Chiny nie mają zamiaru skolonizować Węgier. Dla nich liczy się głównie to, że jesteśmy częścią UE i dzięki inwestycjom mogą stać się częścią unijnego rynku — mówi niezależny węgierski publicysta Gabor Miklos.
„Newsweek”: Media rządowe dużo miejsca poświęciły wizycie Xi Jinpinga na Węgrzech. Czy węgierskie społeczeństwo podziela ten reżimowy entuzjazm do chińskiego przywódcy?
Gabor Miklos, publicysta dziennika „Népszava”: — Ludzie żyją czymś zupełnie innym, są ważniejsze sprawy niż przyjazd prezydenta Chin. W centrum uwagi jest teraz Péter Magyar (lider nowej opozycji uchodzący za polityka, który może pokonać Viktora Orbana – przyp. red.). Wszyscy na Węgrzech zastanawiają się jak jego ugrupowanie wypadnie w wyborach do Parlamentu Europejskiego i co stanie się z tradycyjnymi partiami opozycji. Ludzi aż tak bardzo nie obchodzi jaką kolejną fabrykę i gdzie zbudują Chińczycy. Wizycie Xi Jinpinga towarzyszyły małe skandale. W Budapeszcie doszło np. do przepychanki pomiędzy jednym z opozycyjnych posłów a kilkoma Chińczykami. Najprawdopodobniej nie podobało im się, iż ów polityk rozwiesił flagę Unii Europejskiej na Moście Elżbiety. Co ciekawe napastnicy mieli na głowach czerwone czapki. Odbyła się też maleńka antychińska demonstracja, na której ktoś powiewał przed Xi Jinpingiem tybetańską flagą, ale interweniowała węgierska policja i flagę zarekwirowała. Poza tym nic specjalnego się nie wydarzyło. Wielkiego zainteresowania wizytą chińskiego lidera nie zaobserwowałem.
Kampania wyborcza Pétera Magyara i demonstracje, które zorganizował na węgierskiej prowincji przyćmiły węgierskie tournée Xi Jinpinga?
— Dokładnie tak. Tym razem tematem rozmów czy komentarzy nie było nawet to, co zwykle bulwersuje budapesztańską inteligencje, czyli podejrzane inwestycje w mieście. Podam przykład: Chińczycy chcą zbudować nowoczesną linię kolejową łączącą lotnisko z tzw. mini-Dubajem. Za tą nazwą kryje się projekt rewitalizacji okolic starego dworca kolejowego Rákosrendező leżącego blisko Városliget, czyli popularnego parku miejskiego. Na 100 hektarach atrakcyjnych gruntów mają powstać luksusowe hotele i apartamentowce w stylu dubajskim. Rząd dogadał się już w tej kwestii ze znanym deweloperem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammedem Alabbarem.
Właścicielem Emaar Properties, który zbudował w Dubaju m.in. Burdż Chalifa, najwyższy budynek świata?
— Tak, ale mieszkańcy Budapesztu nie lubią drapaczy chmur. Ludziom nie podoba się, że w środku tak pięknego miasta wyrośnie mini-Dubaj. Chińczycy oczywiście wietrzą w tym interes, stąd pomysł budowy linii kolejowej na lotnisko.
Chiny są największym po UE inwestorem na Węgrzech, według szefa dyplomacji i współpracy gospodarczej Pétera Szijjártó zainwestowały już 15 mld euro. Widać te pieniądze?
— Chińczycy budują na Węgrzech kilka fabryk akumulatorów. Po koniec przyszłego roku w Segedynie ma ruszyć produkcja chińskich samochodów elektrycznych BYD. Swoją drogą bardzo interesujące jest to, że fabryka BYD Auto Hungary powstaje właśnie w Segedynie, bo w tym mieście rządzi opozycja, raczej niechętna chińskim inwestycjom. Orban z Xi mają ogłosić budowę kolejnej wielkiej fabryki chińskich aut elektrycznych – GWM (Great Wall Motor). Lokalizacja fabryki jest znów nieprzypadkowa — rząd Orbana wybrał Pecz, miasto podobnie jak Segedyn kontrolowane przez opozycję.
Jaki jest stosunek Magyara do chińskich inwestycji? Niedawno na wiecu wyborczym w Nyíregyháza krzyczał: nie chcemy na Węgrzech Rosji, nie chcemy Putina, nie chcemy prezydenta Chin.
— Trudno powiedzieć. Péter Magyara to niewątpliwie bardzo interesujący fenomen polityczny, ale tak naprawdę nie wiadomo jakie ma poglądy w tej czy w innych ważnych kwestiach. Powołana przez niego partia TISZA nie ma konkretnego programu, zaś on sam powtarza tylko w kółko, że trzeba się pozbyć Orbana i jego oligarchów.
Na mocy porozumienia pomiędzy resortami spraw wewnętrznych Chin i Węgier ulice Budapesztu będą mogli patrolować chińscy policjanci. Nikogo to na Węgrzech nie martwi?
— Nie sądzę, aby węgierskie miasta kiedykolwiek regularnie patrolowali policjanci z Chin. Wydaje mi się, że za tym porozumieniem kryje się zupełnie inna idea. Oddelegowani na Węgry chińscy policjanci mogliby pomagać chińskim turystom, których przyjeżdża do nas sporo. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że będą oni pełnić np. rolę tłumaczy. Podobne rozwiązania stosowane są w Europie, np. w czasie wakacji w Chorwacji pojawiają się węgierscy policjanci oddelegowani do pilnowania Węgrów odpoczywających nad Adriatykiem.
Węgry i Chorwacja są członkami UE, w ramach której współpraca policyjna jest możliwa, zaś Chiny to obce mocarstwo.
— Zgadza się, ale w Budapeszcie mieszka całkiem sporo Chińczyków. Być może chińskie władze chcą mieć tę społeczność pod kontrolą, ale to są tylko moje domysły.
Jak duża jest chińska diaspora na Węgrzech?
— Nikt tego dokładnie nie wie, ale mówi się o 50 tys., z czego większość mieszka w Budapeszcie. Sporo Chińczyków inwestuje na Węgrzech np. w nieruchomości, co daje możliwość czasowego pobytu. Cudzoziemcy, którzy kupią nieruchomość za minimum 250 tys. euro, mają zyskać pięcioletnie prawo do pobytu na Węgrzech.
Burmistrz Debreczyna László Papp wydrukował swoje plakaty wyborcze także w języku mandaryńskim. Czy to ma związek z wizytą Xi Jinpinga?
— Nie widziałem tych plakatów, więc trudno mi to komentować. Być może związane jest to z tym, iż w Debreczynie ulokowano największą chińską inwestycję na Węgrzech. Chodzi o CATL (Chinese Contemporary Amperex Technology) — nowoczesną fabrykę akumulatorów do samochodów elektrycznych. CATL to światowy potentat w tej dziedzinie, a fabryka w Debreczynie ma być największa w kraju. Produkowane będą tu akumulatory m.in. do elektrycznych Mercedesów i BMW, które równie są montowane na Węgrzech. Inwestycji CATL szacowanej na 7 mld euro sprzeciwia się część mieszkańców Debreczyna w obawie o negatywne skutki dla środowiska naturalnego. Aktywiści prowadzą w tej sprawie sporą kampanię społeczną. Rząd pozostaje na to głuchy, ale Chińczykom nie zależy na podgrzewaniu atmosfery. Z powodów wizerunkowych nie chcą, aby ich inwestycjom towarzyszyły protesty. Woleliby oczywiście, aby wszyscy witali ich z otwartymi ramionami. Myślę sobie, że być może dlatego László Papp zdecydował się na plakaty w języku mandaryńskim? Jeśli tak właśnie było, to zapewne zrobił to za zgodą, albo być może nawet na polecenie szarej eminencji reżimu Orbana — Antala Rogána.
Węgry stają się gospodarczą kolonią Chin?
— Nie sądzę. Węgry są dla Chińczyków bardzo ważnym krajem tylko dlatego, że jesteśmy w Unii Europejskiej, więc produkowane u nas chińskie towary są bez problemu eksportowane na unijny rynek, do Niemiec, Francji i innych krajów Wspólnoty. Stąd te ogromne chińskie inwestycje. Dla Xi Jinpinga Węgry jako takie nie są wcale interesującym krajem. Chiny nie chcą nas „skolonizować” czy podporządkować, chińskie przywództwo nie ma zamiaru wskazywać, kto ma rządzić w Budapeszcie. W tym wszystkim nie ma wielkiej polityki. Dla Chińczyków wszystko jest biznesem. Owszem rząd Orbana jest dla nich bardziej przyjazny niż rządy innych krajów regionu. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że jest rządem autorytarnym, ale Chińczycy inwestują też w innych krajach. Największą bodaj fabrykę akumulatorów budują we Francji.
Drugim ważnym dla Państwa Środka krajem w regionie jest Serbia, której prezydent świetnie dogaduje się Orbanem.
— Chiny ogromną wagę przywiązują do wielkich projektów infrastrukturalnych, zaś przez terytorium Serbii przebiega trasa szybkiej kolei, która docelowo ma połączyć Ateny z Budapesztem. Serbski odcinek tej trasy kolejowej będzie gotowy do końca 2024 r. Inwestycja po węgierskiej stronie została wstrzymana. Chińscy wykonawcy nie byli bowiem w stanie spełnić europejskich standardów budowlanych. Chodzi o technologię zapewniającą bezpieczne przekraczanie przejazdów kolejowych. Urządzenia, które chcieli montować Chińczycy, nie spełniały unijnych standardów. Chiński inwestor już zlecił pracę nad nowymi systemami bezpieczeństwa. Myślę, że nie będzie z tym większego problemu, bo w Państwie Środka nie brakuje dobrych inżynierów.