Kraje NATO wydają coraz więcej na zbrojenia, ale wciąż nie tyle, na ile się umówiły. Stany Zjednoczone tracą cierpliwość — wynika z wypowiedzi ekspertów przepytanych przez „Newsweeka”.
NATO nie było tak silne i zwarte jak teraz pewnie od zakończenia zimnej wojny. Mimo to w 2024 r. nie osiągnie tego, co eksperci nazywają „matką wszystkich celów”.
Niemal 10 lat temu, w cieniu aneksji Krymu przez Rosję i wzniecenia wojny w Ukrainie, przywódcy NATO wyznaczyli sobie cel. Na szczycie w Walii stwierdzili, że do 2024 r. państwa członkowskie będą wydawać 2 proc. PKB na siły zbrojne.
Kiedy blisko dwa lata temu Rosja zaatakowała Ukrainę, NATO nie było jednak gotowe. Mimo to większość członków 31-państwowego sojuszu nie osiągnie w tym roku 2-proc. celu.
Wśród tych, którzy wciąż nie są gotowi, znajdują się największe potęgi, jak Niemcy, Francja, Turcja, Włochy i Hiszpania. Przywódcy NATO ostrzegają, że pozostaje ono nieprzygotowane na bezpośrednią wojnę z Rosją, która wydaje się coraz bardziej prawdopodobna.
— Od dawna NATO nie rozumiało celu swojego istnienia tak dobrze — powiedział „Newsweekowi” Michael Allen, który pełnił funkcję specjalnego asystenta prezydenta George’a W. Busha i starszego dyrektora w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. — Ale z drugiej strony: jeśli teraz nie dochodzą do progu 2-proc., to kiedy dojdą?
Taka frustracja od dawna odbija się echem w Kongresie i Białym Domu, niezależnie od tego, kto zasiada w Gabinecie Owalnym. Inwazja Rosji po raz kolejny pokazała zależność Europy od amerykańskiej potęgi militarnej i finansowej, którą cele miały złagodzić.
— 2 proc. to matka wszystkich celów, bo dotyka sensu sojuszu jako transatlantyckiej umowy. W jej ramach Stany Zjednoczone zapewniają bezpieczeństwo Europie. Od Europejczyków oczekuje się, że wykonają swoją część — powiedział „Newsweekowi” Fabrice Pothier, były dyrektor ds. planowania polityki w NATO, który pracował nad 2-proc. zobowiązaniem.
Polska realizuje plan
Na ostatnim szczycie sojuszu w lipcu 2023 r., 11 z 31 państw NATO przekroczyło cel 2 proc. Lista przedstawia się następująco: Polska (3,9 proc.), Stany Zjednoczone (3,49 proc.), Grecja (3,01 proc.), Estonia (2,73 proc.), Litwa (2,54 proc.), Finlandia (2,45 proc.), Rumunia (2,44 proc.), Węgry (2,43 proc.), Łotwa (2,27 proc.), Wielka Brytania (2,07 proc.) i Słowacja (2,03 proc.).
Wyniki państw położonych wzdłuż wschodniej granicy są godne uwagi. Norwegia (1,67 proc.) jest jedynym państwem NATO graniczącym z Rosją, które jeszcze nie osiągnęło celu.
Na wschodzie, państwa NATO wzywają nawet sojusz do pójścia dalej. W ubiegłym roku premier Estonii Kaja Kallas zobowiązała Tallin do osiągnięcia nowego celu wydatków na poziomie 3 proc. PKB. – Znajdujemy się w nowej rzeczywistości bezpieczeństwa i każdy musi zrobić to, co do niego należy – mówiła „Newsweekowi” w maju.
Ci, którzy pozostają w tyle, twierdzą, że mogą potrzebować dekady lub więcej. A w tyle pozostają Belgia (1,26 proc.), Słowenia (1,35 proc.) i Portugalia (1,48 proc.).
Belgijska minister obrony Ludivine Dedonder powiedziała „Newsweekowi”, że kraj jest na dobrej drodze do osiągnięcia 2 proc. do 2035 r. Debonder dodała, że stanowi to „postępową i przede wszystkim realistyczną trajektorię, biorąc pod uwagę tendencję spadkową w ciągu ostatnich 30 lat”.
Luksemburg (0,72 proc.) jest krajem o najniższych wydatkach, choć ze względu na swój rozmiar jest jedynym państwem NATO, które uzyskało wyjątek od 2-proc. celu.
— Zobowiązaliśmy się do osiągnięcia 1 procenta PKB do 2028 r. i 2 proc. w perspektywie średnioterminowej — powiedział „Newsweekowi” rzecznik luksemburskiego Ministerstwa Obrony, podkreślając potrzebę „bardzo poważnego traktowania rosyjskiego zagrożenia i inwestowania w nasze wspólne odstraszanie i obronę”.
Bardziej niepokojące dla sojuszu są wyniki największych potęg, takich jak Hiszpania (1,26 proc.), Turcja (1,31 proc.), Włochy (1,46 proc.), Niemcy (1,57 proc.) i Francja (1,9 proc.).
Powolny wzrost wydatków to nie tylko problem europejski. Rzecznik kanadyjskiego Ministerstwa Obrony powiedział „Newsweekowi”, że wydatki wojskowe tego kraju w 2023 r. wyniosły 1,38 proc. PKB. Według raportu „The Washington Post” z 2023 r. premier Justin Trudeau zasugerował prywatnie, że Kanada może nigdy nie osiągnąć tego progu.
— To oczywiste, że wydatki jednych krajów mają większe znaczenie niż innych — przyznał Pothier. — To wspaniale, że kraje bałtyckie osiągają, a nawet przekraczają poziom 2 proc. Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się masa, zwłaszcza w przypadku działań wojennych o wysokiej intensywności, które są obecnie częścią głównego nurtu scenariuszy, jakie muszą brać pod uwagę planiści obrony NATO. Żeby zrobić różnicę, potrzebujemy, by kraje o najwyższym PKB osiągnęły 2-proc. próg.
— Dlatego Niemcy — które zawsze były „państwem wahadłowym” europejskich wydatków na obronę — są teraz jeszcze ważniejsze ze względu na ich znaczenie w przemyśle obronnym — dodał Pothier. — A wszyscy inni członkowie tego, co zwykłem nazywać „klasą średnią”, którzy nie są mali, ale nie należą do czołówki, jak Hiszpania, Włochy, a nawet Holandia, muszą skierować wydatki obronne we właściwym kierunku — mówi Pothier.
Rzecznik niemieckiego Ministerstwa Obrony powiedział „Newsweekowi”, że Berlin jest na dobrej drodze.
— Minister, a także kanclerz, ogłosili, że w 2024 r. Niemcy osiągną zobowiązanie do inwestycji obronnych — powiedział urzędnik.
Rzecznik holenderskiego Ministerstwa Obrony również zwrócił uwagę na decyzję sojuszników podjętą na szczycie w Wilnie w 2023 r., że 2-proc. cel „jest dolną granicą, a nie pułapem”. Jak powiedział „Newsweekowi”, przewiduje się, że kraj osiągnie 1,93 proc. do 2025 r., a dalsze postępy będą zależeć od polityki nowego rządu.
Kluczowy rok dla NATO
Zbiorowy obraz może być nieco bardziej różowy po opublikowaniu rocznych danych sojuszu na lipcowym szczycie w Waszyngtonie. Rzecznik Ministerstwa Obrony Czarnogóry powiedział „Newsweekowi”, że kraj ten wydaje obecnie 2,01 proc. PKB na obronę, podczas gdy urzędnik obrony Macedonii Północnej powiedział, że w tym roku osiągnie 2,05 proc.
Dania (wydająca 1,65 proc. PKB w lipcu) „postanowiła przeznaczyć na fundusze obronne 2 proc. PKB na stałe od 2023 r. — powiedział „Newsweekowi” urzędnik Ministerstwa Obrony.
Szwecja, która wciąż czeka na ratyfikację parlamentarną ze strony Turcji i Węgier, aby stać się trzydziestym drugim państwem sojuszu, „osiągnie i przekroczy 2-proc. cel z budżetem na 2024 r.”, zdradził „Newsweekowi” urzędnik Ministerstwa Obrony. Przewidywany wskaźnik na ten rok wynosi 2,2 proc.
Minister obrony Pål Jonson powiedział, że „jest zdania, że Szwecja będzie musiała pozostać nie tylko na poziomie 2 proc., ale nawet powyżej tego poziomu w dającej się przewidzieć przyszłości”. Sztokholm spodziewa się dołączyć do NATO „wkrótce”.
Jeśli obietnice zostaną spełnione — i jeśli Szwecja w końcu stanie się trzydziestym drugim członkiem sojuszu — połowa członków NATO osiągnie poziom 2 proc. do końca tego roku.
— Trend jest jednoznaczny, państwa wydają na zbrojenie coraz więcej. Ale myślę, że jest duży znak zapytania, co będzie dalej — powiedział Pothier
Charles Kupchan z Council on Foreign Relations zgodził się, że „ogólny obraz” jest zachęcający. — Nie tylko widzieliśmy, że więcej krajów dąży do osiągnięcia 2-proc. celu, ale jednocześnie nastąpiły inne zmiany, w tym znaczne wzmocnienie wschodniej flanki.
— Finlandia dołączyła, a ma całkiem sprawne wojsko. Zgaduję, że Szwecja również będzie członkiem sojuszu w stosunkowo niedalekiej przyszłości — powiedział Kupchan, który zasiadał w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego prezydentów Baracka Obamy i Billa Clintona.
Nawet 2-proc. cel wydaje się obecnie niewystarczający, biorąc pod uwagę wojnę Rosji z Ukrainą. Państwa NATO zmobilizowały się, by pomóc Kijowowi, ale okazuje się, że nie są w stanie nadążyć za wymogami nowoczesnej wojny na pełną skalę. Urzędnicy ostrzegają, że rozwiązanie tego problemu może zająć lata.
— Wartość 2 proc. została po raz pierwszy podniesiona na szczycie NATO w Rydze w 2006 r. To był prawdopodobnie jeden z najbardziej pokojowych okresów w historii Europy — powiedział „Newsweekowi” James Rogers, współzałożyciel i dyrektor ds. badań w brytyjskiej Council on Geostrategy. — Uważano wówczas, że jest to absolutne minimum potrzebne w warunkach pokoju.
— To, czy 2 proc. rzeczywiście wystarczy w radykalnie odmiennych warunkach, jest wielkim pytaniem. Sądzę, że kraje Europy Wschodniej, w szczególności Polacy, będą coraz bardziej zdecydowanie podnosić tę kwestię — dodał Rogers.
— Jeśli kraje takie jak Polska i kraje bałtyckie mogą sobie na to pozwolić — a ich PKB i PKB na mieszkańca są znacznie niższe niż w krajach takich jak Niemcy, Francja, a nawet Włochy i Hiszpania — to naprawdę nie ma powodu, dla którego bardziej zamożne kraje Europy Środkowej i Zachodniej nie mogą — dodaje ekspert.
— Europa, zwłaszcza zachodnia, musi wziąć się w garść i zacząć traktować tę kwestię poważniej niż obecnie — powiedział Rogers.
Testowanie cierpliwości Ameryki
Nieosiągnięcie 2-proc. celu wskazuje na głębszy problem w Europie. Niektórzy przywódcy — przede wszystkim prezydent Francji Emmanuel Macron — naciskają na bardziej kolektywną politykę obronną i samodzielność. Jednak walka Ukrainy o przetrwanie obnażyła zarówno polityczne, jak i logistyczne ograniczenia, które wciąż utrudniają konsolidację europejskiej obrony.
— Jeśli chodzi o budżet obronny, sprawy posuwają się naprzód — powiedział Kupchan. — Jeśli chodzi o kolektywizację polityki obronnej i racjonalizację wydatków na obronę, Europa poczyniła mniejsze postępy.
Na szczęście dla Europy, Rosja zaczęła inwazję w czasie, gdy lokatorem Białego Domu był jeden z najbardziej proeuropejskich amerykańskich prezydentów w historii. Wojna Putina może jednak przetrwać kadencję prezydenta Joego Bidena, a jego następca — czy to w 2025 r., czy później — może nie być tak cierpliwy wobec sojuszników USA.
— Europa ryzykuje większe tendencje izolacjonistyczne w Stanach Zjednoczonych, więcej niechęci, że dźwigają one większość lub cały ciężar. Widać, że Europa zrobiła krok po wybuchu wojny w Ukrainie, ale czy zrobiła wystarczająco dużo? Myślę, że jeśli zaczniesz rozmawiać z republikańskimi kongresmenami w Izbie Reprezentantów, są oni ogromnie sfrustrowani — mówi Allen.
— Jeśli Europejczycy chcą, by Stany Zjednoczone nadal były głównym graczem w NATO i zapewniały bezpieczeństwo, muszą zrobić krok naprzód. I to w jakiś namacalny sposób, by amerykańscy politycy mogli go wskazać i powiedzieć Amerykanom: „Nie jesteśmy jedynymi ludźmi płacącymi rachunki na całym świecie” — kończy Allen.
Tekst opublikowany w amerykańskiej edycji „Newsweeka”. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”.