Zanim warszawskie getto stanęło do kwietniowego powstania, niemal bezbronni bojownicy rzucili się na Niemców w styczniu 1943 r.
– Żydzi do nas strzelają! – ukrywający się w opuszczonych domach przy Miłej nie mogli uwierzyć, że słyszą przerażonych niemieckich mundurowych. Krzyki odbijały się od ścian kamienic i niosły po całej ulicy, która przed wojną słynęła z licznej obecności „złodziei, paserów, nożowników i alfonsów” (Żeromski pisał w „Przedwiośniu”, że to siedlisko zła „nieznane nigdzie indziej na kuli ziemskiej”.
Dłuższą chwilę trwało, zanim Niemcy otrząsnęli się z szoku, że w jednym z ponad 650 gett na terenie okupowanej Polski Żydzi zabijają przedstawicieli „rasy panów”.
Wet za wet
Na przełomie 1942 i 1943 r. noce z niedzieli na poniedziałek były szczególnie nerwowe. Stłoczeni w warszawskim getcie już dobrze wiedzieli, że Niemcy najczęściej ruszają do akcji w getcie wraz z nadejściem nowego tygodnia. Dlatego co tydzień po szabacie konspiratorzy zbierali się w grupy, by szybciej zareagować na ewentualne ruchy okupanta.
Po drugiej stronie muru nerwowo było już od piątku 15 stycznia. Całe miasto mówiło o łapankach ludności cywilnej, które miały – jak notował na gorąco kronikarz okupacji Ludwik Landau „rozmiary, jakich dotąd Warszawa jeszcze nie znała”. Oraz o gigantycznej wywózce 1300 więźniów Pawiaka (wcześniej takie transporty liczyły zazwyczaj po kilkadziesiąt osób). Po raz pierwszy nie trafili oni do Auschwitz czy do pracy przymusowej w Niemczech, ale do obozu zagłady na Majdanku. Jakby tego było mało, w niedzielę wieczorem w odwecie za łapanki Gwardia Ludowa dokonała zamachu bombowego na kino Apollo dla Niemców.
Miła 63
Poniedziałkowy poranek jest wyjątkowo mroźny. Jak co dzień o 6.30 przy jednej z bram getta ustawia się grupa tzw. placówkarzy – Żydów pracujących niewolniczo w niemieckich fabrykach poza murami. Żandarmi nie otwierają wrót, każą czekać. Chwilę później słychać, jak po drugiej stronie bramy gromadzą się kolejne zastępy żołnierzy. Plotka o tym, że Niemcy zaraz zaczną ostateczną likwidację getta, roznosi się błyskawicznie wśród około 40 tys. uwięzionych za murami. Każdy stara się ukryć.
W rzeczywistości planowano zatrzymać 8 tys. niepracujących Żydów i wywieźć ich do obozu zagłady w Treblince. Domagał się tego Heinrich Himmler, nr 2 nazistowskiej machiny śmierci, który tydzień wcześniej wizytował warszawskie getto.
My nie chcemy ratować swojego życia. Chcemy ratować ludzką godność – Arie Wilner, jeden z dowódców Żydowskiej Organizacji Bojowej
Kiedy tylko Niemcy weszli za mury, zaczęli brutalną pacyfikację. Najpierw przy Franciszkańskiej oraz Zamenhofa i Miłej. Kamienicę Miła 63 – przynajmniej oficjalnie – zajmowali Żydzi pracujący przymusowo w sąsiedniej fabryce mebli. Wśród nich ukrywało się też kilku członków Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), w tym jej nowo wybrany dowódca Mordechaj Anielewicz. Wszyscy wpadli w ręce Niemców, którzy jednak nie zdawali sobie sprawy, kogo zatrzymali. Schowali broń i udając cywilów, dołączyli do kolumny przerażonych Żydów. Esesmani pędzili ich na Umschlagplatz, gdzie już czekały pociągi do komór gazowych Treblinki.
Gdy weszli w Zamenhofa, Anielewicz dał rozkaz do ataku. Bojowcy obrzucili zaskoczonych Niemców granatami i chwycili za pistolety. „Gdy wyczerpały się naboje, Mordechaj wyrwał Niemcowi karabin, cofnął się do bramy i stamtąd strzelał. Niemcy bali się wejść do tego domu” – relacjonowała Cywia Lubetkin, jedna z liderek ŻOB. Wybuchy i strzały zaalarmowały bojowców czekających kilka kamienic dalej. Oni też zaatakowali esesmanów. Do starć doszło też w szwalni Schultza, w której Żydzi zmuszani byli do szycia niemieckich mundurów.
Poza świadomością
W okupacyjnych dziennikach pisanych po stronie aryjskiej o styczniowej akcji najczęściej nie wspominano, ewentualnie zdawkowo. Nawet wyjątkowo drobiazgowy Franciszek Wyszyński zapisał jedynie: „20 I [1943] środa. Getto. Już 3 dni w gecie idzie walka niemców z żydami” [pisownia oryginalna – red.].
Tylko trochę więcej szczegółów podawał Stanisław Srokowski: „18 I Żydom nie pozwolono z Ghetta iść na roboty kolejowe i inne, a natomiast podstawiono wagony, aby ich wywieźć (…). Żydzi nie chcieli usłuchać i zbuntowali się, widząc, co ich czeka. Okrutna strzelanina i masakra wśród Żydów (…). [19-31.I. i 1.II.] Żydzi mimo dużych strat mężnie odparli SS oddziały i sprawili, że zaprzestano ich atakować w Ghetto warszawskim” [pisownia oryginalna – red.] – notował profesor geografii, dyplomata i działacz społeczny.
Detaliczne zazwyczaj sprawozdanie Judenratu (Rady Żydowskiej administrującej gettem) zaczyna się od uwagi, że „obejmuje okres 1-18 i 25-31.I.1943”. Ani słowa o tym, że tygodniowa wyrwa spowodowana była zbrojnym oporem mieszkańców.
(Nie)pomocna AK
Przez cztery dni regularne wojsko walczyło z niemal nieuzbrojonymi bojowcami. „W naszej grupie, liczącej kilkadziesiąt osób, było tylko kilka rewolwerów, trochę różnego rodzaju pałek, noży, jakiś kawałków żelaza” – wspominał Simcha Rotem, pseudonim Kazik – legendarny ŻOB-owiec, który niespełna cztery miesiące później wsławił się przeprowadzeniem brawurowej ucieczki kilkudziesięciu Żydów z płonącego powstańczego getta.
Za zdobycie broni odpowiadał Arie Wilner. Najpierw długo uniemożliwiano mu kontakt z Armią Krajową, później miesiącami czekał, aż jej dowódcy podejmą decyzję. Dopiero na dwa tygodnie przed akcją styczniową gen. Stefan Rowecki „Grot” wydał rozkaz, by z arsenału AK (liczącego wtedy ok. 25 tys. karabinów i 6 tys. rewolwerów) przekazać do getta… 10 pistoletów, w tym trzy uszkodzone! Wielu historyków jest zdania, że niechęć „Grota” do pomagania Żydom brała się z obawy o wzrost nastrojów powstańczych wśród Polaków. ŻOB korzystał z pomocy Gwardii Ludowej, część uzbrojenia kupiono na czarnym rynku.
Wędrówka grozy
Styczniowy zryw spowodowany był traumą lata 1942 r., gdy podczas Grossaktion (niem. Wielka Akcja) masowo wywożono warszawskich Żydów do obozów śmierci. Jej ostatnim etapem był „kocioł na Miłej”. To tamtędy pędzono tłumy na Umschlagplatz – przez tydzień, dzień i noc, ulica wypełniona była tysiącami przerażonych ludzi. „Kto nie widział tej wędrówki – ten nie pojmie jej grozy. Tłum ogromny, ogłupiały, otępiały, a zarazem wrzący jeszcze strachem i niepokojem, posuwał się powolutku ku pobudowanym bramom, gdzie następowała selekcja” – relacjonowano w broszurze wydanej przez AK w listopadzie 1943 r.
Z około 380 tys. mieszkańców getta po Wielkiej Akcji zostało ok 40 tys. Mało kto miał jeszcze złudzenia, że hitlerowcy oszczędzą kogokolwiek. To, co wcześniej powstrzymywało bojowców – obawa, że strzelanie do oprawców będzie skutkować krwawym rewanżem – przestało mieć znaczenie. Coraz częściej zaczęto więc mówić o zbrojnym oporze. Widok leżących w styczniu na ulicach trupów niemieckich żołnierzy przełamał psychologiczną barierę strachu.
„Po raz pierwszy Żydzi stawili opór. Po raz pierwszy Żydzi zaczęli na ulicach getta strzelać do Niemców” – pisze prof. Jacek Leociak w monumentalnym dziele „Biografie ulic. O żydowskich ulicach Warszawy: od narodzin po Zagładę”.
„Teraz to Niemcy muszą zdobywać getto” – stwierdził Hersz Berliński, bojowiec ŻOB, uczestnik obu warszawskich powstań, odznaczony orderem Virtuti Militari.
Mitat kavod
Po 18 stycznia 1943 r. Niemcy unikali wchodzenia na teren getta. Obawiali się kolejnych zasadzek. Coraz częściej musieli sobie radzić z biernym oporem zapędzanych na Umschlagplatz. Żydzi odmawiali wchodzenia do wagonów. Karą za to najczęściej była śmierć na miejscu.
– My nie chcemy ratować swojego życia. Chcemy ratować ludzką godność – tłumaczył taką postawę Arie Wilner. Po kryjówkach w getcie niosło się hasło „mitat kavod” (śmierci z honorem). Wilner zginął w kwaterze głównej ŻOB w bunkrze przy Miłej 18, gdzie otoczeni przez Niemców dowódcy ŻOB popełnili samobójstwo.
13 marca żydowscy bojowcy zaatakowali po raz kolejny. Rozbroili i zabili znanych z brutalności członków ukraińskiej służby porządkowej, którzy w getcie szykowali się do kolejnych grabieży. W odwecie Niemcy w dwie godziny wymordowali ponad 200 osób napotkanych na ulicach.
Ostatecznie getto w Warszawie przestało istnieć w połowie maja, kiedy żołnierze Jürgena Stroopa stłumili powstanie i zrównali z ziemią niemal wszystkie zabudowania (12 proc. powierzchni Warszawy). Z ponad 450 tys. Żydów, które od 1940 r. trafiły za mury, do kolejnego zrywu – w sierpniu 1944 r. – przeżyło 17 tysięcy.
[Powstania w gettach]
Pierwsze getto w okupowanej Polsce Niemcy utworzyli w październiku 1939 r. w Piotrkowie Trybunalskim.
Największe żydowskie dzielnice zamknięte były w Warszawie (od listopada 1940 r. po przesiedleniach stłoczono tam 450 tys. mieszkańców), w Łodzi (200 tys.) oraz we Lwowie (136 tys.) i Białymstoku (ok. 50 tys.). Łącznie stworzono ich ponad 650 (z czego 400 na terenie Generalnego Gubernatorstwa).
Po powstaniu w getcie warszawskim w kwietniu i maju 1943 r. zbrojny opór postawili też Żydzi więzieni m.in. w gettach Białegostoku, Wilna i Częstochowy. Pierwszy tego rodzaju bunt wybuchł w Radomsku już 4 stycznia 1943 r..
Maciej Cnota jest doktorantem Polskiej Akademii Nauk, bada działalność konspiracyjnych organizacji pomagającym Żydom w czasie II