Adam Z. uniewinniony od zarzutu zabójstwa Ewy Tylman. To już trzeci wyrok uniewinniający mężczyznę. – Totalna porażka wymiaru sprawiedliwości – mówi o tej sprawie adwokat Michał Konieczyński, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.
To jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatniej dekady. Ewa Tylman ginie w środku Poznania – dużego miasta naszpikowanego kamerami. Wraca z imprezy z Adamem Z., kolegą z pracy. Ich trasę rejestruje miejski monitoring. Znikają z zasięgu kamer zaledwie na kilka minut. Później widać już tylko Adama Z.
25 marca 2025 przed Sądem Okręgowym w Poznaniu kończy się trzeci proces w tej sprawie. Adam Z. kolejny raz zostaje uniewinniony.
Kilka minut
– Totalna porażka wymiaru sprawiedliwości – mówi o tej sprawie adwokat Michał Konieczyński, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.
Jako datę śmierci Ewy Tylman przyjmuje się dzień 23 listopada 2015. Ewa ginie, mając 26 lat. Szczupła, drobna, włosy ciemne, proste, do ramion. Pracuje w jednej z poznańskich drogerii, jest zastępczynią kierownika sklepu. Mieszka z chłopakiem, który jest funkcjonariuszem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
22 listopada 2015 roku ma spotkanie ze znajomymi z pracy. Jest niedzielny wieczór. Zakłada czarny sweter, czarne spodnie, szary płaszcz z kapturem, buty na obcasie. Chłopak podwozi ją do poznańskiego klubu w galerii MM i wraca do domu. Na firmowym spotkaniu jest około 20 osób, grają w kręgle przy pizzy i piwie. Przed północą część przenosi się do klubu muzycznego Mixtura. Około trzeciej Ewa Tylman wychodzi z klubu razem z Adamem Z., kasjerem z drogerii.
Przechodzień, który widział ich na ulicy, zezna, że Adam Z. ciasno obejmował Ewę Tylman, wyglądało tak, jakby obłapiał. On sam będzie tłumaczył, że tylko ją podtrzymywał, „Ewa była ładna, ale mnie nie pociągała”.
Oboje są pijani. Idą, chwiejąc się. Rejestruje ich monitoring miejski. O 3.23 wychwytuje ich kamera hotelu przy moście Świętego Rocha. Przechodzą wzdłuż skweru, w kierunku rzeki. Wtedy kamera rejestruje ich razem po ostatni raz. Po kilku minutach Adam Z. jest już na nagraniach sam.
W 2015 roku, w czasie eksperymentu procesowego Adam Z. mówi, że Ewa uciekła nad rzekę, poślizgnęła się, wpadła do wody. Twierdzi, że próbował ją dogonić, ale strach go sparaliżował. Płacząc, tłumaczy, że słabo pływa, a w rzece to w ogóle nigdy nie pływał, dlatego nie ratował Ewy. Nie wezwał pomocy, mimo że miał przy sobie komórkę. Widział, jak Ewę porywa nurt. Uciekł, stchórzył.
Później – w kolejnych latach – zaprzecza temu, twierdząc, że niewiele pamięta, był pijany. Zmienia wyjaśnienia. Wycofuje się z nich. Twierdzi, że wcześniej mówił pod przymusem, był zastraszany przez policjantów.
12 km dalej
Policja długo szuka ciała – na lądzie, w wodzie, i powietrzu. Ściąga helikopter, motorówki, psy tropiące z Niemiec. I nic.
Dopiero w lipcu 2016 roku, po 8 miesiącach od zniknięcia, ciało Ewy wypływa w Warcie w miejscowości Czerwonak – 12 km od miejsca, w którym kamery zarejestrowały ją ostatni raz.
W 2016 roku prokuratura składa w sądzie akt oskarżenia. Chce, żeby Adam Z. odpowiedział za zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Zamiar ewentualny oznacza, że ten, kogo się oskarża, przewidywał, co może się stać w wyniku jego działań i godził się na to. Prokuratura widzi wtedy tę sprawę tak: Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. I za to domaga się 15 lat pozbawienia wolności.
Adam Z. nie przyznaje się do zabójstwa. Pierwszy proces rusza w styczniu 2017 roku. W kwietniu 2019 zapada pierwszy wyrok: Sąd Okręgowy uznaje, że Adam Z. nie zabił Ewy Tylman, uniewinnia go. W styczniu 2020 roku Sąd Apelacyjny uchyla ten wyrok i kieruje sprawę do ponownego rozpoznania. W maju 2022 roku Sąd Okręgowy uniewinnia Adama Z. po raz drugi, po czym Sąd Apelacyjny po raz drugi uchyla wyrok i kieruje sprawę do ponownego rozpoznania.
W czasie drugiej sprawy sędzia Łukasz Kalawski uzasadniając wyrok, mówi, że brak jest wystarczających dowodów, by przypisać Adamowi Z. zbrodnię zabójstwa. Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu wskazującego na to, że oskarżony przyczynił się do tego, że Ewa Tylman znalazła się w wodzie. Nie można wykluczyć, że wpadła do niej „bez udziału osób trzecich”, gdy jeszcze żyła.
Sąd analizuje też zebrany materiał pod kątem dopuszczenia się przez Adama Z. czynu z artykułu 162 kodeksu karnego, czyli nieudzielenia pomocy. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. Jednak i tu też sąd nie dopatruje się winy. Uznaje, że brakuje bezpośredniego dowodu, który by świadczył o tym, że Adam Z. tamtej nocy, gdy Ewa Tylman zginęła, w ogóle znajdował się nad korytem Warty.
– Nie uwierzymy w to, że wbiegła do wody z własnej winy, pokonując kilkadziesiąt metrów od skarpy do brzegu rzeki. To naiwna wersja – twierdzi rodzina Ewy Tylman. Każde uniewinnienie Adama Z., to dla nich rozczarowanie, zawód. Po każdym uniewinnieniu ich pełnomocnik składa apelację. A ojciec Ewy Tylman mówi dziennikarzom: – Nadal nie wiem, co się stało z moim dzieckiem.
Teraz, po trzecim procesie, jest dokładnie tak samo jak po pierwszym i drugim. Adam Z. został uniewinniony.
Wyrok nie jest prawomocny.
Błędy, anonimy i odcięta ręka
Sprawa od początku budzi wielkie emocje. Po jednej z rozpraw pełnomocnik rodziny Ewy Tylman informuje, że przychodzi wiele anonimów Zgromadzono ich wówczas już dwa tomy. Raz do sądu ktoś przysyła dwa telefony, ponoć z informacjami, które mają przynieść przełom w tej sprawie. Choć w listopadzie minie 10 lat odkąd Ewa Tylman nie żyje, przełomu wciąż nie ma.
Jeden z tropów branych początkowo pod uwagę to uprowadzenie. – Oczywiście nie dla okupu, ale spontaniczne, być może na tle seksualnym – mówił Krzysztof Rutkowski, którego ściąga zrozpaczona rodzina kobiety. Jego działania powodują tylko jeszcze większy zamęt – obiecuje 10 tys. zł temu, kto pomoże wyjaśnić, co się stało z Ewą, później podbija stawkę do 40 tys. zł. Jego ludzie przeszukują brzeg Warty i ogłaszają sensację: w wodzie pływa ludzka ręka. Portal internetowy Rutkowskiego pokazuje zdjęcie odciętej ręki z informacją, że to ręka Ewy Tylman. Śledczy szybko to dementują, bo okazuje się, że to ręka mężczyzny, ale emocje już są podgrzane.
Gdy Rutkowski na jednej ze swoich konferencji ogłasza, że kluczem do rozwiązania sprawy zaginięcia Ewy Tylman jest kolega z pracy, w sieci zaczyna się mobilizacja: ludzie chcą dopaść Adama Z., osobiście go „przesłuchać”, żądają, by była śmierć za śmierć.
Mężczyzna boi się, prosi policję o ochronę. I ją dostaje. Trafia do mieszkania operacyjnego, jest pilnowany 24 godziny na dobę. Powie później, że go urabiali, żeby się przyznał.
Choć trzej policjanci twierdzą, że Adam Z. w ich obecności przyznał się do tego, że pokłócił się z Ewą, ona w wyniku szarpaniny upadła, stoczyła się po skarpie i straciła przytomność, a on – jak ponoć im powiedział – spanikował, zaciągnął ją do rzeki, „położył na wodzie” i uciekł, to jednak nie zaprotokołowali tego, tylko po fakcie sporządzili notatkę służbową, dla sądu bez żadnej dowodowej wartości. Błędów w tej sprawie jest więcej, np. rzeczy osobiste Adama Z. zabezpieczono dopiero po tygodniu.
Adwokat Michał Konieczyński, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman mówi, że ta sprawa jest totalną porażką wymiaru sprawiedliwości i jest mała szansa na to, by ta kompromitacja została kiedyś naprawiona.