Grzegorz Braun zdobył w wyborach do Parlamentu Europejskiego niemal 114 tysięcy głosów, co dało mu mandat europosła. Jak opisuje Interia, wybory miały być testem popularności kontrowersyjnego polityka, a jednocześnie „sytuacją win-win” dla liderów Konfederacji. Jeżeli Braun uzyskałby słaby wynik, to jego stronnicy w ugrupowaniu straciliby pozycję, a jeśli – tak jak się stało – mandat by zdobył, to Konfederacja miała zyskać spokój w Sejmie.
Okazuje się jednak, że sytuacja jest dla Konfederacji daleka od idealnej. „Nazwisko polskiego polityka budzi niechęć wśród konserwatystów zasiadających w Parlamencie Europejskim. Nikt nie wyobraża sobie, by przyjąć polityków Konfederacji z kontrowersyjnym Braunem na pokładzie” – twierdzi Interia. To sprawia, że przed Anna Bryłka i Stanisław Tyszka, europosłowie, którzy odpowiadają za negocjacje w Brukseli, stoją przed trudnym zadaniem.
Braun jak Korwin-Mikke w PE?
Według portalu negocjacje toczą się bez Brauna, który nie odpowiedział na pytania dziennikarzy o to, do jakiej frakcji jest mu najbliżej i czy rozważa bycie europosłem niezrzeszonym. – Wszyscy się boją, że będzie zdejmował flagi unijne albo niszczył obrazy z wizerunkiem Altiero Spinellego. Nie zdziwię się, jak mu dadzą ochronę w pierwszych tygodniach. Nieoficjalnie słyszałem nawet o takich planach – stwierdził „jeden z europosłów prawicy”.
Rozmówcy Interii zauważają również, że unijni urzędnicy od dawna „nie są przyjaźnie nastawieni wobec polityków o prawicowych poglądach”. – To wszystko wiąże się z karami finansowymi, uporczywym sprawdzaniem poszczególnych deputowanych i zwyczajnym uprzykrzaniem życia – stwierdził jeden „ze znanych polityków prawicy”. Jak czytamy dalej, „po cichu” Konfederacja ma liczyć, że losy Grzegorza Brauna potoczą się podobnie jak Janusza Korwin-Mikkego, którego miały uciszyć m.in. kary finansowe. – Może jak dostanie poważnie po kieszeni to się uspokoi? – powiedział jeden z rozmówców Interii.