Prezes Prawa i Sprawiedliwości w czasie objętym działaniami komisji pełnił funkcję wicepremiera ds. bezpieczeństwa. Sam jednak mówi, że wie niewiele ponad to, co wiedzą media. – Nie wierzę, aby nie miał wiedzy o tak inwazyjnym narzędziu, jakim był Pegasus – stwierdziła Dorota Brejza podczas rozmowy na antenie TVN24.
Te pytania Dorota Brejza zadałaby Jarosławowi Kaczyńskiemu
Sama Brejza również zadałaby z chęcią wiele pytań. – Wiemy dzisiaj z całą pewnością, że Pegasus był wykorzystywany do celów politycznych. Zadałabym zatem panu prezesowi pytanie, kto o tym zdecydował i czyj to był pomysł, żeby takie narzędzie wykorzystywać do celów politycznych – powiedziała.
O tym, że tematy te będą poruszone, zdradził przed kilkoma dniami Tomasz Trela, wiceprzewodniczący komisji.
Wątków, które poruszyłaby Brejza, byłoby więcej. – Bardzo interesuje mnie klucz, według którego dobierano inwigilowane osoby – usłyszeliśmy.
Żonę polityka interesuje także to, czy „prezes wie, ile krzywdy stoi za inwigilacją Pegasusem”. – Czy wie, jakie skutki ludzie ponieśli, dlatego że byli nielegalnie, politycznie inwigilowani – mówiła Brejza.
– Pewnie zadałabym mu też takie pytanie, czy ma odwagę spojrzeć ludziom w oczy i ich przeprosić – dodała.
Kulisy inwigilacji Pegasusem Krzysztofa Brejzy
Inwigilacja Krzysztofa Brejzy miała trwać sześć miesięcy. Od kwietnia do października 2019 roku. Wówczas prowadził on kampanię Koalicji Obywatelskiej poprzedzającą wybory parlamentarne. – To jest historia, w której służby specjalne w istocie próbowały za pomocą tego narzędzia wpływać na wynik wyborów – oceniła jego żona.
Pod wątpliwość Brejza bierze także sposób, w jaki służby zdobywały pozwolenia na inwigilację. – Służby specjalne pisząc wnioski o kontrolę operacyjną, kłamały w tych wnioskach i wyłudzały zgody sądu na kontrolę operacyjną – stwierdziła.
– Wniosek przede wszystkim był oparty na materiale niewiarygodnym, a został przedstawiony sądowi jako materiał wiarygodny. Wniosek opierał się na pomówieniu, które można było bardzo prostymi czynnościami procesowymi, poprzez przesłuchanie kilku osób natychmiast zweryfikować negatywnie – usłyszeliśmy.
Częściową odpowiedzialność mają ponosić też sędziowie, którzy jej zdaniem orzekali w pośpiechu. – Każdy sędzia ma obowiązek wnikliwości w swojej pracy. Sędziowie mogli zwracać się o komplet materiałów, a tego nie robili. Te czerwone lampki wielokrotnie powinny były się zapalać – mówiła.