Wyglądało, że PiS rozumie, na czym polega problem z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem. Byli nadzorcy służb na jakiś czas w zasadzie zniknęli z polityki. Jednak nie na długo.
W piątek 15 marca rusza komisja śledcza ds. Pegasusa, ma się stawić przed nią sam prezes Kaczyński. Dwa dni wcześniej jego partia postanowiła wyprowadzić uderzenie wyprzedzające. Zadanie to przypadło byłym posłom Kamińskiemu i Wąsikowi.
Dwa dni przed przesłuchaniem Jarosława Kaczyńskiego ta dwójka zaprosiła dziennikarzy na konferencję prasową. Tyle że, jak to często bywa w wypadku polityków PiS bez możliwości zadania pytań. Zamiast tego dziennikarze zobaczyli prezentację, przekonującą, że Pegasus był niezbędnym polskim służbom narzędziem, stosowanym pod ścisłą kontrolą sądową, wyłącznie w uzasadnionych wypadkach, wobec najgroźniejszych przestępców, terrorystów i szpiegów. Zatem – można podsumować prezentację dwójki byłych posłów – żadnej „afery Pegasusa” nie było. Jest za to brutalny polityczny atak Donalda Tuska na środowisko Prawa i Sprawiedliwości.
To wszystko fejki!
Słowem, które chyba najczęściej było używane w trakcie konferencji to fejk lub fake newsy. Fejkiem, według Kamińskiego i Wąsika, miały być informacje o skali użycia programu, mające wytworzyć wrażenie, że całe społeczeństwo było inwigilowane przy pomocy Pegasusa. Podobnie jak informacje o używaniu Pegasusa wobec opozycji albo polityków partii rządzącej. Zdaniem Kamińskiego, podobne informacje wypuszczane przez obecny rząd do sfery publicznej, mają służyć wyłącznie „politycznej dezintegracji środowiska Prawa i Sprawiedliwości”.
Problem w tym, że nawet jeśli inwigilacja przy pomocy Pegasusa nie była masowa, a użycie programu w większości wypadków miało dobre uzasadnienie i uzyskało wszystkie konieczne sądowe zgody, to ciągle pozostają bardzo niepokojące doniesienia o możliwym użyciu go wobec osób znajdujących się w konflikcie z rządem. Część takich przypadków została już potwierdzona. Inwigilowani mieli być między innymi prokurator Ewa Wrzosek, wówczas lider rolniczych protestów, dziś wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, adwokat, a dziś poseł koalicji Roman Giertych, były szef Pracodawców RP Roman Malinowski czy senator Krzysztof Brejza.
Ten ostatni przypadek jest szczególnie niepokojący, biorąc pod uwagę to, że Brejza w okresie, gdy miał być objęty działaniem programu, był szefem sztabu Koalicji Obywatelskiej, największej opozycyjnej partii. Materiały z telefonu Brejzy trafiły do dziennikarzy TVP, gdzie posłużyły do stworzenia manipulacyjnego, zniesławiającego materiału, za który stacja musiała przeprosić polityka. W uzasadnieniu sędzia Ewa Gatz-Rubelowska wskazała, że materiały pozyskano przy pomocy programu Pegasus.
Kamiński z Wąsikiem w ogóle nie odnieśli się do tych niewygodnych dla nich przypadków, a dziennikarze nie mieli szans o nie zapytać.
Obrona przez atak
Wąsik z Kamińskim nie tylko bronili użycia Pegasusa w czasach, gdy odpowiadali za służby, ale też atakowali nowy rząd. Zwłaszcza premiera Tuska. Czasami można było odnieść wrażenie, że jeśli zdaniem dwójki byłych posłów ktoś powinien się tłumaczyć przed speckomisją, to nie oni a obecny premier.
Maciej Wąsik powiedział, że w latach 2012-15 CBA dysponowało podobnym systemem, pozwalającym na inwigilację komunikatorów internetowych. Nazwał go „Pegasusem Tuska”. Wyraźnie widać było, że dwójce byłych posłów zależy, by ta fraza się utrwaliła.
Mariusz Kamiński zarzucał z kolei Tuskowi, że w imię politycznego ataku na środowisko PiS podważa uczciwość i ciężką pracę polskich służb, w ten sposób faktycznie osłabiając bezpieczeństwa państwa. Kamiński zarzucił koalicji PO-PSL, że w 2015 roku polskie służby nie miały żadnego systemu pozwalającego prowadzić monitoringu komunikatorów internetowych, w sytuacji, gdy już wtedy były one często stosowanym narzędziem porozumiewania się organizacji przestępczych i terrorystów. Według byłego szefa MSW, panika, jaka z czysto politycznych przyczyn rozpętana została wokół Pegasusa, może doprowadzić do podobnego stanu rzeczy.
Kamińskiemu w jednym można przyznać rację: trudno sobie wyobrazić, by służby nie dysponowały dziś narzędziami, pozwalającymi monitorować wymianę informacji na komunikatorach, gdy tego wymagają racje bezpieczeństwa, a stosowne zgody wydadzą sądy. Można się jednak zastanawiać, czy to nie nadużycia w stosowaniu Pegasusa, do jakich jak wiele wskazuje doszło, gdy Kamiński odpowiadał w rządzie za służby, nie wytworzyły w opinii publicznej głębokiej niechęci do tego, by państwo dysponowało podobnymi narzędziami.
Dostało się też ministrowi sprawiedliwości Adamowi Bodnarowi, który zapowiedział wcześniej poinformowanie ofiar inwigilacji Pegasusem o tym fakcie. Kamiński grzmiał, że to sprzeczne z prawem i groził Bodnarowi odpowiedzialnością karną.
Kogo PiS chce przekonać?
Pytanie tylko kogo przekonają te wszystkie – często po prostu bezczelne – próby odwracania kota ogonem? Zwłaszcza w wykonaniu tej dwójki. Bo powiedzmy sobie otwarcie, jeśli PiS chciał przekonać opinię publiczną, że w sprawie Pegasusa wszystko przebiegało zgodnie z prawem i nie doszło do żadnych nadużyć, to nie mógł wystawić do tego zadania nikogo gorszego niż Kamiński i Wąsik.
Dwójka osób z prawomocnymi wyrokami za przekroczenie uprawnień przy okazji afery gruntowej, uratowanych od orzeczonej kary bezwzględnego więzienia wyłącznie przez akt łaski prezydenta z tego samego obozu politycznego, ma poza żelaznym elektoratem PiS absolutnie zerową wiarygodność. Bo skoro – co potwierdził prawomocny wyrok – panowie raz przekroczyli swoje uprawnienia, to naprawdę trudno zaufać, że używając Pegasusa, trzymali się litery i ducha prawa albo efektywnie egzekwowali trzymania się ich od podległych im służb. Badania opinii publicznej robione, gdy Kamiński i Wąsik przebywali przez chwilę w więzieniu, pokazywały, że zdaniem większości pytanych powinni oni odbyć karę i przynajmniej na jej czas dać sobie spokój z polityką.
PiS chyba zorientował się już, że próba robienia z Kamińskiego i Wąsika „więźniów sumienia reżimu Tuska” oraz siłowej walki o przywrócenie ich wygasłych z mocy prawa mandatów to droga donikąd. Temat spadł z agendy partii, Kamiński i Wąsik na jakiś czas w zasadzie zniknęli z polityki. Jest oczywiste, że w przypadku Pegasusa prędzej czy później by wrócili, choćby jako świadkowie przed komisją śledczą. Ich rola w całej aferze wydaje się centralna, PiS nie może ich tu po prostu „schować”. Trudno jednak zrozumieć, po co ich eksponuje – bo ta dwójka w najbliższym czasie będzie dla partii wyłącznie ciężarem.