Obserwując zachowanie polityków Zjednoczonej Prawicy, można odnieść wrażenie, że po wyborczym zwycięstwie, które jednak okazało się porażką, postanowili osiągnąć co najmniej mistrzostwo Europy w robieniu z siebie idiotów. I choć o palmę pierwszeństwa w tych zawodach walczą zaciekle panowie Duda i Kaczyński, to nie można zapominać o Mateuszu Morawieckim z jego wrodzonym talentem do samoośmieszania się.

Konia kują, żaba nogę podstawia — głosi staropolskie przysłowie opisujące sytuację, w której ktoś stwarza pozory uczestniczenia w wykonywaniu istotnego zadania lub brania udziału w ważnym wydarzeniu, choć w istocie nie ma z nim nic wspólnego. I właśnie w roli żaby postanowił wystąpić ostatnio Mateusz Morawiecki. Były premier poleciał do Brukseli, gdzie odbywał się nadzwyczajny szczyt Unii Europejskiej, aby poudawać ważnego polityka, europejskiego lidera, od którego cokolwiek zależy. Na potwierdzenie tej karkołomnej tezy Morawiecki opublikował w mediach społecznościowych zrobione przy kawiarnianym stoliku zdjęcie z premierką Włoch Giorgią Meloni. Z zamieszczonego pod nim podpisu wynika, że rozmowa „była jak zawsze konkretna”. Według relacji Morawieckiego dotyczyła polityki migracyjnej i wsparcia dla Ukrainy.

„Polska potrzebuje mocnych sojuszy i lojalnych partnerów. Razem możemy więcej” — oznajmił były szef rządu, którego polityczne zaplecze przez osiem lat robiło, co mogło, aby osłabić pozycję Polski w UE, a spory z najważniejszymi europejskimi graczami zmarginalizowały nasz kraj na arenie międzynarodowej.

Wśród „lojalnych partnerów” Morawieckiego jest nie tylko szefowa włoskiego rządu. Były premier, błąkając się po kuluarach unijnego szczytu w poszukiwaniu „mocnych sojuszy” dla Polski, trafił też na Viktora Orbána. I choć sam Morawiecki nie pochwalił się pamiątkową fotką z tego wiekopomnego wydarzenia, to zrobił to za niego węgierski premier. Ten miłośniki Putina, przeciwnik wspierania Ukrainy, który działa w UE niczym kremlowski agent wpływu, udostępnił zdjęcie, do którego pozuje z roześmianym od ucha do ucha Morawieckim. Podpis pod fotografią głosi: „Przygotowania do szczytu UE”.

Nie do końca wiadomo, w jakiej właściwie roli występował w Brukseli były premier Morawiecki i kogo poza sobą reprezentował, bo na pewno nie polski rząd i nie nowe władze w Warszawie. Te solowe popisy na brukselskich salonach, co zrozumiałe, nie spotkały się z uznaniem Donalda Tuska, który stwierdził, że jest „bardzo poruszony i trochę zawstydzony faktem”, że jego poprzednik wraz z Viktorem Orbánem uczestniczy w „dwuznacznej grze”, którą Budapeszt prowadzi „ewidentnie przeciwko Ukrainie”.

Bez względu na okoliczności Mateusz Morawiecki potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji i, co gorsza, w każdej się ośmieszyć, wychodząc ostatecznie na manipulatora

Istnieje jednak obawa, granicząca z pewnością, że żadna krytyka, żart czy kpina nie powstrzymają Mateusza Morawieckiego przed dalszym odgrywaniem polityka światowego formatu. Tak było już, gdy bez jakiegokolwiek obciachu udawał po wyborach kandydata na premiera, który buduje nową koalicyjną większość. Albo jeszcze wcześniej, gdy do samego końca rządów PiS zgrywał samodzielnego premiera, który kieruje i panuje nad własną Radą Ministrów. Bez względu na okoliczności Morawiecki potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji i, co gorsza, w każdej się ośmieszyć, wychodząc ostatecznie na manipulatora, dla którego prawda i fakty nie mają znaczenia. Liczy się jedynie interes własny, prezesa i partii.

Business Insider opublikował właśnie obszerny wywiad z byłym premierem, w którym Morawiecki, zapewne nieumyślnie, ale jednak potwierdza najgorsze opinie na swój temat. Pytany przez Bartka Godusławskiego m.in. o setki milionów złotych, które za czasów Zjednoczonej Prawicy wypływały z Funduszu Sprawiedliwości, były szef rządu odpowiada tak, jakby przez ostatnie lata był ślepy i głuchy. „Nie wiem, jak funkcjonował Fundusz Sprawiedliwości, on był w gestii Ministerstwa Sprawiedliwości, więc nie mam wiedzy na ten temat” — twierdzi Morawiecki, choć media od lat donoszą o podejrzanej „szczodrości” Zbigniewa Ziobry dla swoich i nielegalnym zakupie za pieniądze z tego funduszu systemu inwigilacji Pegasus.

Zresztą w tej ostatniej kwestii Mateusz Morawiecki także nie ma sobie nic do zarzucenia. Wystarczy, że kilkakrotnie upewniał się u ministra koordynatora służb specjalnych i jego zastępcy, czyli panów Kamińskiego i Wąsika, czy „jest decyzja i zgoda sądu na użycie kontroli operacyjnej”. A ponieważ za każdym razem otrzymywał potwierdzenie, to teraz jest „w pełni spokojny”. Cóż, Kamiński i Wąsik też byli, ale do czasu.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version