Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę budżetową, ale jednocześnie skierował ją w trybie kontroli następczej do Trybunału Konstytucyjnego.
— Wątpliwości związane z prawidłowością procedury uchwalenia ww. ustaw tj. brakiem możliwości udziału w pracach Sejmu nad tymi ustawami przez posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – czytamy w oficjalnym komunikacie kancelarii prezydenta.
Prezydent skierował w tym samym trybie do TK ustawę o szczególnych rozwiązaniach służących ustawie budżetowej oraz ustawę zmieniającą zapisy ustawy o szkolnictwie wyższym. To nie koniec, bo zapowiada, że wszystkie kolejne przedstawiane mu ustawy przyjęte bez Kamińskiego i Wąsika w Sejmie będą traktowane w podobny sposób.
Co to oznacza? Z punktu widzenia działania państwa kluczowe jest to, że po skierowaniu do Trybunału w trybie kontroli następczej ustawa funkcjonuje normalnie, do czasu aż TK nie uzna jej za sprzeczną konstytucją. Rząd będzie mógł realizować budżet tak, jakby prezydent go po prostu podpisał, a nauczyciele i inni pracownicy sfery budżetowej dostaną niezwłocznie obiecane i zasłużone podwyżki.
Nawet jeśli TK uzna budżet za niekonstytucyjny, to ze względu na wszystkie wady prawne, jakimi obarczony jest dziś ten organ – sędziowie dublerzy, niejasny status sędzi Julii Przyłębskiej jako prezesa – oraz całkowity upadek społecznego autorytetu tej instytucji, rząd może uznać postanowienia Trybunału za niebyłe.
O co w takim razie chodziło Andrzejowi Dudzie i jaki miał cel, zapowiadając kierowanie do TK wszystkich ustaw przyjętych w Sejmie, o ile Kamiński i Wąsik nie wrócą do pełnienia funkcji posłów? Ciężko powiedzieć. Na razie wszystko wskazuje na to, że Duda w rozgrywce z Donaldem Tuskiem robi wielki błąd, podejmując walkę, którą może wyłącznie przegrać.
Chodzi wyłącznie o urażone ego?
W ostatnich tygodniach w mediach krążyły informacje o innym możliwym scenariuszu. Prezydent kieruje ustawę budżetową do TK, ten orzeka o jej sprzeczności z ustawą zasadniczą, co – przy bardzo naciąganej interpretacji prawa – dawałoby Dudzie podstawy do skrócenia kadencji Sejmu. Jarosław Kaczyński wydawał się publicznie naciskać w ostatnich dniach na prezydenta, by sięgnął po taką atomową opcję. Prezydent wykluczył ją jednak w oświadczeniu, w którym powiadomił o decyzji o skierowaniu ustawy budżetowej do TK.
Może więc chodziło o przypomnienie sprawy Kamińskiego i Wąsika? Zaszantażowanie rządowej większości by umożliwiła im powrót do Sejmu? Problem w tym, że przy tak obarczonym wadami Trybunale szantaż Dudy nie będzie działał.
Można też mieć poważne wątpliwości co po politycznego sensu ponownego odgrzewania sprawy Kamińskiego i Wąsika. W ostatnich dniach do PiS chyba zaczęło docierać, że nie pomaga ona partii. Sondaże jednoznacznie wskazywały, że PiS nie trafia ze swoim przekazem o „więźniach politycznych Tuska” nawet do tego elektoratu, który poparł ugrupowanie w październiku. Posłowie anonimowo skarżyli się dziennikarzom, że sprawa Kamińskiego i Wąsika uniemożliwia PiS pójście do przodu. Można było zgadywać, że lepiej byłoby dla nich, gdyby opinia publiczna zapomniała o awanturze, a byli posłowie, jak najszybciej trafili do Parlamentu Europejskiego.
Decyzja prezydenta utrudnia więc pójście do przodu. Po decyzji prezydenta PiS nie może już odpuścić. Jednocześnie ma trudne zadanie, bo przed twardym elektoratem musi zaprezentować siłę, a umiarkowanego nie zrazić.
Być może za decyzją prezydenta stoi więc wyłącznie urażone ego. Duda jest przeczulony na punkcie swoich prerogatyw i zewnętrznych oznak szacunku, a ponieważ działania w sprawie Kamińskiego i Wąsika miały naruszać prezydenckie prawo łaski, uznał za konieczne zareagować, nie przejmując się specjalnie tym, jakie będzie to miało konsekwencje dla państwa.
Duda naraża się na śmieszność
Zrobił to jednak w sposób, którym nie jest w stanie zagrozić rządowi. Prezydent czyni z całego procesu legislacyjnego zakładnika sprawy dwóch byłych szefów CBA, ale zachowuje się trochę jak porywacz, który przykłada do głowy plastikowy pistolet na wodę. Wypowiada rządowi wojnę, choć obawia się sięgnąć po broń, która mogłaby go naprawdę sparaliżować – weto.
Kolejne orzeczenia Trybunału Przyłębskiej, uznające hurtowo za niekonstytucyjne wszystkie ustawy przyjęte bez Kamińskiego i Wąsika zwiększą chaos prawny, ale prawo będzie działać wbrew nim. W sytuacji, gdy większość nie przyjmuje narracji PiS i prezydenta w sprawie byłych posłów, wina za ten chaos spadnie w oczach opinii publicznej na prezydenta.
Duda naraża się na śmieszność – obnaży to bowiem jego brak sprawczości w sporach z rządem. Prezydent może też mieć wielki problem, by wytłumaczyć wyborcom, dlaczego właściwie kieruje do TK – z powodu mandatów dwóch polityków prawomocnie skazanych za przestępstwa urzędnicze – dobre, cieszące się powszechnym społecznym poparciem ustawy. Z kolei wycofanie się z powziętego dziś postanowienia zostanie odczytane jako kapitulacja.
Najlepiej dla prezydenta byłoby jakby Kamiński i Wąsik zdobyli mandaty europosłów, co zamknęłoby sprawę. Możliwe, że do eurowyborów Trybunał nie orzeknie w sprawie ustaw zgłoszonych przez Dudę.
Prezydent nie radzi sobie z presją
Pierwsze prawo dynamiki Newtona mówi, że „jeżeli na ciało nie działa żadna siła lub działające siły się równoważą, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym”. Gdyby spróbować sformułować pierwsze prawo politycznej dynamiki Andrzeja Dudy brzmiałoby ono: „jeśli na prezydenta działają różne przeciwstawne politycznie siły, to najpierw zaczyna on buksować w miejscu, a następnie podejmuje jedną lub wiele chaotycznych, nieprzemyślanych decyzji, którymi szkodzi głównie sobie”.
Teraz to obserwujemy. Od zwycięstwa nowej większości w październikowych wyborach, na prezydenta działają co najmniej trzy siły wychodzące z trzech różnych politycznych ośrodków.
Nowogrodzka domaga się, by twardo dawał odpór rządom Tuska, bił się o każdy opanowany wcześniej przez PiS bastion w strukturach państwa. Kaczyński brzmi momentami, jakby naciskał na zamach stanu. Wyborcy nowej większości i bardziej umiarkowani wyborcy Dudy oczekują ułożenia współpracy z nowym rządem. Marcin Mastalerek, szef jego gabinetu, wydaje się naciskać na to, żeby prezydent podjął samodzielną polityczną grę.
Prezydent takiej presji najwyraźniej nie wytrzymuje. Od października podejmuje kolejne niezrozumiałe decyzje – ze szczególnym uwzględnieniem próby ukrycia Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Prezydenckim.
W sprawie ustawy budżetowej zachował się jak ktoś, kto nie chce podpaść żadnej stronie. Skierowanie jej do TK i podkreślenie sprawy Kamińskiego i Wąsika ma pokazać PiS, że prezydent walczy. Podpisanie i wybór trybu kontroli następczej było małym krokiem w kierunku większości. Być może postępując w ten sposób, wierzył też, że rozpoczyna wielką grę, jakiej najwyraźniej oczekują od niego niektórzy doradcy.