Polska zremisowała z Francją 1:1, skończyła Euro 2024 z jednym punktem i na ostatnim miejscu w grupie. Dlaczego polski kibic znów przeżył rozczarowanie?
Zostawmy ten mecz z Francją. Nie on zdecydował o porażce na Euro. Nie ma też sensu wyciągać z niego wniosków (czy z tych trzecich meczów wynikło kiedyś coś dobrego?), choć Łukasz Skorupski miał bardzo udane popołudnie, a remis z wicemistrzami świata to dobry wynik. Lepiej zastanowić się, dlaczego Polska znów skończyła wielki turniej jako pierwsza i czy jest szansa, by kolejnych takich rozczarowań nie było.
Akurat na Euro 2024 można znaleźć okoliczności łagodzące. Z grupy z Francją i Holandią mogłaby nie wyjść żadna reprezentacja w XXI w.
Polski kibic patrzy jednak na niemieckie Mistrzostwa Europy jak na kolejną porażkę, kolejny turniej, który kończy się tak samo. Widzi te same błędy. Widzi 2 wygrane z 17 meczów na mistrzostwach Europy od 2008 r.
To, że w Niemczech było trochę inaczej, bo z Holandią Polska przegrała po wyrównanym meczu, a na koniec zdobyła punkt z Francją, dziś jest bardziej anegdotą, niż pocieszeniem.
Euro 2024. Dlaczego Polska znowu przegrała?
Jest taka reprezentacja jak Szwajcaria. Właśnie trzeci raz z rzędu awansowała do fazy pucharowej ME, na ostatnich pięciu mundialach tylko raz nie wyszła z grupy. Przez ten czas nie miała ani jednego piłkarza klasy Roberta Lewandowskiego, wychowywała najwyżej zawodników na poziomie Grzegorza Krychowiaka i Piotra Zielińskiego w szczytowej formie. Nie jest to drużyna, która zachwyca stylem gry, nie jest wymieniana wśród kandydatów do medali. Ale jednak zazwyczaj szwajcarscy piłkarze wracają z turniejów z — co najmniej — poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Tylko tyle i aż tyle.
Szwajcaria to tylko przykład.Dowód na to, że nie trzeba wychowywać magów futbolu, by wysyłać na turnieje solidne drużyny. Wystarczy się wymyślić, zdać sobie sprawę ze słabości, racjonalnie określić cel. Przestać bajdurzyć o medalach i efektownej grze.
Nie ma sensu upychać tu akapitu o systemie szkolenia, bo wszystko na ten temat zostało powiedziane. I to niejeden raz. Bezsprzecznie polska piłka potrzebuje pomysłu na systemowe wychowywanie zawodników. Tutaj jednak zajmujemy się tym, że nawet jak wychowa kogoś przypadkiem, to i tak nie potrafi stworzyć z nich zespołu.
Wróćmy do Szwajcarów. Od września 2001 r. tamtejszą reprezentacją rządziło czterech trenerów. Polska miała tylu od września 2021 r. Szwajcarzy obracają się wśród szkoleniowców spod jednej sztancy. Polacy wybierają albo za pomocą maszyny losującej (w ten sposób doczekaliśmy się w kadrze dwóch Portugalczyków), albo po prostu zatrudniają kolegów (Michniewicz, Probierz).
Wiem, że było o tym setki razy, ale powtórzmy raz jeszcze: każdy przerżnięty wielki turniej zaczyna się w PZPN. Na końcu mamy pretensje do piłkarzy, ale to nie oni odpowiadają za ten bałagan. A gdyby wyłączyć kadencję Adama Nawałki, okazałoby się, że od Euro 2008 szefowie polskiej piłki głównie piłkarzom przeszkadzają. Przecież to nie piłkarze wpadali na pomysły zatrudniania Waldemara Fornalika, Paulo Sousy czy Czesława „711 połączeń z Fryzjerem” Michniewicza. Żaden — z różnych przyczyn — nie powinien nigdy wejść do szatni reprezentacji. I wiedzieliśmy to już, kiedy ta trójka była zatrudniana.
W idealnym świecie związek dziś mówi nam, jak chce, żeby reprezentacja grała. Nie, nie na Euro 2028, tylko na Euro 2040. Wiemy, jaki cel, wiemy jakiego typu selekcjonera potrzebujemy. Pomysł może być lepszy lub gorszy, jedni będą chcieli reprezentacji, która potrafi przeszkadzać, inni będą domagać się gry ofensywnej. Bez znaczenia. Liczy się tylko to, żeby ten pomysł był i był konsekwentnie realizowany, niezależnie od tego, kto akurat rządzi związkiem.
Skąd się wzięło przegrane Euro 2024?
Cezary Kulesza jeszcze przed meczem z Francją ogłosił, że selekcjonera nie zmieni, Michał Probierz kilka razy mówił w Niemczech o „procesie budowania drużyny”. Na pierwszy rzut ucha brzmi nieźle, prawda? Ale realia są takie, że Probierz nigdy nie udowodnił, że potrafi budować cokolwiek, a cierpliwość Kuleszy może się błyskawicznie wyczerpać.
x.com
Wiele wskazuje na to, że polska piłka zmarnowała czasy prosperity, dopiero nadchodzą lata chude. Tacy piłkarze jak Glik, Krychowiak, Piszczek, Błaszczykowski, Lewandowski wyrastają na polskich boiskach bardzo rzadko. Już na Euro 2024 wróciliśmy do czasów, w których selekcjoner mieścił w jedenastce drugoligowców i rezerwowych. I nie zanosi się na to, by to się zmieniło.
Lada chwila wyzwaniem stać się może awans na wielki turniej. Nie wchodźmy w szczegóły, ale naprawdę nie będzie sensacji, jeśli na najbliższy mundial – mimo rozdęcia turnieju do 48 drużyn – Polska po prostu nie pojedzie.
Pewnie są tacy, którzy uważają, że polska piłka potrzebuje takiego wstrząsu, że przyniósłby on coś dobrego. Ale najbardziej prawdopodobne jest jednak to, że nawet po takiej klęsce w związku nie zmieniłoby się nic.