Rodzice gubią się w tym, czy dawać dzieciom pieniądze, za co i kiedy. Choć zdecydowana większość jest za tym, żeby wypłacać kieszonkowe, to wypłaca je tylko połowa. Co piąty nie daje pieniędzy regularnie, tylko jak dziecko poprosi. Niektórzy dają, żeby dziecko nie miało kompleksów wobec rówieśników.
Nie ma też reguły, jeśli chodzi o to, czy dawać dziecku pieniądze z okazji imienin lub urodzin, żeby mogło sobie samo kupić to, o czym marzy. Aż 78 proc. jest za tym, żeby dawać kasę przy takich okazjach. Ale daje 42 proc.
Czy – jeżeli posyłamy dziecko po zakupy – pozwalać na to, żeby zostawiało sobie resztę? To też dylemat. Niemal połowa jest za tym, żeby zostawiać, ale, jak przychodzi co do czego, resztę pozwala zachować co czwarty.
Z najnowszego raportu „Zachowania finansowe rodziców wobec dzieci” wynika, że nie jesteśmy pewni, jakie rozwiązanie zastosować. Nie wiemy, kiedy byłoby dobrze dać, a kiedy lepiej nie dawać.
Za odwiedzenie babci
45 proc. uważa, że motywujące jest płacenie dziecku za dobre wyniki w nauce, a 40 proc. twierdzi, że należy płacić za prace wykonywane w domu – na przykład umycie okna. 26 proc. uznaje, że powinno się płacić za to, że dziecko posprząta w swoim pokoju, a 14 proc. jest za tym, żeby za pomocą pieniędzy, nakłaniać dziecko do robienia tego, na co nie ma ochoty – na przykład, żeby zechciało odwiedzić babcię.
Z raportu wynika, że czym innym jest uznawanie czegoś za dobre, a czym innym praktykowanie. A być może rodzice nie chcą się przyznać do tego, co robią, bo jednak – w gruncie rzeczy – czują, że to wcale nie jest takie dobre, jak im się wydaje? Tylko 17 na stu przyznaje się do płacenia za oceny, sześciu na stu do tego, że płaci dziecku za posprzątanie pokoju, a trzech na stu, że „przekupuje” dziecko płacąc za to, żeby zrobiło coś, na co nie ma ochoty.
– Socjalizacja i edukacja ekonomiczna są ważnym elementem rozwoju dziecka. Jednak rodzice często są niepewni, jak powinni się zachowywać – przyznaje autorka raportu prof. Dominika Maison z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, która od lat naukowo zajmuje się badaniem postaw i zachowań finansowych. Z ostatniego jej badania wynika, że jedni rodzice nie wiedzą, czy pieniądze zadziałają na dziecko motywacyjnie i w jakich przypadkach. Inni boją się, że jak dadzą pieniądze, dziecko wyda je bezsensownie.
I choć jest już wiele badań z psychologii ekonomicznej, które wyraźnie pokazują, jakie zachowania rodziców wobec dzieci są dobre, a jakie złe, część rodziców wciąż popełnia błędy.
– Na przykład dawanie dziecku pieniędzy za dobre wyniki w nauce lub posprzątanie własnego pokoju jest zachowaniem zdecydowanie niewskazanym – twierdzi prof. Maison. I tłumaczy, dlaczego: obniża motywację wewnętrzną, może wzmacniać postawy materialistyczne – dziecko dorasta w przekonaniu, że za każde działanie należą się pieniądze.
Opór przed dawaniem
– Wielu rodziców nie wie, czy lepszym rozwiązaniem jest dawanie regularnego kieszonkowego, czy też nieregularne dawanie pieniędzy wtedy, gdy dziecko potrzebuje na coś konkretnego. Często opór rodziców przed dawaniem regularnego kieszonkowego wynika z obawy, że dziecko wyda te pieniądze na coś, na co nie powinno – zauważa prof. Maison.
Argumenty przeciwników kieszonkowego, jakie pojawiały się niemal we wszystkich wcześniejszych badaniach dotyczących tego, czy rodzice powinni dawać dzieciom pieniądze, to: „nie wiadomo na co wyda”, „po co mu”, „przecież ma wszystko, czego potrzebuje”, „nabierze przekonania, że można mieć pieniądze za nic”.
Tymczasem, jak twierdzą eksperci od edukacji ekonomicznej, regularnie wypłacane kieszonkowe to najlepsze rozwiązanie. Nawet jeżeli są to małe kwoty i przekazywane w niewielkich odstępach czasu. Decyzja o przyznaniu kieszonkowego jest ważnym, często symbolicznym krokiem – to scedowanie na dziecko odpowiedzialności za ponoszone wydatki, zaakcentowanie jego samodzielności. Ważny krok, a jednak przez jednych rodziców odraczany, a inni z kolei stawiają go bez namysłu, pod wpływem impulsu. Eksperci dzielą rodziców na trzy typy. Poza typem „mentora”, który daje kieszonkowe, żeby nauczyć dziecko dobrych nawyków, jest typ „beztroski”, który daje, żeby rozpieścić i typ „kontrolera” — daje, ale bez przerwy sprawdza, czy dziecko już wydało i na co, bo uznaje, że dziecku nie ma co ufać.
Pole minowe
To, jak bardzo jest potrzebna nauka obchodzenia się z pieniędzmi, było widać po programie TVN „Nastolatki rządzą kasą” – format, który pojawił się w ubiegłym roku, był rodzajem eksperymentu społecznego. Do udziału w nim wybrano 10 rodzin, w każdej z nich dorośli musieli podać, jak wysokie są miesięczne koszty utrzymania i całą tę sumę powierzyć swojemu nastoletniemu dziecku. To ono – przez miesiąc – musiało zarządzać domowym budżetem. Okazało się, że nastolatki w wieku 14–18 lat, nigdy wcześniej nie były włączane w podejmowanie decyzji finansowych, część wcześniej nie miała nawet okazji zarządzać kieszonkowym, więc wchodziły w ten eksperyment jak na pole minowe.
Magdalena Buczkowska, ekonomistka i blogerka znana jako Mama Dusigrosz mówiła wówczas w „Newsweeku”, że na samym szczycie grzechów, jakie popełniają rodzice w finansowej edukacji dzieci, jest nieedukowanie. Gdy dzieci są małe, rodzice nie mówią im nawet o tym, skąd w ogóle biorą się pieniądze, więc one mogą rosnąć w przekonaniu, że z bankomatu, bo przecież, ilekroć mama lub tato podejdą do tej magicznej maszyny, to sobie wybierają.
Od słoika do konta
Kiedy zacząć oswajać dziecko z pieniędzmi? Kiedy mu dać pierwsze kieszonkowe? W badaniach prof. Maison najwięcej osób, jako najbardziej odpowiedni wiek, wskazywało przedział między 9 a 13 rokiem życia. Z kolei czterech na dziesięciu badanych wskazało, że pieniądze do własnej dyspozycji można dawać już nawet dzieciom, które mają 5–8 lat.
Mama Dusigrosz, która zdążyła przećwiczyć różne edukacyjne metody na swoich dzieciach, podpowiada, że kieszonkowe najlepiej wypłacać dziecku, które umie już liczyć, ale też ma możliwość samodzielnie wydać pieniądze. Tłumaczy jednak, że jeżeli ktoś chciałby dawać młodszemu dziecku – nawet trzy— czy czterolatkowi, to też jest rozwiązanie. Można, idąc razem z nim na zakupy, ustalić, że nie ma już wrzucania do koszyka wszystkiego, co dziecku wpadnie w oko, tylko: „proszę bardzo, możesz wykorzystać swoje pieniądze”.
Mama Dusigrosz radzi, żeby najpierw kieszonkowe dawać dzieciom do ręki. Można im podsunąć metodę trzech słoików, czyli dzielenie otrzymywanych środków na trzy kategorie: wydatki, oszczędności i pomoc. Na bieżące zakupy dziecko wybiera z pierwszego słoika, dzięki drugiemu odkłada na coś szczególnego, wymarzonego i uczy się powściągliwości. A dzięki słoikowi „pomoc” poznaje, co znaczy dobroczynność – tu zbiera środki, które później przekaże potrzebującym. Z czasem słoiki można zastąpić kopertami, dołożyć też kategorii, na przykład: „prezenty” czy „obóz sportowy”. A po słoikach i kopertach można przejść do założenia konta.
Od matki do ojca
Z raportu prof. Maison wynika, że są różnice między tym, jak do kieszonkowego podchodzą matki, a jak ojcowie. Kobiety częściej niż mężczyźni są za tym, żeby zostawić dziecku swobodę decydowania o wydatkach, nieingerowania w to, jak dziecko zarządza tymi pieniędzmi. Mężczyźni natomiast mają dużo większą potrzebę kontroli tego, na co dziecko wydaje swoje pieniądze. Kobiety też rzadziej od mężczyzn używają pieniędzy jako narzędzia wpływu, nie płacą tak często, jak mężczyźni za wyniki w nauce lub żeby zmotywować dziecko do zrobienia czegoś dla „świętego spokoju”. Poza tym – jak zauważyła prof. Maison – kobiety w większym stopniu uznają podmiotowość dziecka, częściej są skłonne do dyskusji z nim na tematy finansowe i poszukiwanie rozwiązań kompromisowych, na przykład w sytuacji, gdy dziecko chce mieć coś, czego rodzić nie chciałby mu kupić, bo uważa za zbędne czy za drogie.
Gdy badani mieli sobie wyobrazić sytuację, w której 10–latek prosi o buty za kilkaset złotych czy drogi telefon, kobiety częściej odpowiadały, że szukałyby porozumienia z dzieckiem, wspólnego rozwiązania, na przykład takiego, że część pieniędzy uzbiera dziecko, a część mu się dołoży. Prof. Maison tłumaczy, że z perspektywy edukacji ekonomicznej szukanie wspólnego rozwiązania jest najbardziej wskazane. Mężczyźni częściej niż kobiety odrzucali wyjście kompromisowe, chcieli samodzielnie zadecydować. Okazało się, że 17 proc. kategorycznie by odmówiło zakupu, uznając, że szkoda pieniędzy. 12 proc. uległoby dziecku i kupiło bez dzielenia wydatku, skoro dziecku tak bardzo zależy.
Badanie przeprowadzone na ogólnopolskim panelu badawczym Ariadna, maj 2024, próba ogólnopolska losowo-kwotowa N=1126 osób w wieku od 18 lat wzwyż