Viktor Orbán próbował szantażować Unię Europejską, przeciągając decyzję o przyjęciu Szwecji do NATO. Nie udało się, europejscy dyplomaci, z którymi rozmawiał „Newsweek” twierdzą, że Bruksela traci cierpliwość na węgierskiego premiera.
Już tylko Węgry stoją na przeszkodzie, by Szwecja stała się trzydziestym drugim członkiem NATO. Turecki parlament w tym tygodniu ratyfikował wniosek Sztokholmu.
Premier Węgier Viktor Orbán — od dawna uznawany za rosyjskiego „konia trojańskiego” w Unii Europejskiej i NATO, biorąc pod uwagę bliskie i trwałe więzi z Moskwą — od dawna zapewniał, że Węgry nie będą ostatnim członkiem Sojuszu, który zagłosuje nad akcesją tego nordyckiego kraju. Dziś to jednak węgierski parlament jest jedynym organem ustawodawczym, który nie wyraził zgody na przystąpienie Szwecji.
Środowy apel Orbána do parlamentu — który ma przerwę do 15 lutego — o przystąpienie do ratyfikacji „przy pierwszej możliwej okazji” brzmiał jak kapitulacja. Wcześniej Orbán zaprosił szefa szwedzkiego rządu Ulfa Kristerssona na rozmowy do Budapesztu w celu „wzmocnienia węgiersko-szwedzkich stosunków dwustronnych poprzez pogłębienie wzajemnego zaufania”. Sztokholm propozycję odrzucił.
— NATO i Szwecja mówią: „sprawdzam” — powiedziała „Newsweekowi” Zsuzsanna Végh z German Marshall Fund. — Nie ma racjonalnego powodu, by wstrzymywać ratyfikację. Nie ma już miejsca na wstrzymywanie tego procesu. Myślę więc, że możemy się spodziewać, że sprawa będzie kontynuowana.
Co Unia zrobi z Orbánem?
Orbán od dawna postrzegany jest jako hamulcowy w podejmowaniu decyzji UE i NATO w sprawie Ukrainy i Rosji. W grudniu węgierski premier jako jedyny blokował proponowany wieloletni pakiet pomocowy dla Kijowa w wysokości 50 mld euro. Budapeszt blokował również kampanię sankcji UE przeciwko Moskwie. Orbán wzywał też Ukrainę do ustępstw w celu zakończenia inwazji Kremla.
Rząd Orbána chce chronić więzi gospodarcze z Moskwą — zwłaszcza tani gaz, ropę i paliwo jądrowe, od których gospodarka Węgier pozostaje zależna — jednocześnie naciskając na UE, aby uwolniła miliardy zamrożonych funduszy.
W grudniu Komisja Europejska odblokowała Węgrom 10,2 mld euro zamrożonych funduszy polityki spójności. Jej zdaniem Budapeszt spełnił warunki dotyczące niezależności sądownictwa. Orbán chce jednak więcej. Wciąż zamrożone są środki w ramach funduszu odbudowy, czyli aż 10,4 mld euro, w tym 6,5 mld w dotacjach oraz 3,9 mld w pożyczkach.
Od kilku miesięcy politycy Fideszu krytykowali rząd w Sztokholmie za ataki pod adresem Węgier. Wśród głównych zarzutów wymieniano szwedzki film edukacyjny dla uczniów, który przedstawia proces pogarszania się stanu węgierskiej demokracji od 2010 r., czyli od powrotu Orbána na stanowisko premiera.
W połowie września szef MSZ Węgier Peter Szijjarto opublikował list do szefa szwedzkiej dyplomacji Tobiasa Billstroema. „Mam nadzieję, że rozumie pan sprzeczność pomiędzy tymi dwoma zjawiskami: wzywaniem węgierskich parlamentarzystów do ratyfikacji waszej akcesji do NATO oraz ciągłymi oskarżeniami ich, że zniszczyli demokrację na Węgrzech” – napisał Szijjarto.
Rzecznik rządu Zoltan Kovacs powiedział w marcu, że Szwedzi „wielokrotnie atakowali Węgry za pomocą środków dyplomatycznych. Wykorzystywali wpływy polityczne, aby zaszkodzić węgierskim interesom”.
Nagła turecka ratyfikacja sprawiła jednak, że Węgry znalazły się w trudnej sytuacji.
— Z węgierskiej perspektywy nie było powodu, aby angażować się w tę grę. Myślę, że decyzja Turcji spowodowała spore zamieszanie na Węgrzech — powiedziała „Newsweekowi” Zsuzsanna Szelényi, była posłanka do węgierskiego parlamentu, a obecnie dyrektorka w CEU Democracy Institute w Budapeszcie.
— Myślę, że to był blef — dodała Szelényi, autorka książki „Tainted Democracy, Viktor Orbán and the Subversion of Hungary”, zwracając uwagę na brak konkretnych żądań ze strony Budapesztu. — Uważam, że próbowali wykorzystać sprawę akcesji Szwecji, aby wywrzeć presję na Unię Europejską, by odblokowała fundusze.
Eksperci i urzędnicy, którzy rozmawiali z „Newsweekiem”, zasugerowali, że węgierska ratyfikacja nastąpi stosunkowo szybko, choć nie natychmiast. Budapeszt musi poczekać na ponowne posiedzenie parlamentu, a premier i jego sojusznicy mogą zdecydować się na dalsze opóźnienia, aby zyskać na znaczeniu.
— Przypuszczam, że zostanie im jasno powiedziane, aby nie „kołysali łodzią” — powiedział „Newsweekowi” jeden z europejskich dyplomatów. — Węgry obiecały, że nie ratyfikują umowy jako ostatnie, więc prawdopodobnie będą działać szybko.
Drugi europejski urzędnik — również anonimowo — powiedział „Newsweekowi”, że „nie jest tak optymistyczny”.
— Węgry oczekują, że Szwecja okaże skruchę za krytykę polityki Orbána — powiedział dyplomata, zwracając uwagę na pretensje Budapesztu w związku z debatą na temat praworządności. Urzędnik przewiduje, że ratyfikacja nastąpi, ale dopiero po „opóźnieniu, które w rozumieniu Węgier uratuje im twarz”.
Europejski parias
Jest jednak mało prawdopodobne, aby poparcie Orbána dla szwedzkiej akcesji oznaczało nową erę współpracy między Budapesztem a Brukselą.
— Zatwierdzenie przystąpienia Szwecji do NATO nie oznacza, że Węgry się zmienią — powiedziała Végh. — Nie oznacza też, że stanowisko Orbána zmieni się, jeśli chodzi o sankcje czy wsparcie dla Ukrainy.
Przywódcy UE mają spotkać się w Brukseli w przyszłym tygodniu, aby omówić pakiet pomocowy o wartości 50 mld euro wstrzymany przez Orbána w grudniu. Państwa UE rozważały różne wyjścia, by unieważnić węgierskie weto. Najnowsze doniesienia są takie, że Budapeszt może nawet zrezygnować ze sprzeciwu.
Fińska minister spraw zagranicznych Elina Valtonen powiedziała w czwartek, że jej węgierski odpowiednik Péter Szijjártó „dał nam pozytywny sygnał” w sprawie propozycji. — Mam wielką nadzieję, że w końcu będziemy w stanie zatwierdzić pomoc dla Ukrainy. Jeśli nie, znajdziemy inne rozwiązanie — dodała Valtonen.
Végh powiedziała, że Orbán zbliża się do niebezpiecznego progu. — Europejscy partnerzy muszą przygotować plan B. Alternatywę, która zapewni, że agenda będzie mogła być realizowana bez udziału Węgier. To, co robi Orbán, to czysty szantaż, który staje się coraz gorszy — mówi Végh.
— Pojawiły się żądania, takie jak ominięcie w sankcjach niektórych rosyjskich oligarchów, a także patriarchy Cyryla. W tych działaniach nie ma żadnego węgierskiego interesu — powiedziała Végh. — Były to oznaki, że Orbán nie używa weta zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli w celu ochrony interesu narodowego.
— Te ruchy sprawiły, że Europa zaczęła tracić cierpliwość — dodała Végh. — Jeśli Orbán nie działa w interesie własnego kraju, to działa w interesie kogoś innego. Jego stanowisko sprzyja interesom Rosji. Doszliśmy do momentu, w którym Unia Europejska nie może się na to godzić — powiedziała Végh.
W tym miesiącu większość członków Parlamentu Europejskiego poparła niewiążącą rezolucję wzywającą pozostałe 26 państw bloku do „podjęcia działań i ustalenia, czy Węgry dopuściły się poważnych i trwałych naruszeń wartości UE”. Konsekwencją mogłoby być pozbawienie Budapesztu prawa głosu w UE.
— Myślę, że byłby to bardzo, bardzo silny komunikat polityczny, choć zdaję sobie sprawę, że w rzeczywistości jest to mało prawdopodobne — mówiła Végh.
Ten rok może okazać się kluczowy dla Węgier i dla Europy. Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w czerwcu. Sondaże wskazują na wzrost popularności antyestablishmentowych partii prawicowych na kontynencie. Węgry przejmą rotacyjne przewodnictwo w Radzie Europejskiej w czerwcu, gdy obecny przewodniczący Rady Charles Michel ustąpi ze stanowiska, by wziąć udział w wyborach parlamentarnych.
Amerykanie pójdą do urn w listopadzie, prawdopodobnie wybierając między szowinistycznym izolacjonizmem byłego prezydenta Donalda Trumpa a proeuropejskim globalizmem urzędującego prezydenta Joe Bidena.
— Jest wiele rzeczy, na które węgierski rząd się przygotowuje — powiedział Szelényi. — Orbán chce pokazać swoje mocne strony jako europejski przywódca.
Jednak manewry premiera nie pomagają w budowaniu takiego wizerunku. — Dla Orbána ważne jest, by nie być samemu. Ma świadomość, że Węgry są małym krajem w UE, a tym bardziej w NATO — tłumaczy Szelényi.
Tekst opublikowany w amerykańskiej edycji „Newsweeka”. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”