W czwartek – jak podczas konferencji prasowej ogłosili sami zainteresowani – Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik mają usłyszeć w prokuraturze zarzuty nielegalnego udziału w głosowaniu w Sejmie.
Chodzi o głosowania z 21 grudnia 2023 r., a więc dzień po tym, gdy wobec obu polityków zapadł prawomocny wyrok skazujący ich za nadużycia władzy w aferze gruntowej w 2007 r., gdy obaj kierowali CBA.
Kamiński i Wąsik, co chyba nikogo nie zaskakuje, przyszłe zarzuty prokuratorskie próbowali przedstawić jako „prześladowanie demokratycznej opozycji” przez „koalicję 13 grudnia”, a nawet jako osobistą, wymierzoną w nich zemstę Donalda Tuska.
Przekonywali też, że na udział w głosowaniach pozwolił im marszałek Hołownia, który przyjął wtedy interpretację, że od jego decyzji o wygaszeniu mandatów Kamińskiego i Wąsikowi przysługuje odwołanie do Sądu Najwyższego i dopiero po jego rozpatrzeniu przez to ciało, będzie można odebrać im prawo do głosowania.
Błąd Hołowni się mści
Argument „sam marszałek Hołownia pozwolił nam głosować” będzie teraz powtarzany nieustannie przez Kamińskiego, Wąsika, ich partyjnych kolegów i cały aparat propagandowy, nad jakim PiS zdołał jeszcze zachować kontrolę. Ma on nie tyle przekonać niezdecydowanych, ile wywołać maksymalne zamieszenie i chaos informacyjny wokół tego, co działo się w Sejmie w zeszłym roku przed świętami.
Niestety, trzeba powiedzieć, że do tego chaosu znacząco przyczynił się marszałek Hołownia. Lider Polski 2050 powinien był, jak sugerowało to wiele autorytetów prawniczych, uznać, że w sytuacji skazania prawomocnym wyrokiem mandaty Kamińskiego i Wąsika z mocy prawa wygasły i uniemożliwić im udział w głosowaniach 21 grudnia.
Taką decyzję, wydaną dzień po wyroku, mogłoby trudno wyegzekwować, a w Sejmie z pewnością czekałaby nas awantura. Jednak Hołownia, jako marszałek Sejmu, miał w ręku wszelkie narzędzia, by w tej sytuacji poradzić sobie z PiS. Tym bardziej że partia Kaczyńskiego ośmieszyłaby się, organizując świąteczną okupację Sejmu po tym, gdy wcześniej krytykowała za podobne działania w 2016 r. ówczesną opozycję. Poza tym w okresie okołoświątecznym była zajęta „obroną” TVP.
Awantura, podobnie jak ta o media publiczne, przeminęłaby jak szybka, lecz gwałtowna burza, Kamiński i Wąsik nie mieliby dziś łatwej linii obrony, a polityka Sejmu wobec dwójki byłych posłów wyglądałaby przynajmniej na spójną i konsekwentną, z czym obecnie jest problem.
Błąd rządzących?
W związku z planem postawienia Kamińskiemu i Wąsikowi zarzutów także po stronie bliższej rządowi niż PiS pojawią się pytania, czy działania prokuratury nie są politycznym błędem, czy tego typu eskalacja, dająca PiS okazję do snucia narracji o „politycznej zemście” na Kamińskim i Wąsiku, jest potrzebna.
Można się też spodziewać, że ruch prokuratury nie poprawi relacji w koalicji rządzącej, zwłaszcza na linii Tusk-Hołownia i Trzecia Droga-Koalicja Obywatelska. Zarzuty prokuratury wystawiają też pośrednio negatywną ocenę tego, jak w początkowym okresie kryzysu wokół mandatów Kamińskiego i Wąsika radził sobie marszałek Hołownia. Osoby niebędące już posłami i biorące nielegalnie udział w głosowaniu naruszają prawo, ale obowiązkiem marszałka jest dopilnować, by głosowania w Sejmie przebiegały zgodnie z przepisami. Zarzuty dla polityków PiS zawierają też komunikat: Hołownia nie dopilnował, by prawo było przestrzegane, jego interpretacja sytuacji z wygaszonymi mandatami była nie tylko błędem politycznym, ale też prawnym. W bliskich PiS mediach pewnie już wkrótce pojawią się interpretacje, że działania prokuratury mają nie tylko uderzyć w byłych szefów CBA, ale też „przeczołgać” Hołownie, pokazać mu „kto rządzi w koalicji”.
Kilka godzin po konferencji Kamińskiego i Wąsika, Donald Tusk zapewniał, że prokuratura nadzorowana przez ministra Bodnara działa niezależnie, a jej działania nie odzwierciedlają życzeń i poglądów premiera, który nie wtrąca się w prace niezależnych prokuratorów. Mówił to, co prawda w odniesieniu do Orlenu, nie Kamińskiego i Wąsika, ale w obu sprawach obywatele mają prawo oczekiwać, by premier albo jakikolwiek inny polityk nie sterował ręcznie prokuraturą, a ta działała niezależnie, nie kierując się wypowiedzianymi wprost lub sugerowanymi w aluzjach życzeniami polityków.
Biorąc to pod uwagę, trudno sobie wyobrazić, by po uznaniu, że 21 grudnia Kamiński i Wąsik faktycznie złamali prawo, prokuratura odstąpiła od stawiania zarzutów tylko dlatego, że eskaluje to polaryzację na linii rząd-PiS albo pogłębia napięcia wewnątrz tworzącej parlamentarne zaplecze gabinetu Tuska koalicji. Wyborcom PiS taka instrumentalizacja prokuratury mogła nie przeszkadzać, jednak wyborcy koalicji 15 października głosowali za czymś innym.
Jak wiele PiS na tym ugra?
Pojawia się też pytanie, jak bardzo PiS zaangażuje się teraz w obronę Kamińskiego i Wąsika i jak wiele na tym ugra? Na wtorkowej konferencji dwóm byłym szefom CBA nie towarzyszył Jarosław Kaczyński, ale szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak, co obniżało polityczną rangę wydarzenia i może sugerować, że przynajmniej na razie nowe zarzuty dla tej dwójki nie są dla partii najwyższym priorytetem.
Wkrótce dowiemy się, czy Kamiński z Wąsikiem otrzymają biorące miejsca na listach PiS w eurowyborach. Jeśli tak się stanie, to nowe zarzuty prokuratorskie pomogą im w kampanii, choć nie będą w niej decydujące. Już po tym wszystkim, co działo się po 21 grudnia, dla twardego elektoratu PiS byli szefowie CBA to bohaterowie prześladowani przez „koalicję 13 grudnia” za walkę z korupcją wśród elit. A poparcie tych wyborców starczy, by Kamiński i Wąsik wzięli mandaty w mocno pisowskich okręgach, nawet z dalszych miejsc na listach.
Jednocześnie opowieść o bohaterach prześladowanych przez Tuska będzie miała niewielkie szanse, by realnie przebić się poza bańkę pisowskiego elektoratu. Zupełnie nie udało się to na przełomie roku, gdy Kamiński z Wąsikiem trafili do więzienia. Nie pomogły skargi małżonek byłych posłów w mediach i u prezydenta Dudy, czuwania pod aresztami, grafiki solidarycą i porównania do putinowskiej Rosji i Białorusi Łukaszenki. Badania opinii publicznej jednoznacznie pokazywały, że większość obywateli nie kupuje opowieści o Kamińskim i Wąsiku jako ofiarach „koalicji 13 grudnia” i uznaje, że złamali oni prawo i powinni ponieść za to karę.
To, czy teraz opinia publiczna zdecyduje podobnie, zależeć będzie od tego, jak dalece uwierzy w to, że prokuratura działa niezależnie, nie realizując politycznego zlecenia nowej ekipy rządowej. Ta powinna się więc wystrzegać triumfalizmu w związku z przyszłymi zarzutami dla dwóch byłych posłów. Najlepsze, co w tej chwili mogą zrobić tworzący ją politycy, to na wszelkie pytania dotyczące Kamińskiego i Wąsika odpowiadać: prokuratura jest niezależna, nie komentujemy jej działań, sprawa należy teraz do niezawisłego sądu.