Jak rozróżnić euforię od złości, a zakochanie od emocji związanych z porzuceniem? Umysł ma skłonność do zwodzenia samego siebie. W wielu sytuacjach mylnie rozpoznaje własne stany. To mało budującą wiadomość. Tym bardziej że na podstawie błędnych ocen podejmujemy wiele życiowych decyzji.
Podróż zaczniemy w 1962 r. W kinach pojawił się „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego, a Bob Dylan wydał pierwszy album. Wtedy też Stanley Schachter i Jerome Singer przeprowadzili głośny eksperyment.
Schachter i Singer — eksperyment z preparatem witaminowym
Jego uczestników poinformowano, że będą brali udział w badaniu wpływu suplementów witaminowych na jakość widzenia. W tym celu musieli się zgodzić na podskórny zastrzyk z preparatu o nazwie Suproxin. Potem w towarzystwie innego ochotnika oczekiwali na właściwą część badania. Tak przynajmniej myśleli. W rzeczywistości bowiem Suproxin nie był koktajlem witaminowym, ale adrenalina w czystej postaci. Właściwa część badania odbywała się właśnie w poczekalni, zaś drugi oczekujący był podstawionym aktorem. Jego rolą było udawanie euforii bądź silnego wzburzenia. Po 20 minutach w jego towarzystwie badani byli pytani o stan fizyczny i nastrój. Ci spośród nich, którzy bezpośrednio po zastrzyku zostali poinformowani, że Suproxin może powodować efekty uboczne w postaci drżenia dłoni, przyspieszonego bicia serca oraz uczucia gorąca i wypieków na twarzy (a więc dokładnie takie, jakie powoduje adrenalina), łączyli te objawy ze skutkami działania preparatu. Ci zaś, którzy takiej informacji nie otrzymali, interpretowali swój stan jako euforię bądź złość – analogicznie do tego, co demonstrowała druga osoba w poczekalni.
Bazując na tych obserwacjach, Schachter i Singer stwierdzili, że własny stan emocjonalny określamy, łącząc płynące z ciała sygnały z dostępnym wyjaśnieniem przyczyn danego stanu. Jeśli znamy jego wyjaśnienie (jak badani poinformowani o efektach ubocznych Suproxinu), wskażemy właśnie na nie. Jeśli nie – nasz mózg wymyśli je sam na podstawie tego, co wyda mu się najbardziej prawdopodobne.
Nie wie lewica, co czyni prawica
Kolejny przystanek to przełom lat 60. i 70. XX w. i badania Michaela Gazzanigi dotyczące funkcjonowania psychicznego ludzi z tzw. podzielonym mózgiem. Ludzki mózg składa się z pnia, móżdżku oraz dwóch półkul. Lewa i prawa półkula to dwie odrębne struktury. Prawa widzi świat lewym okiem (nerwy wzrokowe są skrzyżowane) i zawiaduje lewą stroną ciała. Analogicznie lewa kontroluje prawą stronę ciała i patrzy prawym okiem. Ponadto u znacznej większości osób w lewej półkuli mieści się ośrodek nadawania mowy. Obie półkule komunikują się ze sobą za pośrednictwem spoidła wielkiego – kolejnej struktury, będącej swoistym okablowaniem do przesyłania informacji między nimi. Przecięcie tego okablowania w ciężkich przypadkach opornej na leki padaczki jest leczeniem ostatniej szansy. W ten sposób można ograniczyć ogniska padaczki tylko do jednej półkuli, co znacznie zmniejsza jej uciążliwość. Efektem ubocznym jest wspomniany wcześniej podzielony mózg. Tu pojawia się niezwykle intrygujące pytanie: jak funkcjonują ludzie z przeciętym spoidłem wielkim?
Michael Gazzaniga, kontynuując i poszerzając badania późniejszego noblisty Rogera Sperry’ego, opracował wiele pomysłowych testów sprawdzających funkcjonowanie osób po takiej operacji. W jednym z nich badany otrzymał instrukcję mówiącą, że za chwile zobaczy obrazek. Jego zadanie miało polegać na wybraniu spośród zaprezentowanych później obrazków tego, który skojarzy mu się z pierwszym. Następnie w lewym polu widzenia (czyli tym, które widzi prawa półkula) umieszczano zdjęcie zaśnieżonego podwórka. W prawym zaś pojawiała się kurza łapka. Lewa półkula widziała kurzą łapkę, ale nie miała pojęcia o zaśnieżonym podwórku. Prawa widziała zimowy obrazek, ale nie kurzą łapkę. Gdy później umieszczono pośrodku pola widzenia wiele różnych obrazków, prawa półkula wybrała zdjęcie szufli do odśnieżania. Lewa zdecydowała się na zdjęcie kury. Na razie wszystko jest na swoim miejscu: prawa półkula widzi śnieg, więc sięga po szuflę. Lewa – kurzą łapkę, więc sięga po kurę. Gdy badany usłyszał pytanie o przyczynę takich wyborów, odpowiedzi udzieliła lewa półkula – tam znajduje się ośrodek mowy. Wyjaśniła, że kurza łapka kojarzy się z kurą. Kura zaś mieszka w kurniku, a szufla służy do jego sprzątania. Wyjaśnienie brzmi sensownie, ale jest zupełnie niezgodne z prawdą.
Foto: Dagna Szwaja / Newsweek
W innym badaniu zaprezentowano prawej półkuli kobiety polecenie „śmiej się”. Kobieta wykonała je. Gdy padło pytanie o przyczynę śmiechu, znów lewa półkula, nie wiedząc o bodźcu, odpowiedziała, że badacze są zabawni. Gdy prawa półkula zobaczyła obrazy wzbudzające przykre emocje, lewa bez świadomości bodźca zauważyła stan pobudzenia w ciele. Stwierdziła, że to irytacja, zaś jako jej przyczynę wskazała eksperymentatora.
Tym samym doszliśmy do obserwacji zbieżnych z wynikami eksperymentu Schachtera i Singera, przy czym Gazzaniga był w stanie wskazać lewą półkulę jako ośrodek odpowiedzialny za konstruowanie wyjaśnień. Na bazie tych obserwacji przedstawił koncepcje istnienia lewopółkulowego interpretatora. To proces łączenia nowych danych z dostępną wcześniej wiedzą. Celem jego działania jest nadawanie sensu własnym doświadczeniom w sposób pozwalający zachować psychologiczną spójność i poczucie własnej tożsamości. To za jego sprawą ludzie z podzielonym mózgiem wciąż czują się jedną osobą. Nie tylko oni zresztą – późniejsze obserwacje wykazały, że prawie wszyscy korzystamy z tej funkcji w codziennym życiu.
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono
Interpretator tworzy historie wiarygodne dla nas samych. Nie muszą być prawdziwe. Co w takim razie jest prawdziwym źródłem naszych reakcji? Szukając odpowiedzi, przyjrzyjmy się działaniu pamięci długotrwałej. W jej obrębie funkcjonują dwa systemy: pamięć jawna i utajona. System pamięci jawnej gromadzi różne fakty (pamięć semantyczna) oraz wydarzenia z własnego życia (pamięć epizodyczna). Drugi system zawiera skojarzenia między bodźcami a reakcjami, nawyki i procedury wykonywania czynności. Treści z pamięci jawnej mamy dostępne „na życzenie”, podczas gdy te z utajonej aktywizują się poza świadomością. Porównując to do prowadzenia samochodu – pamięć semantyczna pozwala mi rozpoznać markę i rodzaj samochodu. Epizodyczna podpowiada, czy już takim jechałem i jak mi wtedy było. Pamięć utajona jest dla mózgu tym, czym system monitorowania martwego pola bądź ABS w samochodzie – w określonych warunkach po prostu się uruchamia. Jako kierowca nie mam świadomości momentu aktywacji tych systemów, ale efekty ich działania jestem w stanie zauważyć.
Foto: Newsweek
Dołącz do społeczności Newsweeka Psychologii! Obserwuj nasze profile na Facebooku i Instagramie!
Podobnie jest z reakcjami ciała oraz z emocjami – moment aktywacji leży poza domeną świadomości. I tu pojawia się pole do popisu dla naszego interpretatora. To on, zauważając dany stan, decyduje, jak go rozpoznamy oraz jak zrozumiemy jego przyczynę. Za sprawa tego właśnie mechanizmu niektórzy ludzie powielają wyniesione z domu wzorce. Mając krytycznych rodziców, zakochują się w krytycznych partnerach. Mając niedostępnych i odrzucających rodziców – zakochują się w niedostępnych osobach. Tylko czy to faktycznie zakochanie się? Twórca terapii schematu Jeffrey Young ma inny pomysł na ten temat. Twierdzi, że mózg tworzy schematy odzwierciedlające wczesne przeżycia. Jeśli doświadczaliśmy troski i uwagi – w naszych schematach (czyli przede wszystkim w domenie pamięci utajonej) zapisane będą takie właśnie treści. Jeśli zaś krytyki bądź odrzucenia – schemat będzie zawierał zarówno krytyczne i odrzucające słowa naszych rodziców, ich mimikę, ton głosu itp., jak i pamięć doznań z ciała, jakich wtedy doświadczaliśmy. W dorosłym życiu podobne sytuacje (np. czyjąś krytyczną miną bądź wrażenie niedostępności) wywołają z pamięci utajonej wiele przekładających się na reakcje wspomnień, które nasz lewopółkulowy interpretator rozpozna jako zakochanie. Według Younga bliższe prawdy byłoby żartobliwe stwierdzenie, że zamiast miłości od pierwszego wejrzenia doświadczamy miłości od pierwszego schematu. Bo to właśnie „chemia schematów”, a nie faktyczny stan zakochania odgrywa w takich przypadkach ogromną rolę.
Terapia schematu ma narzędzia pozwalające „obejść” interpretatora i dotrzeć do wspomnień, które pozwalaj trafnie odczytać emocjonalne komponenty bieżącego doświadczenia. Podstawowa technika do osiągnięcia takiego celu są tzw. mosty emocjonalne. Tworzy się je, przywołując w wyobraźni bieżącą sytuację emocjonalną, a następnie przekierowując uwagę na stan wewnętrzny, który towarzyszył temu doświadczeniu. Później dana osoba jest instruowana, aby przywołać najwcześniejsze wspomnienia związane z takim stanem. To moment krytyczny – interpretator będzie próbował wymyślić, co mu się najbardziej kojarzy. System pamięci utajonej z kolei „po prostu” (a więc poza świadomością) aktywizuje wspomnienie będące faktycznym podłożem danego doświadczenia.
Takie sposoby oferują autorki wydanych niedawno „Emocjonalnych pułapek przeszłości”. Idą przy tym o krok dalej. Proponują rozłożenie emocjonalnych doświadczeń będących podwalinami wczesnych schematów na trzy komponenty: przeżycia i reakcje dziecka, którym kiedyś byliśmy, reakcje (treść słów, ton głosu, gesty) rodzica odpowiadającego na nasze potrzeby oraz odruchowe sposoby radzenia sobie, po które sięgaliśmy, by zapewnić sobie zaspokojenie potrzeb bądź by ochronić się przed reakcjami rodzica. Taki podział daje interpretatorowi narzędzia pozwalające lepiej rozpoznać, co faktycznie się w nas dzieje. Trafne rozpoznanie zwiększa z kolei szanse na zareagowanie w bardziej adekwatny sposób. Może nawet na zakochanie się w zdrowym partnerze? Na pewno na bycie bardziej świadomym swoich zachowań i ich korzeni we własnej historii.
Przemysław Mućko — psychoterapeuta pracujący w nurcie terapii poznawczo-behawioralnej i terapii schematu. Współtwórca Centrum Terapii i Schematu InTeGral oraz autor bloga „Psychowiedza”