Rodzicielstwo często zaczyna się od wyobrażeń: jakie będzie nasze dziecko, kim się stanie, jaką drogą podąży. Chcemy wyznaczać mu kierunek. Tymczasem dzieci, niczym drzewa, rosną po swojemu. Nie każde wyrośnie według zamierzonego planu: jedno rozłoży szeroko gałęzie, inne niespodziewanie zakwitnie.
I tak właśnie powinno być. Dzieci potrzebują jedynie przestrzeni, światła i dorosłego, który doceni ich naturalność. To jednak często niełatwe dla rodzica, kiedy musi radzić sobie z własnymi oczekiwaniami, rozczarowaniami czy lękiem na drodze do akceptacji dziecka. Za rzadko się o tym mówi. W najlepszej wierze próbujemy formować dzieci niczym drzewka bonsai. Jakby ich wartość zależała od tego, czy wpiszą się w nasze wyobrażenia. Przycinamy ciekawość, bo zadają zbyt wiele pytań, wyciszamy emocje, ograniczamy „nieprzydatne w dorosłym życiu” pasje. Chcemy ułatwić dzieciom start w życie, zadbać, by świat je zaakceptował. Tymczasem akceptacja potrzebna jest znacznie wcześniej. Dziecko ma swój piękny, własny świat, najlepszy dla siebie i właściwy tylko jemu. Potrzebuje, by rodzice od początku je w pełni akceptowali, nie dopasowywali do schematów, lecz dostrzegali wartość w tym, co dziecko ma już w sobie. Nie chodzi o przycinanie i prostowanie gałązek, ale przestrzeń do wzrostu. Nie wątpmy w wartość drzewa tylko dlatego, że nie przypomina bonsai.
Akceptacja to nie nagroda
Fundamentem zdrowej relacji między dzieckiem a dorosłym jest zatem akceptacja. Dziecko, które czuje się akceptowane, ma odwagę być sobą, buduje pewność siebie i dobrą samoocenę, uczy się regulacji emocji. Wie, że jego potrzeby są ważne. Jednak akceptacja nie oznacza zgody na wszystko. Przemek Staroń, psycholog i kulturoznawca, radzi odróżniać akceptację od aprobaty. Niech rodzic nie zgadza się na każde zachowanie dziecka, szczególnie takie, które wywołuje niezgodę. Akceptacja to przestrzeń, w której dziecko może się rozwijać, popełniać błędy i wyciągać z nich lekcje, ale bez lęku przed tym, że zostanie odrzucone. Akceptacja odnosi się do osób, a aprobata do czynów. Możemy więc świadomie wzmacniać wewnętrzną siłę dziecka i uczyć je, że różnorodność jest wartością, a nie przeszkodą. Akceptacja pomaga budować bezpieczeństwo i poczucie przynależności. Dziecko może po prostu być sobą, nie obawia się odrzucenia. Wie, że jego emocje, potrzeby, sposób myślenia są naturalne i dobre. To ułatwia mu rozwój w zgodzie ze sobą, a nie według narzuconych schematów.
Dziecko nie musi zasługiwać na akceptację jak na nagrodę. Nie jest wersją demo, która wymaga ulepszania. Janusz Korczak mówił o tym, że „nie ma dzieci, są ludzie”. Dziś powiemy, że potrzebna jest zgoda na dziecko – przyjęcie go takim, jakie jest, a nie takim, jakim chcieliby je widzieć dorośli. W przeciwnym razie ryzykujemy lęk dziecka, wycofanie, potrzebę udowadniania swojej wartości. Autentyczna akceptacja uczy empatii, szacunku i otwartości na siebie i innych. Daje fundament dla zdrowych relacji – przez całe życie. Akceptowane dziecko wie, że jest widziane i słyszane. Razem z jego trudnościami, sposobem przeżywania świata, mocnymi stronami i sposobem myślenia. To wyzwala jego naturalny potencjał. Dziecko buduje wtedy w sobie przekonanie, że jest ważne, wartościowe i może wyrażać siebie bez lęku – w umiejętnościach, zdolnościach i w emocjach. Przyjęcie osoby z pełnią jej uczuć – przyjemnych i trudnych – umocni w niej wiarę, że emocje są wartościowe i zupełnie naturalne. I każda z nich jest ważna.
Zrozumieć emocje dziecka
Emocji w dzieciństwie jest mnóstwo. Dlatego tak ważny jest dorosły, który je wszystkie akceptuje, zamiast tłumić, oceniać czy negować. Nieśmy pomoc dziecku w zrozumieniu jego rozlicznych uczuć. Uczmy, jak wyrażać je w sposób zdrowy i dojrzały. Budowana w ten sposób inteligencja emocjonalna będzie w przyszłości mapą do rozpoznawania, nazywania i regulowania swoich uczuć. Przy braku akceptacji ryzykujemy u dziecka wycofanie, poczucie winy czy konflikt wewnętrzny. To utrudni mu odważne eksplorowanie świata i budowanie satysfakcjonujących relacji.
Akceptując różne przeżycia i emocje, pokazujemy, że każdy człowiek – a zwłaszcza dziecko – doświadcza świata na swój własny sposób. Naszym zadaniem jest sprawić, by w tym procesie dziecko mogło przeżywać to bezpiecznie. Nie oceniajmy zatem uczuć w kategorii dobrych czy złych, pozytywnych czy negatywnych. Uczmy dziecko nazywać je, rozumieć i być w nich obecne bez lęku i wstydu, gotowe na to, co mają do przekazania. Każda emocja ma swoje znaczenie, również smutek, frustracja czy lęk. Dorosła akceptacja dla tych uczuć to dla dziecka sygnał, że ma ono prawo do ich odczuwania. A więc i do przepracowania, zareagowania czy wydobycia odpowiedniego dla siebie komunikatu.
Doświadczające emocji dziecko, wsparte i zrozumiane, będzie się uczyło, że nie ma wstydu w tym, co czuje, a jest jedynie jakiś komunikat, który należy zrozumieć. Dzięki temu będzie rozwijało w sobie zdolność do radzenia sobie z emocjami w zdrowy sposób, co z kolei przełoży się na jego kondycję emocjonalną i subiektywnie oceniany dobrostan. Od dorosłego dziecko będzie potrzebowało nie tylko uznania emocji, czyli dostrzeżenia, że są realne i coś znaczą. Samo uznanie nie zawiera w sobie zgody na konkretne zachowanie, mimo że już daje dziecku sygnał, iż jego przeżycia są ważne i dorosły ich nie neguje. Akceptacja będzie szła o krok dalej, bo poza uznaniem emocji i myśli dziecka da mu wyraźnie do zrozumienia, że naturalne doświadczanie jest czymś, co nie podlega ocenie ani odrzuceniu. Będzie to oznaczało, że dorosły nie zamierza korygować uczucia dziecka do pozycji tych właściwych ani nie narzuca tego, co powinno się odczuwać.
Wspieraj, nie modeluj
Różnorodność, jaką dzieci wnoszą wraz z sobą do świata, jest sama w sobie wartością i potencjałem. Akceptacja faktu, że każde dziecko jest inne, ma własne tempo rozwoju, inaczej myśli, odczuwa emocje, ma inne talenty i potrzeby – wymaga od dorosłych dużej wrażliwości. Jest też jednak warunkiem do rozwoju zgodnie z predyspozycjami i w naturalnym rytmie. Dzieci różnią się temperamentem, stylem uczenia, zainteresowaniami. Trudności też mają inne. Niektóre będą energiczne i ekstrawertyczne, inne wrażliwe i spokojne. Są takie, które analizują, i takie, które działają intuicyjnie. Akceptacja tej różnorodności to pozwolenie dziecku na bycie sobą, w miejsce dopasowywania do jakiegoś idealnego wzorca. Budowanie w dziecku poczucia, że nie musi udawać kogoś, kim nie jest, aby zasłużyć na uwagę i szacunek, wzmacnia jego poczucie własnej wartości, pewność siebie, ale też otwiera na różnorodność innych osób.
Gdy coraz więcej wiemy o różnicach w funkcjonowaniu mózgu, np. osób z ADHD, dysleksją czy autyzmem, gdy sami uczymy się dostrzegania drzemiących w tym potencjałów, pokazujemy też dzieciom, jak wartościowe może być to zróżnicowanie i jak ważne dla świata. Akceptacja będzie tu oznaczała, że nie próbujemy naprawiać dziecka, ale doceniamy jego sposób myślenia. Może będzie to wymagało dostosowania otoczenia, dostarczenia pomocy do nauki, zapewnienia przerw, uporządkowania struktur. To ważne zadanie dla dorosłych. Sprawą dziecka będzie natomiast budowanie relacji, rozpoznawanie swojego miejsca w świecie, kształtowanie odporności na stresory. Akceptacja to zatem fundament, który pozwoli dzieciom rozwijać się w zgodzie z sobą, bez poczucia, że muszą się zmieniać, aby zasłużyć na jakiekolwiek miejsce w społeczności.
Akceptacja może przybierać różne formy, w zależności od kontekstu i relacji, jednak w sytuacji dziecko – dorosły powinna przede wszystkim być bezwarunkowa. Będzie oznaczała przyjmowanie dziecka takim, jakie jest. W takim ujęciu dorosły jest towarzyszem dla dziecka, nie rzeźbiarzem, który dopiero stara się ulepić nowego człowieka z dostępnego materiału. Uznanie uczuć dziecka, jego zainteresowań czy temperamentu w poszanowaniu różnorodności będzie nie tylko przeciwstawieniem się porównywaniu i narzucaniu „właściwych” wzorców. Stanie się przyzwoleniem na nieidealność, możliwość popełniania błędów i uczenia się na nich, a więc też spokojne przejście przez proces kształtowania się odporności psychicznej i podchodzenia do nowych wyzwań – bez lęku przed porażką.
Takie podejście da też dziecku klarowny przekaz, że chcemy je widzieć naprawdę takim, jakie jest, i doceniamy wartość wszystkich jego cech. Nawet wówczas, gdy to dziecko okaże się inne, niż się spodziewaliśmy. Nie każde dziecko będzie ciche i uporządkowane, nie każde też będzie odważne i przebojowe. Może jako pierwsze w rodzinie nie będzie miało chęci, by zagłębiać się w arkana matematyki, a może piłka nożna to nie będzie jego konik. Wszystko to jest w porządku. Nasze szczere przyzwolenie na rozwój w zgodzie z sobą nie sprawi, że dziecko będzie niedostosowane, ale może za to stać się silne i pewne, że jest szanowane. Wiedząc, że nie musi być kimś, kim nie jest, będzie wzrastało w zgodzie na wszystko, co w sobie niesie. A to da mu pole do bycia piękną, autentyczną, wyjątkową osobą. Gdy zamiast dopasowywać się do naszych schematów, damy dziecku przestrzeń do wzrastania, zobaczymy też coś wyjątkowego – rozwój, który nie wymaga stałej kontroli, lecz mądrego wsparcia. Akceptowane dziecko będzie czuło się pewnie, nie musząc walczyć o swoją wartość. Z niego ma szansę wyrosnąć osoba, która do świata wniesie coś niezwykłego – siebie. Bo kiedy przestajemy przycinać, a zaczynamy wspierać – dziecko nie tylko rośnie, ale przede wszystkim rozkwita. A świat dzięki temu zyskuje prawdziwy, różnorodny las zamiast rzędów równo przystrzyżonych drzewek bonsai.
Marta Badowska — specjalistka terapii pedagogicznej, filolożka klasyczna, oligofrenopedagożka, surdopedagożka. Honorowa członkini oraz wiceprzewodnicząca Polskiego Towarzystwa Dysleksji. Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 49 w Gdańsku. Edukatorka i pedagożka zaangażowana w pracę z uczniami, którym standardowe metody nie przynoszą korzyści. Entuzjastka nowoczesnej edukacji, otwartej na ucznia i jego potrzeby. Autorka materiałów terapeutycznych oraz poradników dla rodziców i nauczycieli, współautorka innowacyjnego programu multimedialnego Koncentracja Uwagi PRO oraz ścieżki terapeutycznej ADHD na platformie eduSensus. Finalistka konkursu Nauczyciel Roku 2023
