Przed meczem z Wyspami Owczymi wiedzieliśmy już, że reprezentacja Polski nie ma szans na awans do drugiej fazy mistrzostw Europy. Dwa pierwsze spotkania zakończyły się bowiem porażkami naszej kadry (odpowiednio z Norwegią – 21:32 oraz Słowenią – 25:32). Oczekiwania były zupełnie inne, a było zagrożenie, że Polacy wyjadą z Niemiec bez punktów. Wszystko dlatego, że ostatni rywal to niezwykle ciekawa drużyna, która zremisowała z Norwegią i miała jeszcze szansę na drugie miejsce w grupie.
Pierwsza połowa wlała nadzieję w serca kibiców
Poniedziałkowe spotkanie rozpoczęło się od wymiany ciosów. Po pięciu minutach na tablicy wyników widniał rezultat 3:3. Polska wykorzystywała swoją najlepszą broń, czyli rzut z drugiej linii. Wszystkie bramki dla nas w tym okresie zdobył Szymon Sićko. Wśród rywali brylował Elias Skipagotu. Sędziowie od samego początku pokazywali, że nie będą pobłażliwi. Już w pierwszej akcji obronnej na karę dwóch minut za przewinienie został odesłany Bartłomiej Bis. Niebawem Bis miał na koncie kolejną karę. Nie radził sobie ze zwinnym Skipagotu.
To właśnie ten gracz był wyraźnym liderem wśród naszych przeciwników. Na półmetku pierwszej połowy Farerzy objęli prowadzenie 9:8, a sześć bramek rzucił Skipagotu. Do tego Wyspy Owcze prezentowały nowoczesny styl gry, wycofując praktycznie w każdej akcji ofensywnej bramkarza i wprowadzając do ofensywy dodatkowego gracza. Nasz zespół jednak przyzwoicie prezentował się w obronie. Do tego świetnie w bramce spisywał się Jakub Skrzyniarz.
To dzięki golkiperowi byliśmy w stanie odrobić dwubramkową stratę, jaką mieliśmy po 19 minutach gry (9:11). Polacy wykorzystali kilka szans w ataku i wyszli na prowadzenie 12:11. U Farerów schował się nieco Skipagotu. W międzyczasie dwie bramki zapisał przy swoim nazwisku Kamil Syprzak. Rywale jednak nie spali. Poprawili skuteczność i to sprawiło, że nie cieszyliśmy się z prowadzenia do przerwy. Na półmetku widzieliśmy rezultat 15:15, lecz gra biało-czerwonych wyglądała zdecydowanie lepiej niż w poprzednich pojedynkach na mistrzostwach Europy. Z nadzieją spoglądaliśmy na to, co wydarzy się w drugiej części gry.
Świetna gra. Polska pokonała Wyspy Owcze
Po przerwie znów na boisko aż kipiało od emocji. Lepiej zaczęli piłkarze z Wysp Owczych, ale wtedy znów do akcji wkroczył Jakub Skrzyniarz, broniąc dwie piłki z rzędu. W 33. minucie było już 18:17 dla reprezentacji Polski, a nasz bramkarz miał na koncie 10 skutecznych interwencji. Później Farerzy popełnili kilka błędów. Przeliczyli się choćby w jednej z akcji, kiedy wycofywali golkipera. Wtedy też po przejęciu piłki była pusta bramka i to Polacy wykorzystali. W 43. minucie wyszliśmy na dwubramkowe prowadzenie (22:20). Pojawiła się szansa na zwycięstwo.
Po chwili optymizm lekko opadł. Jakub Szyszko otrzymał karę dwóch minut i grę w przewadze rywale skrzętnie wykorzystali, wyrównując stan meczu (22:22). Nie minęło dużo czasu, a to Wyspy Owcze przebywały na boisko w osłabieniu, lecz poradziły sobie lepiej od podopiecznych Marcina Lijewskiego. Obie ekipy grały gol za gol. I tak w 49. minucie był remis 25:25. Uwagę mogła przykuwać fenomenalna skuteczność Hakuma Teiguma z linii siódmego metra. Miał bowiem wówczas na koncie komplet wykorzystanych rzutów karnych (7/7).
Minęło kilka minut, a Polacy poprawili się w obronie. To skutkowało błędami ze strony rywali. W 52. minucie prowadziliśmy 28:26. Podobać mogła się wtedy koncepcja gry w ataku i nieustępliwość biało-czerwonych. Wówczas też trener drużyny przeciwnej zdecydował się wziąć czas. Po krótkiej przerwie na wysoki poziom powrócił Skipagotu, choć równocześnie Polska nie myliła się w ofensywie.
W końcówce Wyspy Owcze poczuły presję. Rozpoczęły się nerwowe rzuty, a to była woda na młyn dla Polaków. Zagraliśmy konsekwentnie. Świetnie spisywał się Szymon Sićko, który nie tylko trafiał do siatki, lecz również powstrzymywał rywali w obronie. W ostatnich minutach wręcz znokautowaliśmy rywali. Pokonaliśmy Farerów 32:28!