Lektura błagalnych donosów, którymi Jacek Kurski stara się wyłudzić od Kaczyńskiego stołek w europarlamencie, odsłania pikantne tajemnice PiS. Morawiecki okazuje się wręcz łajdackim demiurgiem.
To był pierwszy poważny kryzys rządów PiS. Pod koniec 2017 r. młody poseł Platformy Krzysztof Brejza ujawnił informacje o rocznych nagrodach po 70-80 tys. zł, które pokątnie Beata Szydło wypłacała sobie i swym ministrom. To był cios dla władzy, która chciała uchodzić za skromną. Sondaże PiS pikowały dramatycznie. Żeby powstrzymać katastrofę, Kaczyński obniżył wszystkim posłom zarobki o 20 proc.
Twórczość epistolarna Jacka Kurskiego każe nam na tamte wydarzenia spojrzeć zupełnie inaczej.
Z listów, które były prezes TVP śle do Kaczyńskiego — zapisując swe refleksje dotyczące przyczyn politycznego upadku PiS — wynika, że była to haniebna operacja świeżo upieczonego premiera Mateusza Morawieckiego, obliczona na dyskredytację jego poprzedniczki. „Perfidnie zorganizowana z wrogimi mediami operacja w roli głównej z Brejzą, któremu podpowiedziano i odpowiedziano na interpelację w tej sprawie” – pisze Kurski.
To nie wszystko. Otóż Kurski twierdzi, że brak reakcji na „sprzedawanie wrogom koleżanek i kolegów” przez Morawieckiego „dużo kosztował PiS”. W tej wersji premier stał za kolejnymi atakami na wpływowe postacie w PiS.
„Spotykały one wiele osób takich jak m.in. Sasin, Ziobro, Kuchciński, Glapiński, Obajtek, Witek, Brudziński, Błaszczak, Kurski, Czarnek, znów Szydło, itd. W wielu przypadkach, jak np. Szydło, Witek, Kurski i inni, były to również ataki na członków rodzin”. Kurski jest przekonany, że to ludzie Morawieckiego inspirowali publikacje o rzekomym gwałcie, którego dopuścić się miał jego syn. Co do Witek, to ma na myśli głośną sprawę jej męża, który latami zajmował miejsce na SOR, choć był nieuleczalnie chory i powinien trafić na oddział paliatywny. W kwestii Szydło chodzi mu zapewne o rozsiewane plotki, że jej syn zrezygnował z kapłaństwa, bo miał romans.
Kurski potwierdza wszystkie niejasności dotyczące majątku Morawieckiego, które ujawniały w ostatnich latach niezależne media. Pisze o „przekręcie” na działkach kościelnych, które kupił za grosze, a sprzedał za miliony, oraz „ściemie” z oświadczeniem majątkowym żony, którego do dziś nie pokazał.
Kurskiemu brakuje słów, więc sięga po klasyka: „To, że jesteśmy w d…, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”
Potwierdza, że gdy był szefem TVP, wydał dyspozycję, by Morawiecki pokazywany był w „Wiadomościach” nie więcej jak przez 9 sekund dziennie. I przyznaje, że blokował jego przedwyborcze orędzia — choć nie ujawnia prezesowi, że kazał domagającemu się występów Morawieckiego ministrowi Michałowi Dworczykowi szybko się oddalić.
Kurski potwierdza, że PiS chciało kupić ogólnopolskie Radio Zet i duży portal, taki jak np. Onet. Do tej pory słychać było jedynie plotki na ten temat — twardo zresztą przez pisowców dementowane. Czemu się to nie udało? Zdaniem „Kury” — przez sabotażystę Morawieckiego, który potajemnie chroni układ III RP. W swej twórczości Kurski konsekwentnie dowodzi, że Morawiecki jest „kretem” — człowiekiem Tuska podstawionym Kaczyńskiemu, by zniszczył PiS.
Chodzi nie tylko o to, że to „człowiek, który w marcu pamiętnego roku 2010 odrzucił wejście do Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Kaczyńskim, bo wybrał doradzanie premierowi Tuskowi”. Ważniejsze są jego niedawne działania na arenie unijnej. Zdaniem „Kury” Morawiecki realizował plan Tuska — pokazał impotencję rządu PiS, który nie był w stanie uzyskać pieniędzy z KPO. „Trzeba to powiedzieć wprost: Morawiecki bez jasnej zgody rządu i partii realizował w UE politykę sprzeczną z programem PiS. Zgadzał się, bez adekwatnych rekompensat, na kolejne postępy klimatycznego szaleństwa, które przynoszą dramatyczny wzrost kosztów i trwałą utratę konkurencyjności polskiej gospodarki. Zgodził się na logikę Zielonego Ładu” — potwierdza Kurski, choć oficjalna propaganda PiS zaprzecza, że to Morawiecki zgodził się na unijny program ekologiczny, który wywołał protesty rolników w całej Europie.
W dodatku Kurski twierdzi — i nie jest w tym osamotniony — że przed ostatnimi wyborami Morawiecki i jego ludzie dostarczali do sztabu PiS „sfingowane sondaże i analizy”, które „legły u podstaw wielu błędnych decyzji”.
Najbardziej boli go jednak co innego: że Morawiecki próbuje przejąć władzę w PiS, „największym instytucjonalnym dziele i sukcesie prawicy w wolnej Polsce”. Dosłownie brakuje mu słów, więc sięga po klasyka: „To, że jesteśmy w d…, to jasne, problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Zrozumiałe więc, że w tej dramatycznej sytuacji sam — jako polski patriota — wolałby się urządzić w Brukseli.