Ania skarżyła się na silne skurczowe bóle brzucha. Już od kilku miesięcy nie mogła normalnie funkcjonować. Chodziła od lekarza do lekarza, szukając pomocy.
W końcu po serii badań, które nic nie wykazały, jeden z lekarzy zasugerował jej, że bóle mogą mieć podłoże psychosomatyczne. Podpowiedział psychoterapię. Ania nie miała pojęcia, co mogło być powodem jej dolegliwości. Starała się ćwiczyć, dobrze odżywiać i kłaść się spać o ustalonej porze. Według niej wszystko w jej życiu było poukładane tak jak trzeba. Stwierdziła jednak, że jeżeli rozmowa ma jej pomóc na ból brzucha, to umówi się na sesję konsultacyjną. Pojawiła się w gabinecie bardzo spięta. Powiedziała, że w zasadzie nie wie, o czym miałaby ze mną rozmawiać, bo na co dzień nie ma żadnych specjalnych zmartwień.
Pracuje, jest w związku, nie brakuje jej niczego. Jedyny większy problem to bóle brzucha, które bardzo ją męczą. Nie ma ludzi bez problemów. Problemy są częścią naszego życia i to naturalne, że się nam przydarzają. Pytanie tylko: co my z tymi problemami robimy? Jak je rozwiązujemy? Czyżby Ania swoje emocje i kłopoty dusiła w sobie? Musiałam to sprawdzić.
Na samym początku wytłumaczyłam jej, czym jest psychosomatyka. Jeżeli badania niczego nie wykazują, a brzuch nadal boli, to może mieć związek z przeżyciami psychicznymi. Żeby ustalić, że nic takiego złego się w życiu Ani nie wydarzyło, musiałam ją trochę poznać. Opowieść o sobie pacjentka zaczęła – myślę, że nie przez przypadek – od tematu relacji. Mogła przecież całą sesję opowiadać mi ze szczegółami o bólu, ale wolała skupić się na swoim partnerze: „Jestem w związku z Arkiem od ponad roku. Wcześniej byłam w krótkich relacjach. Trafiałam na samych wariatów”.
Totalny perfekcjonista
Uśmiechnęła się mimochodem. Albo któryś z nich ją zdradzał, albo znikał, albo nie był gotowy na związek i wybierał imprezowanie. Arek od początku był inny. Bardzo zrównoważony i powściągliwy. Miał plany zawodowe, na których się skupiał. Nigdy nie spóźniał się na spotkania. Był słowny i prawdomówny. Kilka miesięcy temu postanowili ze sobą zamieszkać. Aktualnie dużą część dnia spędzał w pracy. Wieczorami wspólnie jedli kolację i oglądali jakiś serial, jeżeli starczało im czasu. Żyli raczej bardzo spokojnie. Dziwnym trafem jednak wkrótce po tym, jak zamieszkali razem, zaczęły się również u niej bóle brzucha. Czyżby Arek miał z nimi coś wspólnego? „Miewacie gorsze dni? Czy jest raczej między wami tak dobrze cały czas?” – zapytałam, żeby sprawdzić, jak wygląda ich komunikacja.
Okazało się, że zdarzają się spięcia. Arek jest totalnym perfekcjonistą i przesadza ze sprzątaniem. Mówiąc o tym, Ania uśmiechnęła się szeroko, chociaż nie wyglądała wcale na szczęśliwą. „On lubi mieć wszystko na błysk w mieszkaniu. Ja jestem raczej typem bałaganiary, więc nie zawsze jest lekko” – dodała, marszcząc brwi. Domyśliłam się już, w czym może tkwić problem. Ania starała się ukryć, że w jej relacji wcale nie było tak kolorowo. Nie chciałam jej jednak wystraszyć ani zniechęcić do terapii – na konfrontację z prawdą było zbyt wcześnie. Ania była bardzo delikatna. Wiele emocji tłumiła w sobie i musiałam powoli odsłaniać te warstwy. Na początek zaproponowałam więc, żeby opowiedziała mi, jak wygląda jej zwykły dzień.
Śniadanie w ciszy
To dobre ćwiczenie terapeutyczne, które pomaga pacjentowi się rozgadać i spojrzeć z dystansu na to, jak wygląda jego życie. To, czego się dowiedziałam, potwierdziło moje przypuszczenia. Anna budziła się każdego dnia o szóstej rano. Nie lubiła poranków. Ciężko jej było wyjść z łóżka. Określała siebie jako sowę, a Arka jako skowronka. Potem brała prysznic i się malowała. Kiedy biegała po domu spóźniona, Arek krzątał się, już ubrany. Przypominał jej, żeby nie zapomniała posłać łóżka i sprzątnąć umywalki po sobie. Nawet kropla fluidu na glazurze doprowadzała go do złości. Jeżeli zapomniała to zrobić, wypisywał do niej w pracy esemesy z przypomnieniem. Każdego ranka Ania siadała z grzanką przy stole i przeglądała wiadomości na telefonie. Z czasem Arek jej tego zabronił. Mówił, że to niezdrowe. Nie pytał, czy ma ochotę się do tego zastosować. Po prostu tego od niej wymagał.
Annie się to nie podobało, ale przestrzegała zakazu. Jadła śniadania w ciszy lub zabierała je do biura. W pracy starała się dawać z siebie wszystko. Po powrocie do domu potrzebowała trochę czasu, żeby się zresetować. Kładła się na kanapie i albo drzemała, albo grzebała w telefonie. Arek uznawał to za marnotrawienie czasu. On po pracy zaczynał znowu pracować. Po przyjściu do domu sprzątał, a później dokańczał robotę z firmy. Oczekiwał, że Ania będzie mu towarzyszyć w pracach domowych. Miał specjalne płyny do mycia podłóg, mycia łazienki, miał również swój ulubiony zestaw ścierek – każda o innym przeznaczeniu. Wymagał od Ani sprzątania domu w sposób, jaki jej zaprezentuje. Ona uważała, że przesadza i wymyśla niepotrzebne czynności, które zabierały mu dużo czasu. Tłumaczyła, że można robić pewne rzeczy szybciej, ale nie słuchał.
Po sprzątaniu przychodził czas na kolację. Później Ania pakowała naczynia do zmywarki. Wszystkie talerze i szklanki miały swoje miejsce. Jeżeli coś było nie tak, Arek otwierał zmywarkę i układał to jeszcze raz. Kiedy program się skończył, do Ani należało wypakowanie naczyń. Nie znosiła tego momentu. Często nie miała już sił i chciała odpuścić, ale Arek wtedy wypominał jej, że tylko leniwi ludzie odpuszczają. Potrafił kręcić się tak długo wokół niej, aż w końcu wstawała z kanapy i robiła to, czego chciał. Słuchając Ani, zastanawiałam się, jak ona to wytrzymuje. To dobrze, że ludzie dbają o porządek, ale kiedy zaczyna to przypominać obsesję, trzeba przestać. W każdej czynności, którą się wykonuje, ważne jest zachowanie umiaru. Prowadząc psychoterapię, często podkreślam, że jeżeli czegoś jest za dużo lub za mało w naszym życiu, to skazujemy się na frustrację i stajemy się zakładnikami naszych zachowań.
„Prawie wszystko, co zrobiłam, poprawiał”
Bardzo ważne jest wypracowanie środka, do którego będzie się sukcesywnie dążyć. Historia Ani wskazywała na to, że Arek był perfekcjonistą, który nie tolerował półśrodków. Wyznawał zasadę, że albo robi coś na sto procent, albo wcale. Od swoich bliskich oczekiwał bezwzględnego podporządkowania się jego poleceniom. Dla niego nie istniały słowa „kompromis” ani „spontaniczność”. Na początku znajomości z Anną nie pokazywał jej swojej kontrolującej strony. Nie komentował jej zachowań, nie miał zbyt wielu wymagań. Dopiero kiedy zamieszkali razem, zaprezentował drugą twarz, co dla partnerki okazało się druzgocące. Ona była typem artystki i pracowała w branży kreatywnej. Zasady i dyscyplina były jej potrzebne jak każdemu, ale nie w takim wymiarze, jaki proponował Arek. Na początku starała się dopasować do niego – zaciskała zęby, ale jemu było ciągle mało. Typ perfekcjonisty tak ma. Musi wykonać to, co sobie założył. Przykłada duże znaczenie do reguł i szczegółów. Jeżeli coś nie jest zrobione w stu procentach, oznacza to, że działania trzeba kontynuować. Perfekcjonista nie daje sobie czasu na odpoczynek. W życiu kieruje się zasadą: najpierw praca, przyjemności później. Plusem takiego podejścia było to, że Arek bardzo dobrze radził sobie w pracy i miał piękne mieszkanie, minusem – to, że brakowało mu spontaniczności i radości życia. Był tytanem pracy, który prawie nigdy nie okazywał emocji. Rzadko też robił sobie wolne. Chodził do pracy, a po niej znajdował sobie kolejne obowiązki.
Nie miał zaburzeń osobowości, choć jego styl bycia cechowała nadmierna kompulsywność. Nie wymagał oficjalnej diagnozy, ale jego cechy negatywnie wpływały na otoczenie. Wywierał tak dużą presję, że trudno było przy nim wytrzymać. Na zakończenie swojej opowieści Ania dodała, że o dwudziestej drugiej Arek prosi o zgaszenie wszystkich świateł w domu. Następnie zamilkła, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Widać było, że w końcu zorientowała się, w jakim domu egzystuje. Zapytałam, jak jej się żyje z kimś, przy kim nie można się wyluzować. Wtedy pękła i powiedziała, co jej leży na sercu: „Arek jest bardzo wymagający. Trudno się z nim żyje, bo robi z siebie takiego specjalistę od wszystkiego. Ja się go czasem nawet boję. Od początku, jak zamieszkaliśmy razem, czułam jego oddech za plecami. Komentował każdy mój ruch. Oczywiście prawie wszystko, co zrobiłam, poprawiał. Na początku pozwalałam na to, ale z czasem poprosiłam, żeby się uspokoił. To było męczące. Ja mam odpowiedzialną pracę, a dla niego najważniejsze jest, żeby w kuchni było czysto. Próbowałam mu tłumaczyć, że przesadza w wielu kwestiach, ale wtedy zaczynał mnie atakować”. Ania słyszała, że jest leniwa i jak chce do czegoś dojść, to musi się zmienić. Arek najwyraźniej uważał, że jest idealny, a ze wszystkimi innymi jest coś nie tak. Wtedy Ania zaczęła się czuć przy nim gorsza. W dodatku nie miała nic do powiedzenia.
Jakbym mieszkała z robotem
Arek miał problem z potrzebą nadmiernej kontroli. Jego obsesyjny perfekcjonizm powodował, że śledził praktycznie każdy ruch Anny. Czuł się bezpiecznie, kiedy coś robił – najważniejsza więc była dla niego praca, rozrywki schodziły na dalszy plan. Kiedy nie musiał albo nie mógł wykonywać swoich obowiązków, czuł napięcie. Z perfekcjonistą trudno jest dyskutować. Dzieli zachowania na dobre i złe. Jeżeli chce się z nim być w dobrych stosunkach, trzeba robić to, co on, czyli ciężko pracować. Na kolejnych sesjach dowiedziałam się, że Anna miała w ostatnich miesiącach trudne projekty w pracy do dokończenia. Nie była w stanie tak często sprzątać domu. Stwierdziła, że musi zadbać o siebie, dlatego nie słała łóżka, pozwalała sobie na zostawienie brudnych naczyń lub niepoukładanych kosmetyków w łazience. Nie miała sił i komunikowała to Arkowi. Jak na to reagował? „Wydaje mi się, że był zły. Dla niego naczynia w zlewie czy okruszki na blacie to pogwałcenie wszystkich zasad. Zaczął mi powtarzać, że nie może być z takim bałaganiarzem. Żartował sobie, że materiałem na żonę to raczej jestem kiepskim. Ja tego wcześniej nie widziałam, ale on zaczął mnie tresować. Niby nie pokazywał tego otwarcie, ale czułam jego pogardę, gdy postępowałam inaczej. Wiele rzeczy załatwiał w białych rękawiczkach”.
Arek nie podnosił głosu na Annę. To było sprzeczne z jego standardami. Obsesyjny perfekcjonista nie daje znać wprost, co sądzi na jakiś temat. Potrafi ze stoickim spokojem poprawiać i komentować to, co jego zdaniem jest nie tak. Osoba, która z nim przebywa, z czasem nabiera przekonania, że właściwie do niczego się nie nadaje. Ania miała dosyć słuchania ciągle tego samego. Jej samoocena zaczęła spadać. Czuła się kiepska nie tylko jako partnerka, ale i człowiek. Wyrzucała sobie, że nie potrafi być tak idealna i zdyscyplinowana jak Arek. Aż w końcu nie wytrzymała i kilka razy krzyknęła na partnera: „Zdarzyło mi się raz wybuchnąć. Miałam do dokończenia rzeczy z pracy, a on mówił, że musimy zrobić porządek w szafie. Wtedy wrzasnęłam, że mam to gdzieś. Wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami”. Arek natychmiast przestał się do niej odzywać. Powiedział, że w jego domu to jest niedopuszczalne. „Ja mam wrażenie, że on w ogóle nie rozumie emocji. Jakbym mieszkała z robotem”. – Westchnęła na zakończenie.
Słuchając Ani, nadal nie wiedziałam, kiedy i dlaczego zaczynał ją boleć brzuch. Choć ustaliłam już, co ją złościło. Nie mogła znieść, kiedy Arek chciał ją zdominować i mówił jej, co ma robić. Ceniła w nim jego pracowitość, ale nie potrafiła zaakceptować jego braku empatii. Miała mu za złe, że nie widział jej przemęczenia i wymagał od niej rzeczy, na które nie miała sił. Pomyślałam, że pokażę jej sprawdzone ćwiczenie, które pozwala ludziom lepiej zrozumieć, co dzieje się z ich ciałem podczas stresu. Poprosiłam ją o narysowanie na kartce postaci człowieka. Powiedziałam, że każdy z nas ma w ciele punkty, które mocniej reagują, kiedy zaczynamy się denerwować. Chciałam, żeby zaznaczyła te, które u niej są bardziej wrażliwe. Anna zaznaczyła dłonie. Powiedziała, że mocniej się pocą, kiedy się stresuje. Wskazała też nogi. Kiedy była nerwowa, nogi robiły się jak z waty. Czuła też gulę w gardle. Ciężko jej było cokolwiek mówić, kiedy była zestresowana.
„Sądziłam, że tak trzeba”
Ku mojemu zdziwieniu nie zaznaczyła brzucha. Poprosiłam ją więc, żeby przez kolejny tydzień obserwowała swoje ciało. Zgodziła się. Na następnej sesji już w drzwiach zaczęła do mnie machać kartką z postacią człowieka. Miała dla mnie nowe informacje. „Muszę pani powiedzieć, co odkryłam” – powiedziała ożywiona. Zauważyła, że gdy Arek miał wrócić z pracy, już zaczynała czuć napięcie w ciele. „Musiałam aż usiąść na kanapie, bo nogi miałam tak słabe. Wstawałam dopiero, gdy wszedł do domu. Kiedy stawał w drzwiach, czułam falę gorąca. Wiedziałam, co mnie czeka. Zapytał jak zwykle, co na kolację. Wtedy poczułam w sobie blokadę. Miałam dosyć jego wiecznych wymagań. Powiedziałam, że nie mogę się ruszyć, bo zaczął mnie boleć brzuch. Wtedy poszedł zaparzyć mi herbatę miętową i zasugerował, żebym położyła się do łóżka. Chociaż raz zachował się współczująco”.
Okazało się, że kiedy Arek miał wrócić do domu z pracy, Ania zaczynała reagować napięciem. Myślała o tym, czego tym razem będzie od niej chciał albo do czego się przyczepi. Ból brzucha, który się pojawiał, był sygnałem, że zarówno jej ciało, jak i psychika mają już dosyć. W końcu mogłam jej powiedzieć to wprost: ból brzucha miał związek z tłumionymi emocjami. Kiedy partner wracał do domu, była już bardzo zestresowana. Nie potrafiła się z nim porozumieć ani postawić mu granicy, więc jej ciało zadecydowało za nią, że nie będzie nic robić. Zauważyłam też, że kiedy źle się czuła, to był jedyny moment, w którym Arek był bardziej czuły i troskliwy i odpuszczał jej różne rzeczy. „Jak to się stało, że do tej pory mu się pani nie sprzeciwiła?” – w końcu nadeszła pora na konfrontację. Wiele kobiet postępuje podobnie. Jak Ania wmawia sobie, że problemu nie ma, i robi wiele rzeczy wbrew sobie aż do momentu, kiedy to ciało powie „stop”. Ania myślała dłuższą chwilę i odpowiedziała: „Sądziłam, że tak trzeba. Kiedy w moim domu ktoś pokazywał złość albo nie chciał czegoś zrobić, był od razu krytykowany. Nauczyłam się postępować tak, żeby inni byli zadowoleni. Chciałam się chyba przypodobać Arkowi, ale jego lista życzeń nie miała końca. Nie chciałam narzekać…”.
Arek nie chciał się zmienić
Nie chodzi jednak o to, żeby narzekać, tylko rozmawiać o tym, na co nie ma się siły, czego byśmy chcieli albo co nam się nie podoba. To jest bardzo ważne. Tłumienie tego, co myślimy, prędzej czy później obróci się przeciwko nam. A nic nie jest ważniejsze od naszego zdrowia. Tego dnia Ania po raz pierwszy popłakała się na terapii. I ten płacz był dobry – pomógł jej się oczyścić. Cieszyłam się, że wyrzuca w końcu z siebie cały ból, który tłumiła w sobie tak długo. Teraz nauczyła się zwracać uwagę na swoje reakcje fizjologiczne. Kiedy zaczyna czuć napięcie w ciele, zadaje sobie pytanie o to, co może być tego przyczyną. Nie tłumi emocji, tylko stara się na nie reagować. Bóle brzucha ustały, bo stała się uważniejsza na sygnały płynące z ciała. Kiedy jest zmęczona, to nie robi rzeczy ponad siły. Zaczęła mówić „nie”, kiedy nie ma na coś ochoty. Zrozumiała, że ciało jest jej największym skarbem i powinna o nie dbać.
Arek nie chciał zmienić swoich zasad. Perfekcjonizm był jego tarczą ochronną, której nie chciał się pozbyć. Anna zapytała mnie kiedyś, dlaczego ludzie się tak zachowują. Czy czerpią z tego przyjemność, że robią wszystko tak dobrze? Otóż nie. W świecie perfekcjonistów chodzi częściej o lęk niż zadowolenie z wykonanej pracy. Lęk przed porażką powoduje, że nie mogą się zatrzymać i odpocząć. Lęk przed przyłapaniem na słabości czy niedoskonałości paraliżuje ich do tego stopnia, że nie wyobrażają sobie innego życia. Mimo że nie chcą, to sami dla siebie i dla swojego otoczenia stają się toksyczni.
(…)
Arek prawdopodobnie nie miał złych intencji, ale swoim nieustannym działaniem tworzył wokół siebie takie napięcie, że Ania nie potrafiła mu się przeciwstawić. Przy nim miała wrażenie, że jest bezwartościowa, dlatego chciała mu dorównać. Z czasem zaczęła rozumieć, że mechanizm jego działania nie jest zdrowy. Wiedziała też, że nie potrafi go zmienić. Miała trzy wyjścia: albo zaakceptować Arka takim, jaki jest, albo ustalić zasady, których oboje mieliby się trzymać, albo odejść i zacząć żyć swobodnie na swoich warunkach. Nie wiem, którą z opcji wy brała. Mam nadzieję, że najlepszą dla siebie.
Fragment książki „Jak uniknąć toksycznych facetów” Jagody Bzowy wydanej przez Prószyński i S-ka. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”. Książkę można kupić tutaj.