Najwyższa pora postawić to pytanie: Czy za nocnym wejściem ludzi Macierewicza do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w Warszawie stał rosyjski wywiad?

Pytanie szokujące, ale jak najbardziej zasadne w świetle faktów, które właśnie ujrzały światło dzienne, a które dotyczą podobnych wydarzeń z Austrii.

Sprawę, która zyskuje coraz większy rozgłos, właśnie opisało Politico. Dotyczy wydarzeń z 2018 r., gdy do siedziby austriackiego wywiadu BVT wtargnęła grupa policyjna dowodzona przez funkcjonariusza austriackiej policji Wolfganga Preiszlera i przejęła serwery z tajnymi danymi oraz poufne dokumenty. Wśród nich były ściśle tajne materiały od służb sojuszniczych, m.in. amerykańskiej CIA i brytyjskiej MI6.

Operacja była kulminacją spisku, zaplanowanego przez rosyjski wywiad wojskowy GRU, a zrealizowanego przy pomocy jednego z jego najważniejszych, ujawnionych w ostatnich latach agentów na Zachodzie – Jana Marsalka. Ten urodzony w Austrii były dyrektor operacyjny przetwarzającej płatności niemieckiej firmy Wirecard stał się bohaterem międzynarodowego skandalu, gdy w 2020 r. okazało się, że m.in. za sprawą jego działalności z firmy wyparowało niemal dwa miliardy euro. Wirecard upadł, a Marsalek uciekł przez Białoruś do Rosji na fałszywym paszporcie rosyjskiego duchownego.

Jak się szybko okazało, przez dziesięć lat pracował dla GRU, nie tylko pomagając transferować pieniądze do finansowania zagranicznych działań rosyjskiej służby, m.in. związanych z Grupą Wagnera. Rozpracowywał również zachodnie struktury wywiadowcze, a nawet — jak wyszło ostatnio na jaw — koordynował operacje specjalne na Zachodzie, także wymierzone w dziennikarzy śledczych ujawniających ciemne sprawy Kremla.

Jedną z najważniejszych takich operacji była próba rozbicia BVT, który zaczął deptać po piętach rosyjskim agentom ulokowanym w nim oraz zagrażać politykom skrajnie prawicowej i prorosyjskiej Partii Wolności (FPÖ). Przez swoich ludzi w austriackich służbach Marsalek przekonał w 2018 r. ówczesnego szefa MSW, a zarazem ważnego polityka FPÖ Herberta Kickla, że wywiad zbiera materiały mogące skompromitować partię. Z drugiej strony puszczał w obieg informacje, jakoby agencja niewłaściwie obchodziła się z poufnymi danymi. To skłoniło Kickla do reakcji — wymuszenia na prokuraturze wszczęcia śledztwa i przeprowadzenia nalotu na siedzibę wywiadu. Wykonawca — Wolfgang Preiszler — również był związany z FPÖ.

Ponieważ jednak funkcjonariusz ten nie miał doświadczenia w pracy ze ściśle tajnymi materiałami, były one przejmowane chaotycznie, niektóre później zaginęły. W efekcie BVT zostało zdyskredytowane, a jego szef odwołany. Gdy tylko do tego doszło, Marsalek i jego ludzie zaczęli pracę nad nowym kształtem austriackich służb, które miałyby trafić pod ich kontrolę. Plan jednak upadł. Najpierw za sprawą skandalu, który wywołał ówczesny szef Partii Wolności nagrany na Ibizie, gdy oferował rządowe zamówienia kobiecie, którą uważał za siostrzenicę rosyjskiego oligarchy, a potem tarapatów, które dopadły Marsalka.

Informacje uzyskane przez Politico od źródeł w austriackim wywiadzie nie pozostawiają wątpliwości, że nalot był częścią kierowanej przez Moskwę operacji mającej na celu zdyskredytowanie austriackich służb szpiegowskich, a następnie ich odbudowy pod nowym, kontrolowanym przez ludzi Moskwy kierownictwem.

A teraz przenieśmy się do Polski, do grudnia 2015 r. Niedługo po północy 18 grudnia 2015 r., niespełna miesiąc po objęciu władzy przez PiS do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w Warszawie, w asyście Żandarmerii Wojskowej weszło kilkadziesiąt osób. Przewodził im Bartłomiej Misiewicz, 25-letni student toruńskiej uczelni Tadeusza Rydzyka, a od lat wierny asystent Antoniego Macierewicza. Drzwi otworzyli zapasowym kluczem, a zamki w sejfach rozwiercali. Jak później zezna w prokuraturze Misiewicz, operacją kierował samodzielnie Macierewicz, który wydawał mu polecenia.

Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO powołano kilka miesięcy wcześniej pod auspicjami Sojuszniczego Dowództwa do spraw Transformacji, które ma siedzibę w amerykańskim Norfolk i zajmuje się wdrażaniem nowych doktryn NATO. CEK miało się skupić nad rozwojem zdolności kontrwywiadowczych państw NATO, a jego pierwszym zadaniem było opracowanie doktryny przeciwdziałania wojnie informacyjnej ze strony Rosji. Miała powstać na szczyt Sojuszu, który odbył się w Warszawie w lipcu 2016 r. – Na powołaniu CEK zależało Amerykanom zaniepokojonym działaniami Rosji w Ukrainie po aneksji Krymu – mówił „Newsweekowi” Marek Biernacki, koordynator do spraw służb specjalnych w rządzie Ewy Kopacz. Naciskał na to gen. Philip Breedlove, ówczesny dowódca sił NATO w Europie.

Akces do CEK zgłosiły oprócz Polski m.in. Słowacja, Niemcy, Litwa, Czechy, Węgry i Włochy. Na czele centrum stanęli Polacy. Dyrektorem we wrześniu 2015 r. został były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Krzysztof Dusza (dziś wiceszef SKW), a szefem komitetu sterującego gen. Piotr Pytel, ówczesny szef SKW. Po wygraniu wyborów przez PiS ze strony nowej władzy pojawiają się oskarżenia, że uciekali przed nową władzą i zabezpieczali sobie przyszłość, tworząc przechowalnię. Wcześniej zaś politycy PiS rozsiewali informacje, że kontrwywiad „kopie pod Antonim” i robią na niego „sprawę”.

Misiewicz zeznał, że podczas najazdu na CEK miał „niewielkie doświadczenie z dokumentami niejawnymi”. Jego zadaniem było jedynie wejść, wprowadzić nowe kierownictwo i zebrać z sejfów dokumenty, które na polecenie Macierewicza jeszcze tego samego dnia trafiły do siedziby SKW. Wiadomo, że przeszukania prowadzone były chaotycznie, nieprofesjonalnie i bez koordynacji, a monitoring, który zapisał przebieg akcji, przepadł. Jakich dokumentów szukał Misiewicz? Wiele wskazuje na to, że dotyczących sprawy „rosyjskiej tłumaczki”, czyli Iriny Obuchowej, która w roku 2007 miała przetłumaczyć na rosyjski raport Macierewicza z przeprowadzonej przez niego i jego ludzi likwidacji WSI. Jakby nie było – służby natowskiej, która za sprawą Macierewicza i jego ludzi nie tylko została zlikwidowana, ale również skompromitowana formułowanymi przez nich oskarżeniami o działania niezgodne z prawem.

Jeszcze za rządów PO-PSL SKW odkryła, że Obuchowa nie tylko, że nie była certyfikowaną tłumaczką, to jeszcze dość słabo mówiła po polsku. Mimo to – bez sprawdzenia pod kątem bezpieczeństwa – otrzymała wstęp do siedziby SKW, o co zadbał jeden z bliskich współpracowników Macierewicza, kierującego wówczas tą służbą. I przetłumaczyła raport, zanim został opublikowany po polsku, a jego tekst trafił do Rosji i ukazał się w jednym z tamtejszych serwisów internetowych.

— Macierewicz chciał działać szybko i z zaskoczenia. Był przekonany, że w CEK są dokumenty z informacjami zebranymi na jego temat i najwyraźniej bał się, że ktoś wcześniej je stamtąd wyniesie – podkreśla Marek Biernacki. – W efekcie rozbił CEK, które nie zdołało zrealizować swojego celu, jakim było opracowanie doktryny przeciwdziałania wojnie informacyjnej ze strony Rosji na warszawski szczyt NATO w 2016 r. To też jego „zasługa”.

CEK NATO co prawda nadal istnieje, ale efekty jego działalności na kierunku rosyjskim nie są w ogóle znane. SKW pod rządami ludzi Macierewicza również nie mogła się pochwalić znaczącymi sukcesami w zwalczaniu aktywności rosyjskich służb. Chętnie za to atakowała swoich krytyków, w tym dziennikarzy.

Trudno nie zauważyć szokujących momentami podobieństw między operacją wymierzoną w austriacką BVT, a tym, co wydarzyło się w CEK NATO i w ogóle w polskim kontrwywiadzie wojskowym w czasach, gdy kierował nim, a potem nadzorował go Macierewicz. Obie sprawy łączą niemal te same metody i sposób działania. A przede wszystkim cel – zniszczenie służb zagrażających wpływom Kremla. Rodzi to uzasadnione podejrzenie, że za tym, co w 2007 r. stało się z WSI, a w 2015 r. w CEK NATO, mógł stać rosyjski wywiad. Taka myśl nasuwa się tym mocniej, gdy weźmie się pod uwagę, że w komisji likwidującej WSI zasiadał podejrzewany o szpiegostwo na rzecz Rosji Tomasz L., a lojalni wobec Macierewicza prokuratorzy bezpodstawnie oskarżyli o współpracę z rosyjskimi służbami byłych szefów CEK NATO, co miało ich skompromitować w oczach opinii publicznej.

W związku z tym pojawiają się kolejne pytania: kto mógł inspirować Macierewicza do takich działań? Dlaczego je podjął? Jakie uzyskał z nich korzyści? I jakie były skutki jego działalności dla bezpieczeństwa Polski i naszych sojuszników z NATO?

Znalezienie wiarygodnej odpowiedzi na te wszystkie wątpliwości i pytania staje się tym bardziej palące, im mocniej rośnie zagrożenie ze strony Rosji, a powrotu do władzy PiS i jego wiceprezesa Antoniego Macierewicza nie da się wykluczyć.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version