Nawet na zachodzie Europy narty stają się drogą rozrywką. Po uwzględnieniu inflacji, w porównaniu do średnich wynagrodzeń, skipassy są dziś dwu- trzykrotnie droższe niż w latach 80. Nic nie wskazuje, by ten trend miał się odwrócić.

– Kiedy byłem młody, a to nie tak dawno temu, naturalny śnieg leżał w wiosce od początku grudnia do końca marca – wspomina Jacques Dalex, rocznik 1958, mer francuskiej gminy Faverges Seythenes, leżącej sześć kilometrów od Albertville, gdzie wciąż widać ślady zimowych igrzysk z 1992 roku. – Z roku na rok jest coraz gorzej, a ostatni sezon zapamiętam na długo – dodaje mer.

Dla przypomnienia. Siedem z pierwszych ośmiu zawodów w poprzednim narciarskim Pucharze Świata zostało odwołanych albo przesuniętych z powodu braku śniegu. W styczniu w szwajcarskim Adelboden, tuż przed zawodami w slalomie gigancie, termometry pokazywały 20 stopni Celsjusza. Ośrodek Tignes we Francji z powodu wiosennej aury odwołał samochodowe wyścigi na lodzie. Contamines pod granicą ze Szwajcarią przełożyło zawody w narciarstwie klasycznym, a Chatillon-de-Michaille odwołano wyścigi psich zaprzęgów. W lutym 2023 r. w Dolomitach normą były temperatury rzędu 15 stopni. W akcie desperacji na początku stycznia kilka szwajcarskich ośrodków uruchomiło swoje wysokogórskie trasy rowerowe.

W tym roku jest tylko nieznacznie lepiej. W alpejskich dolinach od kilku tygodni trwa wiosna. Śnieg, z drobnymi wyjątkami, leży wyłącznie w górnych partiach, na dole jest zielono. Na stokach w Karpatach też leżą już ostatki śniegu. Organizatorzy Festiwalu Narciarstwa Biegowego w Jakuszycach kilka dni temu odwołali 48. edycję tego wydarzenia. Skandynawscy przewoźnicy lotniczy chwalą się za to rekordowymi obrotami, bo narciarze w poszukiwaniu prawdziwego śniegu ruszyli na północ Europy.

Większą część poprzedniego roku Jacques Dalex spędził na trudnych rozmowach z lokalnymi przedsiębiorcami. Licząca nieco ponad 7 tys. mieszkańców gmina nie jest może biznesową monokulturą, jak największe ośrodki narciarskie, ale wyciąg zbudowany pod Pointe de la Sambuy, najwyższą w okolicy górą, stał się ważnym ogniwem lokalnej gospodarki. Liczące prawie dwa kilometry długości krzesełka wwoziły narciarzy na wysokość 1850 metrów, skąd kilka wymagających tras wiodło do położonej 700 metrów niżej dolnej stacji. Działający od lat 70 ośrodek dzielnie walczył o klientelę z położonymi opodal narciarskimi kombinatami, zapewniając stałym bywalcom kameralną atmosferę. Tak było do wiosny 2023 r.

Po tym jak wyciąg pracował ledwie cztery tygodnie sezonu, jego właściciel – gminny samorząd przewagą głosów 22:11 zdecydował o zdemontowaniu wyciągu i towarzyszących mu mniejszych orczyków.

Powodem są pieniądze. Sam serwis wyciągów to 80 tys. euro rocznie. Do tego dochodzą koszty naśnieżania, ratrakowania i utrzymania kilkunastoosobowej obsługi. Per saldo stacja narciarska zakończyła sezon ze stratą ponad pół miliona euro, jak na niewielką górską gminę to sporo. Era narciarstwa alpejskiego w gminie Faverges Seythenes dobiegła końca. A to dopiero początek katastrofalnych skutków zmian klimatu dla biznesu.

W Europie działa 2,2 tys. stacji narciarskich: od północnych krańców Norwegii, przez Alpy i Karpaty po Pireneje, Apeniny aż po stoki tureckiego wulkanu Erciyes. To licząc z grubsza aż 75 proc. wszystkich działających na świecie obiektów tego typu.

W samej Francji w ostatnich trzech dekadach rozebrano w sumie 23 instalacje narciarskiej infrastruktury, a blisko 60 porzucono. W Polsce nawet więcej, kiedy wraz z upadkiem PRL runął sektor zakładowych ośrodków wypoczynkowych. Tyle że do tej pory powodem zwijania narciarskich interesów było nieudolne zarządzanie, brak kapitału na rozwój albo pojawienie się lokalnej konkurencji. Teraz stacje zaczynają znikać z powodu braku śniegu.

Wspomniany wyciąg na Le Sampuy lokalny samorząd przejął w 2016 r. od prywatnego właściciela, któremu już wtedy obmierzło dokładanie do interesu. Z 21 miast, które gościły do tej pory zimowe igrzyska olimpijskie, w 2050 r. taką imprezę mogłoby zorganizować już jedynie co drugie. Innsbruck, Sarajewo i Garmisch Partenkirchen miałyby problemy, o Vancouver, Soczi czy Turynie nie wspominając. W 2070 r. zimowe warunki będą panować już tylko w jednym z miast gospodarzy, w japońskim Sapporo.

Stacje narciarskie zaczynają zarabiać po 90-100 dniach sezonu. Wcześniej pracują na pokrycie wysokich kosztów stałych

Według prowadzonego przez szanowany tygodnik „Nature” biuletynu „Nature Climat Changes” globalne ocieplenie będzie oznaczać poważne problemy ze śniegiem dla większości europejskich ośrodków położonych poniżej 1500 m n.p.m. Jeśli w mało dotąd skutecznej walce z rosnącymi średnimi temperaturami nic się nie zmieni, to narciarstwo alpejskie i klasyczne, które uprawia prawie sto milionów Europejczyków, zacznie zanikać.

A jest to branża, która nadal potrafi przynosić gigantyczne zyski.

Mniejsza nawet o producentów sprzętu. Według firmy badawczej Zion Market Research globalne wydatki na zakup nart, desek snowboardowych, butów, kasków w 2022 r. wyniosły 13,5 mld dol. (dla porównania: rynek rowerów to ponad 100 mld dolarów). I przynajmniej przez jakiś czas będą jeszcze rosnąć, bo moda na aktywny tryb życia trwa. Z ostatniego raportu Rossignola, francuskiego producenta sprzętu outdoorowego, wynika, że największą dynamikę przychodów rzędu aż 30-39 proc. firma w ubiegłym roku zanotowała w Europie. W Stanach i na Dalekim Wschodzie wzrosty wynoszą 10-16 proc. Choć trzeba dodać, że punktem odniesienia był kiepski, pocovidowy sezon 2021/2022. Część producentów sprzętu nadal nie odrobiła strat z pandemii i regularnie przynosi straty.

To jednak nic przy wynikach największych stacji narciarskich. W Stanach największą firmą tego typu jest notowany na nowojorskiej giełdzie koncern Vail Resort, operujący w ponad 40 ośrodkach w USA, Kanadzie, a także w kilku szwajcarskich lokalizacjach, jak Crans Montana i Andermatt. W ostatnim roku finansowym zakończonym 30 czerwca przy 2,5 mld dol. przychodów z biznesu narciarskiego firma Vail Resort osiągnęła aż 0,8 mld dol. zysku operacyjnego EBITDA. To kapitalny wynik.

Europejski gigant Compagnie des Alpes operujący w 16 dużych ośrodkach narciarskich, w dużej mierze na wysokościach 1500-3000 m n.p.m., nie jest gorszy. W ostatnim roku fiskalnym 2022/2023 w segmencie narciarskim (firma prowadzi też między innymi parki rozrywki) przy 489 mln euro przychodów zanotował 151 mln euro zysku EBITDA. To nieco mniej niż rok wcześniej, ale 30 proc. rentowności to nadal świetny rezultat. Imponujące wyniki to zasługa wysokich kosztów związanych z uprawianiem narciarstwa.

Według szacunków brytyjskich biur podróży w poprzednim sezonie rodzinne wczasy tygodniowe kosztowały średnio 900-950 euro za tydzień za osobę, wliczając wydatki na zakwaterowanie, skipass, wyżywienie, dojazdy i wynajem sprzętu narciarskiego. W ośrodkach premium, jak szwajcarski Zermatt czy austriacki Lech, koszt bywa wyższy o 20-30 proc. To jeden z droższych sposobów spędzania wolnego czasu w ramach turystyki masowej.

Przy odrobinie wysiłku koszty rodzinnego wypadu narciarskiego można zbić w okolice 600 euro za tydzień od osoby pod warunkiem zaaranżowania wyjazdu w większej grupie do mniej popularnego ośrodka. Tak czy inaczej, nawet po uwzględnieniu inflacji skipassy są dziś dwu-, trzykrotnie droższe w porównaniu do średnich wynagrodzeń niż w latach 80. I nawet na względnie bogatym Zachodzie narty stają się drogawą rozrywką. W sumie globalnie branża narciarska generuje rocznie obroty 32 mld dolarów.

Takie firmy jak Vail czy CdA zarabiają przede wszystkim na sprzedaży karnetów, które generują ok. 40 proc. przychodów. Kolejne 20-25 proc. pochodzi z wypożyczalni, ok. 10 proc. dają szkółki narciarskie, a reszta to inne wpływy, w tym z biznesu restauracyjnego. – Można przyjąć, że stacje narciarskie zaczynają zarabiać po 90-100 dniach sezonu. Wcześniej pracują na pokrycie wysokich kosztów stałych – tłumaczy menedżer jednego z włoskich operatorów stacji narciarskich. I nawet jeśli średnia wieku europejskich narciarzy czy snowboardzistów rośnie, to perspektywy dla tego sektora branży turystycznej byłyby całkiem przyzwoite. Pod jednym zasadniczym warunkiem.

Austriacy policzyli, że w należącej do nich części Alp każde sto metrów w pionie w górę oznacza rocznie kilka dodatkowych dni ze śniegiem. To o tyle istotne, że rejon najwyższego pasma górskiego w UE z różnych względów już teraz wyjątkowo mocno odczuwa skutki globalnego ocieplenia. Jeśli na europejskich równinach średnie temperatury wzrosły o jeden stopień w porównaniu do ery przedindustrialnej, to w Alpach, jak wyliczają naukowcy z CREA Mont Blanc (Centrum Badawcze Ekosystemów Alpejskich), wzrost średnich temperatur sięga już dwóch stopni. Autorzy biuletynu „Nature” prognozują, że dwustopniowy wzrost oznacza „bardzo wysokie ryzyko braku naturalnego śniegu” dla 53 proc. z 2 tysięcy przebadanych pod tym kątem europejskich ośrodków narciarskich. W szczególności tych położonych niżej, do 1500 m n.p.m.

Rozwiązaniem problemu są oczywiście armatki i lance naśnieżające, ale i ten sposób coraz częściej zawodzi. W styczniu 2023 r. w leżącym u stóp Mont Blanc kurorcie Chamonix armatki stanęły z powodu wywołanego brakiem opadów niedoboru wody. A im mniej naturalnego śniegu, tym więcej wody potrzeba na jego wyprodukowanie. Naukowcy z Uniwersytetu w Bazylei policzyli właśnie na przykładzie ośrodka Andermatt w Gryzonii, że aby utrzymać studniowy sezon narciarski w warunkach ocieplającego się klimatu, do końca XXI w. zużycie wody do zasilania infrastruktury śnieżącej wzrośnie o 80 proc. Pod warunkiem że nocami temperatura będzie spadać wyraźnie poniżej zera, bo tylko przy kilkustopniowym mrozie armatki są w stanie produkować śnieg. Kilka ośrodków dysponuje już wprawdzie agregatami do produkcji śniegu także w dodatnich temperaturach, ale to wyjątkowo energochłonna procedura, trudna do pogodzenia z ochroną klimatu.

Problem braku śniegu nie zawęża się oczywiście jedynie do niższych partii Alp. Straty poniosły także ośrodki we włoskich Apeninach i w Hiszpanii. W nieco lepszej sytuacji z uwagi na wolniejszy wzrost średnich temperatur są stacje narciarskie z naszego regionu, choć i tu banki w zasadzie nie rozpatrują już wniosków o finansowanie rozbudowy infrastruktury narciarskiej leżącej poniżej 1000 m n.p.m. (w Alpach problemy z bankowym finansowaniem zaczynają się poniżej 1500 m n.p.m.).

Menedżer Polskich Kolei Linowych, największego polskiego operatora prowadzącego między innymi stacje na Kasprowym Wierchu czy Jaworzynie Krynickiej, przyznaje, że zimy są coraz mniej przewidywalne, kilka lat temu prognozy zmian klimatycznych zostały nawet uwzględnione w jednym ze strategicznych dokumentów firmy. – Liczba ciepłych dni rośnie, dlatego rozwijamy turystykę całoroczną – mówi osoba współzarządzajaca PKL. Owszem, firma ze wsparciem publicznym modernizuje trasy w Szczawnicy, na Jaworzynie w Krynicy w lutym odbędą się po raz pierwszy w Polsce zawody Pucharu Świata w snowboardzie. Ale największą inwestycją firmy w ostatnich latach jest jednak gondola rozwieszona nad zaporą w Solinie. Inwestycja zdecydowanie całoroczna.

Drugi duży gracz, słowacki TMR w Tatrach Wysokich, nie musi martwić się o klientelę. Z uwagi na położenie tatrzańskie wyciągi zimą wożą narciarzy. – Sezon trwa 130-140 dni – przekonuje Marian Galajda z TMR. Od wiosny do jesieni podwożą turystów do górskich szlaków i schronisk. W niżej położonym Szczyrku TMR coraz większy nacisk kładzie na wykorzystanie wyciągów i punktów gastronomicznych po sezonie zimowym, głównie z myślą o turystyce rowerowej. Historia zatacza w ten sposób koło.

Zanim bowiem w 1936 r. w Davos zbudowano pierwszy wyciąg narciarski, górska turystyka zimowa dopiero raczkowała. Owszem, już w 1864 r. właściciel luksusowego hotelu Kulm St. Moritz przekonał grupę swoich stałych klientów z Wielkiej Brytanii, że warto odwiedzić go także zimą, a jeśli im się nie spodoba, to zwróci im pieniądze. Anglicy zjechali na Boże Narodzenie i zostali aż do Wielkanocy, co do dziś uznaje się za początek turystyki zimowej w górach. Górskie osady turystyczne zaczęły z wolna rozbudowywać infrastrukturę z myślą o sezonie zimowym. Zorganizowanie w 1924 r. w Chamonix pierwszych zimowych igrzysk olimpijskich spopularyzowało łyżwiarstwo, narciarstwo i inne zimowe aktywności.

Teraz ten trend się odwraca. Wybudowane w ostatnich dekadach stacje narciarskie będą musiały przekonywać, że warto je odwiedzić także latem.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version