Adam Bielan, spin doktor PiS – będący wiosną 2020 r. sztabowcem Andrzeja Dudy – próbował we wtorek przekonywać, że nie miał niczego wspólnego z organizacją wyborów kopertowych. W materiałach dowodowych znalazły się jednak maile udowadniające, że z Bielanem konsultowano nawet rodzaj zabezpieczeń na drukach PWPW.

Były członek Porozumienia Jarosława Gowina, późniejszy lider Republikanów, europoseł Zjednoczonej Prawicy Adam Bielan stanął we wtorek 7 maja przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych. Powód był jeden – podczas wcześniejszych przesłuchań to właśnie Bielana wielu świadków wskazywało jako osobę, która miała podsunąć pomysł wyborów korespondencyjnych Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Bielan nie zaprzeczał, ale – na wszelki wypadek – wypowiedzi na temat swojej odpowiedzialności mocno niuansował. — Kiedy 29 marca odbyły się wybory korespondencyjne w Bawarii, uznałem, że przy porozumieniu głównych sił politycznych, będzie to rozwiązanie najlepsze, najmniej złe. Skoro data wyborów była wyznaczona, nie dało się ich odwołać, trzeba było wybierać mniejsze zło. Uważałem, że możliwość zafałszowania wyborów na wielką skalę byłaby niemożliwa – opowiadał Bielan. Pomysł miał skonsultować z Jarosławem Gowinem, a potem, 31 marca wieczorem zadzwonił z nim do Jarosława Kaczyńskiego. – Prezes zapowiedział, że to rozważy – powiedział komisji Adam Bielan.

— Rozmawiałem z nim przez telefon, w godzinach wieczornych, to ja zadzwoniłem. Przekazałem informacje, że odbyły się wybory korespondencyjne w Bawarii i rozmawiałem o tym z Jarosławem Gowinem, przekazałem, że naszym zdaniem można to zrobić w ten sposób. […] Przedstawiłem moją opinię w tej sprawie – relacjonował dokładnie Bielan.

— Czy nie uważał pan za niestosowne, że jednocześnie był pan członkiem sztabu Andrzeja Dudy i jednocześnie proponował pan sposób zorganizowania wyborów? — dopytywał wiceprzewodniczący komisji Jacek Karnowski.

— Uważam przede wszystkim, że Dariusz Joński stosuje tę komisję jako trampolinę do eurowyborów. […] To państwo nie chcieliście tych wyborów, to wy chcieliście zmienić kandydata. Pańskie pytanie jest absurdalne. Dążyliśmy do wyborów i udałoby się je zorganizować, gdyby nie obstrukcja Senatu – odgryzał się europoseł prawicy.

Słownych potyczek było zresztą więcej. W pewnym momencie Adam Bielan wprost zarzucił Dariuszowi Jońskiemu, że ten robi sobie za pomocą komisji śledczej kampanię do europarlamentu. – Zwracam uwagę, że prace poprzednich komisji śledczych trwały nawet po dwa, dwa i pół roku, te mają się skończyć po pół roku. Rozumiem, że chodzi tutaj o start jej przewodniczącego do PE – kpił Adam Bielan, który sam otwiera listy Prawa i Sprawiedliwości na Mazowszu (Dariusz Joński jest „jedynką” w Łodzi).

Przez większość przesłuchania Adam Bielan próbował przekonywać, że owszem, podsunął pomysł, ale nie miał nic wspólnego z procesem organizowania wyborów korespondencyjnych w sensie formalnym. Szybko okazało się jednak, że europoseł mija się z prawdą. Wśród materiałów, którymi dysponuje komisja śledcza, odnalazł się m.in. mail wysłany do Adama Bielana przez Macieja Biernata, ówczesnego prezesa Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Wiadomość trafiła na prywatną skrzynkę Bielana w domenie GMAIL, a opowiadała o rodzaju zabezpieczeń na drukach wyborczych PWPW.

— Czy dostawał pan korespondencję na swój adres mailowy w domenie GMAIL ze szczegółami organizacji wyborów korespondencyjnych? — dopytywał Bielana wiceprzewodniczący Bartosz Romowicz.

— Być może, mam wiele adresów mailowych — odpowiadał europoseł. I dodawał, że nie przypomina sobie, „aby taką wiadomość odczytał” lub „korespondował z panami”. – Zapewniam, że nie brałem udziału w konsultowaniu tych decyzji, nie brałem udziału w podejmowaniu decyzji przez PWPW – twierdził.

— Dużo pan takich maili od PWPW otrzymywał? — pytał dalej poseł Romowicz.

— Nie przypominam sobie — mówił Bielan.

To jednak nie wszystko. Podczas przesłuchania Adam Bielan zdecydowanie odcinał się od Roberta Anackiego, byłego działacza Porozumienia Jarosława Gowina. Nazwał Anackiego „znanym aferzystą” i stwierdził, że nie przypomina sobie dyskusji nt. wyborów korespondencyjnych, która miała mieć miejsce za pośrednictwem komunikatora Signal. Przekonywał też członków komisji, że kontakty z Anackim zerwał jeszcze „w kwietniu 2020 r.”.

Takie zeznania szybko okazały się jednak dużą nonszalancją. A to dlatego, że Robert Anacki od samego początku na żywo komentuje zeznania posłów Zjednoczonej Prawicy ws. wydarzeń z wiosny 2020 r. (już podczas przesłuchań Jarosława Gowina oraz Michała Wypija). Tak było i tym razem.

„Pan Bielan kłamie, że był ze mną w konflikcie, wręcz był w dobrych relacjach do majowych wyborów i pracowaliśmy wspólnie w kwietniu i maju aby pogodzić strony odnośnie wymagań jakie stawiał PJG co do organizacji wyborów prezydenckich w okresie pandemii, nawet próbował przez Panów Rabendę i Klinowskiego nakłonić mnie do wyrzucenia Jarosława Gowina z jego własnej partii po ustaleniach” – napisał na platformie X/Twitterze Robert Anacki i na dowód zamieścił screeny z wymianą wiadomości z Adamem Bielanem.

Skonfrontowany z tymi wiadomościami europoseł Prawa i Sprawiedliwości zasłaniał się lukami w pamięci.

– Być może źle zapamiętałem, że to nie było w kwietniu, a w maju – wyjaśniał.

— Pan kłamie – zarzucił mu przewodniczący Dariusz Joński.

— To jest pana opinia – odcinał się Bielan i wyjaśniał, że w ustaleniach nie ma niczego sensacyjnego, 6 maja Jarosław Gowin podpisał porozumienie z Jarosławem Kaczyńskim. Europoseł powtórzył też oskarżenia pod adresem Anackiego.

— Nie wprowadziłem opinii publicznej w błąd. Pan Anacki został do mnie wysłany przez Jarosława Gowina, być może spotkania miały miejsce już w maju. Ale ponieważ pan Anacki, zamiast o wyborach, zaczął ze mną rozmawiać o poborze opłat drogowych, zerwałem z nim stosunki – mówił Bielan.

— Czy pan rozumie, że za to jest kara? Za składanie fałszywych zeznań? – dopytywał Joński.

— Jestem świadomy tego, co robię i mówię na komisjach — zapewnił Bielan.

W obydwu wspomnianych sprawach – zarówno korespondencji z PWPW, jak i kontaktów z Robertem Anackim – kłamstwa mogą Bielana dużo kosztować. Wszyscy świadkowie komisji śledczych składają przysięgę, podczas której zobowiązują się mówić prawdę i tylko prawdę. Za składanie fałszywych zeznań grozi nawet kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Gdyby Bielan został skazany przez sąd (może o to wnioskować komisja), miałoby to ogromne znaczenie dla jego kampanii do europarlamentu.

W reszcie zeznań przed komisją śledczą Adam Bielan powielał dotychczasową narrację Zjednoczonej Prawicy na temat wyborów korespondencyjnych. W skrócie: data była ustalona, było to jedyna możliwość, Polsce groził kryzys konstytucyjny. Prawica liczyła więc na „polityczny konsensus” i współpracę wszystkich partii, aby udało się zorganizować wybory. W roli złego bohatera Bielan próbował jednoznacznie osadzić Gowina. To prezes Porozumienia miał zostać skuszony przez Władysława Kosniaka-Kamysza, podczas prywatnej kolacji, pomysłem wysadzenia wyborów kopertowych w powietrze. W zamian miał otrzymać posadę marszałka Sejmu. – Wiemy, że on był na takie stanowiska łasy – wtórował Bielanowi wiceprzewodniczący Waldemar Buda.

Tyle że to półprawda. Po pierwsze, data wyborów została zmieniona i do kryzysu nie doszło. Po drugie, opowiadanie o „politycznym konsensusie” to bzdura — jak słusznie zauważył wiceprzewodniczący Jacek Karnowski — ustawa wyborcza została przepchnięta przez Sejm bez konsultacji w zaledwie trzy godziny. Po trzecie – jakkolwiek względem Gowina można mieć liczne zastrzeżenia – to jego niezgoda doprowadziła do tego, że organizowane w wariackim tempie wybory kopertowe 10 maja nie doszły do skutku.

— Wstydzi się pan organizowania tych wyborów? — dopytywała europosła posłanka Magdalena Filiks.

— Wstydzić się mogą ci, którzy je zablokowali, a nie ja — odpowiedział Bielan.

HtmlCode

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version