Ludzi da się podzielić na wiele różnych sposobów. Najbardziej powszechny jest podział na „naszych” i „obcych” – przy czym my jesteśmy „normalni”, a oni nie.
Nasza skóra ma właściwy kolor. Nie jemy tego ich obrzydliwego jedzenia, mamy swoją kiełbasę, swoje pierogi i bigos, a nie te zabobony. To, co ma być surowe, jemy na surowo, gotujemy, co ma być ugotowane. Jak coś ma zgnić, zanim to zjemy, to pakujemy do beczki, żeby zgniło właściwie. I oczywiście jemy w jedyny właściwy sposób, czyli siadamy na krześle, przy stole. Wszystko inne jest niewłaściwe, całe to kucanie, klękanie. „Normalnie” uprawiamy heteroseksualny uświęcony sakramentem, legalny seks. „Normalnie” wychowujemy nasze dzieci. We właściwy sposób okrywamy swoje ciała. Wiemy, jak się zachować, znamy normy, bo na tym właśnie polega bycie „normalnym”.
Margaret Mead pisała, że nie ma takich zachowań uważanych za typowo męskie, które nie byłyby w innej kulturze uważane za zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Tak samo jest ze stereotypami dotyczącymi cech charakteru i predyspozycji. Są kultury, w których uważa się, że dzieci są zbyt cenne, by opiekowały się nimi matki. Są takie, w których alkohol mogą pić wyłącznie panie, bo uważa się, że mają mocniejsze głowy. Opisane przez Ruth Benedict plemiona rdzennych Amerykanów jako normę akceptowały seksualną niebinarność.
Wobec tego co „nienormalne” odczuwamy lęk, który rodzi agresję. Zamiast próbować zrozumieć, człowiek przekonany o słuszności i powszechnym obowiązywaniu swojej normy szykuje się do obrony. Nie ma szans na dialog. Zresztą barbarzyńcy nie znają naszego języka. Coś mamroczą. Nie mają literatury. Nie mają historii, polityki ani prawa. Przychodzą z daleka. Są Czarni.
Czy naprawdę ktokolwiek jeszcze wierzy, że z Europy da się zrobić twierdzę? Przecież to tylko mrzonka
Achille Mbembe, wybitny współczesny filozof z Kamerunu, pisze: „Ten, kto nienawidzi Czarnego, kto się go boi lub kogo ogarnia lęk przed realnym bądź urojonym spotkaniem z Czarnym, ten odtwarza traumę utraty poczucia bezpieczeństwa. Nie działa ani racjonalnie, ani logicznie. Nie myśli. Jest powodowany afektem i posłuszny jego prawom” („Polityka wrogości”, tłum. U. Kropiwiec, Warszawa 2018). Można byłoby coś z tym afektem zrobić, prawda? Zadbać o budowanie porozumienia. Wdrożyć jeden z wielu programów edukacji międzykulturowej. Można byłoby spróbować kulturowego barteru, poszerzyć horyzonty, wspólnie pomyśleć o odpowiedzialności, o globalizacji produkcji i katastrofie planetarnej, która w perspektywie kilku najbliższych lat stanie się najważniejszą przyczyną wędrówek ludów, i tak – będą z jej powodu wybuchały wojny. Można by było. Ale po co? Skoro właśnie ten strach, to dzielenie na „normalnych” i „nienormalnych”, na Czarnych i Białych od tysięcy lat jest najbardziej kalorycznym paliwem dla każdej władzy? Czy w czasie tak wielkich napięć rzeczywiście przetrwamy bez zmiany paradygmatu? Czy przemoc jest konieczną odpowiedzią?
Mbembe nie ma złudzeń: „inność” jest jednym z najpoważniejszych oskarżeń. Oni są „inni”, a więc „nienormalni”. Równocześnie nie mogą również stać się równi nam, „normalnym”. „W rezultacie powstaje sytuacja szaleństwa, która aby trwać, potrzebuje bezustannej przemocy, przemocy, która ma funkcję mityczną w takim stopniu, w jakim jest bezustannie odrealniana. Nie jest uznana przez dominującego, który zresztą stale jej zaprzecza i ją umniejsza. Istnieje, ale ci, którzy są jej sprawcami, pozostają niewidoczni i bezimienni. Nawet wtedy, kiedy jej istnienie zostaje udowodnione, nie posiada podmiotu. Ponieważ dominujący w żadnym razie nie jest za nią odpowiedzialny, mogła do niej doprowadzić sama ofiara. Tak więc, kiedy na przykład zabijamy, to dlatego, że oni są, kim są”. Nikomu nie zależy na szukaniu tego, co łączy, bo osłabiałoby to napięcie pomiędzy „nimi” a „nami”. Z Afryki bardzo wyraźnie widać, że polityka Zachodu jest zbudowana na wrogości.
Czy naprawdę ktokolwiek jeszcze wierzy, że z Europy da się zrobić twierdzę? Nie potrzeba nawet specjalnie dystopijnej wyobraźni, żeby zrozumieć, że to tylko mrzonka, mokry sen zafascynowanych militariami chłopczyków, którzy tak bardzo chcieliby móc legalnie sobie postrzelać. Rozwiązania podyktowane lękiem zazwyczaj prowadzą do tego, że boimy się jeszcze bardziej. „Miejmy odwagę przyznać: to rasista stwarza poniżonego” , pisał Frantz Fanon w jednej z najważniejszych książek XX w. („Czarna skóra, białe maski”, tłum. U. Kropiwiec, Kraków 2020). Dlaczego wciąż nie jesteśmy gotowi na świat bez poniżenia?