Partnerka wysłała mnie do terapeuty, bo naczytała się książek i tekstów w internecie, i uznała, że mam depresję. Terapeuta stwierdził, że owszem, bywam często smutny, ale to nie depresja — mówi 35-letni Adam.
Kiedy w grudniu na świątecznym obiedzie oznajmiłam rodzicom, że jednak w nowym roku nie wyprowadzę się z domu, bo nie starczy mi pensji na godne życie, rozpłakałam się. To mnie upokarza i irytuje. Pracuję jako nauczycielka nauczania początkowego, ceny wynajmu w Warszawie wzrosły w tym roku kolejny raz. Jeśli wynajmę kawalerkę, nie pójdę już nawet do kina czy teatru. Od tamtego obiadu czuję się wyraźnie gorzej. Rodzice uważają, że przesadzam i na wszystko jest czas, więc widać muszę jeszcze poczekać. Zarzucają, że w głowie mi się poprzewracało — mówi Sara (33 l.).
— Doceniam, że mam pracę, którą naprawdę uwielbiam, dzieciaki dają mi dużo energii, chodzę z przyjaciółmi na siatkówkę, dwa razy w miesiącu jestem w teatrze. Zaczęłam nawet randkować po dłuższej przerwie. Jednak czuję, że coś jest nie tak, ulatuje ze mnie radość życia. Rodzice niby rozumieją, że na razie mieszkamy razem, ale ostatnio wychwalali obrotnego syna przyjaciół, który „już w wieku 25 lat kupił własne mieszkanie”. Tyle że on pracuje w amerykańskiej korporacji od drugiego roku studiów i przynajmniej stać go na… kredyt.
Adam (35 l.): — Partnerka wysłała mnie do terapeuty, bo naczytała się książek i tekstów w internecie, i uznała, że mam depresję. Terapeuta stwierdził, że owszem, bywam często smutny, ale to nie depresja. Odetchnąłem z ulgą, ale sam czuję, że coś mi dolega. Zamiast porannego alarmu w smartfonie budzi mnie niepokój. Czwarta rano. Rozmyślam: czy to wszystko ma sens? Czy wojna dotrze do Polski? Co będzie, jak zachoruję na raka? A jeśli moje życie nie ma sensu? Potem, w ciągu dnia, jestem już często wesoły, dowcipkuję z ludźmi z pracy i z kolegami. Pracuję tak dużo, że nie mam czasu na hobby ani rozrywkę wyższych lotów niż Netflix. W wolne weekendy potrafimy z partnerką oglądać przez siedem-osiem godzin filmy i seriale, zamawiamy jedzenie, potem odsypiamy i zaczynamy maraton seriali od nowa. Czuję, że marnujemy nasz cenny czas, ale nie mam siły tego zmienić. Jeśli to nie depresja, to co to jest?
Dobrostan
Odpowiedzią może być stan… więdnięcia, o którym wciąż prawie się w mediach nie mówi.
– Psychologia dobrostanu zakłada, że zdrowie to coś więcej niż brak choroby. Jeśli ktoś mierzył się z depresją czy zaburzeniami lękowymi, z których się właśnie wyleczył, to nie znaczy, że automatycznie będzie szczęśliwy i pozbawiony trosk – mówi Stach Borawski, psycholog, wykładowca Uniwersytetu SWPS, coach. – Usuwanie cierpienia wymaga innych metod niż generowanie dobrostanu. Filozofowie zastanawiają się od tysięcy lat, czym jest dobre życie — źródła spełnienia, sensu czy szczęścia upatrywali choćby w wierności Bogu lub wyzbyciu się żądz.
Zdaniem Borawskiego, przewagą psychologii dobrostanu nad filozofią, jest jej wymiar praktyczny i empiryczny – psychologowie podeszli do szukania odpowiedzi w sposób naukowy.
Jak zrozumieć, czym jest więdniecie?
– Wyobraźmy sobie, że miałem wypadek i złamałem obie nogi. Jestem obecnie osobą z niepełnosprawnością, przez co najmniej kilka tygodni. Mam nogi w gipsie, trudności z przemieszczaniem się i z kąpielą, dostaję zastrzyki przeciwzakrzepowe. Po jakimś czasie kości się zrastają, wracam do stanu sprzed wypadku. Jednak to nie znaczy, że mogę pobiec w półmaratonie i że jestem w tej samej formie – opisuje Borawski. – Muszę podjąć konkretne działania, aby z punktu zero wejść na plus. Zacząć się lepiej odżywiać, wysypiać, trenować na siłowni, może nawet zatrudnić trenera personalnego.
Borawski: – Więdniecie to pojęcie stworzone przez badacza Coreya Keyesa, który zauważył je kilkanaście lat temu i jako pierwszy opracował model rozkwitu i więdnięcia. Osoby, które więdną, nie cierpią na żadne kliniczne przypadłości, nie są obiektywnie chore, nie mają depresji, stanów lękowych itd., więc nie kwalifikują się do leczenia. A jednak czują pewien niepokój, uważają, że coś jest nie tak. I że czegoś im w życiu brakuje, mimo że pozornie wiele elementów się zgadza: praca, bliscy. Więdniecie to dziwny stan zawieszenia, w którym nie czujemy się szczęśliwi, ale też nie czujemy się nieszczęśliwi.
To trudne i dezorientujące. I często ignorowane przez specjalistów.
Millenialsi mają pecha
Pokolenie 30-latków, a nawet szerzej: millenialsów, to grupa, której przedstawiciele często odczuwają więdnięcie.
– Jako przedstawiciel pokolenia trzydziestolatków, uważam, że mieliśmy trochę pecha – komentuje Borawski. – Z jednej strony nie załapaliśmy się na benefity zmian ustrojowych, jak nasi rodzice, a z drugiej strony od dziecka byliśmy karmieni propagandą sukcesu, że „chcieć to móc”. Przecież trzydziestolatkowie wychowali się już w wolnej, demokratycznej Polsce… To nas charakteryzuje.
Psycholog wymienia trudności i wyzwania, z którymi mierzą się trzydziestolatkowie: inflacja, stracone złudzenia o lepszej przyszłości. O, choćby rynek mieszkaniowy nie jest dostępny dla przeciętnego obywatela, który pracuje na etacie. Dużo jego znajomych ma problem z tym, aby zamieszkać samodzielnie. I nie chodzi tu o syndrom Piotrusia Pana, ale o ceny.
Więdniecie to stan, któremu nie pomagają takie okoliczności, jak inflacja czy tocząca się za granicą wojna, a także narracja, w której każe się „ludziom w pewnym wieku” wyprowadzić z domu, założyć rodzinę itd. – Chodzi o to, że wiele osób z mojego pokolenia pragnie się uniezależnić, ale ich na to nie stać – dodaje psycholog. – Nie zgadzam się z tezą, że moje pokolenie jest leniwe i roszczeniowe. Mimo że w Polsce mamy niskie bezrobocie, wiele osób wykonuje prace, które nie są wcale dobrze płatne, brakuje im wsparcia na poziomie rodziny, ale i systemu.
Przeszkoda w jakości życia
Julia (30 l.): – Każda wizyta w domu rodzinnym, z którego wyprowadziłam się już na studiach, powoduje u mnie spadek nastroju. Zauważyłam to niedawno. Już wiem, czemu instynktownie parłam do szybkiej wyprowadzki. Moja mama jest wiecznie smutna. Nie potrafi cieszyć się codziennością, zapachem wspólnie parzonej kawy, spacerem po parku, w którym kwitną rośliny. Rozumiem, nie miała łatwo. Mój ojciec odszedł, kiedy byłam dzieckiem, założył nową rodzinę i odciął się od swojej pierworodnej. Rodzice mamy, moi dziadkowie, zmarli wiele lat temu. Wielu naszych przodków zginęło na wojnie, bardzo młodo. Po wojnie, w PRL, odebrano nam rodzinną kamienicę. Smutek mamy i traumy pokoleń rzutują na moje życie. Wchodząc do mieszkania, w którym od lat mama siedzi samotnie, czuję, jak żołądek zaciska mi się ze stresu. Próbowałam jej pomóc, proponowałam terapię: wyśmiała ten pomysł. Podsuwałam poradniki o docenianiu chwili i o uważności, zapraszałam do kina i na wystawy. Może na chwilę się uśmiechała, ale na dłuższą metę nie zmienia się nic. Jestem osobą z natury pozytywną, ale przy mamie, która moim zdaniem ma chroniczną depresję, zaczynam wątpić w sens życia i mam ochotę uciec.
— W zjawisku więdnięcia dużą rolę mogą odgrywać traumy międzypokoleniowe, które dziedziczymy, w tym także my, millenialsi — mówi Marta Naser, ekspertka medialna, przedsiębiorczyni. – A przecież dziedziczymy je także nieświadomie. Jak to się przejawia? Nosisz w sobie niepokój, rodzaj lęku, który owszem, pozwala ci funkcjonować, ale z pewnością przeszkadza w jakości życia czy w osiąganiu dobrostanu emocjonalnego. Ja przez pewien czas miałam taki stan, dzięki terapii zdiagnozowałam to w sobie i mogłam się tym odpowiednio zająć.
Przywróć sprawczość
Na etapie więdnięcia nie kwalifikujemy się jeszcze na terapię, ale możemy podnieść nasz poziom życia. – Plus jest ten, że jesteśmy zdrowi psychicznie, więc mamy zasoby, aby próbować zmienić swoją sytuację – mówi Borawski.
Radzi, aby najpierw odpowiedzieć sobie na pytania: czego mi w życiu brakuje, jakie obszary są zaniedbane? W takiej sytuacji można poszukać pomocy w coachingu, który opiera się na zasobach, poszukiwać zajęć i obszarów, które przynoszą satysfakcję. I najważniejszy w dobrostanie czynnik, czyli zadbanie o relacje, przyjacielskie, rodzinne itd. Zajęcie się nową pasją lub powrót do starej, sportowej czy artystycznej. Czasem zapominamy także o biologii: bywa, że wystarczy się lepiej odżywiać i wysypiać, aby nasze samopoczucie się poprawiło. Jednak to się nie dzieje z dnia na dzień, przydaje się cierpliwość.
Borawski jest przeciwnikiem zmuszania jednostki do rozwiązywania problemów społecznych czy systemowych, ale jako coach nie chce pozbawiać nikogo sprawczości, która może pomóc wyjść z więdnięcia.
– To, co możemy zrobić, to próbować sobie przywrócić poczucie sprawczości, równocześnie głośno nazywając problemy całego pokolenia – radzi psycholog.
– Owszem, staramy się, chcemy, ale także mierzymy się z trudnymi warunkami zewnętrznymi. Warto skupić się na własnych działaniach. Spróbować zastanowić się, samemu lub z czyjąś pomocą, co jest w moim obszarze zmiany, co mogę i co warto zmienić? Ocenić realnie strefę wpływów, nie czarować rzeczywistości. Ani system, ani życie jednostki nie zmieni się z dnia na dzień, ale trzeba ratować siebie!
Remedium są oczywiście pozytywne relacje z innymi, te wspierające, a także poczucie, że „nie jestem sam/sama”. Zadbanie o własny dobrostan. Wreszcie, nauka proszenia o pomoc, czego trzydziestolatkowie często nie potrafią. Czasem warto też postawić na rozwój: warsztaty, nauka uważności, świadomości.
Szara strefa
– Między poczuciem dobrostanu, rozkwitem a głębokim zaburzeniem jest cała szara strefa – przyznaje Borawski. Cieszy się, że zdrowie psychiczne przebija się do mainstreamu, a terapia czy pomaganie samemu sobie też się normalizuje. – W życiu każdego z nas jest miejsce także na niekomfortowe emocje. Złość czy smutek, frustracja czy niepokój są potrzebne, nawet szczęśliwe osoby doświadczają takich emocji raz po raz. Nie należy z tego powodu się bać ani poddawać, bo negatywne emocje są częścią życia – zaznacza psycholog.
Apeluje, aby nie lekceważyć więdnięcia, które w diagnozie może okazać się zwiastunem np. wypalenia zawodowego albo zbliżającego się stanu depresyjnego. Jeśli zadziałamy w porę, zechcemy sobie pomóc, będzie nam łatwiej i zapobiegniemy zdrowotnym, emocjonalnym pożarom.
– Jeśli ktoś będzie zbyt długo ignorował lub zamiatał pod dywan stan więdnięcia u siebie, ryzykuje pojawienie się poważnych objawów czy schorzeń, jak depresja, stany lękowe, choroby. Więdnąć można długo, ale w końcu się to dokona – podsumowuje psycholog.