Samolot linii Scandinavian Airlines lecący ze Sztokholmu do Miami doznał silnych turbulencji nad Grenlandią. Spowodowało to awaryjne wyłączenie jednego z silników maszyny – przekazał portal CNN.
Na pokładzie wybuchła panika. Po chwili pilotom udało się wyrównać lot i uruchomić silnik, a pasażerowie zaczęli się uspokajać. Nikt z 254 osób na pokładzie nie zgłosił poważnych obrażeń. Jak dodał portal, wiele z nich zostało jednak poobijanych.
Po zażegnaniu kryzysu pasażerowie zaczęli się domagać, by samolot wylądował na najbliższym lotnisku. Piloci jednak zdecydowali o zawróceniu do Europy.
Samolot wpadł w turbulencje. Piloci zdecydowali się zawrócić
Wówczas na pokładzie zaczęły się awantury. Podróżni nie kryli oburzenia. „Mamy około 20 min do najbliższego lotniska w Kanadzie, mamy nieco ponad godzinę do amerykańskiej ziemi, a pilot mówi, że samolot jest uszkodzony i musimy zawracać” – napisał w mediach społecznościowych jeden z pasażerów.
„Nigdy nie uczestniczyłem w podobnym horrorze. Jestem bardzo rozczarowany nakazem SAS ryzykowania życia tylu osób dla pieniędzy” – napisał inny uczestnik feralnego lotu.
Dodał, że czeka ich „pięć godzin lotu do Kopenhagi, ponieważ SAS nie chce wydawać pieniędzy na wysłanie kogoś, kto potrafi naprawić samolot w USA”.
Do zarzutów pasażerów odniosła się linia lotnicza, która przedstawiła wyjaśnienie decyzji. „Ponieważ SAS nie dysponuje odpowiednimi urządzeniami i personelem do przeprowadzenia kontroli na tym poziomie w Miami, postanowiliśmy przekierować samolot do Kopenhagi, gdzie dostępne były zarówno hangary, jak i wykwalifikowani technicy” – napisano.
„Lot samolotem do Miami skutkowałby uziemieniem samolotu na dłuższy okres, co doprowadziłoby do licznych odwołań” – wyjaśniono w oświadczeniu.
Ostatecznie samolot wylądował w Kopenhadze po 10 godzinach i sześciu minutach w powietrzu, a pasażerów umieszczono w hotelu.