Potrzeba było 35 lat, 10 rządów i zorganizowania masowej kampanii społecznej, żeby w Irlandii zniesiono restrykcyjny zakaz aborcji. Drakońskie prawo aborcyjne spowodowało ogromne szkody, a w niektórych przypadkach kosztowało życie. 28 lutego ukaże się druga powieść irlandzkiej pisarki Megan Nolan „Zwykłe ludzkie ułomności” (Wydawnictwo Filtry) o mrocznych czasach, gdy młodociane matki rodziły wbrew sobie, a dzieci zabijały dzieci

Czas akcji powieści przypada na lata 1978 i 1990. Nieprzypadkowo. W Irlandii do 1978 r. antykoncepcja była zakazana. Od 1978 r. była dostępna na receptę lub dla małżeństw. Niepełnoletnia bohaterka przed pójściem do łóżka z chłopakiem miała niewielkie szanse na bezpieczny seks. Gdy dowiaduje się, że jest w ciąży, próbuje samodzielnie się jej pozbyć. Oficjalnie nie może dokonać aborcji. Zostałaby skazana na więzienie.

W 1983 r. w Irlandii w wyniku referendum zaostrzono prawo aborcyjne. Podtrzymano przepisy, zgodnie z którymi każda kobieta, która dokonuje aborcji, i każdy, kto pomaga jej w tej czynności, poza przypadkami określonymi w konstytucji, podlega karze.

Ciąg dalszy powieści toczy się w 1990 r., kiedy zawiązano m.in. ruch Repeal The 8th, opowiadający się za zniesieniem ósmej poprawki. W 2018 r. w wyniku referendum zdecydowano o liberalizacji prawa aborcyjnego, przerywanie ciąży stało się legalne do 12. tygodnia.

Megan Nolan: Zajmuję się nim, odkąd pamiętam. Jako dziennikarka pisałam wiele artykułów przy okazji referendum w 2018 r. Gdy dorastałam, obserwowałam w akcji moją mamę, która współorganizowała kampanie społeczne na rzecz legalizacji prawa aborcyjnego w Irlandii.

– To tło do historii o brutalnej zbrodni. Dużo czytałam o młodocianych przestępcach i ich przeszłości. Nad wieloma z nich rodzice znęcali się psychicznie lub fizycznie, molestowali ich lub byli nieobecni emocjonalnie. Zastanawiałam się, dlaczego matki w ten sposób traktują swoje dzieci. Doszłam do wniosku, że część z nich rodziła dzieci wbrew swojej woli. Aborcja była zakazana.

– Z dwóch psychologicznych sytuacji. Pierwsza odnosi się do załamania z powodu niechcianej ciąży i świadomości, że niewinne dzieciństwo zostało skażone. Druga odnosi się do religii katolickiej. Młoda matka nie chce rodzić, usunąć nie może, więc jedyne, co pozostaje zgodnie z wówczas obowiązującym prawem, to urodzić i oddać. Na co sumienie jej nie pozwala.

Rzeczywiście, brzmi bardzo podobnie do sytuacji Carmel.

– Był grzech, musi być kara. To jest bardzo katolickie.

– Kiedy pisałam książkę, był środek pandemii i z tego powodu przez rok nie mogłam pojechać do domu. To nie było łatwe w momencie, gdy akurat miałam opisywać Waterford i sięgać do własnych wspomnień. To jest bardzo małe, katolickie miasto w Irlandii.

– Tak, więc jak na dłoni widać ludzkie skłonności do plotkowania i zajmowania się każdym, byle nie sobą. Waterford ma też swoje dobre strony, jest urokliwym artystycznym miastem. Mój tata jest dramatopisarzem i dyrektorem teatru, mama niezależną kobietą, wolnym duchem. Z pewnością nie było jej łatwo. Mam w rodzinie krewnych, którzy w późnych latach 70. byli hippisami. Dodawali kolorytu szarym ulicom pełnym konserwatywnych mieszkańców zapatrzonych w nauki Kościoła. Byli w mniejszości, płacili cenę za bycie sobą, byli ofiarami nadużyć, nawet gdy pracowali w instytucjach publicznych.

Jest fikcją, ale za inspirację posłużyła mi książka znakomitej pisarki Gitty Sereny o niepełnoletniej dzieciobójczyni Mary Flory Bell „Przypadek Mary Bell”. W chwili morderstwa miała 10 lat. To minimalny wiek do poniesienia odpowiedzialności prawnej w Anglii. Jeśli zabijesz w wieku 9 lat, nie możesz być z tego tytułu sądzony. Będziesz pod opieką odpowiednich służb, ale na tym koniec. Mary Bell zabiła w 1968 r. czterolatka i trzylatka. W 1992 r. z kolei dwójka chłopców zabiła malucha. Z połączenia obu tych spraw stworzyłam własną.

– Zdecydowanie to nie ja. Jestem przeciwieństwem Toma, który bez reszty oddaje się pracy, nie ma znajomych ani życia towarzyskiego. Ja jestem towarzyska i przy tym nieco leniwa (śmiech), więc gdyby moje pisanie nie było związane z kwestiami finansowymi, kończyłabym jedną książkę raz na pięć lat. Za bardzo lubię spędzać czas z przyjaciółmi, chodzić do kina lub teatru. Moje ego nie jest związane z pisaniem. Znam różne sposoby przedstawiania się światu, nie muszę koniecznie zajmować się literaturą.

– Jakoś samo tak wyszło. Dosyć wcześnie zaczęłam. Nie wiem, ile jeszcze książek napiszę i jak moja kariera się potoczy. Dlatego staram się nie budować siebie na tym, co akurat robię w życiu.

– Dobre pytanie. Nie spotkałam zbyt wielu osób jego pokroju, za to jeden moment głęboko zapadł mi w pamięci. Miałam 25 lat, to był mój dzień próbny w gazecie, w budynku w którym siedzibę miało także „Daily Mail”. Stałam na dole z młodym chłopakiem, miał 19 lat, przyszedł na zastępstwo za innego studenta. Miły, czarujący, z otwartym sercem. Myślę sobie, co się z nim stanie po latach pracy dla brukowca, gdzie w cenie jest stawać się coraz bardziej bezwzględnym wobec ludzi.

– Dziennikarstwo potrafi złamać człowieka. Ten zawód uprawiają osoby, które pragną coś sobie udowodnić. Do tego zabójcze tempo. Pisanie książki jest przy tym niezwykle wdzięczną pracą, może trwać w nieskończoność. A gdy skończysz ostatni rozdział, to i tak musi minąć rok albo dwa, żeby powieść trafiła w ręce czytelników.

– Ludzie uzależnieni nie są w stanie myśleć o niczym innym, jak o tym, kiedy i gdzie zaspokoją głód. Richie nie potrafi być dyskretny, jak widzi przed sobą butelkę, świat wokół przestaje istnieć.

Alkoholikami można łatwo manipulować. Do stworzenia postaci Richiego zainspirowała mnie historia brytyjskiego seryjnego mordercy, który pochodził z rodziny alkoholików. Prasa brukowa poiła ich alkoholem, żeby wydobyć od nich szczegóły z życia mordercy. Czyste zło. Prasa brukowa w latach 90. była bezwzględna, zresztą dzisiejsza niewiele jej ustępuje.

– Też mam przyjaciół uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Nie zdążyli założyć rodziny, pójść na studia, zdobyć pracy, bo od młodego wieku liczył się tylko alkohol. Trudno z nim wygrać, ale warto próbować!

——

Megan Nolan (ur. 1990) jest irlandzką pisarką i dziennikarką. Pochodzi z Waterford, gdzie osadziła akcję drugiej powieści „Zwykłe ludzkie ułomności” (Wydawnictwo Filtry). Publikuje recenzje i eseje w „New York Timesie”, „Sunday Timesie”, „The Village Voice”, „Guardianie”. Jest też stałą felietonistką lewicującego tygodnika „New Statesman”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version