Decyzja o przekazaniu amerykańskich transporterów APC produkowanych przez niemiecki koncern FFG zapadła pod koniec maja ubiegłego roku. Władze w Berlinie zdecydowały, że dostarczą Siłom Zbrojnym Ukrainy 66 pojazdów.
Oficjalnie dostawy rozpoczęły się w październiku, a do Kijowa finalnie trafiło 48 transporterów opancerzonych.
„Okazały się zupełnie nieprzydatne na linii frontu w Ukrainie i w ogóle do użycia w warunkach bojowych. Mają cienkie poszycie, nie mają pancerza przeciwminowego. Są kruche przy ogniu artyleryjskim, rakietowym i moździerzowym” – czytamy.
„Dostarczone transportery opancerzone chronią jedynie przed bronią strzelecką i nadają się do działań tyłowych” – dodano.
Zdaniem niemieckiego eksperta wojskowego Juliana Pekpe, niemiecki resort obrony miał do wyboru dwa typy pojazdów. Mowa o lekkich maszynach firmy FFG oraz ciężkich Fuchs firmy Rheinmetall. Po negocjacjach zdecydowano się wybrać te pierwsze ponieważ było to „najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, które jednocześnie jest szybko dostępne„.
Analityk wojskowy: Będzie to czysty zakupowy skandal
Krytyczne stanowisko wobec sprzętu dostarczonego z Berlina do Kijowa wyraził Carlo Masala. Ekspert wojskowy, analityk wojny w Ukrainie nie ma wątpliwości, że niemieckie transportery absolutnie nie nadają się do działań na froncie.
– Jeśli okaże się, że dostarczono jedynie wersję lekko opancerzoną, będzie to czysty skandal zakupowy. Oszczędności kosztem życia ludzkiego – stwierdził.
Oburzenia nie kryje także poseł Bundestagu, ekspert ds. polityki zagranicznej Roderich Kiesewetter. Polityk CDU wezwał do natychmiastowego śledztwa w Ministerstwie Obrony Narodowej w związku z podejrzeniem złego wydatkowania pieniędzy publicznych.
– Jeżeli stwierdzi się, że zakupiono i dostarczono do Ukrainy pojazdy opancerzone nieodpowiedniej jakości, po cenie prawie trzykrotnie wyższej od zwykłej ceny rynkowej, jest to podwójnie problematyczne. Po pierwsze, skromne fundusze okresu przejściowego zostaną niepotrzebnie wypalone. Po drugie, to odbywa się na barkach i kosztem ryzyka ukraińskich żołnierzy – przekonuje.
Z doniesień „Bilda” wynika, że zakupione pojazdy miały być początkowo produkowane w Niemczech. Później jednak zdecydowano, że będzie to fabryka TAG znajdująca się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ceny, w związku z tym, miały zostać trzykrotnie zawyżone. Niemieckie MON zamiast 200 tysięcy euro zapłaciło za maszyny blisko 600 tysięcy.