Jesienią 2022 roku ówczesny szef Ministerstwa Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak zatwierdził umowę z Koreą Południową na zakup 48 lekkich myśliwców FA-50. Transakcja opiewała na kwotę 3 miliardów dolarów. Okazuje się jednak, że umowa na ich zakup została podpisana w taki sposób, że do dziś stanowi problem dla obecnego kierownictwa resortu obrony. Brak wymaganych certyfikatów, symulatorów lotu oraz niedostateczna ilość przeszkolonych pilotów – to dopiero początek problemów.
Sukces Błaszczaka zamienił się w fiasko. „Więcej problemów niż korzyści”
Pod koniec 2023 roku 12 koreańskich myśliwców znalazło się w posiadaniu polskich Sił Powietrznych. Trafiły one do 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Przez ostatnie miesiące maszyny pozostawały jednak uziemione. Według Onetu powodem uziemienia samolotów był brak certyfikatów na środki pirotechniczne umieszczone w fotelach katapultowych. Tym doniesieniom zaprzeczyło MON. Jak twierdził resort, loty od 1 stycznia do 14 marca 2024 roku nie mogły być wykonywane „z przyczyn formalno-prawnych, a nie technicznych”. Według osób z mińskiej bazy, z którymi rozmawiał portal, jeśli nie liczyć pojedynczych lotów, to FA-50 nie latały od grudnia do początku kwietnia.
Ta kilkumiesięczna przerwa w lotach samolotów o wartości milionów dolarów stanowi tylko część problemów związanych z zakupem koreańskich myśliwców. Należy podkreślić, że zakup ten został przeprowadzony przez rząd bez uzgodnienia potrzeb z Siłami Powietrznymi. – Minister Błaszczak chciał mieć szybki sukces polityczny i go miał. Ale skutkiem tego tak zwanego sukcesu są dramatyczne problemy w szkoleniu pilotów i niepewne perspektywy dalszego użytkowania tych maszyn – stwierdzili eksperci z zakresu szkolenia pilotów w rozmowie z Onetem. Zdaniem lotników maszyny są dla Sił Powietrznych „większym problemem niż korzyścią”.
Myśliwce bez pilotów. Piloci bez instruktorów i symulatorów
Do tej pory szkolenia w Korei Południowej przeszło zaledwie ośmiu polskich pilotów. Nie oznacza to jednak, że mogą oni samodzielnie latać. Nadal loty muszą odbywać się w asyście koreańskiego instruktora. W ubiegłym roku w bazie w Mińsku było ich dwóch, aktualnie na miejscu pozostał już tylko jeden. Drugi z lotników miał zrezygnować ze względu na finanse. Wobec braku możliwości latania skuteczne okazałyby się symulatory. Tutaj jednak również pojawia się problem. Podpisana w pośpiechu umowa gwarantuje otrzymanie przez Siły Powietrzne symulatorów FA-50, ale dopiero w 2025 roku. Co więcej, w zamówieniu zabrakło symulatora do katapultowania pilotów w razie sytuacji awaryjnych, co stanowi kolejny problem dla lotników.
Dodatkowo dochodzą problemy z serwisowanie samolotów. To może zostać przeprowadzone na bazie umowy gwarancyjnej, która kończy się na dwa lata od daty zakupu. Problem jest również z częściami zamiennymi, ewentualną naprawą, a nawet uzbrojeniem samolotów, którego Polska nie posiada. – Żadne uzbrojenie kierowane do walki w powietrzu, które Polska ma na wyposażeniu lub zamierza kupić, nie może zostać wykorzystane w tych samolotach, ponieważ jest zbyt nowoczesne – powiedział w rozmowie z Onetem Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”. Sytuację podsumowali rozmówcy portalu związani z branżą infrastruktury szkoleniowej dla pilotów. – Kupowali samoloty na szybko i bez konsultacji z Siłami Powietrznymi, żeby minister i partia dobrze wyglądali przed wyborami – ocenili.