Olaf Merz i jego koalicyjni partnerzy wiedzą, że jeśli nie zaczną dostarczać, to w następnych wyborach może już nie udać się utrzymanie AfD za kordonem. Skrajna prawica zajęła w niedzielnym głosowaniu drugie miejsce.
Od południa z Niemiec napływały informacje o bardzo dużej frekwencji. Komentatorzy zastanawiali się, komu może posłużyć ta mobilizacja. Patrząc na wyniki exit polla można powiedzieć, że zmobilizowały się wszystkie strony i wyniki okazały się zbliżone do sondażowych średnich. Jednocześnie, biorąc pod uwagę możliwy sondażowy błąd i fakt, że aż dwie partie – liberalna FDP i lewicowo-populistyczny Ruch Sahry Wagenknecht (BSW) – znajdują się na granicy progu wyborczego, trudno do ostatecznych wyników powiedzieć, jak ukształtuje się dokładny skład Bundestagu i jaka rządowa większość będzie w nim możliwa.
Na razie widać na pewno trzy rzeczy. Po pierwsze, rekordowy wynik skrajnej prawicy z AfD, po drugie zdecydowaną porażkę partii tworzących rząd Scholza, zwłaszcza centrolewicowej SPD, wreszcie konieczność zbudowania przez zwycięskich chadeków nowej, stabilnej rządowej większości, co w nowym Bundestagu może być trudne – zwłaszcza że może się w nim znaleźć aż siedem partii.
AfD – z rekordowym poparciem, ale ciągle daleko od władzy
Jednym z kluczowych pytań tej kampanii było to, jak wielki sukces odniesie radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Exit Poll daje jej niecałe 20 proc. To dużo czy mało?
Zależy, z jakiej strony patrzeć. Poparcie wynoszące blisko jedną piątą to bardzo dużo dla partii, której niektóre pomysły w kwestii migracji były tak skrajne, że w Parlamencie Europejskim nie chciała z nią współpracować nawet Marine Le Pen. W samych Niemczech partia jako siła podejrzana o ekstremizm, znajduje się zresztą oficjalnie pod obserwacją niemieckich służb. Nawet w kraju z takimi obciążeniami historycznymi jak Niemcy, z kulturą polityczną tak mocno zbudowaną na wykluczeniu skrajnej prawicy okazało się to obojętne dla jednego na pięciu wyborców. W stosunku do poprzednich wyborów z 2021 roku AfD prawie podwoiła poparcie – cztery lata wcześniej zdobyła 10,4 proc. głosów.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę niedawne ataki terrorystyczne dokonane przez migrantów czy wsparcie płynące zza oceanu – zwłaszcza ze strony najbogatszego człowieka na świecie i kluczowego współpracownika Trumpa Elona Muska – to poparcie mniejsze niż 20 proc. nie jest aż tak wielkie, jak można się było obawiać. Mieści się raczej w dolnych granicach tego, co AfD przed wyborami dawały sondaże.
Na razie nic nie wskazuje, by mimo nacisków z Waszyngtonu – nie tylko ze strony Muska, ale też wiceprezydenta Vance’a – kordon sanitarny wokół AfD miał zostać przełamany i partia zdobyła wpływ na nowy rząd. Choćby jako partia wspierająca po cichu mniejszościowy rząd chadecji – co dla Europy byłoby najgorszym możliwym scenariuszem.
Partie rządzące płacą cenę
Przegranymi wyborów są wszystkie trzy rządzące partie. Liberalna FDP może nie przekroczyć progu. Biorąc pod uwagę, że to ta formacja doprowadziła do kryzysu w koalicji, grając na wcześniejsze wybory, jest to mocno ironiczny rezultat. SPD straciło według exit poll prawie 10 pkt proc. poparcia. Wynik na poziomie 16 proc. jest najgorszy w powojennej historii tej partii, będącej tradycyjnie jedną z dwóch partii władzy Republiki Federalnej. Najbardziej stabilne okazało się poparcie Zielonych, którzy zanotowali bardzo podobne poparcie jak cztery lata temu.
Niemcy to kolejny przypadek – po Polsce w 2023 r., Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i wyborach do Zgromadzenia Narodowego we Francji w 2024 – gdy wyborcy wymierzają karę rządzącym. Partie tworzące rząd Scholza zapłaciły rachunek na gospodarcze kłopoty spowodowane przez pandemię i wojnę w Ukrainie, które w Niemczech przybrały szczególnie dotkliwe rozmiary.
Co wynikało między innymi ze strukturalnych decyzji niemieckich elit, nadmiernym uzależnieniu gospodarki od produkcji przemysłowej na eksport – co czyniło ją szczególnie wrażliwą na pandemiczne spowolnienie handlu światowego – a przemysłu od tanich rosyjskich surowców, których po ataku Rosji na Ukrainę nie dało się dłużej pozyskiwać na starych zasadach.
W ostatnich dwóch latach niemiecka gospodarka notowała ujemny wzrost gospodarczy, coraz częściej pojawiały się głosy, że przeżywa ona strukturalny kryzys, że Niemcy przegapiły technologiczny skok związany z rozwojem takich branży jak IT czy elektromobilność. Wielu wyborców głosujących w niedzielę miało poczucie, że uważany do niedawna za wzorcowy niemiecki model gospodarczo-społeczny nie działa, że gospodarka się nie rozwija, a życie w nim staje się coraz droższe i biedniejsze.
Trudne zadanie nowej koalicji – jaka ona nie będzie
Pewnie niedługo dowiemy się, kto ostatecznie przekroczy próg, co może okazać się kluczowe dla odpowiedzi na pytanie, czy zwycięska CDU/CSU zdoła utworzyć rząd z SPD, czy będzie potrzebowała trzeciego partnera. Jeśli BSW i FDP nie przekroczą progu, to chadekom i socjaldemokratom może udać się zbudować większościowy rząd.
Im więcej partnerów tym potencjalnie mniej stabilna koalicja, tym dłużej będą trwały negocjacje nad umową koalicyjną i tym trudniej może być nowemu rządowi podjąć decyzje. Biorąc pod uwagę chaos generowany przez drugą kadencję Trumpa, większość stolic europejskich wolałoby możliwe szybkie utworzenie rządu CDU/CSU-SPD. Jeśli nie będzie to możliwe, a FDP przekroczy próg, rząd utworzyłaby chadecko-liberalno-socjaldemokratyczna koalicja. Media już nazwały ją „koalicją niemiecką” – kolory tych trzech partii układają się we flagę Niemiec. „Koalicja niemiecka” jest bardziej prawdopodobna niż rządy CDU-SPD-Zieloni. Siostrzana partia CDU, dominująca w Bawarii CSU, wykluczała rządy z Zielonymi, budując swoją popularność na krytyce ich polityki energetycznej. Nie można jednak wykluczyć, że FDP rozbije się o próg, a mimo to SPD i chadekom nie starczy głosów i będą musieli porozumieć się z Zielonymi przynajmniej w kwestii warunkowego poparcia rządu mniejszościowego.
Jaka koalicja nie powstanie, czekają ją bardzo trudne wyzwania. Będzie musiała zmierzyć się z problemami gospodarczymi i z nowym otoczeniem międzynarodowym, w którym nie wiadomo czy Niemcy będą mogły dłużej liczyć na amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa. Do tego nie będzie mogła zaniedbać kwestii migracji i wyzwania, jakie będzie stwarzała silna AfD urastająca – zwłaszcza jeśli rząd utworzyliby chadecy, zieloni i SPD – do rangi oficjalnej opozycji.
Donald Tusk miał niełatwe relacje z Olafem Scholzem i można zgadywać, że polski premier nastawia się na lepszą współpracę z reprezentującym tę samą, chadecką europejską rodzinę Merzem. Z pewnością Merz z punktu widzenia polityki bezpieczeństwa czy wsparcia Ukrainy nie jest najgorszym dla polski wyborem. Jednocześnie nie wiadomo, czy skala wewnętrznych problemów nie przytłoczy nowego rządu na tyle, że nie będzie miał wiele czasu na aktywną politykę europejską. Tym bardziej że Merz i jego koalicyjni partnerzy wiedzą, że jeśli nie zaczną dostarczać, to w następnych wyborach może już się nie udać utrzymać AfD za kordonem.