Uciekali z Polski przed skrajną biedą. Za oceanem ich dokonania opisywano na pierwszych stronach gazet. Polscy gangsterzy tworzyli XX-wieczną historię Ameryki.
Historię Nowego Jorku ostatnich 150 lat można opisać, wspominając tylko o pochodzeniu członków rządzących tam gangów. W „Gangach Nowego Jorku” Herbert Asbery sportretował miasto, kiedy półświatek opanowali przybysze z Irlandii. W nowej ojczyźnie szybko doszli do przekonania, że aby utrzymać się na powierzchni, trzeba łączyć się w grupy stosujące bezwzględną przemoc. Tak powstały choćby Zdechłe Króliki opisane w „Gangach…”.
Tak było w drugiej połowie XIX w., tuż po pierwszej wielkiej fali emigracji, kiedy na skutek epidemii głodu Irlandczycy masowo uciekali do Ameryki. W zaledwie pół wieku populacja Nowego Jorku wzrosła kilkunastokrotnie, do 800-900 tys. osób.
Przestępczy instynkt
Książka Asbery’ego to gangsterski „stary testament”. W nowym testamencie, z przełomu XIX i XX wieku, najgorsze nowojorskie oprychy nosiły nazwiska występujące powszechnie w ówczesnej Warszawie czy Lwowie. Szukając lepszego życia, w krótkim czasie na Wschodnie Wybrzeże USA wyemigrowało 1,5 mln osób z terenów Polski zajętych wówczas przez Rosję i Austro-Węgry. Gros z nich stanowili Żydzi (około 1900 r. w Nowym Jorku żyło 1-1,2 mln Żydów, czyli co czwarty mieszkaniec aglomeracji; w Warszawie – największym europejskim skupisku Żydów – było ich 250 tys., czyli 35 proc. populacji).
Osiedlali się głównie w Lower East Side, czyli fragmencie Manhattanu nad East River. To był najgęściej zaludniony rejon świata. Kłębowisko biedy, przeludnionych czynszowych kamienic oraz handlarzy oferujących „wszystko i nic” z rozklekotanych wózków. Język polski mieszał się tam z jidysz, rosyjskim, niemieckim i włoskim.
„W żadnej innej części świata nie znalazłoby się liczniejszego mrowia ludzkich pasożytów (…). Instynkt przestępczy, jakże często wrodzony rosyjskim i polskim Żydom, ujawnia się tu w formach, które całkowicie uzasadniają pogląd, iż ludzie ci stanowią najgorszy element z całej populacji Nowego Jorku” – relacjonował pod koniec XIX wieku swoją wizytę w Lower East Side Frank Moss, nowojorski prawnik znany ze skrajnie antyimigranckich nastrojów.
To tam, w cieniu charakterystycznych kształtów Brooklyn Bridge i Williamsburg Bridge, rozgrywają się początkowe sceny kinowego hitu „Dawno temu w Ameryce”. Dwaj młodzi Żydzi („Noodles” Aaronson oraz „Max” o swojsko brzmiącym nazwisku Bercovicz) snują plany o bogatym i wygodnym życiu, do którego dojdą dzięki gangsterskim sukcesom.
Ten filmowy scenariusz jest żywcem wyjęty z tamtej rzeczywistości. Kartoteki amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości aż puchną od tego rodzaju historii. Z Polakami w roli głównej.
Mejer Suchowlański/Lansky
Postać wspomnianego Bercovicza stworzono na podstawie biografii pewnego Żyda urodzonego w Grodnie. Wówczas leżało ono w granicach Rosji, ale sam zainteresowany na pytanie o miejsce przyjścia na świat zawsze odpowiadał „w Polsce”. Mając 10 lat, Mejer Suchowlański wyemigrował za ocean. Wtedy też zaczął używać nazwiska Lansky.
Odcisnął na tyle silne piętno w dziejach Ameryki, że sportretowano go również w „Ojcu chrzestnym”. W drugiej części filmowej sagi o rodzinie Corleone – akurat w tym roku obchodzimy 50. rocznicę jego premiery – Lansky (występujący jako Hyman Suchowsky/Hyman Roth) to wszechwładny Żyd zarządzający z Miami siecią kasyn gry i hoteli w Stanach Zjednoczonych, na Karaibach i w Europie. Jest na tyle mocny, że stawia się najważniejszej mafijnej rodzinie w Ameryce kierowanej wówczas przez Michaela Corleone.
Lansky faktycznie zadzierał ze wszystkimi. Miał mocną zaprawę. Na przełomie XIX i XX wieku codziennością 50-tys. Grodna były rabunki, gwałty, zabójstwa…
W czasach szkolnych poznał Benjamina Siegela – pseudonim Bugsy, oraz Charlesa Luciano – ksywa Lucky. Stali się przyjaciółmi, a niedługo później partnerami w przestępczym biznesie. Pomysł na pierwszy pojawił się sam.
W 1919 r. na terenie Stanów Zjednoczonych ogłoszono zakaz produkcji i sprzedaży alkoholu, co sprowadziło go do szarej strefy. Gorzelnie i browary na masową skalę powstawały w sąsiednich Kanadzie i Meksyku. Ogromna sieć szmuglerów transportowała trunki przez granicę, a później sprzedawano je w zakamuflowanych barach i nielegalnych „jaskiniach hazardu”. Władze nie były w stanie z tym walczyć – tajemnicą poliszynela było, że Kongres nigdy nie przyznał odpowiednich środków służbom odpowiedzialnym za egzekwowanie prohibicji. Efekt? Nielegalny biznes przynosił krociowe zyski przy małym ryzyku – w Nowym Jorku co prawda 7 tys. razy stawiano zarzut nielegalnego obrotu alkoholem, ale ponad 6 tys. spraw zawieszono z powodu braku dowodów, a kolejne 400 nigdy nie trafiło do sądu.
Dzięki wsparciu Arnolda Rothsteina – ojca założyciela współczesnej amerykańskiej mafii (jako Meyer Wolfshiem pojawia się w „Wielkim Gatsbym” F. Scotta Fitzgeralda) – Lansky z „Bugsym” zbudowali flotę ciężarówek i przemycali nimi alkohol do barów w Stanach Zjednoczonych. Byli skuteczni, bezwzględni i coraz bogatsi. W drugiej połowie lat 30. wolne chwile poświęcali na… bijatyki z amerykańskimi zwolennikami Hitlera, organizującymi marsze poparcia na Manhattanie.
Z czasem do biznesowego portfolio dołożyli stręczycielstwo, hazard oraz „Murder, Inc.” – grupę zabójców do wynajęcia, której siedzibą była nowojorska cukiernia, a na liście „pracowników” dominowali Polacy, Włosi i Żydzi. W odróżnieniu od starszego pokolenia włoskich i irlandzkich mafiosów, Lansky nie stronił od handlu narkotykami. Miał też kasyna, pola golfowe, zakłady mięsne. W latach 60. i 70., kiedy jego imperium osiągnęło szczyt rozkwitu, jego majątek szacowano na 300 tys. dolarów (dziś to – bagatela – ponad 2,5 mld, dla porównania: w 2023 r. najbogatszy Amerykanin posiadał 192 mld, a najbogatszy Polak – 6,7 mld dol.).
Po II wojnie światowej współfinansował budowę hazardowego zagłębia w Las Vegas. Wysłał tam zaufanego Siegla, którego rodzina wyemigrowała z mającego silne polskie korzenie Podola.
Choć szkołę rzucił przed 15. urodzinami, uchodził za nieprzeciętnie uzdolnionego matematycznie. Potrafił w pamięci dokonywać skomplikowanych obliczeń. Był też – jak to się dziś określa – menedżerem z wizją. To on w listopadzie 1931 r. zebrał w jednym miejscu szefów sześciu najpotężniejszych gangów w Stanach Zjednoczonych, by podzielić kraj na strefy wpływów i zająć zarabianiem pieniędzy, a nie wchodzeniem sobie w drogę. Polski Żyd z Grodna oraz jego pobratymcy połączyli siły z dagos (slangowe określenie Włochów). Dziennikarze zaczęli nazywać ich Narodowym Syndykatem Przestępczym – swoistą mafijną korporacją, która trzęsła przemytem alkoholu, hazardem, prostytucją, praniem pieniędzy czy wymuszeniami w największych aglomeracjach Ameryki.
Jake Guzik
Na Wschodnim Wybrzeżu najważniejsi byli Lansky i spółka. Z kolei w Chicago dominowali dagos i pochodzący spod Krakowa Jake Guzik. Na emigracji pierwsze pieniądze zarabiał jako sutener w chicagowskiej dzielnicy czerwonych latarni. Z czasem piął się po szczeblach przestępczej kariery, aż stał się najbliższym współpracownikiem samego Ala Capone’a.
Osławiony „Scarface” zrobił z Guzika księgowego i doradcę. Wręczał też łapówki urzędnikom czy policjantom. By łatwiej było mu przeliczyć plik banknotów, wciąż oblizywał największy palec dłoni. Tak narodził się pseudonim Tłusty Kciuk.
Foto: Nick Petersen / Getty Images
Któregoś razu Guzik dostał łomot w barze od innego mafiosa (co ciekawe, mimo że ważny gangster, nie radził sobie z bronią; do tego jego gabaryty powodowały, że nie był też zbyt sprawny fizycznie). Capone postanowił wziąć odwet za swojego przyjaciela.
Pojechał do napastnika, bezceremonialnie wsadził mu pistolet w usta i opróżnił magazynek. Tę sytuację obrazowo przedstawiono w świetnym serialu HBO „Zakazane imperium” o perypetiach amerykańskich gangów z lat 20. i 30. Pojawia się tam również Suchowlański oraz kilku pomniejszych pochodzących z Polski rzezimieszków.
Po tym, jak Capone trafił do więzienia, jego miejsce – i to aż na prawie 80 lat – zajął Tony Accardo. Tłusty Kciuk – po staremu – został bliskim współpracownikiem nowego szefa.
Louis Buchalter Lepke
Protegowanym Rothsteina był również Louis Buchalter Lepke. Szacuje się, że zlecił lub dokonał około setki morderstw. Policja długo nie mogła go dopaść. Tylko w latach 1915-1931 aresztowano go kilkanaście razy, głównie za napady i kradzieże. Jeśli pojawiały się zarzuty o morderstwo (jak w 1927 r.), i tak zwalniano go po maksymalnie dwóch tygodniach z braku dowodów.
Foto: Getty Images
W lutym 1944 r. Lepke świętuje 47. urodziny. Właśnie wtedy popularny wówczas amerykański magazyn „Life” poświęca mu kilkunastostronicowy artykuł sąsiadujący z fotoreportażem zachęcającym do odwiedzin tropikalnego Acapulco. „Skryty boss grupy Murder Inc. czeka na śmierć na krześle elektrycznym” – oznajmia autor. Tekst zilustrowano fotografiami zwłok gangsterów zamordowanych przez Lepkeleha (tak na Buchaltera mawiała matka, co można przetłumaczyć z jidysz jako „mały Łukasz/Louis”).
Zaczynał jako pasierb ubogiego sklepikarza handlującego artykułami metalowymi. By rodzina mogła związać koniec z końcem, po sześciu klasach podstawówki poszedł do pracy jako goniec. Skończył jako mafioso trzymający w garści – jak to ujął „Life” – „więcej firm i związków zawodowych niż jakikolwiek inny bandzior naszych czasów”.
Zaledwie kilka tygodni po ukazaniu się artykułu, w osławionym więzieniu Sing Sing strażnicy wykonują wyrok śmierci na polsko-żydowsko-amerykańskim gangsterze, którego ojciec i rodzina od lat żyli w rejonie Brześcia (dziś Białoruś).
W archiwach FBI zachowało się sporo szczegółowych raportów, w których agenci stawiają Buchaltera w jednym rzędzie z największymi przestępcami ówczesnej Ameryki, m.in. obok Johna Dillingera – szef gangu, który w czasach Wielkiego Kryzysu dokonał blisko 30 napadów na banki i komisariaty policji, do tego dwukrotnie uciekał z więzienia.
„Buchalter jest skrajnie brutalny. Używa bomb, pali ludzi żywcem, on i jego ludzie są uzbrojeni po zęby. Był wielokrotnie zatrzymywany, ale na skazujące go wyroki zdaje się być odporny jak zaszczepiony na choroby” – czytamy w charakterystyce FBI. Ostatnie zdanie opisu długo zachowywało aktualność. Dopiero w 1936 r. pętla na jego szyi zaczęła się zaciskać.
Niedługo później agent FBI pisze kilkustronicowy raport dotyczący rodziny Buchaltera. Pojawia się tam informacja, że jeden z braci gangstera jest… rabinem w Denver, kolejni – dentystą, farmaceutą i „szanowanym przedsiębiorcą”. O rodzicach jego żony zapisano, że nosili nazwisko Arbajter. Na przełomie XIX i XX w. w księgach meldunkowych i spisach urodzeń najwięcej osób o tym nazwisku występowało we Lwowie, Lublinie i na Mazowszu, a więc na terytoriach Polski będących wówczas pod zaborami Rosji i Austro-Węgier.
W marcu 1940 r. skazano Lepkeleha za ukrywanie się, spiskowanie przeciwko władzy i handel narkotykami. Miał odsiedzieć co najmniej 30 lat. Nie zdążył. Wkrótce usłyszał kolejny wyrok – za morderstwo, a karę śmierci wykonano w 1944 r.
John Kwiatkowski
Lansky, „Bugsy” czy Capone i „Lucky” to postaci upamiętnione w kulturze popularnej. Przypadek Johna Kwiatkowskiego jest inny – historia o nim nie pamięta, choć gdyby żył pewnie dziś byłby gwiazdą mediów społecznościowych.
„Był niczym celebryta. Nieustannie potrzebował pieniędzy, aby utrzymać ten status” – pisze o Kwiatkowskim Michael F. Rizzo, autor kilku książek o historii amerykańskiej mafii.
Urzędował w Buffalo, na zachodnim krańcu stanu Nowy Jork, jakieś 600 km od tętniącej życiem metropolii. Był tam niekwestionowanym królem podziemia. Napadał na bogate fabryki, prowadził nielegalne kluby, nadzorował okoliczny biznes alkoholowy. W wieku zaledwie 20 lat stał się na tyle silny, że zauważyli go wszechmocni gangsterzy z Brooklynu i Manhattanu. I postanowili zlikwidować. Syn pochodzącego z Polski piekarza okazał się sprytniejszy. Nie tylko nie dał się zabić, ale powiększył strefę wpływów. Jego najbliższymi wspólnikami byli rekieterzy o swojsko brzmiących nazwiskach: Zygmunt „Ziggy” Płocharski, Stephen „Bolly” Ziółkowski oraz Anthony Kalkiewicz.
Mieszkańcy półmilionowego Buffalo byli jednocześnie przerażeni i zafascynowani. Podobało im się, że wysoki blondyn napada tylko na bogatych. Chętnie czytali też relacje z widowiskowych pościgów policji za Kwiatkowskim. Po „pracy” organizował huczne przyjęcia i woził się najdroższymi autami.
W archiwach FBI zachowało się sporo szczegółowych raportów o innych żydowskich mafiosach z Nowego Jorku czy sąsiedniego New Jersey, którzy mogli pochwalić się polskimi korzeniami. Część dokumentów podpisywał sam J. Edgar Hoover – współtwórca i dyrektor FBI przez niemal 50 lat.
Peter Dombkiewicz i Eddie Izzydorczyk
6 listopada 1929 r. do zakładu jubilerskiego przy ul. Seneki w Buffalo wchodzi młoda para: mężczyźnie w szarym płaszczu i kapeluszu towarzyszy „smukła, piękna blondynka”. Proszą o pokazanie kilku pierścionków zaręczynowych. Kiedy sprzedawca kładzie je na ladzie, słyszy żądanie: „Ręce do góry”.
„Klient” mierzy do niego z rewolweru, a stojąca obok dziewczyna tylko się uśmiecha. W mig zgarniają biżuterię i wybiegają z salonu. Uciekają skradzionym wcześniej autem Nash. Trzy tygodnie później ten sam mężczyzna jednego wieczoru napada na zakład rzeźniczy, stację benzynową i restaurację, po czym udaje się na kolację do prowadzonego przez polskich imigrantów lokalu działającego na targu mięsnym. W styczniu policja w Buffalo odnotowuje kolejne napady. Na sklep obuwniczy (skradziono 10 dolarów i… parę butów) i skład mebli (15 dolarów). Po tym przestępcy robią „skok życia” – kradną brylanty warte 20 tys. dolarów (równowartość dzisiejszych 365 tys.).
Wtedy śledczy w końcu wpadają na trop. Za rabunki odpowiada grupa w składzie: Peter Dombkiewicz, Eddie Izzydorczyk. „Gangsterską blond królową Buffalo” (tak określają ją miejscowe gazety) okazuje się Amelia Randaronic – i tylko ona nie ma polskich korzeni.
– Nic nie powiem, dopóki nie oddacie mi mojej szminki – wypaliła Randaronic, kiedy tuż po zatrzymaniu policja chciała ją przesłuchać.
Gdale Oistaczer/Joseph Stacher
W archiwum Kongresu odnalazłem zeznania z 1955 r. dotyczące kontroli w kilku kalifornijskich związkach zawodowych (kontrolowała je mafia i wykorzystywała do swoich celów). Pojawia się tam postać współpracownika Lansky’ego – Josepha Stachera, alias Doc Rosen. Urodził się w 1902 r. jako Gdale Oistaczer w Latyczowie (część Podola wchodząca swego czasu w skład majątku rodu Czartoryskich). Jako 10-latek przypłynął do Stanów i po jakimś czasie stał się nr 3 w największym gangu w New Jersey, ściśle współpracującym z Lanskym.
Jako 30-latek Stacher dostał amerykański paszport, którego w latach 50. go pozbawiono za to, że we wniosku o obywatelstwo skłamał o niekaralności. W lipcu 1958 r. amerykański sąd rozpatrywał nawet jego deportację, ale ostatecznie do tego nie doszło – prawo Stanów Zjednoczonych zabraniało tego w przypadku państw o ustroju komunistycznym (wówczas Latyczów leżał już na terenie ZSRR).
Z racji powiązań mafii z branżą filmową Oistaczer/Stacher/Rosen stał się cichym udziałowcem studia filmowego Columbia Pictures (jej twórcy – bracia Cohn – mieli bliskie związki z Majerem Lanskym i „Bugsym”), dziś znanego m.in. z filmowych serii o Spider-Manie.
Związki z mafią i Polską mają także założyciele wytwórni filmowej Warner Brothers. Bracia Wonsalowie przyszli na świat pod koniec XIX w. niedaleko Warszawy. Z szewskiej pensji ojca rodzina nie była w stanie się utrzymać. Zapadła więc decyzja o emigracji za ocean, gdzie wszyscy zmienili nazwisko na Warner. Z czasem Hirsz, Aaron i Szmul zajęli się biznesem filmowym. Na początku lat 30. wyprodukowali trzy filmy gangsterskie (m.in. „Wróg publiczny” i „Człowieka z blizną”), które rozpoczęły wielką modę na tego rodzaju tematykę.
* Maciej Cnota – doktorant Polskiej Akademii Nauk, bada działalność konspiracyjnych organizacji pomagającym Żydom w czasie II wojny światowej. Dziennikarz. Tata 5-letniego Aleksandra
Przy tworzeniu artykułu korzystałem z następujących źródeł: R. Cohen, „Twardzi Żydzi. Ojcowie, synowie, sny o gangsterach”, M.F. Rizzo, „Gangsters and Organized Crime in Buffalo: History, Hits and Headquarters”, A.R. May, „Gangland Gotham: New York’s Notorious Mob Bosses”, J.R. Baer, „Secrets of the Mob – The Men and Their Methods”, archiwa FBI, zbiory Biblioteki Kongresu
***
[POLSCY GANGSTERZY W USA]
1. Joseph Hersz Reinfeld. Urodził się w Lubaczowie na Podkarpaciu. Do Ameryki wyjechał, mając 18 lat, kiedy uznał, że rodzinny zakład mięsny ojciec przekaże nie jemu, a młodszemu bratu Samuelowi. W New Jersey ożenił się z właścicielką dwóch tawern, w których przesiadywali lokalni kryminaliści, z którymi Reinfeld się zaprzyjaźnił. Zbił fortunę na szmuglowaniu i sprzedaży alkoholu w czasach prohibicji (m.in. za pomocą ukrytego rurociągu z Kanady).
Był bliskim współpracownikiem Abnera „Longy” Zwillmana, który z kolei należał do tego samego gangu co Lansky i Buchalter. W 1929 r. odwiedził rodzinne strony. Podobno krążył po Lubaczowie i rozrzucał pieniądze. Jego auto wzbudzało taką sensację, że karoserię podłączono do prądu, by odstraszyć zbyt natrętny tłum.
2. Paul Poluszynski. Po tym, jak wyemigrował z Polski do Stanów Zjednoczonych, zaczął używać nazwiska Jaworski. Przewodził grupie, która w 1927 r. niedaleko Pittsburgha dokonała pierwszego w historii Ameryki napadu na pancerny bankowóz. Unieruchomili maszynę dzięki podpaleniu 200 kg czarnego prochu, który umieścili pod jezdnią. Skradli 104 tys. dolarów (równowartość niemal 2 mln). Za kilka napadów i co najmniej trzy zabójstwa skazany na karę śmierci. Zmarł na krześle elektrycznym w wieku 29 lat.
3. Richard Kuklinski. Ur. w 1935 r. w Jersey City. Wychowywał się w skrajnie patologicznej rodzinie. Ojciec – robotnik kolejowy z Warszawy – był alkoholikiem, na oczach Richarda zamordował jego młodszego brata. Matka pochodziła z Irlandii, gdzie dorastała w surowym katolickim sierocińcu.
Jako nastolatek zaczął spędzać czas poza domem, a jego ulubioną „rozrywką” stało się znęcanie się nad zwierzętami. Kiedy miał 14 lat, zajął się zabijaniem bezdomnych. W latach 60. stał się płatnym zabójcą na usługach mafii. Jedną z pierwszych ofiar był członek klanu Genovese – jednego z najpotężniejszych w całym kraju. Kuklinski lubował się w wymyślnych sposobach otruwania (np. cyjankiem w aerozolu spryskiwał posiłek swoich ofiar).
Wpadł dopiero w 1986 r. Z czasem przyznał się do… 250 zabójstw. Udowodniono mu pięć, za co skazano go na 5-krotne dożywocie, a prawo do przedterminowego zwolnienia przysługiwało mu dopiero po 110 latach. Zmarł w więzieniu w 2006 r.