Antoni Dudek miał opinię symetrysty, któremu bliżej do prawicy. Kiedy zaatakował popieranego przez PiS kandydata na prezydenta, uznano, że popiera rząd Tuska. Ci, którzy go znają, mówią, że jest po prostu konsekwentny.
Antoniemu się ulało – mówi dawna znajoma.
– Nie chcę go porównywać do prymasa Wyszyńskiego, ale myślę, że aspiracje prezydenckie prezesa IPN Karola Nawrockiego były momentem, gdy musiał powiedzieć: „Non possumus. Ujawnię to, co o nim wiem, żeby potem nie mieć wyrzutów sumienia, że mogłem ostrzec, a tego nie zrobiłem”. Prof. Dudek jest przywiązany do IPN, bo brał udział w jego tworzeniu. Potem instytut zaczął skręcać w kierunku placówki politycznej, większość sejmowa obsadzała go ludźmi bez znaczącego dorobku naukowego, za to ulegającymi politycznym dyspozycjom. Prof. Dudek zna to środowisko, wykoślawienie aktywności IPN bardzo go boli, więc daje temu wyraz – dodaje historyk prof. Tomasz Nałęcz.
– W IPN jest straszne bagno, niewiele lepiej jest na wydziałach historycznych wielu uczelni opanowanych przez prawicę. O tym się głośno nie mówi, bo naukowiec krytykujący te układy byłby skazany w środowisku na śmierć cywilną. Antoni zaczął o tym mówić publicznie, a to jest rzecz niebywała. Nie słyszałem, żeby ktoś o tak wysokiej pozycji walnął pięścią w stół i wyciągał rzeczy obciążające własne środowisko naukowe. Raczej obowiązuje tam zasada swoistej omerty – mówi Maciej Gawlikowski, działacz opozycyjny, reporter i producent telewizyjny.
Antek nie krzywdził
Prof. Antoni Dudek z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie złamał omertę. „Jest bezwzględny i zdeterminowany” – mówił o Karolu Nawrockim, obywatelskim, ale popieranym przez PiS kandydacie na prezydenta.
– Wiem, jakiego typu metody stosował, by osiągnąć to, co osiągnął, i do czego, moim zdaniem, będzie zdolny jako potencjalny prezydent. W Polsce ze wszystkich instytucji państwowych publiczny spór nie zdemolował jeszcze tylko armii. W sądownictwie i prokuraturze trwa wojna dwóch wielkich grup, w policji i służbach specjalnych ten proces też gwałtownie przyspiesza. Uważam, że jeżeli Karol Nawrocki wygra wybory prezydenckie, to podejmie próbę przejęcia kontroli nad armią z rąk rządu. I stąd moja gwałtowna wypowiedź przestrzegająca przed tym, jakie skutki może mieć jego prezydentura – tłumaczy prof. Dudek w rozmowie z „Newsweekiem”.
Ta gwałtowność zaskoczyła tych, którzy uważali go za ważącego słowa symetrystę. Politycy prawicy obrzucili go wyzwiskami i zarzucili mu zdradę. Podczas spotkania wyborczego Karola Nawrockiego w Ciechanowie do głosu dorwał się krewki proboszcz jednej z tamtejszych parafii i zasugerował, by kandydat „wymierzył prof. Dudkowi prawy prosty albo lewy”. Nawrocki podziękował za tę radę, co prof. Dudek skomentował krótko: „Zdemaskował się”. Do dyskusji włączył się sam prezes PiS Jarosław Kaczyński, który oświadczył, że nie warto przejmować się opiniami człowieka, który w przeszłości popełniał takie błędy jak przynależność do ZSMP.
– Ten zarzut w stosunku do Antka jest wybitną podłością – mówi Maciej Gawlikowski. Poznali się w 1983 r. w Krakowie, gdy Gawlikowski został wyrzucony za działalność opozycyjną z Nowodworka, czyli prestiżowego liceum numer 1. – Przeniosłem się do czternastki w dzielnicy Azory. Dość specyficzna szkoła, wokół dużo bloków milicyjnych, wojskowych, niedaleko baza ZOMO. I o ile w jedynce nie było ZSMP, w czternastce miałem w klasie 14 osób, które należały do tej organizacji. Znałem w szkole dwóch chłopaków zaangażowanych w opozycję, przestrzegali mnie przed szefem ZSMP. To był syn zomowca. Pokazali mi też wiceprzewodniczącego ZSMP: był to Antoni Dudek. Od razu mi powiedzieli, że to w sumie fajny gość, tylko coś mu się ubzdurało. Wyglądał inteligencko, był oczytany i podobno wykoncypował sobie, że nie ma szans na wyjście z obozu sowieckiego przez najbliższe 50 lat, więc PRL musi być przynajmniej najlepszym barakiem w obozie. Miał wtedy 17 lat i umiał bronić tej koncepcji – wspomina Gawlikowski.
Długo do nowego liceum nie pochodził, bo już w styczniu 1984 r. wpadł i znowu został wyrzucony. – I okazało się, że w tej szkole pod apelem o przywrócenie kolegi i mnie w prawach ucznia podpisało się 160 uczniów. Wśród nich był Antoni – opowiada.
W roku 1992 odezwał się do niego znajomy właściciel wydawnictwa i zaproponował przeprowadzenie wywiadu rzeki z Leszkiem Moczulskim. Razem z fajnym młodym historykiem… Antonim Dudkiem. – Myślę sobie: Co? Z tym ZSMP-owcem? Zacząłem sprawdzać i okazało się, że już na studiach Antek nie opowiadał bajek o powolnej zmianie systemu. Co więcej, uczestniczył w kolportażu, czytał bibułę i książki z drugiego obiegu. I tak napisaliśmy książkę „Bez wahania” – wspomina Gawlikowski.
Profesor ekumeniczny
– Ta próba zrobienia z Antoniego Dudka aktywisty komunistycznego jest naprawdę zabawna – uważa prof. Tomasz Nałęcz. Nie widzi też u niego nieoczekiwanego zaostrzenia kursu. – Tak może uważać tylko osoba, która ma stereotypowe wyobrażenie o prof. Dudku. Ale ja czytam z uwagą to, co pisze o polskiej historii i polityce od lat 90., i uważam, że jest bardzo konsekwentny – twierdzi.
Właściwie od zawsze jest i historykiem, i politologiem. Trudno ocenić, kim bardziej. – Miałem na Uniwersytecie Jagiellońskim indywidualny tok studiów, studiowałem socjologię, politologię i historię, ale uznałem, że magisterium będę robił tylko jedno. Najłatwiej by było zrobić je z politologii, bo od niej zacząłem, ale napisałem pracę klasycznie historyczną. I właściwie wszystkie moje późniejsze prace – doktorska i habilitacyjna – choć formalnie z zakresu nauk o polityce, były pracami historycznymi – opowiada prof. Dudek. – W tamtym czasie polska politologia tolerowała jeszcze w swoim zakresie historię najnowszą, więc sobie grasowałem. Potem zdominowali ją doktrynerzy, uważający, że nie może być kombinacją prawa konstytucyjnego, ekonomii politycznej, historii najnowszej, socjologii polityki i psychologii społecznej. Toteż ja się coraz bardziej od politologii oddalałem, a pomógł mi niezawodny Jarosław Gowin i jego reforma. Kiedy w 2009 r. uzyskałem stopień profesora, nominację podpisał Lech Kaczyński, tylko nie zdążył mi jej wręczyć. Zrobił to Bronisław Komorowski jako marszałek pełniący obowiązki prezydenta, więc żartuję, że jestem w elitarnym gronie kilkudziesięciu osób, którzy są ekumenicznymi profesorami. A że później politologia została uznana przez urzędników Gowina za naukę społeczną, to zostałem profesorem nauk humanistycznych w dyscyplinie historia – dodaje.
– Świat nauki mu nie wystarczał – wspomina Jan Wróbel, nauczyciel historii i publicysta. – Antoni był już dobrze zapowiadającym się naukowcem, kiedy został szefem działu historycznego w tygodniku „Wprost”. Zadzwonił z pytaniem, czy chciałbym z nimi współpracować. Naczelnym był tam wtedy Marek Król, który miał opinię człowieka niezbyt szanującego dziennikarzy, więc Antoni nie pasował do tego grona. Podpytywałem, jak się tam znalazł, a on mówi, że Król potrzebował w zestawie intelektualisty. „No i padło na mnie” – odpowiedział. Dodał, że na niego naczelny nie krzyczy, odszedłby z redakcji, gdyby spróbował – opowiada Wróbel.
Przez lata Dudek pracował na UJ, w 2014 r. przeniósł się do Warszawy. – Z przyczyn natury rodzinnej – wyjaśnia. – Mieszkam w stolicy od 1997 r., ponieważ moja żona tu pracuje. Przez 17 lat jeździłem na zajęcia do Krakowa i w końcu miałem serdecznie dość. Kiedy pojawiła się szansa pracy na UKSW, to z niej skorzystałem.
Czuły punkt
– Kiedy słucham jego ostatnich wypowiedzi, przychodzi mi do głowy, że pewnie myśli o jakiejś funkcji publicznej i stąd jego aktywność. Ma już prawie 60 lat, a wciąż nie dostał takiej misji, jak kierowanie Muzeum Historii Polski czy IPN. A przecież nie jest mniej zdolny niż inni. Tyle że nigdy nie widziałem, żeby energicznie zabiegał o stanowiska – mówi dawny znajomy.
Uważa, że Dudek przez lata dawał PiS carte blanche. – Mówił, że nie ma świętych w polityce. I dopiero kiedy parę lat temu gruchnęła wiadomość, że PiS chce dokonać zamachu na TVN, wyraźnie zmalała jego wyrozumiałość dla tej partii. Dlaczego wtedy nie przeszedł do obozu walczącego o demokrację? Jestem przekonany, że już wiele lat temu podjął decyzję, że nie będzie się przytulać do żadnego obozu – dodaje mój rozmówca.
– Nigdy nie krył sympatii dla obozu liberalno-prawicowego, ale kiedy polska prawica zaczęła skręcać ku radykalizmowi i populizmowi, on nie skręcił razem z nią, tylko krytycznie na to patrzył – przekonuje prof. Nałęcz.
– Antek nie płynie z głównym nurtem, ma własne sądy. I jest mocno apodyktyczny. Widać, że się powstrzymuje, ale czasem go po prostu trzepie, jak ktoś fundamentalnie się nie zgadza z jakimiś jego sądami. I trudno go w dyskusji do czegoś przekonać. A jak się wyciąga argumenty i drąży, to robi unik. Ogłasza swoje stanowisko i kończy temat – mówi Maciej Gawlikowski.
Socjolożka Helena Chmielewska-Szlajfer poznała prof. Dudka kilka lat temu, przy okazji współpracy z Inkubatorem Umowy Społecznej. – To od początku było ekumeniczne miejsce, w którym spotkali się ludzie o bardzo różnych poglądach. Łączy nas to, że jesteśmy państwowcami. Mimo wielu różnic są pewne reguły bazowe, które respektujemy. I myślę, że właśnie rozczarowanie prof. Dudka PiS przyszło wtedy, kiedy okazało się, że ta partia nie respektuje reguł, co jest kluczową wartością konserwatyzmu – mówi.
Dwa lata temu ukazała się wydana przez Inkubator książka „Umówmy się na Polskę”. – To podsumowanie naszych działań. Uważam, że trzeba jakoś wspierać rozwój myśli politycznej. Politycy tego nie chcą, więc przynajmniej ludzie ze świata nauki powinni formułować jakieś propozycje. Z tego całego projektu interesuje mnie przede wszystkim decentralizacja systemu edukacyjnego. I gdybyśmy byli w stanie ją wdrożyć, byłby to jakiś krok do przodu w modernizacji Polski. Tyle że na razie nawet się na to nie zanosi – mówi prof. Dudek.
Dawna znajoma uważa, że choć Dudek żyje polityką, to nie ma politycznych ambicji. – Woli być publicystą, pisać książki i odnosić sukcesy w nowych mediach. Pewnie by chciał być czołowym komentatorem politycznym i najwybitniejszym znawcą historii Polski ostatnich 35 lat – mówi.
– To jest taki historyk, jakich mało w Polsce, rodem z kultury anglosaskiej. Potrafi łączyć badanie historii z jej popularyzowaniem – dodaje publicysta Marcin Makowski. On też uważa, że prof. Dudek wcale nie mówi teraz inaczej niż dawniej.
– Po prostu temat jest politycznie nośny i trafił w jego czuły punkt, czyli IPN. To dlatego zaczął być postrzegany jako polityk, a nie przewidywalny profesor. Nie podejrzewam go o koniunkturalizm, ale jeżeli będzie szedł w narrację polityczną, to jest trochę ryzykowna ścieżka. Powrót na pozycję bezstronnego obserwatora może okazać się trudny – mówi Makowski.
Subiektywny kronikarz
Wiele wskazuje jednak na to, że prof. Dudek wcale nie chce tam wracać. Na swoim Facebooku przedstawia się jako subiektywny kronikarz dziejów politycznych III RP i nie unika ciętych komentarzy. Stanowcze opinie wygłasza też w programie „Dudek o polityce” w „Super Expressie”. Powtarza, że coraz bardziej oddala się od świata nauki w kierunku upowszechniania wiedzy. Jego założony dwa lata temu kanał „Dudek o historii” na YouTubie ma już 150 tys. subskrybentów. – Mój kanał jest w tym sensie wyjątkowy, że trzyma pewien standard akademicki. Nie opowiadam rzeczy, które są nieweryfikowalne, jak to się zdarza na wielu innych kanałach, gdzie można usłyszeć historie z pogranicza teorii spiskowych albo takie, w których goni się wyłącznie za sensacją. Oczywiście u mnie część odcinków ma charakter sensacyjny, żeby przyciągnąć odbiorców, ale są też ambitniejsze tematy, które może mają mniejszą oglądalność, ale za to wymiar edukacyjny. Cieszę się, że plan Balcerowicza jest numerem jeden, a nie goniący go odcinek o Januszu Korwin-Mikkem, którego rola w polityce jest marginalna – mówi prof. Dudek.
Kanał ma patronów, a prof. Dudek drugi etat. – Zarabiam mniej więcej tyle, ile bym zarabiał, gdybym był profesorem na kolejnej uczelni. To atrakcyjne, bo nie muszę jeździć po Polsce w poszukiwaniu chleba, a poza tym mam poczucie, że oddziałuję na znacznie większą skalę, niż gdybym tłumaczył coś kilkudziesięciu studentom. To pośrednio też pomaga w promocji moich książek, dzięki temu kanałowi zaczęły się lepiej sprzedawać – tłumaczy.
Zdaniem ekspertów od czytelnictwa na Dudka jest teraz moda, zwłaszcza wśród 30-40-latków. Wydawnictwo W.A.B. potwierdza: wydana w listopadzie zeszłego roku książka o narodzinach III RP to jeden z najlepiej sprzedających się tytułów.
– To samo pokazują dane analityczne YouTube’a. Wśród widzów mojego kanału najwięcej jest ludzi w wieku od 29 do 50 lat. Niestety, aż 90 proc. stanowią mężczyźni, a tylko 10 proc. kobiety – wylicza prof. Dudek.
– Antoni zawsze rozumiał specyfikę mediów – uważa dawna znajoma. – Dziennikarze go uwielbiają, bo ma dobrze przemyślane różne kwestie i chętnie przyjmuje zaproszenia do programów publicystycznych.
Byłem i koniec
Po pierwszych atakach prawicowej prasy pod hasłem „Czerwony Dudek” Maciej Gawlikowski zadzwonił do profesora z pytaniem, czy nie potrzebuje pomocy. Może trzeba napisać tekst, jak było z tym ZSMP? – A Antek mówi: „Dzięki, Maćku, ale to nie ma sensu. Zarzucają mi, że byłem w ZSMP, no byłem i koniec”. Całkowity spokój. On jest cholernie odporny na ciosy, hejt po nim spływa – opowiada.
– Ja mam bardzo grubą skórę, przeszedłem ciężką szkołę jeszcze w IPN, w czasach, kiedy środowiska lewicowe i liberalne urządzały naloty dywanowe także i na mnie za otwieranie archiwów. Wtedy zresztą zostałem przypisany do obozu PiS-owskiego, bo rzeczywiście PiS popierało otwieranie archiwów i lustrację, a Adam Michnik porównywał historyków zatrudnionych w IPN do handlarzy narkotyków. No, ale jak wiemy, Polska to jakoś przeżyła i mamy to za sobą – mówi prof. Dudek.
Zdaje sobie sprawę, że część osób uważa teraz, że ponieważ zaatakował Nawrockiego, to znaczy, że popiera rząd Tuska. – Nie, nie popieram rządu Tuska, bo uważam, że jest nieudolny i za chwilę może się rozlecieć. A Karol Nawrocki może być jedną z przyczyn, a może nawet główną przyczyną rozpadu – mówi.
Nie wyklucza, że popierany przez PiS kandydat wygra wybory prezydenckie. – Przy założeniu, że do drugiej tury wejdzie Trzaskowski z Nawrockim, głosowanie może mieć dwojaki scenariusz: albo większość wyborców będzie się przyglądać, co sobą reprezentują obaj kandydaci, i wtedy Trzaskowski raczej wygra. Ale jest też możliwy scenariusz, w którym nieważny będzie ani Trzaskowski, ani Nawrocki, tylko stosunek do rządu Tuska. I jeżeli te marne notowania rządu, z których Tusk nie wyciąga żadnych konsekwencji, się pogłębią, to druga tura wyborów zamieni się w referendum, czy jesteśmy za rządem, czy przeciw. To referendum się może skończyć źle dla rządu, a przy okazji dla Trzaskowskiego. I wtedy Nawrocki zostanie prezydentem. To zaś oznaczałoby, że powrót PiS do władzy jest niemal przesądzony – twierdzi prof. Dudek.
Jego znajomy uważa, że w pewnym sensie przesądzony jest także los Antoniego Dudka. – Atakując Nawrockiego, przekroczył Rubikon – mówi. – Spalił za sobą wiele mostów.
– Jego postawa budzi szacunek, bo nie jest łatwo się na nią zdobyć, zwłaszcza we współczesnej Polsce – dodaje prof. Nałęcz. – Wiadomo, że zostanie się odsądzonym od czci i wiary.
