W ponurych czasach Trumpa pamiętajmy o słowach Kennedy’ego: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”. Niech każdy z nas zastanowi się więc, co zrobi, kiedy rosyjskie wojska staną na granicy z Białorusią.
Donald Trump wstrzymał pomoc wojskową dla Ukrainy. Niebawem jego administracja nałoży 25 proc. cła na towary z UE. Kolejnym krokiem może być wycofanie USA z NATO. Nie ma już Ameryki na której pomoc liczyliśmy. NATO wciąż jeszcze istnieje, ale wartość sojuszniczych gwarancji bezpieczeństwa jest dziś niewielka.
Biorąc to wszystko pod uwagę, musimy być gotowi na samotną walkę z rosyjską agresją. My naród — nie tylko armia, rząd czy służby. Dlatego czas najwyższy, aby rząd w porozumieniu z opozycją przyjął strategię „obrony totalnej” która obowiązuje w Finlandii i Szwecji.
Przeciętny Korhonen czy Andersson nie spanikuje, kiedy zawyją syreny. W Finlandii dobrze wyszkolone i bitne siły zbrojne są tylko jednym z elementów całej układanki. Drugim filarem jest obrona cywilna. Każdy Fin – od piekarza poprzez dyrektora firmy po pastora – doskonale wie, co robić w razie wojny. Liczące 20-tys. ludzi służby ratownicze są szybkie, elastyczne i przygotowane do każdej sytuacji kryzysowej. Obrona cywilna w Szwecji czy Finlandii jest równie ważna co armia. Sama tylko armia, choćby największa w UE, nie obroni Polski. Do obrony muszą włączyć się wszyscy – zwyczajni obywatele, biznes, instytucje i klasa polityczna.
Jak Nawrocki z Putinem
Proponuję zacząć od absolutnego minimum — zawieszenia politycznych sporów w kwestii egzystencjalnej, jaką jest bezpieczeństwo Polski. To nie my kwestionujemy sensowność sojuszu z USA, tylko rządzący w Waszyngtonie, porzucają nas, licząc na bilionowe biznesy z Rosją Putina.
„Suwerenna, prozachodnia i zdolna do obrony przed rosyjską agresją Ukraina oznacza Polskę silniejszą i bezpieczniejszą. W politycznym zamieszaniu i narastającym chaosie właśnie to się liczy najbardziej. Kto kwestionuje tę oczywistą prawdę, przyczynia się do tryumfu Putina. Jasne?” — pisze na portalu X premier Donald Tusk. Trudno się z nim nie zgodzić.
Porozumienie ponad podziałami w sprawie natury zagrożenia może wydawać się nieosiągalne – szczególnie trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi. Od polityków wymagałbym jednak odrobiny odpowiedzialności i wyobraźni.
Nie chodzi o to, by opozycja zrezygnowała z walki o prezydenturę, ale żeby kierownictwo PiS zrozumiało powagę sytuacji. Utrzymanie prezydenta jest dla PiS kwestią być albo nie być. Jeśli jednak Karol Nawrocki „jest w stanie usiąść z Putinem do stołu” i podać mu rękę, jeśli „wymagałby tego interes Polski”, co deklarował dwa tygodnie temu, to wybór go na prezydenta, może być wstępem do kapitulacji. Drogi Jarosławie Kaczyński, Przemysławie Czarnku, Mariuszu Błaszczaku, czy chcecie być namiestnikami Putina w Warszawie?!
W tak kluczowym momencie historii oczekiwałbym też, żeby partie wchodzące w skład rządzącej koalicji postawiły interes kraju ponad interesy polityczne swych własnych formacji. Uważam, że w obliczu zagrożenia, jakim jest prezydentura gotowego usiąść do stołu z Putinem Nawrockiego, kandydaci lewicy i Trzeciej Drogi mogliby wycofać się z wyścigu o fotel prezydencki. Rezygnując, mogliby zaapelować do swych wyborców, aby poparli Rafała Trzaskowskiego. W rządzie zaś powinien powstać zalążek „gabinetu wojny”. W jego skład mogliby wejść oprócz premiera, szefowie resortów obrony, spraw zagranicznych i finansów, zaś rolę międzynarodowego łącznika można by powierzyć Radosławowi Sikorskiemu, który z racji swych kontaktów, kwalifikacji i talentów jest jednym z największych atutów Polski.
„Wojenny gabinet” powinien zająć się nie tylko rewizją polskiej polityki zagranicznej i strategii obrony, ale inwestycjami w szeroko rozumianą obronność. Potrzebna jest nam nie tylko Tarcza Wschód, F-35 czy kolejne baterie HIMARS-ów, czy Patriotów, ale dyskusja o powrocie do obowiązkowego poboru do wojska i schrony, w których ludność miast mogłaby się ukryć w razie rosyjskich ataków rakietowych.
Wróciłem właśnie z Oulu, liczącego 200 tys. miasta na dalekiej północy Finlandii, gdzie 25 metrów pod centrum miasta ponad kilkanaście lat temu zbudowano całą sieć podziemnych schronów — Kivisydän. W czasie pokoju znajduje się tam ogromny parking dla 900 aut. Godzina parkowania pod ziemią – kosztuje tyle, co na powierzchni – 2,70 euro – doba 29 euro zaś miesiąc – 100 euro. Sieć zarabiających częściowo na siebie schronów w Oulu jest tak imponująca, że znajduje się tam nawet podziemne rondo. W razie wojny w podziemiach schronienie znajdzie 3 tys. ludzi.
Budujmy schrony jak Finowie!
Finowie od małego uczą się, że przez pierwsze 72 godziny od wybuchu wojny czy innej katastrofy muszą sobie poradzić sami. Potem mogą skryć się w jednym z blisko 50 tys. schronów, z których większość chroni nie tylko przed bombardowaniami, ale i przed atakiem bronią chemiczną, biologiczną i atomową. W schronach zmieści się ok. 4 mln mieszkańców. Pozostałe 1,5 mln mieszka na prowincji we wsiach lub mniejszych miejscowościach, które raczej nie staną się celem nalotów. Co więcej, w Finlandii powstaje ok. 800 nowych schronów rocznie. Do tego systematycznie remontowane są te stare, pochodzące z lat 60. Nie sposób ustalić, ile schronów zbudowano w Polsce w ciągu ostatnich trzech lat. Według najnowszych danych przedstawionych w grudniu przez MSWiA mamy są obecnie 62 tys. schronów, które pomieszczą ledwie 1,3 mln Polaków. Co zrobi reszta?
Żyjemy w czasach, kiedy rzeczywistość prześciga dystopię w tempie nieznanym dotąd w historii świata. Kluczem do przetrwania może okazać się umiejętność przewidzenia tego, co może się stać za tydzień, miesiąc czy kwartał i bycie przygotowanym na wszystkie z możliwych scenariuszy. Pierwsze kilka tygodni rządów Donalda Trumpa nauczyło nas tego, że zdarzyć może nawet coś, co wydaje się dziś zupełnie nieprawdopodobne lub absurdalne. Czy bowiem kilka miesięcy temu ktokolwiek choćby odważył się pomyśleć, że prezydent kraju będącego kolebką wolności i liberalnej demokracji stanie u boku tyrana i zbrodniarza wojennego?
Historia ciężko doświadczyła Polskę. W 1939 r., mimo wojskowych sojuszy z Francją i Anglią sami musieliśmy stawić czoła nazistowskim Niemcom. Do wojny nie byliśmy wtedy przygotowani. Winston Churchill powiedział kiedyś, że „mało jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć”. Nie popełniajmy znów tego samego błędu. Tym razem bądźmy gotowi.