To, co działo się w Sejmie podczas dyskusji nad tabelką „dzień po”, pokazuje, że edukacja seksualna jest potrzebna od zaraz. I to nie tylko w polskiej szkole, ale też w Sejmie.

Podczas debaty i wcześniej na posiedzeniu komisji zdrowia nie brakowało sugestii, że dostępność tabletki „dzień po” to wrota do wzrostu przypadków pedofilii. Jacek Bogucki z PiS zwrócił się z pytaniem do przewodniczącego komisji zdrowia Bartosza Arłukowicza z KO: – Z iloma dziewczynkami 15-letnimi chce pan uprawiać seks, skoro tak bardzo panu na tej ustawie zależy?

Z kolei Maria Kurowska z Suwerennej Polski stwierdziła, że „możliwość niekontrolowanego stosowania” tabletki „dzień po” ma powodować więcej aktów przemocy wobec kobiet i dziewczynek. To, że nastolatki będą mogły się ochronić przed niechcianą ciążą, w żaden sposób nie wpłynie na to, czy ktoś będzie chciał im zrobić krzywdę. Trudno mi nawet zrozumieć logikę, stojącą za sugestiami posłów.

Podczas czwartkowego posiedzenia Sejmu dały o sobie znać efekty lat uciszania, gdy ktoś mówił o organizmie kobiety czy o okresie i antykoncepcji.

Ale od początku. W sejmowej komisja zdrowia poparła nowelizację prawa farmaceutycznego, która umożliwi dostęp do pigułki „dzień po” bez recepty dla osób powyżej 15. roku życia. Ta przez ostatnie lata była dostępna w Polsce tylko i wyłącznie na receptę. I to, mimo że w wielu krajach Unii Europejskiej można ją dostać w zwykłej drogerii.

Wizja większej dostępności tej metody antykoncepcji awaryjnej nie wszystkim przypadła do gustu. Klub PiS byłby nawet w stanie ustąpić w kwestii jej dostępności bez recepty, ale tylko jeśli mogłyby ją dostać osoby powyżej 18 roku życia. Ich propozycja została odrzucona. A podczas dyskusji na sali sejmowej prawicowi posłanki i posłowie pokazali, że brakuje im wiedzy w temacie i że nastolatki traktują jak bezrozumne istoty.

Oczywiście, tłumaczyli to „dobrem kobiet”, ale dla mnie to był papierek lakmusowy wiedzy społeczeństwa nie tyle nawet z edukacji seksualnej, ale z podstawowej biologii. Władysław Kurowski z PiS stwierdził, że to może być „środek wczesnoporonny”, a wspomniana już Maria Kurowska posunęła się nawet do określenia tabletki „dzień po” pigułką… śmierci. Według Kurowskiej ta metoda antykoncepcji ma zabijać dziecko, a do tego odbijać się na płodności kobiety i jej zdrowiu fizycznym i psychicznym.

Podobnych opinii było więcej — stan wiedzy na temat mechanizmów zapłodnienia woła o pomstę do nieba. Po pierwsze pigułka nie oddziałuje na zagnieżdżony już w macicy zarodek — nie może więc dojść do poronienia, czy — jak wolałaby część posłów — aborcji.

Zasada działania tabletki dzień po jest prosta. Substancje zawarte w preparacie prowadzą do zablokowania owulacji przez usunięcie lub zahamowanie wydzielania hormonu luteinizującego. W skrócie oznacza to, że zastosowanie tabletki dzień po blokuje owulację (wytworzenie komórki jajowej), co zmniejsza szansę na zapłodnienie.

Niektóre tabletki mają też działanie „przeciwimplantacyjne” — sprawiają, że nie dochodzi do zagnieżdżenia w ściance macicy. Obserwujemy tu działanie na poziomie komórki jajowej, albo zygoty. Do tego nie ma też wiarygodnych danych, które wskazywałyby, że antykoncepcja awaryjna odbija się długofalowo na płodności kobiet.

A jeśli mówimy o psychice czy zdrowiu fizycznym — na tę rzeczywiście może wpływać antykoncepcja, ale ta „przed”, czyli tabletki hormonalne. Nic w tym jednak dziwnego, skoro zmieniają gospodarkę hormonalną. Tym posłowie zdają się jednak mniej przejmować, bo w końcu chodzi tylko o zdrowie kobiet, a nie wyimaginowanego dziecka.

Jak dowodziła ministra zdrowia Izabela Leszczyna w przypadku tabletki „dzień po” trudności zdrowotne zdarzają się niezwykle rzadko. Na ponad 252 tys. sprzedanych środków w zeszłym roku przypadły zaledwie trzy zgłoszenia powikłań, które polegały na mdłościach, bólu brzucha i głowy, poczuciu dyskomfortu.

Część posłów opozycji przeinaczała nie tylko fakty biologiczne, ale też statystyczne. Posłanka Anna Kwiecień z PiS opowiadała, że gdy tabletka „dzień po” była dostępna w latach 2015-2016 bez recepty to nastolatki brały ją „co tydzień”. Tymczasem, jak pokazują badania prof. Violetty Skrzypulec-Flinty ze Śląskiego Uniwersytety Medycznego osoby poniżej 18 roku życia stanowiły mniej niż 2 proc. kupujących ten produkt (ze sprzedanych 180 tys. opakowań).

Gdyby wśród nich większość miały stanowić osoby zażywające tabletkę „co tydzień” mówilibyśmy wtedy o kilkudziesięciu nastolatkach. Podczas gdy to ich większość została tu przedstawiona, jako dziewczyny, które tylko czekają na cotygodniowy seks, po którym będą mogły potem łyknąć pigułkę. To odbieranie inteligencji i sprawczości nastolatkom i robienie z nich bezrozumnych istot, które nagle mają nabyć odrobiny tegoż rozumu, kiedy skończą 18 lat.

Posłanka PiS Dominika Chorosińska powiedziała, zwracając się do nastolatek: „wasze ciało jest święte, wy decydujecie, jak nim będziecie rozporządzać”. I pouczyła rodziców, żeby budowali relacje z dziećmi, tak by te nie wpadły w ręce cyników. Zabrzmiało to, jakby przestrzegała przed swoją własną partią i przez chwilę nie dowierzałam w to, co słyszę.

A potem uświadomiłam sobie, że przecież o to właśnie chodzi prawicy — o rozporządzaniu ciałem kobiet. I to jedna z przyczyn — poza ignorancją — żeby głosić to, co głoszą. Chorosińska mówi de facto, żeby dziewczynki właśnie dawały rozporządzać swoim ciałem, ale tylko tym właściwym. Gdy zajdą w ciążę, będą kazali jej ją donosić, ale z małym prawdopodobieństwem wesprą już przy porodzie. Tym, którym zależy, by kobiety zamknęły się w domu z dziećmi i ograniczyły swój wpływ na politykę, bo inaczej przyczyniają się do tego, że PiS przegrywa. Tym, którzy nie chcą równości, a przywilejów płynących z patriarchatu.

I jeśli mówimy o rozporządzaniu własnym ciałem, to powinniśmy przede wszystkim zadbać o to, by osoba, która nie chce być w ciąży, nie musiała w niej być. Bez tłumaczenia się przed lekarzem. Łyknięcie tabletki dzień po często i tak — ze względu na społeczną atmosferę — nie jest łatwą decyzją, nie powinniśmy jej utrudniać. Powinnyśmy pomóc — poprzez właściwą edukację. Tę seksualną, ale też na lekcjach biologii, gdzie wciąż zdarza się, że o menstruacji mówi się ściszonym głosem, a o tym, jak działa antykoncepcja, w ogóle się nie wspomina. Dzisiejszy stan wiedzy jest między innymi efektem tego wieloletniego milczenia.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version