Krystyna Pawłowicz od końca ubiegłego roku nie jest chroniona przez funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa. W rozmowie z „Super Expressem” przekazała, że ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński podjął decyzję o odebraniu jej ochrony „bez uprzedzenia, z dnia na dzień, tuż przed świętami Bożego Narodzenia”.
Krystyna Pawłowicz pozbawiona ochrony SOP
– Ciągle czuję się zagrożona – podkreśliła sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Poinformowała, że chociaż podczas samotnych spacerów czasem spotyka ludzi, z którymi prowadzi miłe rozmowy, zwykle słyszy od przechodniów wulgarne komentarze. Przyznała, że mierzy się również z wyzwiskami. – Bywa, że nawet plują mi pod nogi – dodała.
Pawłowicz miała również otrzymać wiadomości z groźbami, m.in. o treści: „niedługo twój koniec” i „pakuj manatki”. Przyznała, że najbardziej obawia się dużych skupisk ludzi, z którymi ma do czynienia np. w Warszawie. Podkreśliła też, że wcześniej obecność funkcjonariuszy SOP powstrzymywała przypadkowe osoby od niemiłych komentarzy, a teraz przechodnie czują się bezkarni.
Podróż sędzi Trybunału Konstytucyjnego do Sopotu
– Dlatego w zasadzie nigdzie już nie wychodzę – wyznała sędzia. Wyjaśniła, że jeśli musi załatwić ważne sprawy, takie jak wizyta w banku, korzysta z transportu zapewnionego przez TK. Z ustaleń „Super Expressu” wynika jednak, że Pawłowicz w ostatnich dniach udała się pociągiem na samotny, jednodniowy wyjazd do Sopotu, bez żadnej ochrony.
Dziennik przekazał, że sędzia TK wyjechała z Warszawy w godzinach porannych i wróciła do stolicy tuż po godzinie 16:00. W trakcie pobytu w Sopocie miała doświadczyć kilku miłych spotkań, w tym próśb o zdjęcie i uściski od przypadkowych przechodniów.