To nieprawda, że aby w cokolwiek zainwestować, trzeba mieć nie wiadomo jak dużo pieniędzy – przekonuje prof. Dominika Maison, psycholożka społeczna.
Newsweek: Jaka będzie starość dzisiejszych 30— i 40-latków? Biedna? Bogata?
Prof. Dominika Maison: Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo mówimy o dużej grupie osób i o dość odległej przyszłości. Natomiast zdecydowanie warto w tym wieku zacząć myśleć o emeryturze, nawet jeśli ona wciąż wydaje się abstrakcją. Wiele osób, które dziś przechodzą na emeryturę, jest rozczarowanych, bo 30 lat temu w ogóle nie mówiło się o tym, że ktoś powinien sam zadbać o swoją przyszłość.
Teraz możemy z całą pewnością powiedzieć, że państwo nie jest w stanie zapewnić wszystkim określonej wysokości emerytury. Więc tak: osoby w wieku 30-40 lat powinny już dziś myśleć o tym, żeby zapewnić sobie dobrą starość, także w sensie ekonomicznym. Państwo samo tego nie zrobi, nawet jeśli oni całe życie przepracują na umowie o pracę. Pytanie, czy rzeczywiście o tym myślą.
Myślą?
– Nie jestem przekonana. Różne grupy wiekowe wydają pieniądze na różne sposoby. Młodsze pokolenia są zwykle nastawione bardziej hedonistycznie, najmniej myślą o przyszłości. To widać wyraźnie w grupie 18-30-latków. Oni się bawią, konsumują, mają przekonanie, że wszystko w życiu zależy od nich i że najważniejsze jest to, co tu i teraz. 30-40-latkowie trochę od tego totalnego hedonizmu odchodzą, ale wciąż jest on u nich silny. Do tego pojawiają się nowe potrzeby, związane z wychowywaniem dzieci, posiadaniem własnego mieszkania, samochodu i tak dalej.
A nie jest tak, że każde pokolenie przechodzi taką drogę?
– Tak. Ale też różne pokolenia mają wkładane do głów różne przekonania, mają odmienne style życia.
Milenialsi długo wierzyli, że będzie fajnie, że wszystko będzie rosło, a najważniejsze to być mobilnym. I że nie trzeba niczego posiadać na własność.
– Każdy człowiek ma jakieś swoje wewnętrzne cechy i przekonania. Jedni mają wysoki poziom samokontroli, silnie rozwinięte myślenie przyszłościowe, myślą o konsekwencjach swoich działań, także długofalowych. Inni mają te cechy mniej rozwinięte. Ale do tego dochodzą cechy pokoleniowe. Milenialsi mieli wyraźne komunikaty, że jest fajnie i będzie fajnie. Ważne są niezależność, układanie sobie życia tak, jak się chce. Zobowiązania – te wobec drugiej osoby, ale także wobec pracodawcy – są raczej obciążeniem. Dobrze jest pracować projektowo, być autorem swojego życia, bo wszystko i tak jest płynne, zmienne. Najważniejsze to umieć improwizować. Wszystkie te przekonania – powszechniejsze wśród milenialsów niż u wcześniejszych pokoleń – mogą być obciążeniem, ale też paradoksalnie mogą pomóc. W poprzednich pokoleniach powszechne było przekonanie, że idę na etat, pracuję, a potem przechodzę na emeryturę i mój los jest w rękach państwa. Milenialsi myślą inaczej: licz na siebie. To im wiele rzeczy ułatwia.
No i tu jest wieczna młodość. Milenialsi rzadko powtarzają biografie swoich rodziców, dłużej żyją życiem młodych ludzi. Trudniej im sobie wyobrazić emeryturę polegającą na siedzeniu przed telewizorem. Może dzięki temu dłużej będą aktywni?
– Im człowiek młodszy, tym kwestia starości wydaje się bardziej abstrakcyjna. Dla dwudziestoparolatka 60-latek to jest osobą nad trumną. Zapomina się o tym, że za chwilę co trzeci Polak będzie miał ponad 60 lat.
Tymczasem nawet 40-latkom starość kojarzy się z życiem bez właściwości. Z dziadkami, którzy na emeryturze nie mieli specjalnych fajerwerków.
– To wciąż pokutujący stereotyp polskiego emeryta – biednego, schorowanego, wyłączonego z życia. Polski system emerytalny jest zły, nie daje możliwości takich, jak dają systemy w wielu innych krajach, np. Europy Zachodniej. Do tego w dawnych czasach, nawet jeszcze po wojnie, ludzie byli przekonani, że godną starość zapewnią im dzieci. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. W tym sensie przekonanie wielu 30— i 40-latków o tym, że należy sobie radzić samemu, może się dla nich okazać bardzo pomocne.
To co taki 30-, 40-latek powinien dziś zrobić, żeby na starość nie biedować?
– To znowu dość skomplikowane. Warto inwestować. Ale jak? W co? Większość Polaków boi się inwestowania. Na akcjach i obligacjach można stracić, ludzie się tego obawiają. Więc przede wszystkim warto się uczyć oszczędzania i inwestowania, w miarę bezpiecznego, długoterminowego. Takiego, które może nie przyniesie zysku w pięć minut, ale które będzie bezpiecznie procentowało. To nieprawda, że aby w cokolwiek zainwestować, trzeba mieć nie wiadomo jak dużo pieniędzy. Wiele osób zaczyna inwestować koło czterdziestki. W różne instrumenty finansowe, w nieruchomości.
Bo zaczynają rozumieć, że starość to jest coś takiego, co jednak kiedyś nadejdzie?
– Tak. Na serio ludzie zaczynają sobie z tego zdawać sprawę po pięćdziesiątce. Ale koło czterdziestki zaczynają coś przeczuwać. Tylko że wciąż mają bardzo dużo wydatków, budują rodzinę, wychowują dorastające dzieci. Najwięcej konsumują. Ale trzeba też pamiętać, że nie chodzi o to, żeby wyłącznie oszczędzać. Pieniędzmi trzeba się też cieszyć, warto zachować jakąś równowagę.
Może pokolenie, które się nauczyło, że lepiej nie polegać na państwie, będzie miało łatwiej?
– Nie chodzi tylko o państwo. Chodzi o to, że generalnie dobrze jest móc polegać wyłącznie na sobie. To wcale nie jest zły kierunek. Nawet wchodząc w związek małżeński, warto myśleć o zabezpieczeniu swojej własnej przyszłości. Związki stały się dużo mniej trwałe. Nie ma czegoś takiego jak kiedyś, że 90 proc. małżeństw jest na całe życie. Rośnie liczba rozwodów, ludzie mają osobne finanse.
Osoby, które pracują na umowę o pracę, mogą liczyć na jakąś emeryturę, raczej nie widać zagrożenia, że państwo zostawi je na lodzie. Jest jednak słaba zależność między dochodami i tym, jaką się płaci składkę, a tym, co się potem dostaje na emeryturze. Nagle ktoś może zostać z mieszkaniem, na które już go nie stać. Drastycznie spada jakość życia. Jednoosobowe gospodarstwa u starszych osób mają najtrudniej. Jeśli ktoś nie pracuje na etacie i nie odkłada – to będzie miał bardzo źle.
Wyobraźmy sobie, że ktoś zarabia 10 tys. zł i odkłada tysiąc. Wystarczy?
– To jest pułapka myślenia o emeryturze. Nie wiemy, jak długo będziemy żyć. Problem zabezpieczenia sobie emerytury tylko przez to, co odłożymy, jest bardzo skomplikowany, również psychologicznie. Bo emerytura od państwa, jakakolwiek by była, będzie do śmierci, niezależnie od tego, jak długo ktoś będzie żył. A jeśli mam żyć z oszczędności – to jak to wyliczyć? Ile wydawać z odłożonych pieniędzy, żeby starczyło nam do śmierci. Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani zaplanować. Najlepiej byłoby mieć mieszkanie jako inwestycję. Ale nie po to, żeby je sprzedać, tylko żeby mieć stały dochód z wynajmu. Jednak nie każdy potrafi oszczędzać, nie każdy w ogóle potrafi myśleć o przyszłości.
W pokoleniu dzisiejszych 30— i 40-latków będzie zapewne więcej singli i mniej osób posiadających mieszkania.
– I tu jest problem. On wynika także z mody na to, żeby niczego nie posiadać. Mieszkanie wynajmę, samochód wynajmę. To jest trochę kwestia realiów, ale też pewnych wartości w życiu. Kupienie mieszkania jest przynajmniej jakąś inwestycją. Jeśli mamy własnościowe mieszkanie, ale nie stać nas na czynsz, możemy je sprzedać, kupić mniejsze. Model wynajmowania to jest model, który się sprawdza dla młodych ludzi. Tylko z czego oni będą wynajmowali mieszkania na starość? Z tej małej emerytury? To, co jest częścią tożsamości tego pokolenia, wymuszoną w pewnym stopniu, ta płynność, życie bez zobowiązań – może się stać poważnym problemem, kiedy to pokolenie się zestarzeje. To jest pułapka wolności. Na koniec te osoby mogą zostać bez wsparcia.
Tylko że to jest pokolenie, które nie zamierza się specjalnie szybko starzeć.
– Nasza kultura gloryfikuje młodość. Ukrywa śmierć i starość. Większość młodych ludzi uważa, że starość to smutny moment w życiu, wypiera ją. Milenialsi są pokoleniem, które zachłysnęło się wolnością. Tym mniej chcą myśleć o starości. Młodsze od nich zetki myślą inaczej – że państwo powinno wiele rzeczy zapewnić. Są dyskusje o wynagrodzeniach podstawowych, gwarantowanych emeryturach. Najmłodsze pokolenie ma bardzo sprecyzowane oczekiwania. Myśli: dostanę różne rzeczy, bo państwo jest od tego, żeby mi je zapewnić. Milenialsi myślą raczej: radź sobie sam. Przyjdzie jednak czas, kiedy o to radzenie sobie może być trudniej.