11 kwietnia zostanie przez ten Sejm dotrzymana, przeze mnie dotrzymana, ja decyduję o porządku obrad. Informuję panią poseł o powodach podjęcia tej decyzji po raz kolejny – ja nie dopuszczę do tego, żebyśmy wyszli z tej izby na Dzień Kobiet z koszem pełnym projektów ustaw, które miały poprawić prawa kobiet w Polsce i poprawić ich los. Nie dopuszczę do tego, bo to będzie policzek dla tych, które nas wybrały, bo to będzie policzek dla tych, które uwierzyły w nadzieję, którą niosła koalicja 15 października.
Wreszcie marszałek Hołownia stwierdził, że domaga się od klubów parlamentarnych deklaracji, czy różne projekty przepisów aborcyjnych zyskają poparcie większości posłów przynajmniej w pierwszym czytaniu. Tak, żeby Sejm mógł nad nimi pracować.
Na razie kluby dokładnie tego zagwarantować nie chcą, bo ani Trzecia Droga nie chce poprzeć projektów Lewicy, ani Lewica projektów Trzeciej Drogi. A o co chodzi naprawdę? O tym wprost mówi wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak z Konfederacji. – Może to nie jest do końca pragmatyczne, że (marszałek – przyp. red.) jest tak szczery, ale powiedział wczoraj na prezydium, że posłowie będą bali się proboszczów i dlatego trzeba głosować po wyborach – relacjonuje polityk Konfederacji.
Pragmatyczny rachunek Trzeciej drogi
Wydaje się, że wszystko jest jasne. Marszałek Hołownia i cała Trzecia Droga dokonuje pragmatycznego rachunku – czy więcej są warte głosy kobiet, czy proboszczów. I jak co wybory wychodzi na to, że proboszczów. Od polityków Trzeciej Drogi słyszymy argument o wyborcach, którzy chcieliby powrotu do „kompromisu aborcyjnego”. Skąd to przekonanie? Nie do końca wiadomo.
– Ale wie pani – przekonuje polityk PSL – do nas przychodzą także wyborcy PiS albo byli wyborcy PiS. My o nich musimy też myśleć.
Najwyraźniej więcej i częściej niż o własnych. W klubie Trzeciej Drogi (to klub federacyjny złożony z dwóch PSL-u i Polski 2050) też spora część – zwłaszcza polityczek – poprze projekty innych partii koalicji. Jednocześnie jednak mówią – tlen jest tylko po prawej stronie, niech nasi koledzy w tej sprawie utrzymają linię konserwatywną.
– Nie ma już żadnego elektoratu na lewo czy trochę na lewo, tam możemy się wyłącznie wymieniać między sobą. Czyli będą jakieś przepływy z Lewicy do KO i odwrotnie, z Trzeciej Drogi do KO i odwrotnie, ale będzie nam się to mieszać w tym samym kotle – tłumaczą swoje polityczne stanowisko – my możemy wyłącznie rozszerzać nasz elektorat na prawo, łowić na terytorium PiS-u i Konfederacji. Ja nie chcę ich powrotu do władzy. Ani razem, ani oddzielnie. Dlatego uważam, że powinniśmy zwracać się do ich wyborców.
Na sporze o aborcję Lewica traci najwięcej
Trzecia Droga zrobiła także swoje badania i one też poniekąd tłumaczą upór Szymona Hołowni. Wynika z nich, że pawie 80 proc. wyborców TD chce liberalizacji prawa aborcyjnego. Tyle że pytanie dotyczyło wyłącznie „liberalizacji”, a nie konkretnych projektów. Nie pytano, czy chodzi o powrót do „kompromisu”, czy o możliwość przerwania ciąży do 12 tygodnia. Ponadto 60 proc. wyborców TD dało się przekonać — jak wynika ze słów polityków Trzeciej Drogi po przeprowadzonym przez partię sondażu, że referendum to najlepsze rozwiązanie. Ale co dla PSL i Polski 2050 w tej chwili najważniejsze to, że ponad połowa ich wyborców nie uważa, że ta sprawa jest pilna. Chcą załatwienia jej w ciągu następnego roku.
Najwięcej na odłożeniu sprawy traci Lewica. Niby jest w rządzie, nie może powiedzieć swoim wyborcom „mamy moc”. Lewicy nie udało się zmusić partnerów do przyjęcia jej postulatów. Więcej – nawet do zajęcia się nimi. To jednak jest bardzo na rękę pozostałym partiom koalicyjnym. Donald Tusk rozszerza swój elektorat na lewo i coraz sprawniej spycha Lewicę do narożnika, a jednocześnie jego wyborcy nie mają przekonania, że sprawa praw rozrodczych jest najpilniejszą do załatwienia.
Sprawa aborcji na razie jest tą budzącą najwięcej emocji w rządzącej koalicji, ale na razie – mimo wszystkich inwektyw i awantur – wszyscy zapewniają, że nie będzie powodem jej rozpadu. Może należałoby do tych zapewnień dodać słowo „teraz”.