Dopadł go syndrom złotej klatki. Prezydent żyje sobie co najmniej jak multimilioner w wielkim pałacu. Oczywiście nie zarabia tych wielkich milionów, ale ma takie warunki, na które musiałby ich mieć setki. Dziesięć lat takiego życia zmienia człowieka – opowiada współpracownik Andrzeja Dudy w nowej książce Jacka Gądka „Duduś. Prezydent we mgle. Kulisy Pałacu Andrzeja Dudy”.
Przez Kancelarię Prezydenta w czasie 10 lat urzędowania Andrzeja Dudy przewinęli się – choć nieliczni – twardzi politycy PiS, ale także wrogowie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Byli też przyjaciele Dudy, pomyłki personalne i „hipnotyzerzy”. Przygarniał także polityków przegranych, którzy zostali bez pracy.
Doradca: – Na początku słuchał się Jarosława Kaczyńskiego. Był naiwnie lojalny wobec PiS i prezesa, choć ten obóz chciał go politycznie zgwałcić. Po półtora roku – czyli wtedy, gdy postawił weta ustawom sądowym PiS – udało mu się otrząsnąć i zaczął iść w górę.
Współpracownik: – Kiedyś Kaczyński powiedział, że z tym prezydentem to nigdy nic nie wiadomo, bo Andrzej jest jak chorągiewka. Jarosław pokazywał dłonią, jak rusza się taka chorągiewka. Trochę w tym jest prawdy, bo jak pojawia się pierwsza trudność, to Duda nie ciągnie tematu. Brak w jego prezydenturze pewnego planu i konsekwencji w realizacji.
Rozmówca z bliskiego kręgu prezydenta: – Miał wszystkie papiery, żeby tę prezydenturę dobrze wykorzystać. Prezydentem został, gdy był jeszcze dość młodym człowiekiem, ale już przecież dojrzałym – 43 lata. Nawet jeśli Kaczyński go wskazał, to przecież mu nie dał tej prezydentury – on sobie musiał ją wywalczyć.
Zaufany człowiek prezydenta: – Duda rósł w trakcie prezydentury. Dorastał na tym stanowisku. Miał słaby początek i dobrą końcówkę pierwszej kadencji. Potem słaby początek drugiej kadencji i doskonały koniec. To inny polityk niż 10 lat temu.
Doradca: – Była to bardzo dobra prezydentura. Każdy polityk popełnia błędy, prezydent również, ale nie chcę się nad nimi rozwodzić. Zresztą nie było tych błędów dużo.
Minister: – Czy Duda jest dobrym prezydentem? To jest paradoksalnie bardzo złożone pytanie. Myślę, że trudno mi wyobrazić sobie kogoś, kto lepiej sprawowałby ten urząd. Kogoś, kto lepiej by pasował charakterologicznie, patriotycznie, pod względem państwowym do tego urzędu.
Na pewno jednak taki prezydent jak Duda, który wyszedł z drugiego czy nawet trzeciego szeregu partii, nigdy nie będzie traktowany przez swoje ugrupowanie naprawdę z szacunkiem. Ale ani Bronisław Komorowski takim kimś nie był, ani nie był Andrzej Duda. Ani takim kimś nie będzie Rafał Trzaskowski, jeśli wygra wybory prezydenckie i jeżeli Donald Tusk pozostanie premierem. To defekt urzędu prezydenta, a nie defekt Dudy.
Bliski współpracownik: – Oceniając w skali zero-jedynkowej, to na pewno był prezydentem dobrym. Pierwsza kadencja przypadła na spokojny czas, a druga na wyjątkowo trudny. Oczywiście, o wiele łatwiej jest być dobrym politykiem w czasach dobrych, sprzyjających. Ale Duda lepiej czuł się w sytuacjach bardzo wymagających.
Minister: – Duda zapierdzielał w swoich kampaniach wyborczych i je wygrywał. Udźwignął te kampanie. Mówię to jako osoba, która go lubi. Ba! Jestem mu bardzo wdzięczny. Ale muszę powiedzieć: moim zdaniem Andrzej Duda jednak nie udźwignął prezydentury. Nie każdy jej moment udźwignął. Nie udało mu się to do końca. Starał się, ale mu się nie udało.
Minister: – Nie chcę powiedzieć, że nic mu się nie udało, bobym skłamał. Ale globalnie nie udźwignął jednej rzeczy, która była dla niego najważniejsza: nie stał się podmiotem władzy. Przy rządach PiS nie stał się ośrodkiem realnego współdecydowania o najważniejszych sprawach państwa. On nim tylko bywał.
Współpracownik: – Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Jarosław Gowin, a nawet Mateusz Morawiecki o coś walczyli, o coś zabiegali, realizowali swoją agendę – lepszą, gorszą albo nawet kompletnie błędną, ale jakąś. A Andrzej nie miał swojej agendy – planu na prezydenturę. Szusował przez prezydenturę, a nie wytyczał swojego szlaku. Brakowało mu wytrwałości, a w polityce to ważne.
Rosyjska agresja na Ukrainę była czasem, w którym mógł się zbudować. Przecież jest zwierzchnikiem sił zbrojnych i miał dobre relacje z generałami. Udało mu się zbudować bardzo dobre relacje z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Na początku naprawdę wykonał dużo dobrej roboty. I co? Znowu zabrakło mu wytrwałości. Wróciły tematy trudne, jak choćby rzeź wołyńska, i stracił serce do twardej polityki w tej kwestii.
Pracownik Kancelarii Prezydenta: – Andrzej mentalnie zawsze był harcerzem.
Doradca: – Celem Dudy było to, żeby o nim dobrze mówiono i żeby nie było na niego, jeśli coś się okaże klęską.
Bliski współpracownik: – To bardzo dobry prezydent. Zawsze na pierwszym miejscu stawia dobro Polski. Jest koncyliacyjny i zawsze wysłucha. Nie jest uparty, ale szuka drogi wyjścia z problemów. Odważny – w związku z wojną w Ukrainie było to widać doskonale. No i rzadko się mylił. Nie ma chyba żadnych wypowiedzi sprzed lat, które by były w sprzeczności z obecnymi jego poglądami albo za które musiałby przepraszać. Sprawy fundamentalne dla bezpieczeństwa państwa zawsze wyjmował ze sporu politycznego. Bardzo wysoko go oceniam jako prezydenta.
Doradca: – Nie potrafił zbudować swojego zespołu, a to w polityce jest bardzo ważne. Kaczyński to robił, bo ma cały czas „zakon Porozumienia Centrum”. Ziobro miał partię, małą, ale karną, a teraz ma frakcję w PiS. Morawiecki ze swoimi harcerzami też to zrobił. A Duda nie, choć miał na to przecież dekadę.
Zespół budujesz wtedy, gdy ludzie się na ciebie orientują, bo wiedzą, że ty jako prezydent jesteś ośrodkiem decyzyjnym i masz swoich posłów, swoich ludzi w kierownictwie służb czy w zarządach spółek skarbu państwa. Nie ma „dudowców” i nigdy ich nie było.
Duda co prawda załatwił swoim ludziom kilka rozsianych po świecie ambasad, ale to są posady bez żadnego znaczenia politycznego – czasami wręcz emeryturki. Ci, którzy odeszli z pałacu prezydenckiego i zostali posłami, już nie są wobec niego lojalni.
Współpracownik: – Aleksander Kwaśniewski wręcz bawił się swoją prezydenturą – to było dla niego spełnienie. A dla Andrzeja Dudy – nie. Prezydentura to był dla niego harcerski obowiązek.
Współpracownik: – Dziennikarze pytają, co Duda będzie robił po prezydenturze, skoro ma pięćdziesiąt kilka lat. A ja pytam: a czy musi cokolwiek? On właśnie nie musi już nic. Będzie dostawał kilkanaście tysięcy złotych emerytury prezydenckiej, limuzynę, pieniądze na biuro. Wystarczy, że z kilkoma płatnymi wykładami gdzieś pojedzie w ciągu roku. Nie będzie takim byłym prezydentem jak Aleksander Kwaśniewski czy Lech Wałęsa. Będzie miał więcej czasu dla siebie. Ma dorosłą córkę. Ma duże mieszkanie w Krakowie.
Dopadł go syndrom złotej klatki. Prezydent żyje sobie co najmniej jak multimilioner w wielkim pałacu. Oczywiście nie zarabia tych wielkich milionów, ale ma takie warunki, na które musiałby ich mieć setki. Ma helikoptery i samoloty do dyspozycji, gdy tylko chce gdzieś lecieć. Ma flotę samochodów, kierowców, ochronę, całodobową obsługę kucharzy, kelnerów, wille nad morzem i w górach. Nocuje w najlepszych hotelach. Dziesięć lat życia jak miliarder zmienia człowieka – każdy by się do tego przyzwyczaił. Nie chodzi mi o to, że człowiek staje się pusty, ale jednak się rozleniwia.
Minister: – W obliczu wojny w Ukrainie prezydent zachował się bez błędów.
Minister: – Wśród prezydentów z naszego regionu jest szanowany i lubiany, uważany za lidera regionu. Prawdziwym jego przyjacielem, wręcz bratem, jest Gitanas Nausėda, prezydent Litwy. Duda ma diametralnie inny image wśród przywódców państw niż wśród swoich przeciwników w Polsce.
Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: – Duda dobrze wyczuwa, w którą stronę wieją wiatry. To jest dobry oportunizm. Wiedział, kiedy uczynić duży gest – naturalnie czuł, że coś powinien zrobić, i to robił, trafnie. Ten oportunizm był nawet dobry, bo wiedział, że musi rozmawiać z politykami z Zachodu, nawet jeśli były to trudne rozmowy. Wiedział, że trzeba utrzymywać dobre relacje z każdym w Białym Domu, w ogóle był bardzo proamerykański.
Minister: – Duda nie jest mężem stanu. Nie miał pomysłu na prezydenturę. Nie chciał podejmować odpowiedzialności, a czasami się od niej uchylał.
Doradca: – Przez tych 10 lat często wspominał, że zwłaszcza kampania z 2015 roku to jest jego najbardziej pozytywne przeżycie – bo miał wtedy poczucie swojej kreatywności i sprawczości. Gdy potem jeździł z dziękczynnymi wiecami po powiatach, to widać było, że on to po prostu kocha i ładuje się entuzjazmem tłumu, który sam zresztą potrafi budzić. Ma swój niewątpliwy charyzmat. Trzeba mu oddać sprawiedliwość. Ma wyjątkową umiejętność przemawiania, zwłaszcza wiecowego.
Doradca: – On był wybrany po to, żeby wygrać „taniec z gwiazdami”, a nie po to, aby być prezydentem. W czasie kampanii był w swoim żywiole.
Współpracownik: – Dudę ta prezydentura męczyła.
Kolejny: – Andrzej Duda to polityk gotowy na gesty. Polacy słyną z takiej polityki i ją lubią: dać świadectwo. Inną sprawą jest to, że po gestach nas kopią w du**.
Minister: – Jak ocenić jego prezydenturę? 3+. Krakowskim targiem: 4-. Prawie dobry.