Dyskusja gabinetu Trumpa nad atakiem na Hutich w Jemenie, ujawniona przez przypadkowo dołączonego do czatu redaktora naczelnego amerykańskiego magazynu „The Atlantic”, potwierdziła to, na co liczne przesłanki wskazywały od dawna: nowa amerykańska administracja naprawdę darzy niechęcią Europę.
Główny argument podnoszony na czacie przeciw bombardowaniom jest taki, że skorzysta na tym głównie Europa, znacznie bardziej zależna gospodarczo od swobody żeglugi przez Kanał Sueski – utrudnianej przez Hutich – niż Stany.
„Nienawidzę tego, że znów ratujemy Europę” – pisze wiceprezydent JD Vance. Sekretarz obrony, Pete Hegseth, odpowiada na to: „Rozumiem twoją nienawiść do jazdy Europy na gapę. To żałosne!”. Prezydent Trump nie brał udziału w czacie, ale można się domyślać, że podziela odczucia swoich ministrów wobec Starego Kontynentu. Niedawno zarzucał przecież publicznie Unii Europejskiej, że powstała po to, by „oszukać Stany Zjednoczone”. Skąd taka niechęć do Europy w środowisku MAGA?
Po prostu zły układ
Odpowiedź na to pytanie jest złożona, podobnie jak złożona jest koalicja skupiająca się wokół obecnego prezydenta. Różne jej elementy żywią niechęć do Europy z odmiennych powodów. Dla samego Trumpa wynika ona chyba przede wszystkim z tego, że dla prezydenta z jego transakcyjnym nastawieniem do wszelkich relacji, obecne stosunki amerykańsko-europejskie są po prostu niekorzystne dla Stanów.
Amerykanie, jak wielokrotnie zarzucał Europie Trump, dostają od Stanów bezpieczeństwo, choć europejskie państwa NATO – z wyjątkami takimi jak Polska – nie są nawet w stanie wywiązać się z zapisanych w Traktacie Północnoatlantyckich wydatków na obronę. Europa, Trump w pełni zgodziłby się tu ze swoim sekretarzem obrony, zachowuje się jak pasażer na gapę, a Stany naiwnie dawały się jej wykorzystać przez dekady.
Unia Europejska w dodatku – co być może jeszcze bardziej oburza Trumpa – notuje nadwyżki handlowe w relacjach gospodarczych ze Stanami. Amerykański prezydent powtarza: mi ich bronimy, a oni nie tylko za to nie płacą, ale nie kupują w dodatku naszych produktów, zalewając nasz rynek, swoimi.
Oczywiście, tego typu retoryka Trumpa może być podkręcona na potrzeby wewnętrznej polityki amerykańskiej albo stanowić część twardej taktyki negocjacyjnej z europejskimi partnerami. Wydaje się jednak, że dość dobrze oddaje ona skrajnie wąskie rozumienie amerykańskiego interesu narodowego przez Trumpa. Dla obecnego prezydenta interesy Stanów sprowadzają się bowiem do nadwyżek handlowych i twardych koncesji w zamian za obronę. Trump wydaje się zupełnie nie doceniać tego, jak gwarantowana przez Waszyngton geopolityczna stabilność Europy i intensywne transatlantyckie relacje gospodarcze służą długoterminowym interesom Stanów, nawet jeśli to kosztuje, a bilans handlowy nie zawsze się zgadza.
Unia Europejska nie mieści się w trumpowskim koncercie mocarstw
Niechęć Trumpa do Europy nie ogranicza się przy tym do handlu i wydatków na obronę. Problem polega na tym, że Unia Europejska nie bardzo mieści się w wizji świata obecnego prezydenta. Trumpowi marzy się nowy koncert mocarstw, pozwalający jemu samemu, Putinowi i Xi Jinpingowi podzielić się światem.
Unia Europejska zupełnie nie pasuje do tego obrazu. Jest bowiem przestrzenią, gdzie zamiast siły rządzić ma – przynajmniej w założeniach – prawo międzynarodowe. Same instytucje europejskie i najważniejsze państwa Europy wspierają porządek międzynarodowy oparty na regułach, które Trump postrzega jako ograniczenie dla amerykańskich interesów.
Unia Europejska wzmacnia pozycję wobec Stanów – np. w negocjacjach handlowych – mniejszych krajów, które Waszyngton mógłby spokojnie rozgrywać przeciw sobie, gdyby nie to, że są częścią wspólnego europejskiego rynku, jednego bloku gospodarczego prowadzącego wspólną politykę handlową.
Kwestia regulacji
Ten blok jest przy tym w stanie narzucić, największym nawet graczom, wysoki poziom regulacji chroniących europejskich konsumentów znacznie lepiej niż chronieni są amerykańscy. Zarówno, jeśli chodzi o normy zdrowotne żywności, jak i normy prywatności, jakie muszą spełnić wielkie przedsiębiorstwa technologiczne. To jak bardzo często skarży się Trump — europejski rynek zamknięty jest na część amerykańskich produktów rolnych — wynika np. z wyższych norm żywności na europejskim rynku, których nie są w stanie spełnić amerykańscy producenci.
Skupiony w koalicji Trumpa biznes chciałby dostępu do europejskiego rynku bez konieczności spełniania wyśrubowanych europejskich regulacji. Elon Musk od dawna skarży się na niemiecką „biurokrację”, z jaką mierzyć musi się jego fabryka Tesli pod Berlinem, praktyki zarządzania znane ze Stanów nie przenoszą się też dobrze na grunt niemieckiej kultury pracy, z jej silną ochroną praw pracowniczych. Wielkie firmy technologiczne, takiej jak X czy Meta chciałyby dostępu do danych europejskich konsumentów bez konieczności ponoszenia kosztów związanych z ochroną prywatności, czy przeciwdziałaniu mowie nienawiści i dezinformacji w sieci.
To kolejne źródło niechęci koalicji MAGA do Europy i unijnych instytucji. Im słabsza Unia, tym łatwiej amerykańskiemu wielkiemu biznesowi byłoby narzucać warunki europejskim partnerom. Nawet Francja czy Niemcy samodzielnie nie narzucą regulacji amerykańskim big techom, Unia reprezentująca wielki, bogaty rynek ma wobec nich znacznie większą siłę – i obecna amerykańska administracja chciałaby ją osłabić.
Rozchodzenie się wartości
Wreszcie niebagatelna jest kwestia różnic wartości dzielących społeczne zaplecze ruchu MAGA od europejskich społeczeństw. Na początku marca „Financial Times” opublikował bardzo ciekawą analizę danych z World Values Survey – organizowanych regularnie, w odstępie pięciu lub dziesięciu lat, badań wartości różnych społeczeństw na świecie. Wyniki zostały przedstawione nie tylko ze względu na narodowość, ale także poglądy badanych – więc osobno zostali ujęci np. Francuzi o prawicowych i lewicowych poglądach, podobnie Amerykanie i przedstawiciele innych narodów.
Tak wyróżnione grupy zostały umieszczone w układzie współrzędnych opartym o dwie osie: konserwatyzm/liberalizm oraz stosunku do współpracy międzynarodowej. W większości ujętych w analizie państw europejskich zarówno prawica, jak i lewica grupuje się wokół środka osi konserwatyzm-liberalizm i bliżej bieguna współpracy międzynarodowej. Amerykańska prawica – a jak można się domyślić, także reprezentująca ją elita MAGA – znajduje się zupełnie gdzie indziej. Jest bardzo mocno wychylona w stronę konserwatywnego bieguna – znacznie bardziej niż prawica w Wielkiej Brytanii, Francji i Włoszech – i jest bardzo niechętna współpracy międzynarodowej. Na obu tych osiach zaplecze MAGA bliższe jest społeczeństwom Turcji i Rosji niż nawet europejskiej prawicy, o lewicy nie wspominając.
Z punktu widzenia wielu wyborców Trumpa Europa – z jej świecką, wolną od wpływów religii sferą publiczną, brakiem dostępu do broni, siecią zabezpieczenia społecznego i redystrybucją, progresywnymi wartościami, nastawieniem na prawo i współpracę międzynarodową – jest koszmarem, do którego w żadnym wypadku nie można dopuścić w Stanach. Można więc zrozumieć, dlaczego osoby z najbliższego kręgu Trumpa – jak Vance czy Musk – przedstawiają kraje Europy Zachodniej jako państwa upadłe, zniszczone przez niekontrolowaną migrację, opanowane przez przestępczość, gdzie władze rzekomo prześladują obywateli za chrześcijańskie poglądy.
Jesteśmy skazani na transatlantycki konflikt?
Czy ta autentyczna niechęć otoczenia Trumpa do Unii Europejskiej przełoży się na otwarty transatlantycki konflikt? W pierwszej kadencji Trumpa udało się uniknąć tego scenariusza. W drugiej Trump wraca jednak do władzy ze znacznie bardziej radykalnym zapleczem i programem, zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i międzynarodowym. Groźby pod adresem Grenlandii i perspektywa resetu relacji z Rosją dokonywanego ponad głowami Europy mogą budzić największy niepokój. Trump jest tak nieprzewidywalny, że nie ma sensu robić żadnych prognoz – wiadomo tylko tyle, że Europa może się po nim spodziewać absolutnie wszystkiego.