Chciał pracować na ulicy, trafił za biurko w dochodzeniówce. Wytrzymał kilka lat i rozczarowany zrzucił mundur. Na swoim kanale na YouTube nie zostawia na policji suchej nitki, ale i służy poradą młodym funkcjonariuszom.

Sierżant Bagieta to chyba najsłynniejszy w Polsce były policjant. Przez siedem lat służby widział rzeczy, których nie spodziewał się zobaczyć. W pewnym momencie postanowił założyć kanał na YouTubie, na którym zaczął opowiadać o swojej pracy i rzeczywistości zwykłego policjanta. Okazało się, że stał się głosem młodych mundurowych, ale też krytykiem skostniałej formacji, jaką jest policja. Dziś ma półmilionową publiczność, a na swoim koncie książkę „Otwierać! Policja! Brutalna prawda o życiu na służbie”

Sierżant Bagieta: Nie wiem, czy nazwałbym się anarchistą, ale na pewno byłem antysystemowcem, gdzieś tam na etapie późnego gimnazjum, liceum. Miałem opinię lekkoducha. Gdybyś mnie spotkała w tamtych czasach, kiedy jeszcze miałem dłuższe włosy i chodziłem w czerwonych spodniach, tobyś nie powiedziała, że ten gość będzie policjantem.

– Nie chciałem pracować w wyuczonym zawodzie, czyli nie chciałem uczyć angielskiego w szkole. Chciałem mieć interesującą pracę, ale nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać. Wprawdzie dziadek, były policjant, dużo mi opowiadał, ale nie dowiesz się, jak to wygląda, dopóki nie będziesz w tym siedzieć. Mój bunt też nie był taki tępy. Nie wyobrażam sobie państwa, które nie ma wojska ani policji.

– To było pierwsze nieprzyjemne zderzenie. W szkole policjanci uczciwie nam mówili: „Panie, panowie, ta praca nie będzie wyglądała tak, jak myślicie”. Po szkole byłem w OPP (Oddziały Prewencji Policji). Dostałem przydział tutaj, w Katowicach. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, bo było dużo meczów do zabezpieczenia, ale to była jeszcze siła pędu ze szkoły, byłem zachłyśnięty tym zawodem. A jak już mnie wrzucili na siłę do tej dochodzeniówki, to miałem pierwszy raz poczucie niesprawiedliwości, bo wprost mi powiedziano, że będę mógł wrócić, a potem naczelnik powiedział: „No stary, przykro mi, nic się nie dało zrobić”. Podpisałem jakiś kwitek i okazało się, że zostałem okłamany.

– Dokładnie.

– Najczęstszym przestępstwem jest przemoc domowa. Szara rzeczywistość komisariatu w Polsce to walka z problemem alkoholowym, bo większość tych przestępstw popełnianych jest pod wpływem alkoholu. To jest najgorszy narkotyk w polskim społeczeństwie, bo wszyscy mają do niego dostęp. Piją już nastolatkowie z podstawówek.

– Jest pewien pakiet interwencji, który powtarza się podczas 90 proc. wyjazdów: zakłócanie porządku, nieprawidłowe parkowanie, przemoc domowa, kradzież z włamaniem, często do sklepów. Zaledwie 5-10 proc. to są ciekawe rzeczy. I to te 5 proc. interwencji napędza cię na kolejne tygodnie jeżdżenia do tego samego. Z drugiej strony nie wiem, czy ktoś by udźwignął ciągłe jeżdżenie do przypadków zgwałcenia, zabójstw itd.

– Pijany dziadek i pijana babcia. Dziadek – były funkcjonariusz Służby Więziennej. Głupi k… wyjechał mi z legitymacją emeryta, że niby kolega po fachu. Babcia była tak pijana, że nie była w stanie stać. I w tej właściwie melinie leży dziecko z kupą w pieluszce, taką kilkudniową. Dziecko nienakarmione, głodne, z odparzeniami. Rodzice zostawili je pod opieką dziadków i pojechali coś załatwić, nie mając kompletnie świadomości, że dziadkowie piją, bo alkoholicy potrafią się dobrze ukrywać.

Wezwaliśmy wsparcie, bo dwojga zatrzymanych nie wywiozę. Dziadek nie wykonywał poleceń, więc wylądował na ziemi w kajdankach. Kiedy pojawił się patrol z miasta, wciąż był w szoku. Trzeba było też sprowadzić rodziców tego dziecka. Matka była w tak ciężkim szoku, że w ogóle nam nie chciała uwierzyć. Do dziś mam to w głowie.

Na pewnym etapie służby na „13 posterunek” zaczynasz patrzeć jak na dokument, a nie jak na serial komediowy. Jak można przechowywać ciuchy trupa obok szatni, w której się przebieram, myję, a czasem jem?

– Na pewno pierwszy zgon z mocno rozkładającym się ciałem. Człowiek po prostu umarł w domu, nie było żadnej próby samobójczej, nic podejrzanego. Ale w tej historii było szczęście w nieszczęściu. Kiedy wyważaliśmy drzwi, odpadł wizjer, przez który od razu dotarł do nas potworny zapach. Od razu byłem przekonany, że w środku jest trup. I faktycznie, w środku zastaliśmy zwłoki mężczyzny na podłodze. Gdy go próbowano wynieść, wszystko ze środka tego ciała się wylało. Leżał tam dwa tygodnie. W mieszkaniu był też pies, bardzo już wychudzony. Ale nie ruszył pana.

Pamiętam też pierwsze rozczłonkowane zwłoki. Samobójstwo na stacji Katowice-Piotrowice. Miejsce oględzin rozciągnięte na 300 metrów. Dramat. Ale to nie są takie traumy, że ja o tym ciągle myślę. Bardziej utkwiło mi w głowie to skrzywdzone dziecko z pijanymi dziadkami.

– No tak, bo to jest czysta nieudolność. To nie była sprawa o pietruszkę, przecież zabito człowieka. Ale na pewnym etapie służby na „13 posterunek” zaczynasz patrzeć jak na dokument, a nie jak na serial komediowy. Jak można przechowywać ciuchy trupa obok szatni, w której się przebieram, myję, a czasem nawet jem? Koledzy napisali anonim do sanepidu, bo szefostwo nie chciało tych ubrań nigdzie przenieść. Przyjechała kontrola, nakazała je czym prędzej usunąć i wiesz, co się stało? Przenieśli je do garażu… sąsiadującego z przedszkolem. Takich absurdów jest masa. Kiedyś mieliśmy sprawę o gwałt i zabezpieczone dowody – pościel, wyskrobiny spod paznokci i ubrania ofiary – wszystko to leżało na podłodze w dyżurce zrolowane w papierowym worku. A z zewnątrz wszystko wygląda świetnie: jest nowy komisariat, wyremontowany.

– Na pewno sposób zarządzania ludźmi i statystyka. Policjantów nie rozlicza się z tego, jak jest bezpiecznie, tylko z jakichś kompletnie niewymiernych rzeczy, a sposób kierowania tymi ludźmi jest typowo korporacyjny. Chore ambicje przełożonych, praca pod statystykę – to są dwie rzeczy, które najbardziej policjantom obrzydzają pracę.

– Najgorsze, że ja tego nie odczuwałem do końca 2021 r. Nawet pamiętam, jak mój były komendant w 2019 r. powiedział nam: „Panowie, czasy statystyki się skończyły i już nie wrócą”. Niestety, wróciły. W tym dobrym okresie nikt mnie nie rozliczał, czy przyniosłem mandat, czy dałem komuś pouczenie. Wiadomo, że jak bym parę dni przychodził z „plażą” w notatniku, to pewnie ktoś by zwrócił mi uwagę, ale nikt mnie nigdy nie naciskał. Gdy skończyły się ograniczenia pandemiczne, nagle wszystkim się przypomniało, że można dokręcać śrubę. Zaczęło się dopominanie o liczbę mandatów, pouczeń.

– Nie mam pojęcia, bo liczba wystawionych mandatów to nie jest żadna miara bezpieczeństwa społeczeństwa. Wpływ do budżetu z mandatów też nie jest jakiś kolosalny. Z perspektywy zwykłego patrolowca największy dopust to właśnie te statystyki mandatowe.

Czasami przełożeni wymyślą jakąś akcję i np. mówią wszystkim: szukajcie narkotyków albo szukajcie rowerów. Nie miałbym z tym problemu, gdyby coś za tym stało, ale nic nie stoi. Po prostu ktoś chce się wykazać, a na bezpieczeństwo zwykłego obywatela to nie wpływa w żaden sposób.

– Trochę inaczej, bo tutaj chodzi o statystyki ukończenia spraw i zawsze największa panika jest pod koniec kwartału: żeby kończyć, nieważne, czy skończysz wykryciem, czy umorzeniem. Wszystko ma się zgadzać w papierach. Do tego w dochodzeniówce zawsze było za mało ludzi, przez co było za dużo pracy. Gdy prowadzisz 70 spraw naraz, to nie poprowadzisz żadnej dobrze. Na końcu tego łańcucha jest poszkodowany obywatel. Trzeba by zatrudnić więcej policjantów, a na to nie ma pieniędzy. W Polsce brakuje 15 tys. policjantów – nie na górze, tam gdzie są pieniądze i gdzie się siedzi do emerytury. Brakuje ich na ulicy, w ruchu drogowym, dochodzeniówce, w wydziale kryminalnym.

– Wielu ludzi rezygnuje. Im dalej w las, tym jest ich coraz więcej. Wielu takich młodych policjantów potrafi się zwolnić po trzech, pięciu latach. Kiedyś takie zajęcie to była zwykle robota na całe życie. Teraz tak nie jest. Wcale się nie dziwię, wręcz podziwiam, że ktoś ma na tyle szacunku do siebie, by nie siedzieć w takiej pracy.

– Każdy, kto pracował w służbach ratunkowych czy w policji, powie, że tutaj nie ma powrotu, nie można sobie pozwolić na komfort naiwności. Zobaczyłem, jak wygląda prawdziwe życie niektórych ludzi. Gdyby nie to, nie uwierzyłbym, jak ludzie potrafią żyć i co potrafią sobie robić. Ale nie miałem chyba poczucia bezsensu, bo do pracy podchodziłem ze świadomością, że świat się nie zmieni, ale jakby policji nie było, byłoby jeszcze gorzej. Potrzeba przeciwwagi dla przestępczego świata. Może miewałem chwile zwątpienia w pojedynczych sytuacjach, gdy np. po raz dziesiąty trafiałem na tę samą melinę i wiedziałem, że baba, której chłop po raz kolejny spuścił łomot, jutro przyjdzie na komisariat i powie, że to nieprawda. I jeszcze będą pretensje do mnie, że założyłem Niebieską Kartę i dołożyłem wszystkim roboty.

– Policja nauczyła mnie takiego dobrego cwaniactwa i na pewno dała mi dużo pewności siebie w kontaktach z ludźmi, asertywność. Strasznie przez policję klnę i tego się już nie oduczę. Jeżeli chodzi o złe rzeczy, to na pewno jestem bardzo zero-jedynkowy i wiem, że to jest słabe. Gorzej znoszę sprzeciw, szybciej się denerwuję.

– Wydaje mi się, że to jakiś naturalny proces obronny. Musisz wyhodować sobie grubszą skórę. Musisz podejmować czasami za ludzi trudne decyzje. Mój umysł wytworzył sobie taki sposób radzenia ze stresem. To nie do końca zdrowe, ale raczej się cieszę, że to poszło w tę stronę, niż gdybym miał się załamać.

– Kiedy wszczęto wobec mnie postępowania dyscyplinarne. Odbierałem to jako typowe robienie mi na złość. Poszło o mema wrzuconego na Facebooka, który ponoć „nie licował z powagą” instytucji.

– Tak, „życzliwy kolega” mnie wydał. Wtedy nagle się komuś przypomniało – po tylu latach! – że jestem wydziarany, więc przyczepili się także do tatuaży. Wszyscy wytatuowani policjanci w Katowicach chodzili z tatuażami na wierzchu. Traktowaliśmy to jako martwy przepis, choć faktycznie w regulaminie było wtedy napisane, że policjant nie może mieć widocznego tatuażu. Teraz to już się zmieniło. Mimo to nikt się o to nie czepiał, a ja miałem postępowanie wyjaśniające. Ostatecznie pogrozili mi tylko palcem. Ale w sprawie tego mema to zaczęli nawet moją matkę wzywać na przesłuchania. To już mnie bardzo wkurzyło, nie chciałem wracać do tego syfu. W międzyczasie dostałem się na upatrzone studia i miałem już plan „B”. Bałem się jak cholera, martwiłem się, że Sierżant Bagieta nie da mi takiego dochodu, żebym się utrzymał. Ratownikiem jeszcze nie jestem, więc nie wskoczę nagle w pracę, którą chcę wykonywać. Postanowiłem, że najwyżej pójdę uczyć do szkoły, jakoś przecierpię te trzy lata, ale okazało się, że nie było takiej potrzeby.

– To już się zmieniło. Ratownik medyczny może zarobić mniej więcej dwa razy więcej niż przeciętny policjant.

– Niskie zarobki na początku nie są problemem. Idąc do policji, nie musisz nawet mieć matury. Taki 19-latek po szkole średniej na start dostanie około 5 tys. zł, to nie są złe pieniądze na początku drogi zawodowej. Ale ja, odchodząc ze służby po siedmiu latach, miałem ukończone studia i nadal zarabiałem 5,2 tys. zł. A to już jest słabe.

– W policji generalnie stosuje się wzmocnienie negatywne. Są ludzie, którzy są świetnymi patrolowcami i nie widzą się nigdzie indziej. Mogliby tam pracować nawet i kilkanaście lat, ale uciekają, bo chcą mieć trochę wyższe zarobki. Idą np. do kryminalnego, ale tam nie wykonują już tak dobrze swojej pracy. A różnica finansowa to zaledwie kilkaset złotych.

– Nie ma takiej możliwości, żebym wrócił. Wszystko trzeba by wywrócić do góry nogami. Myślałem, że trzeba poczekać, aż po prostu stare dziady z milicji wymrą, ale od czasów milicji minęły 34 lata i coś nie wymierają, a do tego uczą kolejne pokolenia, żeby robiły tak samo jak oni. Długo nie kupowałem pomysłu, że teraz robimy tak jak w wojsku: idziesz na czteroletnie studia do Szczytna i wychodzisz od razu w stopniu komisarza, ale bez doświadczenia. Taki komisarz zostaje potem przełożonym doświadczonego policjanta, który już od pięciu lat jest na ulicy, rozumie tę robotę. Ale może to jedyny sposób, żeby ich wymienić? Niech przyjdzie chłopak czy dziewczyna, którzy się jeszcze nie dali przemielić przez system.

– Ja już nie wierzę, że coś tam się zmieni. Ja tę instytucję traktuję skrajnie niepoważnie. Mogę pogadać o tym na YouTubie i się pośmiać. Żal mi tylko normalnych gliniarzy, którzy idą tam z głowami pełnymi ideałów, a potem szybko zaliczają bardzo twarde lądowanie i albo się zwolnią, albo się dadzą przemielić przez system.

– Tak, nawet teraz, przed naszą rozmową gadałem z chłopakiem, który ma problem ze współlokatorem. Jak sobie wejdziesz na mój kanał, to polubienia są na poziomie 98 proc., więc tak, generalnie mam dobry odbiór.

– Bo to się dobrze sprzedaje.

– Tak, ale z drugiej strony zacząłem to doceniać, kiedy część ludzi zaczęła mnie rozpoznawać po dziarach. Podoba mi się ten komfort, że wystarczy założyć bluzę z długim rękawem albo koszulę, i jest się praktycznie incognito.

– Na pewno trochę namieszałem. Czy ociepliłem? Nie mam pojęcia.

– Nie będę ukrywać, że traktuję tę działalność jak pracę, bez jakiegoś fałszywego romantyzmu i poczucia misji. Z czego jestem najbardziej dumny? Z tego, że przekonałem innych policjantów do innej wizji policji, gdzie jednak da się normalnie pracować. Widzę, że mają oni do mnie duże zaufanie, szczególnie młodzi. Pytają, jaką kaburę dobrać, gdzie coś kupić. Więc chyba mogę być dumny, że mogłem jakoś pozytywnie wpłynąć na życie przeciętnego policjanta, zwykłego trepa z patrolu, jakim sam byłem.

– Szczęśliwego życia rodzinnego. Niedawno się zaręczyłem, inaczej podchodzę do życia przy mojej ukochanej. Myśli o rodzinie, o domu są coraz częstsze, a przecież ja w ogóle taki nie byłem.

– Zostać ratownikiem. Lubię takie zwykłe życie. Lubię chodzić do pracy i żeby jeszcze to była praca, która będzie mnie rozwijała i dawała satysfakcję.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version