Siły zbrojne USA i ich sojuszników przygotowują się na eskalację działań Huti po nalotach na jemeńską grupę rebeliantów, która od miesięcy atakuje statki handlowe na Morzu Czerwonym i wystrzeliwuje rakiety balistyczne w kierunku Izraela.
Dowództwo Sił Powietrznych USA na Bliskim Wschodzie poinformowało, że uderzyło w ponad 60 celów w 16 miejscach w Jemenie, w tym w „węzły dowodzenia i kontroli, składy amunicji, systemy wyrzutni, zakłady produkcyjne i systemy radarowe obrony powietrznej”.
Wysoki rangą amerykański urzędnik ds. obrony powiedział dziennikarzom pod koniec czwartku: „To była znacząca akcja i przeprowadzona z wszelkimi celami i wszelkimi oczekiwaniami, które w znaczący sposób zdegradują zdolność Huti do przeprowadzania dokładnie takich ataków, jakie przeprowadzili w ciągu ostatnich tygodni”.
Jemeńska grupa bojowników, która od 2014 r. prowadzi wojnę z uznawanym przez Zachód rządem Jemenu i jego sojusznikami w postaci koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej, zapowiedziała odwet.
— Każdy atak na nas spotka się z odpowiedzią. Bez najmniejszych wątpliwości, z całą siłą i determinacją, a region będzie na skraju eskalacji, której końca nikt nie zna — powiedział „Newsweekowi” Nasreddin Amer, zastępca sekretarza informacji Ansar Allah (oficjalna nazwa Huti), gdy pojawiły się doniesienia o atakach USA i Wielkiej Brytanii.
Zachodnie ataki nie powstrzymają Huti, grupy, która z powodzeniem przetrwała prawie dekadę wojny z Arabią Saudyjską i jej regionalnymi sojusznikami.
— Nie mam powodu, by im nie wierzyć — powiedział „Newsweekowi” Bilal Saab z think tanku Middle East Institute w Waszyngtonie i dyrektor jego programu obrony i bezpieczeństwa.
— Nie sądzę, by blefowali. Zareagują… Widzą szansę w walce na pięści z najpotężniejszym państwem świata. Widzimy, że zachodnia odpowiedź nie zadziała, niesie ze sobą ryzyko i konsekwencje. A jednak nadal czujemy się zmuszeni — zarówno z powodów politycznych, jak i strategicznych — do stosowania tego podejścia. Nie sądzę, by bezczynność była opcją. Każda opcja przedstawiona prezydentowi Joe Bidenowi była zła. A potem staje się kwestią wyboru najmniej złej opcji — tłumaczy Saab.
Odwet Huti
Pentagon jak dotąd nie zauważył żadnych bezpośrednich działań odwetowych skierowanych przeciwko USA lub innym członkom koalicji — powiedział „Newsweekowi” anonimowo wysoki rangą urzędnik obrony. — Nie bylibyśmy jednak zaskoczeni, gdybyśmy zobaczyli jakąś odpowiedź.
— Wiesz, jeśli chodzi o to, czy to tylko pogorszy sytuację, mogę powtórzyć słowa prezydenta. A Joe Biden powiedział, że nie zawaha się skierować dalszych środków w celu ochrony naszych ludzi i swobodnego przepływu handlu międzynarodowego, jeśli zajdzie taka potrzeba — mówił urzędnik.
Rzecznik Pentagonu odmówił dalszych komentarzy, gdy skontaktował się z nim Newsweek.
Huti mają ok. 20 tys. bojowników i przerażający arsenał pocisków balistycznych oraz dronów, z których większość jest dostarczana przez Iran lub oparta na irańskich projektach. Grupa wielokrotnie przeprowadzała udane ataki rakietowe i dronowe na wrażliwe saudyjskie i emirackie cele wojskowe i infrastrukturalne podczas wojny z krajami Zatoki Perskiej.
Wśród pocisków balistycznych Huti znajdują się Shahab 3 o zasięgu ponad 1300 km oraz warianty Ghadar o zasięgu do 1900 km. Shahab 3 może uderzyć w większość Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru, podczas gdy Ghadar o najdłuższym zasięgu może dotrzeć do Izraela i Iraku.
Amerykańskie obiekty strategiczne, w których przebywają tysiące pracowników, takie jak baza lotnicza Al Udeid w Katarze, baza morska Naval Support Activity w Bahrajnie i Camp Arifjan w Kuwejcie, znajdują się w ich zasięgu.
Huti zwiększają również swoje zdolności w zakresie przeciwokrętowych pocisków balistycznych, a dzięki irańskim systemom mogą trafiać w cele znajdujące się w odległości do 800 km.
Grupa udowodniła, że jest biegła i innowacyjna w używaniu dronów dalekiego zasięgu, wykorzystując szereg systemów inspirowanych przez Irańczyków, w tym te z rodzin Qasef, Shahed i Mohajer.
– Dalsze nękanie statków na Morzu Czerwonym jest najbardziej prawdopodobną odpowiedzią Huti – powiedział „Newsweekowi” Andreas Krieg, profesor nadzwyczajny w szkole studiów nad bezpieczeństwem w King’s College w Londynie.
— Muszą zareagować, aby zachować twarz i legitymizację w kraju — powiedział Krieg, zauważając, że na obszarach kontrolowanych przez Huti odbyły się już wiece zbiegające się z piątkowymi modlitwami.
— Huti są w stanie wojny od ponad 20 lat i są szczęśliwi, że mogą wywierać presję — dodał Krieg. — Myślę, że w nadchodzących tygodniach zobaczymy więcej ataków na transport morski z Jemenu.
— Niewiele można zrobić zdalnie, by zmusić Huti do zaprzestania działań — powiedział Krieg. — Problem polega na tym, że szturchając ich, tak jak zrobilimy w czwartek, wysyłając ten silny sygnał, Huti najprawdopodobniej zostaną ośmieleni do kontynuowania działań.
Narastająca wojna Izraela
Amerykańscy partnerzy z Zatoki Perskiej dystansują się od tej operacji. Arabia Saudyjska — która dąży do zawarcia porozumienia pokojowego z Huti w celu zakończenia wyniszczającej wojny — wyraziła „wielkie zaniepokojenie” i wezwała do „unikania eskalacji”.
Zjednoczone Emiraty Arabskie zwróciły uwagę na „znaczenie ochrony bezpieczeństwa regionu”, potępiając jednocześnie ataki na statki pływające po Morzu Czerwonym. Minister spraw zagranicznych Omanu Badr Al-Busaidi ostrzegł, że zachodnia operacja „tylko doda paliwa do niezwykle niebezpiecznej sytuacji”.
— Nie chcą być w to wciągnięci — powiedział Krieg o regionalnych sojusznikach Ameryki. — Potrzebne byłoby irańskie zielone światło, by Huti mogli uderzyć na Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabię Saudyjską lub Katar. Dziś Irańczycy nie są zainteresowani dalszą eskalacją konfliktu z krajami Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Próbują zbudować zjednoczony front w wojnie w Gazie, przeciwko Zachodowi i Izraelowi. Nie chcą zrazić do siebie Saudów i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do Amerykanów.
Nie zanosi się, by izraelska wojna z Hamasem w Strefie Gazy szybko się skończyła, nawet jeśli przechodzi w mniej intensywną fazę. W Libanie, potyczki między Siłami Obronnymi Izraela a Hezbollahem grożą wybuchem wojny na pełną skalę, a ataki typu „tit-for-tat” między proteherańskimi oddziałami a USA w Iraku i Syrii dodatkowo podnoszą temperaturę.
— Jakikolwiek atak na nas nie ma żadnego uzasadnienia — powiedział w czwartek anonimowy bojownik Huti. — Jest to jedynie wsparcie dla Izraela w dalszym zabijaniu uciskanego narodu palestyńskiego.
Saab zauważył: Idealnie byłoby połączyć tę odpowiedź militarną z poważniejszą dyplomacją na froncie w Strefie Gazy.
Dodał, że długoterminowa kampania przeciwko jemeńskiej grupie może zdegradować, a może nawet i rozbić organizację. — Trzeba tylko się zastanowić, czy Zachodowi starczy determinacji. Zastanówmy się, czy nadal będziemy dysponować takimi możliwościami, skoro są one tak bardzo potrzebne w innych miejscach.
Jeśli Huti odpowiedzą zgodnie z oczekiwaniami, Stany Zjednoczone i ich sojusznicy mogą znaleźć się w kolejnej bitwie typu „wet za wet”.
— Uderzyliśmy w gniazdo szerszeni — powiedział Saab. — To oznacza, że albo prowadzimy ciągłą kampanię w przypadku odpowiedzi Huti, albo w ogóle nie uderzamy. Nie można robić czegoś jednorazowego, ponieważ byłoby to kolejnym sygnałem słabości.
— Ci ludzie korzystają na starciu z Amerykanami z różnych powodów. Odwracają uwagę mieszkańców i każdego, kto obserwuje Huti od ich okropnych rządów w Jemenie. To wzmacnia ich wiarygodność jako jedynego podmiotu, który naprawdę walczy ze Stanami Zjednoczonymi. Jest to więc dla nich szansa.
Współpraca z Iranem
— Tak naprawdę w tej grze nie uczestniczą dwaj gracze — powiedział Saab o rozwijającej się rozgrywce między USA a Huti. — W tę rozgrywkę są także zaangażowani Irańczycy.
Wydaje się, że istnieje niewielka szansa na czysto militarne rozwiązanie; lekcja, której Ameryka i jej sojusznicy nauczyli się wielkim kosztem podczas skazanych na porażkę interwencji w Afganistanie, Iraku, Libii i innych krajach.
— Huti są dość rozproszeni — powiedział Saab. — Mogą ukrywać się w górach, mogą ukrywać się w tunelach, mają możliwości i nadal będą otrzymywać dostawy od Irańczyków.
— Grupa jest zdecentralizowana z założenia. Nie ma centralnego dowództwa, które można by zmusić i zaangażować, aby zapewnić, że cały ruch i cała sieć przestrzega określonej polityki — powiedział Krieg.
Nawet zakres wpływów Teheranu jest niejasny.
— Najbardziej doświadczony ekspert w dziedzinie Iranu i Huti nie będzie wiedział, w jakim stopniu Irańczycy mają wpływ na Huti, poza oczywiście bardzo wymiernym i weryfikowalnym wsparciem materialnym — dodał Krieg.
Powiedział, że grupa ta jest zbyt często uważana za irańskiego pełnomocnika.
— Są samowystarczalnym podmiotem jemeńskim z własnymi interesami, możliwościami, a co najważniejsze, z własną agencją do określania swojej strategii — powiedział Krieg.
Iran wydaje się nie być skory do pomocy. Ale jednocześnie nTeheran i jego regionalni sojusznicy nie wydają się chcieć poważnego konfliktu.
— Intencje Huti są mniej jasne — powiedział Saab.
— Naprawdę mają skłonność do przemocy, której trudno dorównać we wszystkich innych częściach tej irańskiej sieci. Naprawdę trudno będzie ich okiełznać — zakończył Saab.
Tekst opublikowany w amerykańskiej edycji „Newsweeka”. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”.